Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Wszystko co nie pasuje do pozostałych sekcji, a dotyczy tego okresu.
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Warka »

Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski i dlaczego?
Zanim przejdziemy do krótkiego przeglądu władców i wybierzemy najlepszego powiedzmy słów kilka o tym, co znaczy termin królowie elekcyjni. W powszechnej świadomości pierwszym królem elekcyjnym był Henryk Walezy (jednocześnie jeden z najkrócej nam panujących władców-3 miesiące). Jednak był on tylko pierwszym z polskich królów wybranych, (czyli pochodzących z elekcji) wg nowych wtedy zasad elekcji. Podstawową zmianą, jaka wtedy zaszła w zasadach elekcyjnych było wprowadzenie elekcji, viritim, czyli elekcji, w której osobiście mógł wziąć udział (z równym dla wszystkich uczestników głosem) każdy szlachcic. Jedynym warunkiem wzięcia w niej udziału było osobiste przybycie na pole elekcyjne leżące wtedy opodal Warszawy, a dziś w granicach jej dzielnicy Wola. Tylko historycy pamiętają o tym fakcie, że tak naprawdę to pierwszym naszym królem elekcyjnym był trzeci władca z nowej wtedy u nas dynastii Jagiellonów, Jan Olbracht. Tej elekcji (oraz trzech następnych) dokonała jednak rada królewska składająca się z najwyższych urzędników państwowych i biskupów. Tak, więc zarówno Jan Olbracht, Aleksander, Zygmunt Stary jak i Zygmunt August byli tak naprawdę królami elekcyjnymi. Co prawda elekcje powoływały na tron króla Polski (na Litwie byli władcami dziedzicznymi) najpierw braci, a potem syna ostatniego z nich, ale to wcale nie wynikało z jakiegoś prawa (np. dziedzicznego) tylko z przywiązania do tego rodu i przyzwyczajenia się do myśli, że u nas rządzą Jagiellonowie. Patrząc z tej perspektywy mniej dziwaczna wydaje się elekcja ostatniego z Jagiellonów Zygmunta Augusta dokonana za życia jego ojca Zygmunta Starego. Ten ostatni po uroczystej koronacji swego małoletniego syna miał jeszcze żyć i panować lat 18. Przechodząc jednak do sedna sprawy ustalmy, że pod określeniem królowie elekcyjni będziemy rozumieć królów polskich poczynając od Henryka Walezego do Stanisława Augusta Poniatowskiego. O Henryku Walezym trudno cokolwiek wyrokować, ponieważ jego panowanie było tak krótkie (przypomnijmy, że na wieść o śmierci swojego brata króla Francji uciekł z Polski by w swojej ojczyźnie objąć dziedziczny tron), iż właściwie nie można brać go w ogóle pod uwagę. Dopiero druga elekcja (dokonana w grudniu 1575 r.) zaowocowała 10 letnim panowaniem (licząc od koronacji w 1576 r.) Stefana Batorego, wcześniej władcy Siedmiogrodu (zresztą z łaski padyszacha, czyli sułtana tureckiego, którego ten kraj był lennem). Było to niewątpliwie panowanie udane. Po nieco wątpliwym sukcesie w walce z Gdańskiem (gdzie król zyskał potężny okup, ale Gdańsk uprzywilejowaną pozycję na polskim Bałtyku) odbyto cały szereg zwycięskich wypraw przeciwko Księstwu Moskiewskiemu i zdobyto mocną pozycję w Inflantach. Wszystko to miało być jednak wstępem do zasadniczego celu, jakim dla rodowitego Węgra, jakim był Stefan Batory było uwolnienie jego kraju od panowania tureckiego. Można być pewnym, że gdyby nie śmierć tej niewątpliwie bardzo silnej osobowości to Polska została by wplątana w bardzo ciężką wojnę z Turcją, która stała wtedy u szczytów swej potęgi. Taki konflikt nie leżał w interesie Polski i tylko dzięki temu, że 1586 rok oznaczał kres ziemskich trosk "wojennego Pana" (jak nazywano czasem Batorego) już wtedy nie rozpoczęło się bezprzykładne trwonienie sił, środków i zasobów (zarówno materialnych jak i ludzkich) naszego narodu i państwa dla ścigania chimer naszych (tylko formalnie) trzech kolejnych królów z rodziny Wazów. Chodzi tu o króla Zygmunta III Wazę i jego dwóch synów (Władysława IV i Jana Kazimierza), którzy panowali kolejno po sobie przez 80 lat licząc od śmierci Batorego. Zapowiadało się wszystko dobrze. Nowy król Zygmunt III był synem rodzonej siostry Zygmunta Augusta i króla Szwecji, katolikiem, co w ówczesnej Szwecji było już zjawiskiem rzadkim, ale pasowało do jego nowej ojczyzny, która co prawda była wielokulturowa lecz, w której katolicyzm był jednak dominujący. Można, więc było (pamiętając o historii unii polsko-litewskiej) mieć nadzieję na unię polsko-szwedzką. Jak się jednak wkrótce okazało to właśnie ten można by rzec wojujący katolicyzm (nawet jak na ówczesne mocno odmienne od naszych standardy) naszego pierwszego Wazy (z numerkiem III) stał się przyczyną całego szeregu wojen, w których często wygrywaliśmy na polu bitwy, lecz jeszcze częściej przegrywaliśmy przy stole rokowań. W wojnach tych ostatecznie ponieśliśmy tak potężne straty, że nie podnieśliśmy się z nich w wielu dziedzinach, aż do drugiej połowy XIX wieku. Unia (personalna) między Polską i Szwecją istniała faktycznie w latach 1592-1598 tzn. od śmierci ojca Zygmunta III, Jana III do zakończonej klęską i detronizacją Zygmunta (dokonaną przez sejm szwedzki) wyprawy zbrojnej do Szwecji tego ostatniego dokonanej zresztą siłami zaciężnymi najętymi za prywatne fundusze króla. Trzeba jednak pamiętać, że rozróżnienie między tym, co stanowi prywatny majątek króla, a tym, co stanowiło majątek państwa było wtedy bardzo płynne lub wręcz żadne. Później nastąpił długi ciąg wojen polski-szwedzkich, które ze strony polskich władców z dynastii Wazów zawsze miały w ich zamyśle doprowadzić do uznania ich pretensji do tronu Szwecji. Ze strony Szwedów zaś to, że królowie Polski używają tytułu króla Szwecji najpierw stanowiło realne zagrożenie dla ich władzy, z którym trzeba było koniecznie walczyć, a z czasem stało się wygodnym pretekstem usprawiedliwiającym ich już czysto ekspansjonistyczną politykę w stosunku do naszego państwa. Dodatkowym czynnikiem negatywnym, o którym trzeba pamiętać oceniając wojny polsko-szwedzkie jest to, że w dużej mierze prowadzone one były na terenie Pomorza Gdańskiego, które było wtedy najbogatszym regionem naszego państwa (z duża ilością tzw. "królewszczyzn", czyli posiadłości króla), a to oznaczało wyniszczanie gospodarczego jądra naszego kraju. Inną awanturą, w którą wplątał nas Zygmunt III Waza były wojny z Rosją. Zaczęło się w tym przypadku od ściśle prywatnej i czysto awanturniczej wyprawy kilku magnatów kresowych (Wiśniowieckich i Miniszcha) w obronie rzekomych praw do tronu rzekomego carewicza Dymitra zwanego słusznie Samozwańcem, który rzekomo miał być "cudownie" ocalonym synem Iwana Groźnego. Król najpierw "po cichu", a potem (od 1609 r.) oficjalnie zaangażował i siebie i nasz kraj w fantastyczne projekty opanowania tronu carskiego w Moskwie i przeciągnięcia Rosjan na stronę katolicyzmu. Po utracie Szwecji Rosja miała stać się dziedziczną własnością polskich Wazów. Sukcesy oręża polskiego (zwłaszcza przyszłego bohatera z pod Cecory, hetmana Stanisława Żółkiewskiego) zostały jednak zmarnowane przez absolutny brak elastyczności połączony z niesłychanym uporem i ciasnotą światopoglądową Zygmunta III. Król ten ma wspaniały pomnik w Warszawie (najstarszy z naszych pomników) wystawiony mu przez jego syna i następcę Władysława IV i to jest jedyne miejsce w Polsce gdzie taki pomnik może stać gdyż tylko Warszawa ma naprawdę wiele do zawdzięczenia temu władcy. U nas na Pomorzu taki pomnik należałoby właściwie zburzyć. Powstały za Zygmunta III Wazy węzeł gordyjski spraw rosyjsko-szwedzko-tureckich, do którego doszła jeszcze sprawa kozacka z trudem rozplątywał jego syn Władysław. Był o niebo lepszym politykiem niż ojciec i dlatego za jego panowania udało się załatwić korzystniej zarówno sprawy rosyjskie jak i szwedzkie. Jednak i on wstąpił na tron Polsce skażony "grzechem pierworodnym" Wazów, czyli chęcią odzyskania tronu w Szwecji, co pozwoliło załatwić tylko rozejm miedzy krajami, a nie dojść do jakiegoś trwałego porozumienia. Wszystkie te konflikty tliły się cały czas przysypane tylko "popiołem" różnych rozejmów. Jednak zapoczątkowany w momencie śmierci Władysława IV konflikt polsko-kozacki (ci ostatni zyskali wtedy wybitnego polityka i wodza, B. Chmielnickiego) podziałał jak huragan uderzający na dogasające ognisko. Rozpalił na nowo przygasające głownie i rozrzucił je po okolicy podpalając wszystko wokół. Nowy król, brat swojego poprzednika i syn Zygmunta III, Jan Kazimierz stanął wobec takiej skali problemów, której przeciwstawić się bez poniesienia większych strat mógłby chyba tylko geniusz, którym ten król zdecydowanie nie był. Jednoczesne nieomal uderzenia na Polskę Kozaków, Rosjan, Szwedów później jeszcze Siedmiogrodzian i poddanych księcia Brandenburgii i Prus omal nie unicestwiło naszej ojczyzny już w połowie XVII wieku. To, że nie doszło już wtedy do rozbioru Polski (zresztą zaplanowanego przez króla Szwecji) zawdzięczamy tylko nadzwyczajnej mobilizacji wszystkich żywotnych sił naszego narodu (włącznie z chłopami). Tą zaś zawdzięczamy paradoksalnie Szwedom. Ich, bowiem nadzwyczajna niczym nie hamowana chciwość i bezwzględność w ograbianiu zajętego w dużej mierze pokojowo kraju ich krótkowzroczność i zachłyśnięcie się poczuciem własnej siły (po zajęciu prawie całej Polski przy minimalnych stratach) doprowadziła ludność Polski do takiej determinacji, jakiej nie wzbudziłby w niej żaden uniwersał monarszy. Mimo woli przypominają się w tym momencie słowa z ballady śpiewanej przez P. Gintrowskiego, a mówiącej, że "...łatwiej przeżyć ojca śmierć niż ojcowizny stratę." Jedynymi tego króla sukcesami było chyba to, że mimo wszystko utrzymał się na tronie i zrzekł się w imieniu własnym i następców pretensji do tronu Szwecji. Ten ostatni fakt miał już niestety niewielkie znaczenie dla Polski, bo w kilka lat po nim Jan Kazimierz abdykował i nigdy już na tronie polskim nie zasiadł przedstawiciel tej dynastii. Następca Jana Kazimierza był, co prawda obywatelem Rzeczypospolitej, ale jedyną jego zasługą dla Polski była jego szybka śmierć, a tragicznym spadkiem utrata Podola i sprowadzenie Polski do roli wasala tureckiego (trzeba było płacić im coroczną daninę). Dopiero następny władca Jan III Sobieski (również obywatel naszego kraju) był tym królem, dla którego panowanie w Polsce i jej dobro było celem samym w sobie, a nie środkiem do realizowania jakichś mniej czy bardziej realnych projektów z polską racją stanu mających najczęściej niewiele wspólnego, a często stojących z nią wręcz w jawnej sprzeczności. Król ten, mimo, że "wyrósł" jako pogromca Turków był zdecydowanym zwolennikiem zakończenia wojen z Turcją. Swoją niebywałą energię i rozmach w działaniu chciał obrócić przeciwko potężniejącemu (zwłaszcza odkąd wyzwolił się z pod zależności lennej od Polski) władcy Prus Książęcych i Brandenburgii. Jeśli chodzi o Turcję to sprawa była jednak o tyle skomplikowana, że jak mawiał Boy-Żeleński, "Bo w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało naraz." Nasz ówczesny południowo-wschodni sąsiad będący jak to się dziś mówi "na fali", czyli w trakcie powiększania swojego terytorium nie chciał zrezygnować ze świeżo zdobytego Podola, a polska opinia publiczna nie chciała w żaden sposób pogodzić się z tą stratą. Stad też dalsze (po Chocimiu) walki z Turkami i wreszcie odsiecz wiedeńska. Ostatecznie Polska dzięki działaniom właśnie Sobieskiego odzyskała swoje utracone na rzecz Turcji terytoria, (choć stało się to już krótko po jego śmierci). Z działań przeciw Prusom Książęcym niestety nic właściwie nie wyszło gdyż była im niechętna większość magnaterii, która w tym czasie była już właściwie wszechwładna, jeżeli w jakiejś sprawie udało się jej zjednoczyć swoje siły. Niechętna zaś była, dlatego, że słusznie chyba podejrzewała, iż król chce opanować Prusy Książęce jako posiadłość dziedziczną dla mającej powstać dynastii Sobieskich. Takie zamierzenia nie były jednak sprzeczne z interesem Polski gdyż zarówno opanowanie Prus jak i stworzenie u nas monarchii dziedzicznej mogło zdecydowanie wzmocnić nasze państwo. Ta ostatnia sprawa była też nadzwyczaj ważna dla dwóch następnych władców z saskiej dynastii Wetynów Augusta II i Augusta III (zresztą ojca i syna). Władcy ci jednak byli gotowi wręcz przehandlować część ziem polskich byle tylko w pozostałej reszcie być dziedzicznymi władcami. Ich współzawodnik Stanisław Leszczyński, pomimo, że dwa razy był królem Polski tak był uzależniony od Szwedów, Gdańska i Francji oraz miał tak wielkie kłopoty z utrzymaniem tronu, że nie można mówić w jego przypadku o jakiejkolwiek samodzielnej czy nawet nie samodzielnej polityce państwowej. Jego niewątpliwie duży potencjał intelektualny został spożytkowany niestety dopiero w dalekiej Lotaryngii w historii, której zapisał się złotymi głoskami. Wreszcie przyjrzyjmy się naszemu ostatniemu elekcyjnemu władcy Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu koronowanemu w 1764 i zmuszonemu do abdykacji w 1795 (zresztą siłą sprawczą obu tych wydarzeń była Rosja). Król ten zaczynał w wielkim stylu mając dobry program naprawy państwa, który zaczęto realizować, a którego punktem szczytowym było uchwalenie Konstytucji 3 maja. Jednak był to już łabędzi śpiew naszego państwa zakończony targowicą i rozbiorami. Końcówka jego panowania była tak słaba, że patrząc na efekty jego działań trzeba powiedzieć o klęsce. Polityków trzeba oceniać nie po obietnicach i zamierzeniach, ale po owocach ich działań. Porównując panowanie Jana III Sobieskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego trzeba powiedzieć, że Sobieskiemu przynajmniej udało się zażegnać niebezpieczeństwo tureckie ciążące nad nami przez ok. 200 lat. Poniatowskiemu właściwie nie udało się zrobić nic trwałego poza stworzeniem symbolu niepodległego bytu państwowego towarzyszącego nam w okresie zaborów - Konstytucją 3 maja. Przechodząc do podsumowania należy zwrócić uwagę na jeden podstawowy czynnik, który zadecydował o zdecydowanie negatywnej ocenie olbrzymiej większości naszych bohaterów. Tym czynnikiem była sama instytucja wolnej elekcji. Choć bardzo się nam może podobać jej demokratyczny charakter to zawsze trzeba pamiętać, że nie można przenosić naszych schematów myślowych do historii. Czasy, o których mówimy charakteryzowały się brakiem demokracji praktycznie na całym świecie (nieliczne wyjątki dotyczące zresztą niewielkich organizmów państwowych tylko potwierdzają regułę. Tymczasem my zafundowaliśmy sobie prawie republikę prezydencką. Taka sytuacja prowadziła do nieustannego osłabiania władzy królewskiej z jednej strony (trzeba było zawsze coś obiecać, aby być wybranym) i uznawania tronu polskiego za coś gorszego niż praktycznie każdy inny tron byle dziedziczny przez tych, którzy już go zdobyli z drugiej strony. To z kolei prowadziło do podejmowanych z maniackim wręcz uporem prób uzyskania za wszelką cenę tronu gdzieś jeszcze poza Polską, co narażało nas na konflikty międzynarodowe, w których nasze państwo nic lub niewiele miało do zyskania. Natomiast widoczne nieomal w każdym panowaniu próby uzyskania władzy dziedzicznej w naszym kraju prowadziło do konfliktów wewnętrznych. Choć trzeba z całą jasnością stwierdzić, że gdyby któraś z tych prób się udała to było by to zjawisko pozytywne o dużym znaczeniu. Sęk w tym, że na samych (na nasze nieszczęście wielokrotnie powtarzanych) próbach się kończyło. Dlatego też jedynymi, którzy w tej rywalizacji wysuwają się, choć trochę przed szereg są ludzie, którzy od wielu, wielu pokoleń byli mieszkańcami naszego kraju, a nie przybyszami. Dla tych ludzi tron w Polsce był szczytem ich kariery, a ich własna pomyślność (i ich rodzin) była w naturalny sposób związana z pomyślnością naszego kraju. To powodowało, że skupiali się na ulepszaniu własnego państwa i obronie jego interesów, a nie na pogoni za Świętym Gralem. I nie przemawia tu przez autora jakiś nacjonalizm czy ksenofobia. Po prostu Szwed czy Siedmiogrodzianin wybrany na polski tron nie mógł przecież automatycznie odciąć się od całej swojej przeszłości, przeciąć jednym cięciem nici swoich własnych i rodzinnych lub narodowych interesów, stać się wreszcie Polakiem (w sensie tylko i wyłącznie kulturowym oczywiście). Taki scenariusz był, co prawda przynajmniej częściowo możliwy do zrealizowania, bliski tego był Batory. Jednak rzecz w tym, że ustrój państwa musi być tak skonstruowany, aby dobrze funkcjonował nie tylko w przypadku, gdy na czele państwa stoi geniusz i bohater w jednej osobie, ale przede wszystkim wtedy, gdy najważniejsza osoba w państwie jest człowiekiem zupełnie przeciętnym, a nawet poniżej przeciętnej. Takich warunków ustrój oparty na wolnej elekcji nie zapewniał i dlatego tylko zupełnie nieliczne jednostki wśród całej gamy naszych elekcyjnych władców zasługują na cieplejsze słowa jak wyróżniony Jan III Sobieski.

Henryk Jabłoński
MichałK
Posty: 117
Rejestracja: 27 gru 2010, 18:14

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: MichałK »

Fajny artykuł.
Skrzetuski
Moderator
Posty: 527
Rejestracja: 16 maja 2011, 14:57

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Skrzetuski »

Najlepszy? Zygmunt III - odzyskał Smoleńsk, dobrze współpracował z sejmem, prowadził swietną politykę nominacyjną. ;)
Otton III
Moderator
Posty: 524
Rejestracja: 10 paź 2010, 17:48

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Otton III »

Moim zdaniem to Stefan Batory był najlepszy.
Skrzetuski
Moderator
Posty: 527
Rejestracja: 16 maja 2011, 14:57

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Skrzetuski »

A mógłbyś uzasadnić? ;)
Otton III
Moderator
Posty: 524
Rejestracja: 10 paź 2010, 17:48

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Otton III »

Skrzetuski pisze:A mógłbyś uzasadnić? ;)
Oczywiście, a więc przedstawię listę jego dokonań:
-odzyskanie większości terenów Inflant utraconych w roku 1575 i 1577,
-zdobycie ziemi dorpackiej,
-odzyskanie ziemi połockiej utraconej przez Litwę w 1563 roku.

Do negatywnych skutków jego panowania zaliczę zniesienie statutu Karnkowskiego, czyli osłabienie wpływów polskich w Gdańsku, ale nie była to zbyt duża porażka. Zaliczę także oddanie szlachcie sądowych kompetencji monarszych.
Hobbit
Posty: 112
Rejestracja: 14 gru 2010, 04:41

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Hobbit »

Również uważam Stefana Batorego za najlepszego z królów elekcyjnych.
Skrzetuski
Moderator
Posty: 527
Rejestracja: 16 maja 2011, 14:57

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Skrzetuski »

Otton III pisze:Zaliczę także oddanie szlachcie sądowych kompetencji monarszych.
Moim zdaniem to właśnie plus. Przecież król nie był w stanie wszystkiego załatwiać sam.
Otton III
Moderator
Posty: 524
Rejestracja: 10 paź 2010, 17:48

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Otton III »

Jakoś poprzednicy Batorego na tronie byli w stanie.
Skrzetuski
Moderator
Posty: 527
Rejestracja: 16 maja 2011, 14:57

Re: Który z królów elekcyjnych był najlepszy dla Polski ?

Post autor: Skrzetuski »

No właśnie nie. Mariusz Markiewicz, Historia Polski 1492-1795: "Chociaż sejmy były bardzo często zwoływane, to jednak sąd sejmowy nie był w stanie rozpatrzyć wszystkich spraw spływających z sądów niższej instancji z terenów ogromnego państwa i tysiące z nich czekało latami na rozstrzygnięcie. W tej sytuacji postulat ruchu egzekucyjnego miał charakter racjonalny i pragmatyczny".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Polska króli elekcyjnych ogólnie”