Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Początek XVII w. przyniósł wznowienie działań antymoskiewskich. Rosja przechodziła właśnie kryzys dynastyczny. Przeciw carowi Borysowi Godunowowi wystąpił rzekomy syn Ivana IV, Dymitr. Poparty przez polskiego magnata Jerzego Mniszcha, który wydał za niego swą córkę Marynę, osiadł na tronie w 1605 roku. Wiele osób w Polsce zdecydowanie opowiadało się przeciw popieraniu tego awanturnika politycznego. Początkowo niechętny tej sprawie był również Zygmunt III. Wkrótce jednak zwolennicy „dymitriady” zdołali pozyskać króla.
Adambik
Posty: 497
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Wstęp

Rozejm w Jamie Zapolskim, oddający Rzeczypospolitej Inflanty i ziemie stracone przez Litwę w czasach Zygmunta II Augusta, uznano za wielki sukces. W utwierdzeniu i trwaniu pokoju dopomogła śmierć cara Iwana IV Groźnego (1584 r.) i objęcie władzy przez nieudolnego Fiodora Iwanowicza. Również król polski Stefan Batory nie zdążył (z powodu śmierci w 1586 r.) zrealizować swoich planów opanowania tronu rosyjskiego (po czym uderzono by na Turcję).

Rozejm Rzeczypospolitej z Rosją przedłużono w 1588 r. Obydwie strony nie myślały poważnie o wojnie, choć jak pokazuje poselstwo Lwa Sapiehy (1600 r.), nie były też skłonne ku większemu zbliżeniu (Sapieha proponował m.in. unię między dwoma krajami).

Sytuacja skomplikowała się, gdy ok. 1603 r. działalność rozpoczął Dymitr I Samozwaniec[1] poparty przez kilku magnatów polskich (m.in. Mniszchów [z tego rodu Dymitr miał wziąć żonę – Marynę Mniszchównę], Wiśniowieckich). Król Zygmunt III Waza potajemnie poparł jego wysiłki zmierzające do opanowania tronu carskiego (Dymitr I podawał, że jest cudownie ocalonym carewiczem Dymitrem, synem Iwana Groźnego – „oficjalnie” zmarłym w 1591 r.)[2].

Dymitr zdobył koronę w dużej mierze dzięki śmierci cara Borysa Godunowa (następcy Fiodora Romanowa – ostatniego cara z tej dynastii) i jego następcy Fiodora Godunowa w 1605 r.

Radość nie trwała długo, bo pod koniec maja 1605 r. Dymitr zginął w trakcie powstania w Moskwie (carycy udało się przeżyć) i tym samym wszystkie jego obietnice i przyrzeczenia wobec Rzeczypospolitej m.in. oddania „smoleńskiej ziemi połowicy”[3] w tej chwili okazały się tylko słowami (choć nie wiadomo czy i wcześniej nimi nie były). W zamachu zginęło też kilkuset Polaków (Józef Budziło szacował ich liczbę na 1300[4]), tych, którym udano się przeżyć (również Marynie) uwięziono (m.in. Mniszchowie [Jerzy[5], Jan, Stanisław, Paweł], Konstanty Wiśniowiecki, Stanisław Niemojewski, Marcin, Andrzej i Jerzy Stadniccy, Adam Wolski, Stanisław Domaradzki, Zygmunt i Paweł Tarłowie, Michał Ratomski, Makary Demeski, Erazmowa Herburtowa, Barbara Kazanowska i inni[6]). Na wolności nie pozostawiono też posłów Rzeczypospolitej: Aleksandra Gosiewskiego (starosta wieliski) i Mikołaja Oleśnickiego (kasztelan małogoski).

Koronę carską przyjął jeden z najważniejszych bojarów moskiewskich, Wasyl Szujski. Także i jego rządy nie mogły zaznać spokoju, bo zaraz po objęciu przezeń władzy, w Rosji ciągle pojawiały się bunty, a także – kolejni samozwańcy.

Największym zrywem był tlący się na ziemi siewierskiej zryw Iwana Bołotnikowa twierdzącego, że występuje w imieniu ocalonego cara Dymitra, którym był – wg niego – Michał Mołczanow (zabójca cara Fiodora Godunowa)[7]. Bołotnikow został poparty przez niektórych bojarów (m.in. Masalskich, Daniela Dołgorukiego itd.), co dobitnie świadczy o dość niemałej kruchości władzy Szujski. Powstańcy opanowali ogromne połacie terenu[8], nie udało im się jednak zdobyć Moskwy, a w czerwcu 1607 r. wojska Szujskiego zablokowały ich w Tule.

„Szał” na samozwańców osiągnął punkt kulminacyjny, gdy gdzieś ok. lipca 1607 r. w Starodubie Siewierskim pojawił się człowiek (kolejny…) głoszący, iż jest ocalonym carem[9].

W gruncie rzeczy, podobnie jak w przypadku pierwszego samozwańca, tak i drugiego[10], nie wiadomo, kim był. Istnieją hipotezy zakładające, że był niejakim Wierowkinem, Moskwicinem Iwanem, pisarzem Dymitra I o imieniu Bohdanko, a nawet Żydem[11].

Dymitr II od początku nie próżnował, szukał pomocy u polskich magnatów, wiele wszystkim obiecywał, zaciągał wojska[12]. Wor (ros. złodziej, jak nazywano go w Moskwie) nawiązał współpracę z Romanem Różyńskim i Adamem Wiśniowieckim, jeszcze w 1607 r. próbował ściągnąć do siebie Jana Piotra Sapiehę (który przystanie doń znacznie później). W ślad za Różyńskim[13] i Wiśniowieckim do obozu Dymitra przybywali ze swoimi oddziałami kolejni wojskowi m.in. Józef Budziło (2 września 1607 r.), Jan Mikuliński, Samuel Tyszkiewicz (2 listopada 1607 r.), Aleksander Zborowski, Stanisław Stadnicki, Marek Wilamowski, Andrzej Młocki, Jan Piotr Sapieha (lipiec 1608 r.)[14] i inni, niepolscy oficerowie (np. Iwan Zarudzki prowadzący 5 tys. Kozaków Dońskich).

Inną kwestią sporną jest to, w jakim stopniu wojsko Dymitrowe składały się z rokoszan (rokosz w Koronie miał miejsce w latach 1606-1607, na Litwie ugodę zawarto dopiero w 1608 r.). Wielu historyków uważało, że rokoszanie były przeważającym elementem, a nawet, że obóz Samozwańca był swego rodzaju główną ostoją opozycji antykrólewskiej[15]. Zapomniano jednak (na co uwagę zwróciła już nowsza historiografia[16]), że opozycja całkowicie sprzeciwiała się wszelkim planom interwencyjnym w Moskwie. O ile nieznana mogła pozostać sfera stosunków Zygmunta III Wazy z Dymitrem I Samozwańcem w 1604 r., to w dalszych latach wszystko stało się jasne – król jawnie popiera Samozwańca, a więc także i działania wojenne w Rosji. Co oczywiste, rokoszanie, jako opozycja, sprzeciwiali się temu, a co za tym idzie – w większości tego nie wspierali.

W większości, bo część z nich (np. Aleksander Józef Lisowski) znalazła się w szeregach wora kierując się przede wszystkim chęcią zysku. Dokładne ustalenie składu wojska Dymitra II pod tym względem jest niemożliwe, bowiem nie znamy wszystkich towarzyszy tam służących, a tym bardziej ich orientacji politycznej.

Reasumując, nie można powiedzieć o armii Dymitra, iż była czysto „regalistyczna” albo, że była złożona wyłącznie z rokoszan.

Dymitr na pewno liczył na odzew króla Zygmunta Wazy, ale ten, wzorem lat wcześniejszych, wolał przedwcześnie nie popierać niepewnej inicjatywy opanowania tronu carskiego. Poza tym ciągle musiał stąpać ostrożnie po gruncie Rzeczypospolitej ze względu na ciągłe utarczki z rokoszanami.

Także Szujski był zainteresowany w osiągnięciu dobrych stosunków z królem polskim, a jednym ze środków do tego mieli być uwięzieni Polacy[17]. 4 stycznia 1607 r. do Krakowa przybyli jego posłowie: Andrzej Iwanow i Grzegorz Wołkoński. Poselstwo oskarżyło o popieranie szalbierza Dymitra I. Zaznaczyło, że wielu Polaków w Moskwie uszło z życiem dzięki wstawiennictwu bojarów i większość jest już na wolności, a zatrzymano tylko tych, którzy „większą szkodę i krwie rozlanie uczynili”[18]. Proponowano negocjacje w sprawie pokoju, choć posłowie najwidoczniej zapomnieli, że Rzeczpospolita de facto z Rosją wojny nie prowadzi.

Król zwrócił uwagę na fakt zaproszenia Dymitra przez Moskwę na tron, nie zamierzał też rokować w sprawach pokojowych, jeśli nie dojdzie do wypuszczenia uwięzionych Polaków.

Co ciekawe, na spotkaniu z senatorami posłowie wyjawili, że wielu bojarów jest niezadowolonych z rządów Wasyla IV i z chęcią przyjęłoby na tronie króla bądź 12-letniego królewicza Władysława. Nie było to zresztą pierwsze takie działanie moskiewskich bojarów, już w styczniu 1606 r. poseł cara Dymitra, Iwan Bezobrazow, próbował nieoficjalnie przekonywać do planu wysłania Władysława na tron carski.

Obydwu propozycji dwór nie podchwycił.

Tymczasem Dymitr rozpoczął poważne działania[19]. Sytuacja skomplikowała się, gdy armia cara Wasyla zdobyła Tułę (październik 1607 r.) i tym samym stłumiła bunt Iwana Bołotnikowa. W jego ręce wpadł szereg miast i duże obszary rosyjskie, odniesiono zwycięstwo pod Bołchowem (10-11 maja 1608 r.), jednak bitwa nad Chodynką (5 lipca 1608 r.) zakończyła się sporymi stratami wojsk Samozwańca, choć ostatecznie udało się przegnać wojsko Szujskiego z pola bitwy, co w zasadzie oznaczało zwycięstwo, jednakże tylko pyrrusowe. Dymitr nie mógł zdobyć Moskwy, co zakończyło się założeniem obozu w Tuszynie (w czerwcu 1608 r.) niedaleko stolicy moskiewskiej.

Wracając do spraw polsko-rosyjskich, Oleśnicki i Gosiewski konsekwentnie domagali się zwolnienia. Początkowo tłumaczono im, że są przetrzymywani dla bezpieczeństwa rosyjskiego poselstwa w Polsce, które wróciło 23 lutego 1607 r. Wówczas, polskim posłom rozkazano czekać do czasu przybycia kolejnych posłów (na których Zygmunt III wyznaczył wojskiego parczowskiego Stanisława Witowskiego i sekretarza królewskiego Jana Druckiego-Sokolińskiego). Choć uwięzieni cierpliwie czekali, to nie ustawali w wysiłkach zmierzających do… nakłonienia króla do ataku na Rosję po uporządkowaniu spraw rokoszowych. Argumentowano, że Szujski jest zajęty walką z buntownikami i samozwańcami i nie może przeznaczyć zbyt dużych sił do obrony zachodniej granicy. Za Bezobrazowem, Wołkońskim i Iwanowem powtarzano (nieświadomie, bo o potajemnych propozycjach bojarów posłowie prawdopodobnie nie wiedzieli – uwiarygodnia to zresztą słowa rosyjskich posłów), że wielu spośród moskiewskiego chce przyłączenia do Rzeczypospolitej[20]. Nie zmienia to faktu, że zainteresowanie (i tak problematyczne) polskim ustrojem łączyło się z rosyjską nietolerancją (etniczną i religijną) wymierzoną zwłaszcza w Polskę.

Część Polaków wypuszczono w czerwcu 1607 roku[21], choć raczej nie dzięki dyplomacji Rzeczypospolitej, a zwykłej „niepotrzebności” tych więźniów w Moskwie, którzy w polityce nie stanowili ważnego ogniwa, bo byli zwykłymi kupcami.

Zygmunt, mimo wysłania kolejnych posłów, nie zamierzał całkowicie zrezygnować z drogi zbrojnej. Prosił sejmiki (z różnym skutkiem) zająć się kwestią polityki wschodniej, sugerował podjęcie działań mających na celu „zwiększenie chwały Rzeczypospolitej”, co oznaczało, ni mniej, ni więcej – wojnę. Sejmiki zajęły stanowisko mocno zachowawcze, jeżeli godzono się na pobory dla wojska, to wyłącznie dla oddziałów w Inflantach. Król słusznie przyjął, że dalsze naciskanie doprowadzi do wzmożenia problemu rokoszu i tylko skomplikuje sytuację, więc odłożył tą kwestię na później[22].

Witowski i Drucki-Sokoliński przybyli do Moskwy 22 października 1607 r. Instrukcja, w którą byli zaopatrzeni zawierała argumenty przeciwko oskarżeniom Wołkońskiego i Iwanowa. Mieli żądać uwolnienia wszystkich Polaków, a także cesarskich kupców. W razie odmowy cara, dopuszczano możliwość zawarcia rozejmu na rok bądź dwa lata. Jeżeli Wasyl IV od razu wyraziłby zgodę na uwolnienie, miano podjąć pertraktacje w sprawie pokoju (za pośrednictwem wielkich poselstw lub rokowań komisarzy przy granicy). Jeśli Rosjanie żądaliby odpuszczenia wszystkich krzywd wyrządzonym więźniom, jako warunek ich uwolnienia, posłowie Rzeczypospolitej mieli poddać to pod rozwagę samych uwięzionych. Gdyby zamierzali pozostawić u siebie tylko carycę Marynę, powinni ustalić to z Jerzym Mniszchem. Do tego miano zaprotestować przeciwko używaniu przez cara tytułu „pana wszystkiej Rusi”, jako uderzający w faktyczny stan posiadania Polski i jej króla. Posłowie powinni zażądać oddania ziem utraconych niegdyś przez Litwę oraz Pskowa i Nowogrodu Wielkiego. Jednym z ważniejszych warunków porozumienia miało być zachowanie neutralności przez Rosję w sytuacji dalszego trwania wojny polsko-szwedzkiej. Król polecił posłom też negocjować w sprawie kosztowności zagarniętych przez Wasyla Szujskiego[23].

Wasyl przyjął posłów dopiero 20 listopada[24]. Wypowiedź posłów zasadniczo nie odbiegała od treści instrukcji i odpowiedzi króla danej Wołkońskiemu i Iwanowowi.

W grudniu rozpoczęto poważne rokowania. Moskwę reprezentowali: Iwan Worotyński, Iwan Kruk-Kołyczew, Wasyl Sukin, Andrzej Telepniew i Andrzej Iwanow (członek poprzedniego rosyjskiego poselstwa). Pierwsi z mową wystąpili Rosjanie. W odpowiedzi Polacy zażądali wypowiedzi na piśmie. Dopowiedzieli też, że z powodu uwięzienia Polaków z otoczenia Dymitra I cała Rzeczpospolita pała żądzą odwetu i tylko król powstrzymuje ją od wstąpienia na drogę wojenną. Zaznaczyli, że kwestia więźniów jest najważniejsza, a także, iż muszą spotkać się z najważniejszymi z więźniów: z posłami i Mniszchem, co motywowali rozkazem królewskim (zapewne ustnym).

Pisemna mowa Rosjan zawierała takie zarzuty jak: popieranie, udzielanie opieki, uciskającemu wiarę prawosławną, Samozwańcowi i jego działaniom przez Zygmunta III (co miały potwierdzać listy rozsyłane przez Adama Wiśniowieckiego i oświadczenia Jerzego Mniszcha); król współpracował z Mniszchem, który wraz z córką miał otrzymać pewne ziemie będące w posiadaniu Rosji; Zygmunt namawiał chana tatarskiego Uraz-Mahmeta do uderzenia na Rosję; Konstanty Ostrogski nie przepuścił do Warszawy patriarchy Hioba, który miał wyjawić prawdę o Dymitrze I; władca miał się wyprzeć (wobec posła Borysa Godunowa – Postnika Ogarewa) wszelkich związków z Dymitrem Samozwańcem, tymczasem lokalni urzędnicy graniczni Rzeczypospolitej zapewniali Samozwańca o poparciu armii polskiej; Waza wyraził zgodę na wymordowanie wojewodów moskiewskich pochwyconych przez zbuntowane rosyjskie wojsko i oddane Dymitrowi; król był obecny przy ślubie Maryny z Dymitrem per procura (cara zastępował Atanazy Własiew); Polacy przybyli do Moskwy w orszaku Maryny musieli mieć podejrzane zamiary, bo przyjechali uzbrojeni; obywatele Rzeczypospolitej dopuszczali się w Moskwie licznych grabieży, zabójstw etc.

Dopiero 2 stycznia 1608 r. car zgodził się na uwolnienie Gosiewskiego i Oleśnickiego. Wówczas jednak Drucki-Sokoliński i Witowski, chcąc uzyskać więcej, oświadczyli, że chodzi im o to, aby Gosiewski i Oleśnicki mogli prowadzić obok nich rokowania. Wynikało to z obawy króla o to, że po jakimś czasie uwięzieni posłowie utracą swoje przywileje posłów i staną się normalnymi więźniami. Po pewnych oporach i na to car wyraził zgodę i uwolnieni posłowie stanęli przed nim 7 lutego i od tego momentu Gosiewski, Oleśnicki, Witowski i Drucki-Sokoliński działali razem.

Rokowania praktycznie stały w miejscu, nie tylko na dość chłodne traktowanie posłów przez Rosjan (Worotyński, w czasie odczytywania pisma carskiego, nakazał posłom zdjęcie czapek, samemu jej nie zdejmując), ale i kolejne warunki stawiane przez Polaków, którzy domagali się możliwości wysyłania swoich ludzi do reszty uwięzionych, zwłaszcza Mniszchów. 22 kwietnia posłowie oskarżali cara o złe traktowanie: głodzenie i namawianie sług do ucieczki.

Dopiero po uwolnieniu więzionych posłańców możliwa stała się odpowiedź na moskiewskie zarzuty. Polacy odpowiedzieli, iż: Zygmunt nie popierał Dymitra, nie mógł darować mu żadnych pieniędzy, bo na to potrzebna była zgoda sejmu, nie mógł go karać, bo nic złego nie zrobił, zaś skoro go nie popierał – nie miał wpływu na to, że Dymitra wprowadzono na tron rosyjski; król nie podejmował żadnych rozmów z Uraz-Mahmetem; nie sterował poczynaniami Mniszchów; Ostrogski nie mógł zatrzymać żadnego posła, bo o nim nikt w Polsce nie słyszał; Postnik Ogarew nie podjął z Zygmuntem III rozmowy na temat Dymitra (wskazywano przy tym na fakt, że król polski nie przyjął posła Samozwańca po zdobyciu przezeń ziemi siewierskiej); król nie miał udziału w morderstwie wojewodów; w sprawie zagrożenia prawosławia, posłowie napomknęli, że Waza bardzo poważa tę religię; w kwestii ślubu Maryny i Dymitra, faktycznie – Zygmunt był na nim obecny, tyle, że Dymitr był wówczas oficjalnym, powszechnie uznanym władcą Moskwy; zaprzeczono złym zamiarom orszaku Maryny i reszty Polaków. Po raz kolejny wskazano na złe traktowanie posłów, plądrowanie mienia więźniów i ogólne zakłócanie spokoju (m.in. przez wywoływane przez Moskwę spory graniczne).

W trakcie spotkań z bojarami po raz kolejny wspomniano o osadzeniu na tronie rosyjskim królewicza Władysława.

Wysiłki posłów wspierał (kontaktujący się z worem, może nawet wierzył w jego wiarygodność) Jerzy Mniszech, który otrzymał pozwolenie na przybycie (z Jarosławia, gdzie był dotąd więziony) do Moskwy wraz z córką. Wojewoda wysłał do króla obszerny memoriał. W pierwszej jego części wymieniał moskiewskie okrucieństwa. Wspominał nie tylko o gnębieniu Polaków, ale również wszystkich katolików[25].

W drugiej części Mniszech pisze o przyczynach, dla których król powinien rozpocząć regularną wojnę z Rosjanami: pogwałcono prawa posłów polskich i reszty Polaków; Rosjanie złamali rozejm; zaistniała świetna okazja do odzyskania ziem utraconych przez Litwę; Zygmunt powinien kierować się legalizmem i wspierać wysiłki Dymitra – legalnego cara – zmierzające do „odzyskania” tronu; w ślad za działaniami wojennymi może pójść szerzenie wiary katolickiej, czego oczekują wszyscy katolicy na czele z papieżem; w końcu, wojna jest konieczna, bo oddala to groźbę szwedzko-rosyjskiego przymierza.

Trzecia część dotyczyła ewentualnych środków przeznaczonych na ofensywę na Moskwę. Dymitr miał przeznaczyć 100 tys. zł na Polaków przybyłych mu z pomocą. Do tego obiecywał oddanie Polsce ziemi siewierskiej i może czernihowskiej. Gdy wstąpi na tron wypłaci Polsce odszkodowanie w wysokości wszystkich kosztów poniesionych w trakcie wojny. Mniszech odradzał zwoływanie sejmu mające na celu uchwalenie podatków – zabrałoby to dużo czasu, a efekty zapewne i tak byłyby mizerne. Polecał użyć dochodów króla i duchowieństwa.

Nie wiadomo, kiedy Zygmunt otrzymał ten dokument. W każdym razie umocnił nastroje wojenne, które – wobec dogasającego rokoszu – można było pobudzić (aczkolwiek król pozostawał ostrożny i jak twierdzi Aleksander Hirschberg, nie zmienił swojego postępowania[26]). Nie przeczy to temu, że to co na temat okrucieństw i przyczyn wojny pisał Mniszech, Zygmunt doskonale znał, zaś to czego nie znał (tj. części o finansach) – było w większości wymysłami i pobożnymi życzeniami wojewody sandomierskiego. Nadal brakowało poważniejszych powodów dla militarnego popierania Dymitra (który wiążąc znaczne siły Szujskiego, z pewnością, działał na korzyść Polski) – co różniło się od zwykłej wojny z Rosją.

Jak bardzo działalność szalbierza dopomogła posłom w Moskwie, okazało się w maju, gdy Szujski zgodził się nawet na sprowadzenie Mniszchów do Moskwy. Rozejm zawarto 27 lipca 1608 r. (obowiązujący do 30 czerwca 1612 r.). Warunki rozejmu mówiły o zachowaniu obecnego stanu posiadania obydwu państw i wojskowej pomocy. Car zobowiązał się do uwolnienia więźniów, Mniszech do niewydawania córki za Dymitra II, Zygmunt III do powstrzymywania oddziałów prywatnych służących i mających służyć worowi, posłowie – do napisania listu adresowanego do najważniejszych dowódców Samozwańca (m.in. Różyńskiego i Wiśniowieckiego) wzywających ich do powrotu do kraju. Kwestię oddania mienia więźniów miano omówić w czasie poselstwa rosyjskiego do króla polskiego, choć niektórzy będący w niewoli (m.in. Stanisław Niemojewski, Andrzej Natan z Augsburga i Mikołaj Siedmiradzki) odzyskali mniejszą lub większą część straconego dobytku.

Posłowie (po raz kolejny zresztą[27]) wysłali do obozu Samozwańca list, w którym wzywali do zaprzestania działań wojennych[28].

O rozejmie król dowiedział się od przybyłego z Moskwy Stanisława Domaradzkiego. Nie wszyscy byli zadowoleni z układu (np. biskup chełmiński Wawrzyniec Gembicki)[29]. Nie było to całkiem pozbawione podstaw – rozejm stanowił, iż Polacy całkowicie wycofają się z Rosji, a tym samym pomogą Rosji wyjść z kryzysu. W zamian otrzymywano nie całkiem potrzebnych (choć opinia publiczna domagała się ich uwolnienia) więźniów i rozejm (dłuższy niż brzmiały instrukcje królewskie). Gdyby warunki zawieszenia broni skwapliwie byłyby wykonywane, w istocie oznaczałoby całkowite zaniechanie wykorzystania niebywałej szansy w dziejach stosunków polsko-rosyjskich dla Polski.

Kogo tym obwiniać? Niebagatelna pozostawała kwestia osobistego bezpieczeństwa posłów. Wciąż obecna była obawa, że i tym razem Moskwa internuje posłów pokrętnie się tłumacząc. Gosiewski i jego towarzysze musieli stale obniżać ton, by nie pogarszać swojej pozycji.

Inną sprawą pozostaje fakt, że sama instrukcja Zygmunta III nie wyróżniała się drapieżnością wobec wschodniego sąsiada. Żądania terytorialne były raczej elementem „planu maksimum”, normalnego przy tego typu rokowaniach, po czym powoli osiągano kompromis. Sprawa tytułu cara była sprawą czysto dyplomatyczną i nie wywierała na ówczesnych takiego wrażenia jak późniejszy tytuł Michała Romanowa i Władysława Zygmuntowicza. W tekście rozejmu nie wspomniano o stosunkach szwedzko-rosyjskich, trzeba jednak pamiętać o punkcie mówiącym o wzajemnej pomocy. Późniejszy układ Szwecji z Rosją zinterpretowano, jako zagrożenie dla tej pomocy i całego zawieszenia broni. Jedynym poważniejszym odchyleniem od instrukcji była zgoda na prawie 4-letni rozejm.

Dlaczego instrukcja była ułożona (nie tylko przez władcę, ale również jego doradców) tak ostrożnie? Duży wpływ na jej tekst miała wewnętrzna sytuacja Rzeczypospolitej, tj. niewygaszony rokosz. Dlatego Zygmunt postępował ostrożnie. Nie można zapominać o tym, że Waza nie mógł być pewien rozwoju sytuacji w Rosji; tego, że Szujski będzie musiał (przez pewien czas) powoli iść na rękę posłom Rzeczypospolitej. Gdy wyprawiano posłów, nic tego nie zwiastowało.

Trzeba zresztą przypomnieć, że rozejm – tak czy inaczej – był przynajmniej w pewnych punktach zgodny z ówczesnymi nastrojami w Rzeczypospolitej. Na konwokacji w Krakowie w maju 1608 r., jedyną kwestią związaną z polityką wschodnią, jaką poruszono była sprawa oddziałów idących na pomoc Dymitrowi, a ściślej – co z nimi zrobić. Wielu (m.in. wspomniany Gembicki, a także kanclerz wielki litewski Lew Sapieha, prymas Bernard Maciejowski) obawiało się, że po pokonaniu Dymitra Moskwa skieruje swoje oddziały przeciwko Rzeczypospolitej w odwecie za prywatne wojska polskie idące na wschód. Ostatecznie ustalono, że jeśli nie podziałają pisemne edykty, to przejdzie się do „surowszych jakiech środków”[30]. Radzono wysłać też oficjalny list do cara (ostatecznie nie wysłano go)[31].

Jak więc widać, w tymże okresie, myślano raczej o ostrym postępowaniu wobec zwolenników wora niż o prowadzeniu polityki wobec Rosji wyłącznie za pomocą kija. Takie działania w zasadzie pozostawały w zgodzie z duchem zawartego rozejmu.

Jak wyżej wspomniano, latem 1608 r. do obozu tuszyńskiego przybył – mając 1,5 tys. ludzi – Jan Piotr Sapieha, starosta uświacki. Cechą wspólną wszystkich żołnierzy przybyłych z Rzeczypospolitych była głównie żądza zysku. Względem Sapiehy próbowano dorobić jakiś poważniejszy plan działania. Wskazywano na chęć odzyskania dóbr rodowych (straconych na początku XVI w.) i porozumienie z Lwem Sapiehą[32] albo nawet bycie „wtyką” królewską w obozie tuszyńskim[33]. Brakuje jednak wyraźnych dowodów na jakieś poważniejsze działania podjęte wespół z kanclerzem (który, bądź co bądź, o zwolennikach szalbierza nie miał zbyt dobrego zdania i – o czym wyżej – uważał ich za swego rodzaju pewne niebezpieczeństwo dla Polski). Najprościej założyć, że starosta uświacki – wzorem swoich towarzyszy broni – kierował się po prostu chęcią wzbogacenia się, a dopiero na następnym miejscu, odzyskania dóbr rodowych[34].

Po przejściu granicy (27 lipca), wojsko Sapiehy zawiązało (przeciwko Szujskiemu) konfederację (2 sierpnia). Starosta do pobliskiego Smoleńska wysłał list z nakłonieniem dowodzącego twierdzą Michała Szeina do uznania Dymitra II za władcę. Szein odpowiedział[35], a Sapieha z tak małą liczbą żołnierzy nie miał szans na zbrojne umotywowanie swoich propozycji, więc podążył dalej, zapewne i tak nie mając w planach pozostawania pod Smoleńskiem, ponieważ przygotowania do przeprawy przez Dniepr rozpoczęto jeszcze zanim smoleńszczanie przysłali odpowiedź.

Jednocześnie Moskwa zaczęła odsyłanie więźniów i posłów do Rzeczypospolitej. Pierwsza grupa (w której znajdowali się m.in. posłowie, Konstanty Wiśniowiecki, Maryna z ojcem; uwolnionych eskortowało 500 jeźdźców), gdy otrzymała wiadomość o zbliżaniu się Dymitrowych podjazdów podzieliła się: jedna część (wśród nich posłowie, oprócz Mikołaja Oleśnickiego[36]) ruszyła prosto ku granicy, druga (wśród nich Mniszchowie, Oleśnicki[37]) ku Smoleńskowi licząc, że owe podjazdy ją dopadną.

I faktycznie, 3 sierpnia podjazd Zborowskiego i Wasyla Fiedorowicza Masalskiego znalazł tą grupę pod Białą, rozbił eskortę i zajął jej miejsce – Maryna z ojcem w otoczeniu wojsk szalbierza podążyła do Tuszyna[38].

11 września przybyłych powitał Różyński, Dymitr ponoć był chory, ale Marynie nie śpieszyło się do spotkania z nim. Dwa dni później szalbierz osobiście przywitał Sapiehę. 14 września doszło do spotkania Mniszcha z Dymitrem i obietnicy wydania Maryny za wora. W zamian Mniszech uzyskiwał liczne profity[39]. Do spotkania carycy z „mężem” doszło 16 września, a wkrótce – do potajemnego ślubu[40].

W międzyczasie doszło do jakichś rokowań (o których wiadomo tylko to, że nic przyniosły) między Dymitrem a Wasylem IV.

Po zakończeniu spraw związanych z Mniszchami, szalbierz wysłał Sapiehę z 10 tys. żołnierzy pod Monaster Troicko-Siergiejewski (inaczej zwany Monasterem Świętej Trójcy, dzisiejszy Zagorsk). Dzięki jego zdobyciu można było zablokować drogi prowadzące do Moskwy od północy i tym samym zdobyć stolicę głodem. Monaster jednak cały czas uparcie się bronił i nie myślał o kapitulacji. W czasie oblężenia Sapieha (podobnie jak Dymitr w Tuszynie) przyjmował liczne hołdy od miast rosyjskich, nie wspominając już o szeregu innych hołdowników[41].

Tymczasem, w Polsce kroki Mniszchów przyjęto z dużą rezerwą, jeżeli nie z niezadowoleniem. Wielu bowiem wiedziało, że król poważnie myśli o wojnie[42], a jego plany popierały takie osoby jak: Lew Sapieha, Aleksander Gosiewski, Feliks Kryski (podkanclerzy koronny) i Andrzej Bobola (podkomorzy koronny)[43]. Wiadome było, że lepsza była sytuacja, w której Dymitr ciągle zagraża Moskwie od sytuacji, w której jej nie zagraża; obawiano się jednak, że szalbierz posunie się za daleko i naruszy interesy Polski. Idealny był stan teoretycznego pata tzn. gdy Dymitr stoi pod Moskwą, jednak nie może jej zdobyć.

Odpowiedź na pytanie: co król zamierzał? nie jest pewna. Popularna jest hipoteza mówiąca, że Zygmunt chciał koronę carską dla siebie lub syna[44] albo nawet wspierał plany aneksji Rosji[45]. Chęci te pobudzały propozycje rosyjskich posłów (Bezobrazow, Wołkoński, Iwanow), ponoć sam Dymitr Szujski (brat cara) zamierzał czynić wysiłki, by Wasyl ustąpił z tronu na rzecz syna Zygmunta[46]. Kwestią otwartą pozostaje na ile Zygmunt tego chciał – czy był to warunek konieczny do zakończenia wojny, czy była to kwestia, której powodzenia zależało głównie od zasady „jeśli jest to możliwe…”, czy raczej był to jeden z kroków mających na celu aneksję Rosji do Rzeczypospolitej. Pewne jest, że gdy wojna w końcu wybuchła, Zygmunt – wbrew zdaniu co niektórych polityków - nie skierował swoich wysiłków ku zdobyciu korony, a ku zapewnieniu zdobyczy dla Polski, co przynajmniej pośrednio obala tezy mówiące o zdobyciu korony jako głównym celu. Dlatego, z całą pewnością prawdziwe jest twierdzenie, iż król chciał uzyskać przede wszystkim zdobycze terytorialne[47].

Niekiedy przypisywano Zygmuntowi też kierowanie się pobudkami religijnymi[48]. Nowsza historiografia obaliła jednak te poglądy, słusznie stwierdzając, że motywy religijne, chęć nawracania prawosławnych na katolików, przewijały się tylko w listach do dostojników rzymskich, od których prawdopodobnie zamierzano uzyskać jakieś subsydia na wyprawę[49]. O tym, jak niewielkie znaczenie miały dla Zygmunta III sprawy wyznaniowe świadczy, że zanim wyruszył do Rosji, apelował o przyśpieszenie procesu beatyfikacyjnego Ignacego Loyoli, którego chciał mieć za patrona wyprawy. Beatyfikację ogłoszono 3 grudnia 1609 r. (już w trakcie wyprawy smoleńskiej), jednak na próżno szukać jakiejś informacji, jakiejś wagi przywiązywanej do tego wydarzenia w królewskiej korespondencji, mowach i innych[50].

Odrębną sprawą pozostaje wpływ polityki szwedzkiej Zygmunta na jego politykę rosyjską. Po wytycznych dla posłów, wyraźnie widać, że jeśli Zygmunt nie chciał mieć Rosji po swojej stronie, to przynajmniej nie chciał, by stała ona po stronie Szwecji. Wojna z pewnością miała na celu również, czy to zawarcie poważnego sojuszu antyszwedzkiego, czy to wyeliminowania Rosji z nadbałtyckiej rozgrywki na czas, gdy król zacznie realizować swoje plany odzyskania tronu sztokholmskiego[51]. Teoria ta była i jest wśród historyków równie popularna, co teza dotycząca opanowania tronu rosyjskiego[52].

By do wojny doszło, potrzebne było najpierw zwołanie sejmu. Co oczywiste, rozwiązanie zaprezentowane wcześniej przez Mniszcha tj. oparcie się na dochodach własnych króla i duchowieństwa było zupełnie niewystarczające.

Król w listach deliberatoryjnych dla senatorów i instrukcjach na sejmiki, podkreślał fakt zaistnienia wrogości między Polską a Rosją po mordach na Polakach w Rosji. Co ważne, w opinii króla rozejm de facto już nie obowiązywał, bo nie wszyscy więźniowie dotarli do Rzeczypospolitej, a więc jeden z warunków zawieszenia broni został złamany (tyle, że przez… Samozwańca). Waza zapytywał, jakie kroki podjąć, by uwolnić resztę „uwięzionych”, dyskretnie wspominając o rozpościerających się możliwościach ekspansji[53]. Zapewniał, że bez zgody stanów, nie podejmie żadnych kroków.

Regaliści przekonywali opornych do racji królewskich, tych nie przekonanych starano się przekonać do niewyjeżdżania na sejmiki. Wyniki obrad sejmików były bądź co bądź korzystne dla dworu. Na działania pozwalały sejmiki takie jak proszowicki („na […] pobór pozwalamy, jeśli zgoda inszych województw będzie”), opatowski i sieradzki. Niektóre, jak sejmik ruski, uzależniły swoją decyzję od postawy sejmu. Nieprzychylnie nastawiona była Litwa na czele z sejmikiem mińskim. Oprócz Litwy niektóre sejmiki mazowieckie i sejmik radziejowski. Prusy Królewskie dały zgodę na jeden pobór[54].

Reakcje sejmików ogółem były dość przychylne, władca nie zdecydował się jednak na zadowolenie się jedynie tym i ruszenie na Rosję. Potrzebował jeszcze zgody sejmu.

Sejm rozpoczął się 15 styczna 1609 r. Wota senatorskie (18 stycznia) rozpoczął prymas Wojciech Baranowski. Odradzał oficjalne debatowanie nad kwestią wojny, aby Rosja nie wiedziała jak potoczą się działania armii Rzeczypospolitej. Nie wyraził sprzeciwu przeciwko planom wojennym. O sprawach wojny nie mówili po nim: Piotr Tylicki (biskup krakowski), Maciej Pstrokoński (biskup wrocławski), Wawrzyniec Gembicki (podkanclerzy koronny), Benedykt Wojna (biskup wileński), Adam Stadnicki (kasztelan kaliski), Hieronim Wołłowicz (podskarbi litewski). Za wojną opowiedzieli się: Andrzej Opaliński (biskup poznański), Hieronim Gostomski (wojewoda poznański), Mikołaj Zebrzydowski (wojewoda krakowski), Stanisław Żółkiewski (hetman polny koronny)[55], Janusz Ostrogski (kasztelan krakowski) i Lew Sapieha. Wyprawy moskiewskiej nie poparł Krzysztof Monwid Dorohostajski (marszałek wielki litewski, tłumaczył, iż nie wie zbyt wiele o sytuacji w Moskwie). Innymi senatorami niechętnie patrzącymi na plan wojny był Mikołaj Krzysztof Radziwiłł Sierotka (wojewoda wileński) i hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz[56]. Niekonkretnie wyraził się biskup płocki Marcin Szyszkowski, który wspomniał tylko o konieczności poskromienia tych, którzy zagrażają bezpieczeństwu Polski, mając na myśli zapewne żołnierzy szalbierza. W antymoskiewskim duchu wypowiadał się Mikołaj Oleśnicki, który do Rzeczypospolitej powrócił we wrześniu 1608 r. Tłumaczył przy tym, że podpisał rozejm pod przymusem[57].

Należy przy tym zaznaczyć, że o ile znalazło się kilka głosów zdecydowanie entuzjastycznie ustosunkowanych do wypowiedzenia wojny, o tyle nie było głosów jednoznacznie przeciwnych[58]. Potraktowanie tej kwestii w stylu Tylickiego i innych oznaczało, po prostu brak sprzeciwu – a więc zgodę na podejmowanie tego typu działań przez władcę. Na naradzie senatu, która odbyła się na początku lutego, znowu jawny sprzeciw był znikomy. Tym samym król mógł uznać, że w senacie odniósł całkowite zwycięstwo.

Za to sprawy moskiewskiej nie omówili posłowie. Czym było to spowodowane? Posłowie na pewno wiedzieli o królewskich planów, jeżeli nie uczestnicząc w słuchaniu wotów senatorskich, to z instrukcji sejmikowych. Jako, że głosów nazbyt przeciwnych i tutaj nie było (pojawią się one dopiero na kolejnym sejmie), więc i w tej kwestii Zygmunt mógł uznać się zwycięzcą, zwłaszcza po podjęciu stosownych uchwał związanych z polityką moskiewską. Jak się jednak okazało, uchwalony w ten sposób „tak w Koronie jako i w W. X. L.” jeden pobór (wprawdzie uchwalony „na podparcie wojny inflanckiej”, ale też i „zabieżenie różnym niebezpieczeństwom”, co można interpretować, jako delikatne zasugerowanie wydania tych podatków na niebezpieczeństwo moskiewskie, chociaż nie wymieniono tego w Uniwersale poborowym na sejmie walnym koronnym warszawskim) oraz „ze cłem nowo podwyższonym w W. X. L. z spławem wodnym”[59] nie był wystarczający.

Wg Henryka Wisnera na politykę królewską wobec izby poselskiej wpływ miała również obawa przed tym, że ta sprzeciwi się władcy[60]. Nie można tego wykluczyć, Waza na pewno pamiętał wcześniejsze sejmiki i sejmy krytykujące wszelkie kroki, które podejmowano by pomóc Dymitrowi I Samozwańcowi. Wątpliwości budzi opinia, iż władca „decydował się na złamanie jej [Rzeczypospolitej] praw, które w sposób jednoznaczny zabraniały władcy rozpoczynania wojny bez zgody sejmu, niż chciał ryzykować, że ten zgody odmówi”. Być może król zdawał sobie sprawę z tego, że stoi na granicy bezprawnego postępowania. Inna sprawa, czy postawa samej Rzeczypospolitej nie utwierdziła go w swoich poczynaniach? Jak wspomniano, tą decyzję Zygmunta krytykowano dopiero później. Rzecz jasna, w ujawnieniu tej krytyki, pomógłby sejm (zwołany wcześniej niż w 1611 r.), tyle, że również w ówczesnej korespondencji brakuje jakiegoś oddźwięku w tej sprawie.

Co ciekawe, polskie oddziały służące w armii Dymitra wysłały (27 stycznia) na sejm własną delegację (Wespazjan Rusiecki, Stanisław Suliszowski, Mikołaj Kościuszkiewicz i nieznany czwarty członek poselstwa), chcąc wyjaśnić powody swoich zachowań. Najpierw zostali przyjęci przez senat, gdzie oświadczyli, że nie zamierzają opuścić wora. Posłowie zostali przyjęci przez króla 25 lutego. Stanowczo odradzali mu odbywanie wyprawy na Rosję (do której potrzeba by dużej ilości wojska i dział), z której skorzystałby jedynie car Wasyl IV, gdyż wejście regularnych oddziałów polskich do Rosji uznano by za zamach na bezpieczeństwo prawosławia w Moskwie. Proszono też, by skarb wypłacił Janowi Piotrowi Sapiesze dłużne 12 tys. zł. Władca obiecał zająć się tą ostatnią sprawą, co do reszty, zapewnił, że w przyszłości porozumie się z polskimi chorągwiami szalbierza.

17 stycznia Jerzy Mniszech opuścił Tuszyn i wyruszył do Polski[61]. Zdążył przybyć na sejm. Przekonywał, że szalbierz jest prawdziwym, legalnym carem, który na dodatek chce oddać Rzeczypospolitej utracone w XVI wieku ziemie.

Żadne przyjazne gesty ze strony tuszynskiego wora nie oddziaływały na orientację polityczną króla. W przyszłości, gdy będą przybywać doń posłowie Samozwańca (najpierw Fiodor Łopuchin, który wyruszył prawdopodobnie już w styczniu, a potem sam Walenty Walawski – w kwietniu), nie przyjmie ich. Nie ulega wątpliwości, że powszechne przekonania dotyczące nierealności propozycji Łżedymitra było słuszne. Cesja ziem na korzyść obcego państwa byłaby samobójstwem politycznym dla Dymitra.

Gdy sejm się zakończył (26 lutego), Rzeczpospolita politycznie była gotowa do działania. Nie była taka pod względem wojskowym.

Już po zakończeniu sejmu doszło do wydarzenia, które zapewne utwierdziły króla w słuszności swojego działania i spotęgowało poczucie niebezpieczeństwa. Mianowicie, 10 marca Szwecja zawarła z Rosją pokój w Wyborgu. Na jego podstawie król szwedzki miał wspomóc sojusznika 5 tys. żołnierzy (opłacanych przez cara), Rosjanie oddawali Szwedom Karelię, zrzekali się praw do Inflant, aczkolwiek Wasyl IV podkreślił swoje prawa do Połocka (zajmowanego przez Rzeczpospolitą) używając tytułu księcia połockiego. Prawdą jest, że Wasyl zawierał układ głównie z myślą o niemożności powstrzymania wojsk wora tylko własnymi siłami, do tego potrzebował sojusznika. Jednakże politykę wobec Polski obie strony miały prowadzić wspólnie, oddzielne kroki podejmować tylko po wzajemnych konsultacjach[62].



Wojskowość obydwu stron



ARMIA RZECZYPOSPOLITEJ



Zasadniczo, w armii polskiej na początku XVII w. i później rozróżniano dwa podziały: organizacyjno-prawny i tradycyjny[63].

Pierwszy podział składał się z dwu części[64]:

1) wojsko państwowe:

- wojsko zaciężne (suplementowe) – zawodowi żołnierze, podstawowa siła oddziałów Rzeczypospolitej, finansowana z podatków uchwalanych na sejmach,

- wojsko kwarciane – stanowiło zbiór najlepszych, najbardziej doświadczonych żołnierzy; opłacane z tzw. skarbu kwarcianego tworzonego przez dochody z królewszczyzn. Wojsko kwarciane posiadała tylko Korona, jako jeden ze składników obrony przeciw Tatarom. Kwarciani byli stałą armią stacjonującą na południu kraju, w omawianym okresie ich liczba nie przekraczała 4 tys. żołnierzy[65],

- pospolite ruszenie – dominowali w nim szlacheccy posiadacze ziemscy (mimo tego, że do służby były zobowiązane także inne warstwy społeczeństwa), dzielone terytorialnie. Powoływano je w momentach dużego zagrożenia. Choć rozmiary wojska takiego wojska mogły być duże, to zazwyczaj zwoływanie pospolitaków było nieopłacalne z powodu ich niesubordynacji i braku dyscypliny. Nie zwołano go w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618,

- Kozacy rejestrowi – była to wybrana grupa Kozaków[66] opłacana przez państwo, podlegająca bezpośrednio hetmanowi. Rejestr nie obejmował wszystkich Kozaków – Rzeczpospolita, z powodu swoich kłopotów finansowych, mogła nająć generalnie niewiele ponad 10 tys. Kozaków (mimo tego, że żołd dla Kozaka był stosunkowo niski, bo zwykle nie przekraczał 10 zł plus sukna na odzież). Niekiedy Kozacy nierejestrowi[67] wspomagali Rzeczpospolitą swoją siłą (tak było np. w wypadku omawianej wojny), aczkolwiek zwykle po udzieleniu tej pomocy, pozostawał problem wynagrodzenia ich,

-Tatarzy litewscy – jak nazwa wskazuje, służyli tylko w armii litewskiej. Składali się z tatarskich osadników na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Byli zaciągani przez sejm lub hetmana, jemu też podlegali[68].

2) wojsko niepaństwowe:

- wojsko samorządowe – powiatowe (wystawiane przez powiaty) i miejskie (złożone z pospolitego ruszenia mieszczan),

- wojsko ordynackie – żołnierze wystawiani przez ordynacje[69] i utrzymywani przez właściciela ordynacji. W czasie wojny podlegali hetmanowi. Ordynacja zobowiązywała właściciela do wystawienia określonej liczby wojska, ale ta nie przekraczała 1 tys. ludzi,

- wojsko prywatne – inaczej żołnierze wzięci na żołd u danego magnata. Oddziały magnackie były szczególnie ważne na południowym wschodzie, w chwili najazdu Tatarów. Wówczas uchwały sejmowe w sprawie zaciężnych byłyby mocno spóźnione, dlatego często zdarzało się, że z ordyńcami obok kwarcianych walczyły właśnie prywatni żołnierze. Jak wiemy, byli oni szczególnie ważni również dla obydwu Samozwańców,

- gwardia królewska – prywatne oddziały króla, towarzyszące mu w czasie pokoju (choć władca mógł pozwolić na wykorzystanie gwardii w działaniach wojennych bez jego udziału), utrzymywane przez niego, podlegająca marszałkowi, zwykle liczące ok. 1 tys. żołnierzy[70].

Wojsko Rzeczpospolitej miało być wspierane przez oddziały inflanckie i posiłki lenników: Kurlandii i Prus[71].

Jeżeli chodzi o drugi podział, w wojsku polskim zwykle przeważała jazda[72]. Z pewnością najsłynniejszą formacją XVI- i XVII-wiecznego wojska polskiego była husaria. Husarze byli uzbrojeni w szable, koncerze lub pałasze, dwa pistolety[73], czekan lub nadziak oraz 5,5-metrową kopię (drążoną w środku), dzięki której uderzenia przełamujące tej formacji były nadzwyczaj skuteczne, również w przypadku nacierania na piechotę osłaniającą się pikami. Do husarskiego uzbrojenia ochronnego należały: półzbroja, szyszak, pancerz (kolczuga). Dodatkowo, dla podkreślenia elitarności oddziału, żołnierze czasem narzucali na siebie skóry lamparcie[74].

Kwestia skrzydeł (przytwierdzane do siodła lub naplecznika) pozostaje niewyjaśniona. Wprawdzie źródła informują o fakcie używania ich przez husarzy[75], dopatrywano się ochrony przed arkanami, jakie skrzydła za sobą niosły[76], z drugiej jednak strony zachowane egzemplarze skrzydeł są niepewne[77], a listy przypowiednie o nich nie informują[78]. Najprawdopodobniejszą możliwością jest stwierdzenie, że każdy husarz bądź chorągiew husarska używała skrzydeł wg własnego upodobania.

Do standardowego wyposażenia husarii (i każdej innej jazdy w armii Rzeczypospolitej) należały konie[79] (jeden towarzysz[80] zwykle na czas kampanii zabierał kilka koni) i rząd koński.

Husarze uderzali na wroga w pełnym pędzie konia z zamiarem przełamania nieprzyjacielskich szyków. Zazwyczaj udawało się to dzięki długim kopiom[81]. Po ich skruszeni, husarze sięgali po broń białą.

Innym typem polskiej jazdy była jazda kozacka[82]. Ten rodzaj jazdy był różnorodnie uzbrojony, zwłaszcza w kwestii wyposażenia ochronnego. Część kozaków nie używała pancerza, natomiast druga część stosowała kolczugi, a nawet zbroi płytowej (oczywiście nie pełnej)[83]. Podobnie wyglądała sprawa w kwestii używania hełmów i tarcz. Różnice w uzbrojeniu zaczepnym były rzadsze. Kozacy używali zazwyczaj szabel, rusznic i łuków.

Na ogół ci jeźdźcy byli lżej uzbrojeni od husarii, więc często wysyłano ich na zwiad. Chronili także skrzydła husarskie w trakcie natarcia.

Innym przykładem lekkiej jazdy w armii polskiej byli lisowczycy. Twórcą tej formacji był nie kto inny, jak dobry dowódca jazdy i urodzony grabieżca – Aleksander Józef Lisowski. Powstała w trakcie wielkiej smuty. Byli najemnikami[84]. Ich ogólna, ówczesna liczba nie przekraczała kilku tysięcy żołnierzy. Byli uzbrojeni w szablę, pałasz, rusznicę, parę pistoletów, łuk, niekiedy rohatynę i okrągłe tarcze[85].

Dzięki szybkiemu przemieszczaniu się (komunikiem, tj. bez taborów) wysyłano ich na zwiady, a zwłaszcza do dalekich zagonów dywersyjnych (także w czasie wojny polsko-rosyjskiej). Byli niedoścignionymi jeźdźcami (np. potrafili przesiadać się z konia na koń w pełnym biegu), świetnymi żołnierzami, co szło w parze niestety z ich niesubordynacją[86] i z licznymi grabieżami, również własnego kraju[87].

Najcięższym rodzajem jazdy była rajtaria. Rajtarzy wywodzili się z Niemiec. W armii Rzeczypospolitej zaciągano ją zarówno w kraju jak i za granicą. Generalnie, w kwestii uzbrojenia, rajtaria była podobna do husarii. Nie występowały różnice w kwestii używanej broni białej, koni, jedynie zbroje rajtarskie były pełniejsze, nie używano kopii, a oprócz dwu pistoletów, używano też dłuższego egzemplarza broni palnej. Przeznaczeniem rajtarii były przełamujące uderzenia[88], raczej – wbrew powszechnym opiniom – niezbyt często stosowano karakol[89].

Wymienione typy polskiej kawalerii były rekrutowane systemem towarzyski, który polegał na tym, że zobowiązany do stworzenia chorągwi rotmistrz, proponował służbę wybranym żołnierzom (towarzyszom)[90]. Istniał drugi sposób rekrutacji: system wolnego bębna, polegający na zaciągu ochotniczym.

W ówczesnych latach istniały w zasadzie dwa rodzaje piechoty: polska (nieróżniąca się od węgierskiej) i cudzoziemska.

Ta pierwsza była uzbrojona w broń palną (rusznica lub arkebuz) i szable[91]. Ustawiano ją w 10 szeregów (w przypadku, gdy chorągiew liczyła 200 ludzi, dzielono ją na dwa skrzydła po 100 żołnierzy), jako pierwszy salwę oddawał ostatni szereg. Po oddaniu strzałów przez pierwszy szereg[92], chorągiew ruszała do ataku. Piechotę polską zaciągano zarówno systemem towarzyskim jak i systemem wolnego bębna (opartym na zaciągu ochotników)[93].

W piechocie cudzoziemskiej służyli Niemcy (niekiedy także Szkoci[94])[95].W omawianym okresie, w wojsku polskim, używali muszkietów i rapierów. Ustawiano ją w 6-8 szeregów, a ogień prowadzono kontrmarszem[96]. Siła ognia u cudzoziemców była mniejsza niż w piechocie polskiej, ponieważ cudzoziemcy posiadali w swoich oddziałach pikinierów jako osłona przeciw jeździe. Oczywiście działało to w drugą stronę i w chwili uderzenia jazdy, piechota polska pozostawała w zasadzie bezbronna, gdyż obrona za pomocą szabel nie mogła przynieść skutku.

Co trzeba podkreślić to fakt, że piechota polska nie stosowała uzbrojenia ochronnego. Inaczej było w cudzoziemskich oddziałach, gdzie pikinierzy używali półzbroi i hełmów, a strzelcy tylko hełmów[97].

Dragonia, „konna piechota” (dragoni maszerowali konno, walczyli jako piechota[98], jednak jeśli sytuacja tego wymagała – na przykład w trakcie walk z Tatarami – uczestniczyła w walkach jako jazda), w czasach wojny z Rosją dopiero zaczynała swoją karierę w wojsku Rzeczypospolitej. W armii koronnej pojawiła się niedługo później niż w litewskiej[99], bo w składzie wojsk idących wraz z królewiczem Władysławem na Moskwę[100]. Liczba dragonów w polskiej armii zwiększył się dopiero w czasie wojny pruskiej (1626-1629).

Dragoni byli uzbrojeni w muszkiet, szablę, siekierę (do prac polowych) i pistolet. Podobnie jak piechota polska, nie używano pik i uzbrojenia ochronnego[101].

Istniała też formacja piechoty wybranieckiej, która w trakcie smuty w Rosji nie odegrała większej roli[102].

I jeszcze jedno, najpopularniejszą jednostką taktyczną w polskiej armii była chorągiew. Na chorągwie (roty) dzielono oddziały późniejszego narodowego autoramentu (utworzonego w czasach Władysława IV) tj. husarię, kozaków, piechotę polską i lisowczyków. W autoramencie cudzoziemskim (dragonia, rajtaria, piechota cudzoziemska) podział na jednostki był bardziej skomplikowany. Oprócz chorągwi występowały tam także kornety, regimenty, czy kompanie.

Liczba danego wojska „na papierze” w zasadzie nigdy nie pokrywała się ze stanem faktycznym. Pomijamy tutaj oczywiście sytuacje, w których stan chorągwi jest niepełny ze względu na straty marszowe lub bojowe. Liczbę wojska ustalano na podstawie stawek żołdu, jednak ok. 10% stawek żołdu trafiało do kieszeni oficerów (tzw. ślepe porcje). I tak np. chorągiew licząca 100 stawek żołdu, faktycznie liczyła 90 koni (w jeździe) lub ludzi (w piechocie).

Brak artylerii był wieczną bolączką wojsk Rzeczypospolitej. Starali się o to zadbać Stefan Batory i Władysław IV, jednak ich wysiłki okazały się na dłuższą metę nadaremne. Oczywiście, każde miasto jak i bogatsi magnaci pozwalali sobie na zakup i utrzymywanie dział w celach obronnych, jednak nie miało to znaczenia, gdy Rzeczpospolita podejmowała działania zaczepne. Wówczas sama królewska (w czasach Władysława IV przekształcona w państwową) artyleria nie wystarczała.

Rozróżniano siedem rodzajów dział: falkony, falkonety wielkie, falkonety małe, serpentyny, feldszlangi, kwartirszlangi i moździerze. Większość artylerii posiadana przez Polskę była działami długolufowymi, które – zdając sobie sprawę z ich przestarzałości – w czasach Władysława IV przetopiono na średniolufowe.

Najważniejsze ludwisarnie znajdowały się w Gdańsku, Lwowie, Elblągu i Krakowie[103].



WOJSKOWOŚĆ MOSKIEWSKA



Pod względem organizacyjno-prawnym armia moskiewska dzieliła się na żołnierzy służących „po otczestwu” i „po priboru”. Do tych pierwszych należała rosyjska szlachta (bojarzy, dworianie, dzieci bojarskie). „Po priboru”, tzn. z werbunku, służyli Kozacy, strzelcy i puszkarze. Swoje oddziały przysyłały także uzależnione od Moskwy ludy np. Tatarzy kazańscy. Niekiedy zaciągano też oddziały najemne[104].

Oddziałom służącym „po otczestwu” płacono ziemią (100-700 ćwierci = 50-350 ha) i pieniędzmi (4-14 rubli)[105].

Szlachta tworzyła wyłącznie oddziały jazdy. Każdy członek szlacheckiego ludu był zobowiązany do osobistego stawienia się na wojnę wraz ze swoim pocztem i własnym uzbrojeniem. Z każdych 100 ćwierci ziemi wystawiano co najmniej jednego żołnierza.

Rosyjskie sotnie i pułki (kilka sotni to pułk, o bliżej niesprecyzowanej liczebności) składały się z dworian i dzieci bojarskich.

Najzamożniejsi jeźdźcy jako zbroi używali drogich pancerzy i kolczug. Najczęściej stosowanym hełmem był hełm stożkowy o ostro zakończonym dzwonie. Jako broni zaczepnej bojarzy używali szabel, włóczni, rohatyn, piszczeli (samopałów), toporów i buław. Różnice w uzbrojeniu bojarów a reszty kawalerii nie były duże[106], występowały tylko w przypadku pancerzy (większości wojska nie było stać na ciężkie pancerze i kolczugi, dlatego używano obszernych kaftanów lub kaftanów (tekstylnych lub skórzanych), na które naszywano metalowe płytki[107].

Jak więc widać, nasycenie armii rosyjskiej bronią palną nie było wysokie. Używano tylko, i to nie zawsze, przestarzałych piszczeli. Co ciekawe, całkiem powszechne było używanie łuków[108].

Do służby wojskowej byli też zobowiązani Kozacy służebni. Ok. 15% z nich musiało służyć konno, wyposażali się na własny koszt. Ich uzbrojenie składało się z szabel, piszczeli i pistoletów, nie nosili jako takiego uzbrojenia ochronnego. Za służbę nagradzano ich żołdem pieniężnym i ziemią.

Reszta Kozaków byli wolnymi obywatelami Rosji. Ich uzbrojenie było podobne do uzbrojenia Kozaków służebnych, jednak prawnie nie byli zobowiązani do służby wojskowej. Ich udział w kampanii wojennej zależał od wyniku pertraktacji z nimi. Taka konieczność niekiedy (np. w trakcie omawianej wojny) do znacznego rozzuchwalenia Kozaków, których trudno było utrzymać w ryzach.

Służba piesza w armii moskiewskiej była zdecydowanie mniej elitarna[109]. Przede wszystkim, strzelcy – jedyna piechota w wojsku Moskwy – otrzymywała mniejsze wynagrodzenie niż jazda. Składało się na nie 3 rubli żołdu i 12 ćwierci zboża (lub 8-12 ćwierci ziemi).W zamian wyposażało ich państwo (byli uzbrojeni w szable, krótkie berdysze i broń palną, zwykle rusznicę lub piszczele; strzelcy nosili również jednolite umundurowanie, podobnie jak w polska piechota, Rosjanie nie używali uzbrojenia ochronnego). Obowiązkowa służba w formacjach strzelców była dziedziczna, aczkolwiek do wojska mogli zaciągnąć się również wolni ludzie. Rozróżniano dwie grupy strzelców: moskiewscy i grodowi. Moskiewscy mieszkali w osadach (zwanymi słobodami) położonych niedaleko rosyjskiej stolicy. Stanowili swego rodzaju oddziały policyjne w mieście. Podobne zadania mieli strzelcy grodowi, którzy odbywali swoją służbę w pobliżu innych miast. Ogół strzelców tworzył jednostki złożone z dziesiątek, pół setek, setek i oddziałów po 500 ludzi[110].

Artylerię dzielono na oblężniczą i polową. Do tej pierwszej należały najcięższe działa, które strzelały pociskami ważącymi mniej niż 4 pudy (1 pud = ok. 16 kg). Druga grupa artylerii dzieliła się na wojskową (znajdującą się przy wielkim pułku, służąca całej armii) i pułkową (znajdującą się przy poszczególnych pułkach).

Mimo wysokich stanów uzbrojenia (Rosja mogła sobie pozwolić na samodzielne dozbrajanie swoich strzelców, ilość jej dział w 1576 r. szacuje się na ok. 2 tys.[111]) i dbania o poziom wojska (szlachta musiała co pewien czas zgłaszać się we własnych powiatach na przegląd uzbrojenia) generalnie armia rosyjska odbiegała poziomem od armii polskiej. Jakie były tego przyczyny? Najprościej można to wytłumaczyć przewagą w uzbrojeniu, wyszkoleniu i poziomu kadry dowódczej w armii Rzeczypospolitej. W polskim wojsku praktycznie każdy rodzaj jazdy i piechoty miał przyporządkowane zadania, w Rosji starano się zrobić ze szlachty jazdę, która byłaby „do wszystkiego”. Polscy dowódcy potrafili dowodzić w przeróżnych sytuacjach i zwyciężyć. Rosyjscy często opierali się na umocnieniach polowych i to było podstawą ich doktryny wojennej – problem w tym, że w razie niemożności zbudowania fortyfikacji (np. z powodów czasowych) ich szanse zwyciężenia w polu armii polskiej, były niewielkie.

Wojsko formowano w maksymalnie sześć pułków (wielki, przedni, lewej i prawej ręki, strażniczy i gosudarski). Oddzielnie grupowano lżejszych jeźdźców i działa.



Wyprawa Zygmunta III Wazy i oblężenie Smoleńska

Po zakończeniu sejmu doszło do rozmowy króla z hetmanem polnym koronnym, Stanisławem Żółkiewskim. Hetman zapytywał króla „na prywatnej audyencyi […] czego się spodziewać, jeśli już kończyć chce to przedsięwzięcie, którymi sposoby, co za ludzie, jako ich wiele, kiedy i którą drogą?”[112]. Żółkiewski był przekonany o tym, że należało iść przez ziemię siewierską, którą umocniono jedynie drewnianymi twierdzami, a stamtąd wprost na Moskwę. Stanowczo odradzał marsz na Smoleńsk, który na długo zatrzymałby marsz polskiej armii, gdyż jego umocnienia (wzmocnione w latach 1596-1600) wymagają wykorzystania dużej liczby piechoty i artylerii. Żółkiewskiego popierali Potoccy[113].

Król odpowiedział, że sam nie jest jeszcze zdecydowany co do samego faktu odbywania wyprawy[114]. Ostatecznie zadecyduje, gdy przyjedzie do Krakowa. Już wtedy jednak oświadczył, że jest przekonany co do słuszności drogi pod Smoleńsk, „gdyż mu [królowi] nadzieję uczyniono, że Smoleńsk dobrowolnie ma się poddać, że i teraz pan starosta wieliski [Aleksander Gosiewski] koło tego praktykuje […]. Wspomniony był i pan [Jan Piotr] Sapieha, że gdy szedł do Moskwy mimo Smoleńsk, by był chciał na króla jegomości a nie szalbierza, jeszcze w ten czas poddałby się ten zamek”[115]. Co do pierwszego stwierdzenia, z pewnością Gosiewski podejmował wysiłki na rzecz przekonania Smoleńska do przejścia na stronę Rzeczypospolitej. Drugie stwierdzenie, odnośnie sympatii smoleńszczan, może już budzić wątpliwości. Sam Żółkiewski podkreślił mocną niepewność tego faktu: „Pan hetman to tylko wspomniał, żeby król jegomość kazał się pilno pytać, żeby w tym myłka nie była”[116]. Jak stwierdził Wojciech Polak, brakuje nam pewnych przekazów źródłowych mówiących o takiej odpowiedzi Szeina danej Sapiesze[117]. Jak wiemy, Smoleńsk wysłał odpowiedź staroście uświackiemu, jednak jego Diariusz nie wspomina o treści tej noty. Być może zawarto tam słowa na temat możliwości złożenia hołdu Zygmuntowi III[118], w co uwierzył obóz dworski. Oczywiście, to, że Szein i jego towarzysze broni w Smoleńsku tak napisali, nie znaczy, że tak sądzili – mogli napisać, że po prostu woleliby oddać się pod władzę króla polskiego niż zhańbionego Łżedymitra, co interpretowano nazbyt optymistycznie. W dobrą wolę Szeina nie uwierzyli zapewne niektórzy politycy jak np. Żółkiewski. O tym, że Michał Szein mógł już wtedy blefować może świadczyć fakt, że później nie chciał, pomimo początkowych przyjaznych kroków, pomóc polskiemu posłowi jadącemu do Moskwy.

Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Oczywiście, te pozaźródłowe dywagacje i tak mają niewielkie znaczenie wobec tego, że ostatecznie smoleńszczanie nie okazali dobrej woli.

Nie ulega wątpliwości, że władca optował (a za nim m.in. Lew Sapieha[119]) za drogą przez Smoleńszczyznę i dopiero stamtąd miano by podjąć kolejne działania. Taki wybór monarchy był podyktowany przede wszystkim chęcią osłonięcia się przed oskarżeniami o prowadzenie przez Wazę prywatnej wojny i – co gorsza – angażowanie weń Rzeczypospolitej. Takich oskarżeń nie dałoby się uniknąć, gdyby przyjęto rozwiązanie Żółkiewskiego. Można mieć też wątpliwości, czy opanowanie Moskwy wg modelu hetmana przyniosłoby Polsce jakiekolwiek realne korzyści na dłuższą metę. Wiadome jest, że układy, jakie Żółkiewski zawierał w przyszłości z bojarami moskiewskimi, nie przyniosły Koronie i Litwie tychże korzyści. Nie tylko na skutek storpedowania paktów przez króla. Obecnie wątpi się w dobre (dla Polski) intencje bojarów (o czym niżej).

Dlatego priorytetem stało się odzyskanie ziem utraconych przez Litwę w XVI wieku. Należy przy tym podkreślić znamienny fakt, że nad osobiste korzyści (zdobycie korony carskiej) przekładał korzyści państwa (co już nie było tak bardzo widoczne w jego polityce szwedzkiej, choć i tu można zauważyć pewne symptomy jego „altruizmu”). Przy tym, zdobywszy ziemię smoleńską, zdobywano duże oparcie dla dalszych działań (Smoleńsk był nazywany kluczem do Moskwy), o wiele lepsze niż drewniane zamki na Siewierszczyźnie. Nie wyprawiano się pod daleką Moskwę, ale starano się zdobyć przygraniczne tereny chroniąc własny kraj. Prawda, że wojna na skutek tego się przedłużyła, czy można jednak pewnie stwierdzić, że oblężenie Moskwy byłoby krótsze niż oblężenie Smoleńska w rzeczywistości? Nie można. Do tego dochodziła jeszcze obecność szalbierza niedaleko Moskwy, w Tuszynie.

Ciężko się nie zgodzić z opinią Adama Naruszewicza, iż: „Nie zastanowiono się względem ułożenia planty, czasu, posiłków, długości wojny: nie skalkulowano potrzeb: nie zmiarkowano osób mających przywodzić wojsku, sobie zazdrosnych i z sobą niezgodnych: zgoła puszczono wszystko na kość fortuny, która wygórowawszy nad rozumem, pokazała potem, jak mało jej ufać trzeba było”[120]. Inna sprawa, że wówczas nie sporządzano raczej zbyt szczegółowych planów wojny, ani tym bardziej nie wykonywano ich.

Zygmunt, przyjechawszy do Krakowa, wysłał do Moskwy Stanisława Radniewskiego z listami do Wasyla Szujskiego i Polakami w obozie tuszyńskim. Jak się przypuszcza[121], list do Wasyla miał na celu zdezorientowanie cara co do polskich intencji, a wiadomość wysłana stronnikom Łżedymitra miała spowodować powrót przynajmniej kilku tys. żołnierzy do Polski. Świadczy o tym fakt ściągania oddziałów idących na pomoc Samozwańcowi w głąb Polski (kilka tys. żołnierzy w powiecie orszańskim, w lutym oddział Kozaków idących do Tuszyna przez Inflanty).

Na odebranie Samozwańcowi oddziałów istniały pewne szanse, spowodowane problemami z żołdem w szeregach jego wojska, mimo prób stworzenia niezłego systemu podatkowego na ziemiach przez siebie opanowanych. Nie uniemożliwiało to wcale grabieży.

Dymitr nie mógł podołać problemom finansowym, ciągle tylko obiecywał, że je załatwi. Dlatego służba w wojsku Rzeczypospolitej stawała się atrakcyjniejsza, choćby dla teoretycznej możliwości otrzymania żołdu. Oczywiście, wśród wojska wora znajdowali się także konfederaci z polskiej armii, którzy na własnej skórze poznali niedoskonałości polskiego systemu skarbowego.

Co niektórzy żołnierze, na czele z Andrzejem Młockim, na własną rękę podjęli próbę zebrania dodatkowych podatków. Rozesłali na ziemie Dymitra Samozwańca rozkazy płacenia podatku (tzw. ponosowszczyzny). Szalbierz, a z nim kilku wyższych oficerów (m.in. Różyński), dobrze wiedzieli, że takie rozwiązanie sytuacji nie przyniesie całkowitego rozwiązania problemu (zaległy żołd szacowano nawet na 14 mln zł), a tylko rozjątrzy stosunki między ludnością a wojskiem. Dlatego potajemnie rozesłał pisma wzywające do mordowania poborców (do każdego miasta udawało się ich dwóch: Polak i Moskwicin). Pisma te i tak wpadły w ręce szeregowych żołnierzy, co jeszcze bardziej zmniejszyło autorytet tuszyńskiego „cara”. Spory między dowództwem a żołnierzami doprowadziły nawet do tego, że Dymitr szykował się do ucieczki, co wykrył i uniemożliwił Sapieha.

Ludność nie potrzebowała zresztą zachęt Łżedymitra. Nie zamierzała płacić wojsku, które czasem lubiło sobie pohulać ich kosztem. Dlatego często dochodziło do morderstw[122]. Nie stanęło tylko na tym, niektóre miasta (m.in. Wołogda, Kostroma[123]) powróciły do złożenia wierności Szujskiemu. Doprowadziło to do wybuchu całkiem szerokiego powstania na ziemiach Samozwańca. Na ogół starcia z buntownikami były pomyślne dla Dymitra[124], lecz jego siły były zbyt szczupłe, by równocześnie blokować Moskwę, niszczyć newralgiczne punkty znajdujące się wokół niej i tłamsić rewoltę na tyłach.

Samozwaniec poszukiwał finansowej pomocy dookoła, wysyłał swoich posłańców m.in. do papieża[125].

Przez nieprzychylnych sobie ludzi otoczeni byli zresztą obydwaj carowie. Również Szujski musiał ciągle uważać na spiski i zdrady, jednak bojarzy obawiali się podjąć zdecydowanej akcji skierowanej przeciwko carowi moskiewskiemu[126]. O ile jego sytuacja w samej stolicy była bardzo niepewna, to na poza nią, dzięki układowi ze Szwecją, zaczął zbierać poważne siły. Do Nowogrodu Wielkiego ściągały oddziały rosyjskie pod dowództwem carskiego bratanka, Michała Skopina Szujskiego (ok. 12 tys. ludzi) oraz wojska szwedzkie pod wodzą Jakuba de la Gardie (oprócz obiecanych 5 tys., de la Gardie przywiódł też 10 tys. najemników, których opłacał sam car).

Połączone oddziały szwedzko-rosyjskie odblokowały Nowogród, zajęły Toropiec, Torżok, Porchow, Orzeszek, po nierozstrzygniętej[127] bitwie pod Twerem (21 lipca 1609 r.) zajął miasto (23 lipca), ale nie opanował zamku i wówczas pomaszerował za Wołgę[128].

Wzmocnienie Szujskiego nie mogło ujść uwadze króla Rzeczypospolitej. Nie było wątpliwości, że jakiekolwiek połączenie Rosji i Szwecji zagraża Rzeczypospolitej, niezależnie od tego, czy było skierowane przeciwko niej czy nie. Zresztą, sam fakt obecności Dymitra II pod Moskwą był korzystny dla Polski, gdyż pognębiał chaos w Rosji. Role odwrócą się ponad 40 lat później, gdy Rzeczpospolita, uwikłana w walki z Kozakami, będzie musiała stawić czoła również Rosji, a później także Szwecji.

Zygmunt zdawał sobie sprawę z problemów finansowych, w czym utwierdzał go Żółkiewski, dlatego 19 marca rozesłał uniwersały na sejmiki posejmowe (relacyjne), chcąc uzyskać przede wszystkim dodatkowe fundusze.

Król zaznaczał, że chodzi o „rozszerzanie granic koronnych i odzyskanie tego co […] odeszło”[129]. Wynik sejmików był gorszy niż przed sejmem. Pewne jest, że poboru odmówił sejmik mirski, bardzo prawdopodobne, że to samo zrobił sejmik proszowicki, nieznane są rezultaty sejmiku sandomierskiego, na dodatkowe podatki dał zgodę sejmik lubelski, ale tylko wtedy, gdy będzie przeznaczony dla oddziałów inflanckich[130]. Pozostawało skierować swoje prośby do sejmików deputackich na koniec września, co jeszcze bardziej oddalało dzień rozpoczęcia wyprawy. Uniwersały rozesłano 10 lipca 1609 r., instrukcje – 25 lipca.

Waza powtórnie argumentował, iż rusza do Rosji nie dla dobra dynastii czy własnego, a tylko dla dobra państwa, że istnieje szansa na odzyskanie ziem: smoleńskiej, czernihowskiej i siewierskiej, w końcu, że na sejmie nie podjęto potrzebnych uchwał, ze względu na pośpiech i chęć zachowania tajności i zaskoczenia przeciwnika.

Tym razem efekt był lepszy. Na pobór zgadzały się sejmiki: mirski, różański, łomżyński, generalny mazowiecki, wiszneński oraz malborski, ale ten ostatni tylko za porozumieniem z resztą województw. Na dodatkowe podatki nie zgodziła się szlachta prochowicka, sandomierska i oświęcimska[131].

Król zdobył także 180 tys. zł dzięki zgodzie na kuratelę Jana Zygmunta Hohenzollerna (elektora brandenburskiego) nad chorym umysłowo Albrechtem Fryderykiem (księciem pruskim).

Mimo to, „jazdy dosyć niewielki poczet, a piechoty nader mało”, jak pisał hetman Żółkiewski. Król początkowo chciał wziąć na wyprawę obok Żółkiewskiego także Jana Karola Chodkiewicza. Żółkiewski słusznie przy tym stwierdzał, że hetman „przy tak zwłaszcza małym wojsku, może jeden podołać”. Wbrew jednak temu co pisał, Chodkiewicz wcale nie był lepszym kandydatem na wodza wyprawy. Nie chodzi tutaj o umiejętności dowódcze obydwu wodzów. Litewski hetman ciągle musiał mieć na uwadze niejasną sytuację w Inflantach (jeszcze w październiku zdobywał Dynemund), do tego jego nastawienie wobec wojny moskiewskiej było dużo bardziej negatywne niż postawa Żółkiewskiego. Jeden hetman do dowodzenia tym wojskiem wystarczył – i ostatecznie był nim Żółkiewski, który poszedł na Rosję w dużej mierze po to, by – jak sam twierdził – nie oskarżano go o zdradę. Nadal jednak pozostawał sceptyczny[132].

W opinii hetmana król powinien „o środkach i sposobiech do tak wielkiej i walnej sprawy należących, rozmyślać i z ichmciami pany senatory”. Zalecał też prowadzenie akcji propagandowej[133], ciągle działać na rzecz poprawy stanu skarbu, zapewniać o niekierowaniu się prywatą, a także, ażeby zapewniono wojsko królewskie o niemożliwości dojścia do starć z „panami braćmi” z oddziałów wora tuszynskiego[134].

Oprócz zaciągu, Zygmunt starał się też przeciągnąć do siebie oddziały prywatne. Najprawdopodobniej liczył, że dopóki nie zbierze odpowiedniej ilości pieniędzy, oddziały magnackie muszą stanowić rdzeń polskiej armii – podobnie jak w armii szalbierza. Listy w tej sprawie otrzymali tacy magnaci jak: Bogdan Ogiński, Aleksander Zasławski i Krzysztof Radziwiłł[135].

Przed wyjazdem z Krakowa, władca wydał (15 maja) Uniwersał strony odjazdu króla, który regulował sprawy związane z rządami w trakcie, gdy władca będzie przy wojsku[136].

28 maja Zygmunt III skierował się ku Lublinowi chcąc dojechać tam na 7 czerwca, by spotkać się z hetmanem. Do spotkania doszło w Bełżycach, niedaleko od Lublina. Wojewoda kijowski określił uważał szanse na powodzenie wyprawy jako złe: „droga daleka, żołnierz nie gotowy, pieniędzy nie brał, nie może się żadną miarą aż pod kopy [do czasu zbierania siana] ruszyć, nim na granicy moskiewskiej dojdzie, jesień, zimna, które tam prędko nadścigną, facultatem rei gerendae [sposobność działania] odejmą”. Zaznaczył, że „gdyby res integra [rzeczy by nie rozpoczęto], dałby się od tego odwieść”. Mniej istotne jest, że podawał przykład wojny Kazimierza i Władysława Jagiellonów z Maciejem Korwinem[137].

Ciężko zarzucić hetmanowi nieprawdę – o stanie wojska i kwestii żołdowych na pewno był najlepiej poinformowany. Długość oblężenia Smoleńska świadczy o tym, że z pewnością działania nie potoczyły się po myśli polskiego dowództwa, ale wojsko Rzeczypospolitej stawiło czoło aż dwu rosyjskim zimom.

Król zgadzał się z tą wypowiedzią, ale nie pozostało mu nic innego jak ponaglenie w kwestiach finansowych.

W Lublinie, na Trybunale Koronnym, po raz kolejny wymieniał przyczyny wojny i zapewniał, że rusza na nią nie dla siebie.

Żółkiewski udał się do Mińska, a król do Wilna[138], gdzie wydał instrukcję na sejmiki deputackie (o ich wyniku pisano wyżej). W Mińsku oddziały królewskie (wychodzące z Wilna 18 sierpnia) połączyły się z hetmańskim wojskiem i razem ruszyły do Orszy, gdzie czekano na artylerię. Odtąd razem maszerowano na Smoleńsk, który wg rachub królewskich miał poddać się jeszcze przed przybyciem głównej armii. Jednak negocjacje Aleksandra Gosiewskiego[139] z Michałem Szeinem nie przyniosły skutku[140].

W uniwersale (niedającym żadnego efektu) do Smoleńska (19 września) król zapewniał, że przychodzi objąć miasto i przyległe ziemie opieką („z wielkimi wojski naszymi idziemy ku wam, nie dla tego, cobyśmy wojować albo krew waszą rozlewać mieli, ale dla tego, iżby […] was od wszystkich nieprzyjaciół waszych uchronić”), nie będzie prześladował Cerkwi (Zygmunt chciał „wiarę prawosławną ruską nienaruszenie zadzierżeć”). W opinii Zygmunta Wazy ziemia smoleńska już należała do Rzeczypospolitej, o czym świadczy zapisanie, iż uniwersał wystawiono na granicy orszańsko-smoleńskiej (nie polsko-moskiewskiej)[141].

21 września przekroczono granicę[142]. Pierwsze oddziały (na ich czele – Lew Sapieha i Stanisław Stadnicki) dotarły pod Smoleńsk najpóźniej 29 września, dzień później Stanisław Żółkiewski, a sam król – 1 października. Smoleńszczanie zaczęli słać do Wasyla IV alarmujące listy[143]. Morale wojska, jak się wydaje, było wysokie (również dzięki dostatkowi żywności[144]), do tego stopnia, że często kpiono sobie z twierdzy[145].
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Pewne jest, że przesadna wiara we własne możliwości albo niedowierzanie w umocnienia Smoleńska było całkowicie błędne. O ile w ostatnim ćwierćwieczu miasto posiadało drewniane fortyfikacje, o tyle, na skutek działań Borysa Godunowa, od 1596 r. rozpoczęto budowę kamiennych murów. Długość smoleńskich murów wynosiła ok. 6500 m, wysokość 10-15 m, grubość 5-6 m. Mury były zaopatrzone w otwory strzelnicze i zwieńczono je blankami.

Jedną z technik oblężniczych jaką Polacy będą wykorzystywać pod Smoleńskiem będą podkopy i prace minerskie. Smoleńsk posiadał specjalne zabezpieczenia przeciwko takim działaniom: dwumetrowy cokół, fundamenty o długości 4 m i grubości 6,5 m, a przede wszystkim poza murami wykopano rowy (tzw. „podsłuchy”) o 2-metrowej głębokości, szerokie na 1,25 m.

Twierdza posiadała baszty (było ich 38), zwykle budowane na planie czworokąta albo okręgu. Przeciętnie mierzyły ok. 20 m wysokości.

Smoleńsk posiadał 9 bram, na dwie części dzielił go przepływający Dniepr[146].

Liczebność polskiej armii w początkowych etapach oblężenia wynosiła w zasadzie ok. 10-20 tys. żołnierzy i 30 dział[147], oczywiście zmieniało się to wraz z przedłużaniem się walk[148]. Jeżeli chodzi o liczbę załogi zapewne najbliższą prawdzie opinią jest zdanie o 5,4 tys. żołnierzy i 170 dział[149].

Gdy układy zawiodły, w dzień przybycia monarchy, podjęto szturmy na bramę Kopystyńską i Abramowską, a 6 dni później – na wrota Piatnickie i Dnieprowskie, Taiłowskie i Most Dnieprowski. Tego samego dnia rozpoczęto regularne ostrzeliwanie miasta[150]. 12 października zamierzano zaatakować bramę Kopyczyńską (przez oddziały pod dowództwem Jana Wejhera, starostę puckiego) i Abrahamowską (przez chorągwie pod wodzą Bartłomieja Nowodworskiego, kawalera maltańskiego), lecz wybuchy i „strzelba gęsta” zasłoniły pole widzenia, do tego „trębacze króla jegomości […], w onym tumulcie gdzieś się zapodzieli” (mieli za zadanie ogłosić moment natarcia). W rezultacie do szturmu skoczyło tylko kilkudziesięciu ludzi (na czele z Nowodworskim), ale widząc, że wsparcie nie nadchodzi, wycofali się (tracąc przy tym mniej niż 20 ludzi)[151].

W połowie października wiele przysług oddali Rzeczypospolitej przede wszystkim Kozacy (w liczbie kilkudziesięciu tys.). Zajęli: Putywl, Czernihów, Briańsk, Kozielsk i szereg innych miejscowości i twierdz[152].

Nie wiadomo, kto gorzej zareagował na fakt podjęcia przez Zygmunta oblężenia Smoleńska: czy car Wasyl (który o królewskiej wyprawie wiedział od początku września) czy może raczej Polacy z obozu tuszyńskiego. Żołnierze Samozwańca nie wiedzieli dokładnie, jak względem ich król jest ustosunkowany, ani jakie ma wobec nich zamiary. Niezależnie od wysokości jego sił, obawiano się, że za ich służbę nie spotka ich żadna nagroda, gdy Zygmunt zacznie odnosić pierwsze sukcesy. Po dyskusjach ustalono zawiązanie konfederacji, która obiecała nadal trwać przy worze[153].

Respekt przed królem był tak duży, że zdecydowano się pertraktować z nim. W tym celu pod Smoleńsk wysłano najpierw niejakiego Knuta, a gdy ten przyniósł wiadomość o w miarę pozytywnym przyjęciu, z Tuszyna wyruszyło oficjalne poselstwo na czele z Mikołajem Marchockim. Posłowie mieli na celu przekonać monarchę do wyjścia z granic Rosji. Wiozło też listy Różyńskiego, Sapiehy i Zborowskiego.

Zygmunt przyjął delegację 24 listopada. Marchocki wystąpił przed monarchą bardzo odważnie, można nawet powiedzieć, że z obrazą majestatu[154], bo oświadczył, że on i jego towarzysze będą dążyć do celu na przekór wszystkiemu, łącznie z wolą ojczyzny. Wypomniano Wazie, że nie sprzeciwiał się akcjom oddziałów prywatnych, a teraz, przez swoje działania, może odebrać im nadzieję na nagrodę za swoje trudy. Królewska odpowiedź, wypowiedziana najpierw przez Kryskiego, później podana na piśmie, mówiła m.in. że stronnicy szalbierza prowokują Moskwę do uderzenia na Polskę, ale wyraził chęć dalszych rokowań i pod Moskwę zostali wysłani: Stanisław Stadnicki (kasztelan przemyski), Krzysztof Zbaraski (starosta krzemieniecki), Janusz Skumin Tyszkiewicz (starosta bracławski), Stanisław Domaradzki (podstoli lwowski), Marcin Kazanowski (rotmistrz królewski), Ludwik Wejher (starosta kościerzyński) i Jan Hrydzicz (sekretarz królewski)[155].

Posłowie zostali zaopatrzeni w pięć instrukcji, cztery od króla, zaś jedna od senatu. Pierwsza królewska mówiła o podaniu żołnierzom Samozwańca przyczyn, dla których Zygmunt wkroczył do Rosji. Druga polecała zbadanie faktu wiarygodności Łżedymitra jako prawdziwego cara. Obydwa te akty były jawne. Pozostałe dwie monarsze instrukcje były tajne. Jedna mówiła o przekonywaniu polskich oddziałów wora do słuszności królewskiej wyprawy i obiecywaniu łask króla w przypadku wierności. Nie nakazywała jednak zabierać Samozwańcowi oddziałów. Ostatnia nota polecała potajemne (tak, by nie dowiedział się o nich obóz tuszyński) nawiązanie kontaktów dyplomatycznych z Wasylem Szujskim, któremu miano wyliczyć wszystkie niegodziwości jakich z rąk moskiewskich doświadczyła Polska i Litwa, łącznie z faktem zamordowania Polaków w Moskwie i niewypuszczenia z więzień części z nich (i w ogóle niedopełnienia rozejmu z 1608 r.). Posłowie mieli wytłumaczyć Szujskiemu, że wyprowadzenie Polaków służących Samozwańcowi jest trudne, gdyż wymagałoby to użycia siły wobec nich. Jeżeli car zechciałby pokoju musiałby najpierw oddać ziemie: smoleńską, czernihowską i siewierską z miejscowościami: Wielkie Łuki, Biała, Toropiec, Zawołocze, Newel, Siebież, Opoczki i Krasne. Domagano się też rekompensaty za śmierć poddanych króla Zygmunta, który nakazał uzależnić kwestię przekonania tuszyńczyków do powrotu od pomocy finansowej ze strony Szujskich. Instrukcja senatu podejmowała kwestię rozpoczęcia rozmów z Łżedymitrem. Posłowie mieli na celu też przekonywać Moskwę do Rzeczypospolitej[156].

Zygmunt III Waza, wysyłając swoje poselstwo do Tuszyna, zamierzał kontynuować swoją dawną politykę. Nadal chciał, by Szujski był szachowany przez liczne zastępy tuszyńczyków i nie mógł poważnie działać przeciwko polskiemu oblężeniu Smoleńska. Jednocześnie, monarcha starał się zasiać niepewność w szeregach Polaków pod Moskwą, tak, by stworzyć sobie furtkę do pozyskania sporej ilości niesłabego żołnierza.

15 listopada wszyscy posłowie byli już w drodze, 21 stanęli w Dorohobużu, 27 listopada przeszli obok Wiaźmy, gdzie otrzymali list o Grzegorza Szachowskiego i Piotra Tretiakowa (bojarów popierających wora) z żądaniem wkroczenia do obozu Samozwańca tylko w 100 koni (a więc co najmniej 10-krotnie mniej niż liczyło całe poselstwo). Ustępstwa w tej kwestii miał im wyperswadować Jan Hrydzicz. Ostatecznie do obozu wkroczono 17 grudnia ze 100-konnym oddziałem husarii i 280-osobowym oddziałem piechoty.

Od początku zlekceważono tego, który powinien w Tuszynie stać ponad wszystkimi i wszystkimi dyrygować – Dymitra II Samozwańca. Prawdą jest, że posłowie wyruszali w praktyce wyłącznie do Polaków, nie do „cara”, jednak list świadczy Szachowskiego i Tretiakowa świadczy o zainteresowaniu tą sprawą innych podmiotów, a więc także Łżedymitra. Wprawdzie Dymitr zgodził się spotkać z Polakami, ale tylko dlatego, że musiał, nie uczestniczył w powitaniu posłów (czego dokonywał Aleksander Zborowski i Roman Różyński).

Pertraktacje rozpoczęły się 20 grudnia od wygłoszenia mowy przez Stanisława Stadnickiego i pierwszych nieporozumień (m.in. na tle ujawnienia treści królewskich instrukcji), które udało się jednak załagodzić.
Tuszyńczycy z każdej chorągwi wybrali po trzech ludzi (rotmistrza i dwóch towarzyszy), którzy mieli reprezentować ją w trakcie pertraktacji. Niedługo miała dołączyć delegacja z oddziałów starosty uświackiego Sapiehy, który nadal stał pod monasterem Troicko-Sierigejewskim[157].

Oficjalne rozmowy zaczęły się 27 grudnia 1609 r. Na początek żołnierze wora poprosili, by podano im, czego król od nich żąda (co spełniono dość ogólnie – posłowie odparli, że królowi jegomości chodzi o uspokojenie Rzeczypospolitej), a posłowie, by zmniejszono liczbę wojskowych delegatów (co początkowo spełniono i „komisarzy” z Tuszyna pozostało tylko 26, wkrótce liczbę tą zwiększono do 40). Przebieg pertraktacji można rozpatrzyć na dwóch płaszczyznach:

1. Jak żołnierze wora przysłużą się dla odzyskania Smoleńszczyzny, Czernihowszczyzny i Siewierszczyzny przez Rzeczpospolitą? – początkowo wojsko proponowało, że pomoże w tej kwestii, gdy Zygmunt przyjdzie z pomocą Samozwańcowi i wesprze go w walce o koronę, co było nie do przyjęcia dla polskiego poselstwa. Wówczas, tuszyńska delegacja spuściła z tonu i poprosiła tylko o zapewnienie nagrody u króla dla Dymitra i zapłatę dla całego wojska (taką jaką obiecywał jej Dymitr). W odpowiedzi, Stadnicki zapewnił, że król nagrodzi szalbierza i zalecał żołnierzom nakłanianie Dymitra do złożenia hołdu Zygmuntowi.

2. Kwestia zapłaty wojsku Samozwańca – początkowo zażądano niezwykle wysokiej kwoty 20 mln zł (15 mln zabezpieczone na dobrach moskiewskich, 5 mln na dobrach polskich). W zamian oferowano ziemię siewierską (w znacznej części opanowaną przez Łżedymitra), którą obiecano bronić przed ewentualnymi buntami. Posłowie poważnie zwątpili w możliwości utrzymania Siewierszyzny, ponadto oświadczyli, że żądanie pieniędzy za służbę jest możliwe tylko wtedy, gdyby samozwańcze wojsko było na żołdzie Zygmunta III, a że tak nie jest, nie może ich żądać. Tuszyńczykom pozostawiono do wyboru dwie możliwości współpracy: 1) członkowie obozu tuszyńskiego otrzymają zapłatę dopiero po zdobyciu Moskwy, 2) im Moskwa zostanie szybciej zajęta, tym większy będzie żołd.

Wobec nieustępliwości posłów rokowania zostały przerwane, co nie zmieniło faktu, że możliwości współpracy z monarchą polskim nie odrzucono[158].

Wspomniano tutaj już o stałym pomijaniu Dymitra. Kolej rzeczy spowodowała, że zaczął obawiać się o swoją pozycję, a nawet życie (wydaje się jednak, że jego przeczucia były przesadnie wyostrzone – można powiedzieć, że prośby o nagrodę dla niego nawet przeczyły jakiemuś większemu zagrożeniu dla niego; jedynym poważniejszym punktem zapalnym była kwestia żołdu), dlatego 6 stycznia szalbierz uciekł (w otoczeniu najwierniejszych towarzyszy – Kozaków dońskich) do Kaługi. W Tuszynie przez kilka dni trwały rozruchy, dopóki porządki nie przywrócili Różyński, Jan Buczyński, Krzysztof Jajkowski i Andrzej Młocki[159]. Jak można sądzić, zadowoleni z takiego obrotu sprawy byli: Zygmunt III i Kryski, niezadowoleni: Lew Sapieha i Stanisław Żółkiewski[160]. Zdanie tego ostatniego, iż „nasze poselstwo więcej złego niźli dobrego nam tam porobiło; bo szalbierz przestraszony uciekł” wydaje się przesadzone. Poselstwu idealnie udało się wpasować w niedokładną instrukcję Zygmunta Wazy, przez co należy rozumieć przede wszystkim przekonanie żołnierzy tuszyńskich do służby na żołdzie Polski, zaś Moskwa nadal musiała obawiać się szalbierza, który sam jej nie zagrażał.

Mimo prób, nie podjęto poważniejszych rozmów z carem, choć posłom udało się polepszyć się opinię króla Rzeczypospolitej wśród Moskwiczan[161].

Jednym z elementów poprawiania poziomu autorytetu królewskiego wśród „moskiewskich ludzi” były spotkania z najważniejszymi osobistościami z Tuszyna-Rosjanami[162], najpierw potajemne, a wraz z ucieczką Dymitra coraz bardziej oficjalne, aż Rosjan zaproszono do wspólnych obrad obok polskich żołnierzy. Przedmiotem rozmów był głównie temat kandydatury Zygmunta III, a potem jego syna Władysława, na tron rosyjski. Spotkał się on ze sporym odzewem, polską kandydaturę w zasadzie powszechnie przyjęto, wyrażono jednak obiekcje co do planu oddania korony Zygmuntowi – patriarcha Filaret wystąpił z propozycją ofiarowania tronu jego potomkowi (głównie z powodów religijnych i tego, ze polsko-rosyjską unię personalną można było postrzec jako aneksję Moskwy[163]). Potem polscy żołnierze Dymitra i Rosjanie z jego otoczenia zawiązali konfederację, w której wyzbywali się związków zarówno z panującym carem (Wasylem Szujskim) jak i z Łżedymitrem.

Dla sprecyzowania warunków wstąpienia na tron królewicza Rosjanie wysłali pod Smoleńsk poselstwo złożone z 233 osób, którym przewodzili: Sałtykowowie, Wasyl Masalski, Iwan Gramotin, Fiodor Mieszczerski, Jerzy Chworostynin, Lew Pleszczejew i Fiodor Andronow[164]. Posłowie dotarli pod Smoleńsk 28 stycznia (wyruszyli 13 stycznia), 3 dni później odbyła się audiencja królewska. Rosjanie szeroko dziękowali monarsze za działania, które przeprowadzał dla uspokojenia Moskwy, rozwodzili się nad korzyściami wynikającymi z polsko-moskiewskiego związku, wierzyli, że Rosja podąży (jeżeli chodzi o ustrój) śladem Korony i Litwy, w końcu – co najważniejsze – zapewniano o szczerych chęciach przyjęcia w Moskwie Władysława Zygmuntowicza, przy czym, przypomniano o tym, że musiałby dochować moskiewską wiarę i tamtejszych praw. W odpowiedzi kanclerz Sapieha potwierdził, że Waza ma dobre intencje. Dobre nastawienie do bojarów zapewne mocno zmalało, gdy otrzymano pismo z warunkami (np. w mowie nie było wspomniana konwersja Władysława na prawosławie, podobnie jak całkowita supremacja prawosławia w Rosji i karanie bojarów wg wyroków sądów), które przypominały mowę wygłoszoną na spotkaniu z senatem[165].

Senatorowie, choć byli chętni do dalszych rokowań, to obawiali się, że wazowska dynastia posłużyłaby tylko Rosjanom do zrzucenia kolejnego cara.

Ostatecznie król ogółem zgadzał się na warunki bojarów, ale istniały pewne obiekcje. Monarcha podkreślał, że nie może uczynić niczego zobowiązującego bez konsultacji z sejmem. Zgadzał się na wybór królewicza, ale tylko wtedy, gdy sytuacja w państwie rosyjskim zostanie uporządkowana, co miało się odbyć głównie jego rękami. Dalej spierano się o szczegóły – jakiego wyznania ma być Władysław i kto ma go koronować. Bojarzy chcieli, by przeszedł na prawosławie i by koronacji dokonał patriarcha. Zygmunt pragnął, by syn zachował wiarę (choć nie miał nic przeciwko dominacji Cerkwi w Moskwie), by pozwolono mu wybudować przynajmniej jeden kościół w stolicy, a także nie zgadzał się na koronację dokonaną przez prawosławnego duchownego (sam był królem szwedzkim, który otrzymał koronę z rąk luteranina, aczkolwiek luteranin nie równał się wówczas prawosławnemu).

Ostatecznie, zdano sobie sprawę z bezsensowności impasu w rokowaniach i poczyniono wzajemne ustępstwa (w czym pewny udział miały wspólne uczty[166]): 14 lutego zawarto układ, w którym:

- król zgadzał się na supremację kościoła wschodniego i koronację Zygmuntowicza przez patriarchę,

- bojarzy dawali zgodę na wybudowanie kościoła w Moskwie,

- Polskę i Moskwę połączy wieczny sojusz,

- obydwa kraje będą niekiedy organizować wspólne zjazdy np. w celu omówienia antytatarskiej obrony[167].

Po zawarciu umowy, bojarzy złożyli oficjalną przysięgę, w której przyrzekali być poddanymi Władysława i wyrzekali się wszelkich związków z szalbierzem i Szujskim.

Trudno określić o co tak naprawdę chodziło rosyjskim posłom. Cele, sympatie polityczne, działania moskiewskich bojarów w czasie wojny z Polską zmieniały się bardzo często i zazwyczaj nie można przyrównywać najpóźniejszej postawy danego rosyjskiego szlachcica do postawy, którą zaprezentował kilka miesięcy wcześniej.

Być może wśród rosyjskiego poselstwa znaleźli się faktyczni, prawdziwi zwolennicy polskiej kandydatury, choć na pewno nie stanowili większości. Prawdopodobnie niektórzy planowali wykorzystać zaistniałą sytuację do zwiększenia roli i praw bojarów, co próbowano by utrzymać przy okazji kolejnych carskich koronacji jako warunek zaakceptowania nowego cara. Jeszcze inni planowali, co bardzo możliwe, posłużenie się wazowską kandydaturę do obalenia Szujskiego, a w dalszej kolejności – osadzenia własnego figuranta. I w końcu, znaleźli się pewnie i przedstawiciele ważnych rodów, którzy po cichu myśleli o tronie dla siebie bądź dla kogoś z rodziny – jak Filaret.

Oczywiście, powyższe słowa to tylko mniej lub bardziej prawdopodobne dywagacje.

Polski król prawdopodobnie uważał układ za spory sukces, bo otwierał dużą furtkę do dalszych rokowań z Rosjanami, przy tym jednak musiał zapewniać, że nie działa dla prywaty i nie uczyni nic bez zgody stanów Rzeczypospolitej.

Lutowa umowa nie wyjaśniała podstawowych spraw, m.in. dla których Rzeczpospolita rozpoczęła wojnę z Rosją, tj. kandydatury Władysława i przynależności ziem: smoleńskiej, siewierskiej i czernihowskiej. Tej pierwszej, bo nic nie mówiła o kwestii konwersji młodego Wazy; tej drugiej, bo podczas pertraktacji jakby o niej zapomniano.

Warto tutaj wspomnieć o realizmie monarchy. Przede wszystkim nie starał się niepotrzebnie wzniecać kolejnych punktów zapalnych w stosunkach z bojarami. Nie starał się na siłę doprowadzić do obrania siebie na tron rosyjski, ponieważ bojarzy rosyjscy (oprócz chana Uraz-Mahmeta, który jako jedyny poparł kandydaturę Zygmunta) sugerowali na tym gruncie dość mocny opór, nawet z bronią w ręku[168]. Pominięto sprawę Mniszchów i ziem utraconych przez Litwę w XVI w. Opór w kwestii wyznania syna jest w pewien sposób zrozumiały – być może nie wynikał z szeroko rozumianej gorliwości katolickiej (którą temu władcy przypisywano[169]), ale raczej z niechęci do skrzywienia swojego obrazu króla-krzyżowca na zachodzie, który – choć w zasadzie nieprzynoszący poważniejszych zysków – mógł się okazać przydatny.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Ogólnie, tenże układ można uznać za spory sukces króla i Rzeczypospolitej, bo w zasadzie niczego nie tracono, natomiast zyskano spory posłuch w Rosji i prawną podstawę do dalszych działań w tym kraju.

Gdzieniegdzie wątpiono w środki, którymi miano przeprowadzić uspokojenie Rosji (od którego miały rozpocząć się rządy Władysława). Znamiennym tego przykładem są słowa Lwa Sapiehy (pisane jeszcze przed podpisaniem układu), regalisty, jednocześnie zagorzałego zwolennika zajęcia się najpierw kwestią utraconych ziem, dlatego jego osąd można uznać za lekko nieobiektywny (co nie znaczy, że jego ocena jest niesłuszna): „Ale ja wątpię, żeby co z tego było, bo i my tam nie mamy z czym i z kim iść, barzo nas mała garstka, i nasi ludzie, co tam przy impostorze byli, podają kondycyje trudne, ciężkie, niepodobne: siła chcą pieniędzy, których nie masz, a oni bez pieniędzy nic dobrego nie chcą uczynić; i tak boję się, że jeno ich nieboraków Moskwę na więtsze jatki wydamy; abo Szujski, abo ten impostor do [cna] ich pomorduje; owa niedostatek, słabość nasza wszytkiemu przeszkodzi i popsuje, choć to z nas każdy na oko widzi, że okazyje wielkie się podają i łacno by było do posiedzenia tego państwa, kiedy by było czym poprzeć”[170].

Oprócz tuszyńczyków, starano się zwerbować też żołnierzy w Rzeczypospolitej. Za pośrednictwem Jana Karola Chodkiewicza (przybyłego pod Smoleńsk w marcu, gdy sytuacja w Inflantach była w miarę spokojna) Zygmunt III zamierzał sprowadzić do Rosji 3 tys. Litwinów, dotychczas walczących w Inflantach, ale wobec braku żołdu i zaniknięcia niebezpieczeństwa ze strony Szwecji, obozujących pod Grodnem, by wymusić na Rzeczypospolitej zapłatę. Była to liczba dość niska, jednak były to doborowe, zaprawione w licznych bojach pod komendą litewskiego hetmana wielkiego, w realiach rosyjskich walk wręcz na wagę złota. Wojsko to jednak nie zgadzało się na żadną służbę bez spłatę dawnych zaległości, więc Chodkiewicz proponował królowi, by zamiast chwytać się wszelkiej brzytwy w kwestiach finansowych, pozostawił Żółkiewskiego pod twierdzą smoleńską, a sam jechał zwołać sejm. Monarcha jednak uznał, że jego obecność jest konieczna w Moskwie.

Bezpośrednią przeszkodą w drodze do realizacji wielkich planów nadal pozostawał Smoleńsk, którego nie dawało się przekonać bombardowaniami, szturmami, perswazją przysyłanych Moskali czy mediacją Uraz-Mahmeta (przybyłego pod Smoleńsk w kwietniu)[171].

Inna sprawa, że, jak się okazało, ucieczka Dymitra z Kaługi przyniosła mu wiele plusów. Celowo głodząc wojsko tuszyńskie, szalbierz (przynajmniej na chwilę, bo zaraz powrócono do wyśmiewania go) zaskarbił sobie wierność tamtejszych oddziałów, dzięki czemu pod Smoleńskiem poruszono również sprawę jego (i Maryny) wynagrodzenia[172].

Mimo, że sam Dymitr rósł w siłę, to jego obóz stawał się coraz słabszy. Na początku roku Sapieha[173] (na skutek działań Skopina Szujskiego) odstąpił od Monasteru Świętej Trójcy (6 lutego), Maryna[174] wyjechała, jak się uważa w porozumieniu z Dymitrem II, z Tuszyna (23 lutego), który pozostawiono samemu sobie. Mniszchówna podążyła – przez Dymitrów – do Kaługi; długo ociągano się także z realizacją obietnicy (danej delegacji tuszyńczyków), aby Jan Potocki wsparł żołnierzy Łżedymitra swoimi oddziałami (prawdopodobnie czekano aż zamęt w Tuszynie powiększy się, w rezultacie do akcji nie doszło)[175]. Ucieczka do Kaługi spowodowała też znaczny spadek popularności Samozwańca, gdyż takie miasta jak Spierpuchów, Borowsk, czy Możajsk opuściły szeregi zwolenników wora i ponownie złożyły hołd Wasylowi Szujskiemu.

Obóz tuszyński został spalony 16 marca (wcześniej znów doszło do spięć w stosunkach z królem w kwestii finansów). Żołnierze wora podążyli do Wołoka[176], stamtąd wyprawiono (22 marca) poselstwo (przewodził mu Aleksander Zborowski) do króla. I znowuż debatowano nad sprawą zapłaty (1 kwietnia), a królowi nie pozostało do powiedzenia nic innego, jak stwierdzenie, że nie ma pieniędzy i może wziąć na służbę jedynie 2000 żołnierzy Dymitra[177].

O przebiegu tego poselstwa dawni tuszyńczycy dowiedzieli się 24 kwietnia. Wiadomość doprowadziła do rozłamu (choć był przewidywany już w chwili palenia Tuszyna): chorągwie Bychowca i Kamieńskiego ruszyły do Kaługi[178], by służyć szalbierzowi, a oddziały m.in. Różyńskiego (zmarłego 4 kwietnia), Rudnickiego, Marchockiego, Młockiego i Jakuba Bobowskiego nadal deklarowały chęć walczenia pod sztandarem monarchy polskiego[179].

Dotychczasowe działania Dymitra na nic się zdały wobec ciągłego istnienia problemu żołdu dla jego wojsk. Widząc, że w tej materii nic się nie zmieniło, chorągwie, które przymaszerowały do Kaługi, zagroziły „carowi” nawet śmiercią, chcąc przypodobać się Zygmuntowi III, którego zapytano, czy byłby zadowolony z zabicia szalbierza. Monarcha rozkazał nie zabijać uciekiniera z Tuszyna, gdyż – jak pisał hetman Żółkiewski – „zamki niektóre i siła gminu moskiewskiego dzierzą się go; gdyby był zniesion, o to szło, iżby się te zamki nie rychlej do Szujskiego, niźli do nas przedały”[180], do tego trzeba przypomnieć, że obecność Dymitra w Rosji była nadal dla Rzeczypospolitej korzystna. Wprawdzie jego zabicie oznaczałoby przynajmniej częściowe uspokojenie Rosji, ale tylko pogarszało sytuację w razie rywalizacji z Wasylem IV.

Oddalenie bezpośredniego zagrożenia, jakim było stacjonowanie wojsk wora pod Moskwą, pozwoliło Szujskiemu rozwinąć skrzydła. Rozkazał formować pod Moskwą armię (złożoną z oddziałów cudzoziemczych i moskiewskich), która miała pomaszerować na pomoc Smoleńskowi. Dowództwo nad nią miał objąć, niezwykle popularny po ostatnich sukcesach, Michał Skopin Szujski. Ten jednak nieoczekiwanie zmarł (4 maja[181]), więc dowództwo objął Dymitr Szujski, druga osoba w państwie moskiewskim po carze Wasylu, ale niedorastający do pięt swojemu poprzednikowi stojącemu na czele wojska[182].

Pod wpływem pewnego zdezorientowania co do kierunku dalszych działań, a przede wszystkim braku sił doń, zdecydowano, że dla „godziwego wycofania się” senat podejmie się rokowań pokojowych z bojarami skupionymi wokół cara. Jednak wysłany z listem od senatu (w którym Polacy proponowali pokój i pomoc przeciwko Samozwańcowi w zamian za oddanie spornych ziem) niejaki Ślizień niczego nie wskórał, bo stojący najbliżej Andrzej Golicyn i Daniel Mezecki otrzymali od cara rozkaz nierozmawiania z gońcem i innymi wysłannikami polskimi. Car „niewątpliwie zwycięstwo sobie obiecywał”[183].

Wasyl miał podstawy do takich twierdzeń, choć raczej nie miał pełnych informacji na temat sytuacji królewskiego wojska. Miał, bowiem jego oddziały przejęły Wołok, Rżew, Osipow, obległy Białą, gdzie bronił się Aleksander Gosiewski[184], ale jak sam twierdził, z powodu braku zapasów i prochu nie mógłby wytrzymać choćby tydzień[185]. Obawiano się też utraty Wiaźmy (gdzie stał Marcin Kazanowski z 800 żołnierzami) i Carowego Zajmiszcza (gdzie stacjonował Samuel Dunikowski z oddziałem liczącym 700 ludzi). A do tego, w Możajsku zbierały się główne siły moskiewsko-cudzoziemcze!

Zygmunt i senat zdali sobie sprawę, że dalsze skupianie sił pod Smoleńskiem nie zmieni tego, że trzeba będzie zetrzeć się z głównymi oddziałami Szujskich, dlatego zdecydowano się na wyjście przeciwko nim z częścią sił. Do tego zadania początkowo wydelegowano Jana Potockiego, ale ten zaczął wykłócać się o liczbę żołnierzy jaką ma wziąć ze sobą. Podejrzewano go (zarówno u współczesnych, jak i późniejszych historyków) o to, że chce pozostać pod Smoleńskiem, by w razie jego zdobycia, cała sława wojenna spłynęła na niego[186].

Na wewnętrznych sporach tracono tylko czas, gdyż załogi pomniejszych twierdz nie mogły się zbyt długo utrzymać, a zagrożenie dla oblężenia Smoleńska wciąż wzrastało, dlatego król powierzył zadanie zwalczenia odsieczy Szujskiego Żółkiewskiemu, który wziął ze sobą część armii, która „mniejsza była, niźli panu wojewodzie bracławskiemu była pozwolona”[187]. Oprócz podjęcia militarnych działań, hetman miał również za zadanie prowadzić propagandową agitację[188].

Moskiewska odsiecz zdopingowała Polaków do zdecydowanego działania pod Smoleńskiem – sypano nowe wały, sprowadzano działa (w maju, z Rygi), ściągano „wolne” (pozostające bez zadania) oddziały[189]. Zdobycie Smoleńska diametralnie zmieniłoby sytuację, ale na tę chwilę – było nieosiągalne.

[1] Na temat działań Dymitra I Samozwańca zob. przede wszystkim: A. Andrusiewicz, Dymitr Samozwaniec i Maryna Mniszchówna, Warszawa 2009, s. 55-389; D. Czerska, Borys Godunow, Wrocław 1988, s. 193-278; D. Czerska, Dymitr Samozwaniec, Wrocław 2004; A. Hirschberg, Dymitr Samozwaniec, Lwów 1898; R. Skrynnikow, Borys Godunow, Warszawa 1982; W. Sobieski, Zabiegi Dymitra Samozwańca o koronę polską, Kraków 1908.

[2] Znamienne są tutaj słowa rosyjskiego historyka S. F. Płatonowa: „Nazwalibyśmy politykę Rzeczypospolitej i kurii papieskiej krótkowzroczną i niedoświadczoną, gdyby nie potrafiła ona w porę zrozumieć i należycie ocenić zachodzących w życiu Moskwy zaburzeń i nie próbowała wyciągnąć z nich korzyści dla siebie” (cyt. za: Z. Wójcik, Międzynarodowe położenie Rzeczypospolitej, (w:) Polska XVII wieku, red. J. Tazbir, Warszawa 1969, s. 20.

[3] H. Wisner, Zygmunt III Waza, Wrocław 2006, s. 122.

[4] J. Budziło, Historia Dmitra fałszywego, (w:) Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T. Ściężor, Kryspinów 1995 (dalej: Budziło, Historia) – podobnie jak w przypadku M. Marchockiego, Historia moskiewskiej woyny prawdziwa, (w:) Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T. Ściężor, Kryspinów 1995 (dalej: Marchocki, Historia) nie podaję odnośników do stron, gdyż z obydwu pamiętników korzystam w wersji elektronicznej, gdzie nie podano prawdziwego podziału na strony.

[5] Mniszech proponował Wasylowi Szujskiemu rękę Maryny, jednak car odmówił. Zob. Andrusiewicz, op. cit., s. 396.

[6] W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607-1612, Gdańsk 2008, s. 27-28. Na temat sytuacji zob. Dyaryusz Wacława Dyamentowskiego, (w:) Polska a Moskwa w pierwszej połowie wieku XVII. Zbiór materyałów do historyi stosunków polsko rosyjsskich za Zygmunta III, opr. A. Hirschberg, Lwów 1901.

[7] Polak, op. cit., s. 28.

[8] Na temat działań Bołotnikowa dokładniej zob. A. G. Przepiórka, Od Staroduba do Moskwy. Działania wojsk Dymitra II Samozwańca w latach 1607-1608, Zabrze 2007, s. 24-31.

[9] Nie wiadomo, kto go wykreował – czy była to szlachta polsko-litewska, czy opozycyjne grupy bojarskie, czy raczej była to jego własna działalność. Zob. Przepiórka, op. cit., s. 32-39. Najprawdopodobniej szlachta miała w tym niemały udział, chcąc kontynuować tzw. „intrygę samborską”.

[10] Nazywanie Samozwańca ze Staroduba drugim jest umowne – jak już wspomniano, samozwańców w Rosji było znacznie więcej, ale tylko ci dwaj (ewentualnie również syn Dymitra II i Maryny – Dymitr III) odegrali bardzo poważną rolę. Zob. tamże, s. 31-32.

[11] Omówienie tej kwestii u Przepiórki (tamże, s. 39-43), gdzie przyjęto, że najprawdopodobniejszą opcją jest to, że Dymitrem był Bohdanko. Zob. również: Andrusiewicz, op. cit., s. 432-436.

[12] Jednak dopiero od 1608 r. nawiązał stosunki z Jerzym Mniszchem, pisząc m.in. o pewnej pomocy Zygmunta III, która wówczas nie była wcale pewna, a nawet – była całkowitym wymysłem.

[13] Kniaź Różyński przybył do Dymitra dopiero 30 marca 1608 r. Początkowo między szalbierzem a posłami Różyńskiego doszło do sporów, głównie na tle rzekomej zdrady księcia, pieniędzy i wątpienia w pochodzenie wora. Gdy Różyński osobiście porozmawiał z Samozwańcem, nic to nie przyniosło. Różyński nie odszedł (mimo żądań wielu swoich podkomendnych dotyczących powrotu do Polski) tylko na skutek próśb Polaków już będących przy Dymitrze II. O zły wpływ na Dymitra oskarżano jego doradców. Od samego Samozwańca żądano, by osobiście wskazał, kto nazwał księcia Różyńskiego zdrajcą. Dymitr odmówił, co wywołało tumult w obozie, z okrzykami „zabić szalbierza, rozsiekać”. Mediacji podjęli się: Adam Wiśniowiecki, Szymon Charliński i Walenty Walawski. Udało się osiągnąć porozumienie: słowa, które wcześniej Dymitr miał wypowiedzieć do żołnierzy tj. „Cytte [cisza] skurwysynowie” wg cara padły do jego strzelców, Różyński został hetmanem jego wojsk, jego żołnierze dołączyli do armii wora (wówczas zgromadzonej w Orle) i starano się utrzymywać poprawne stosunki. Opis tychże wypadków: Budziło, Historia i Marchocki, Historia.

[14] Polskich rotmistrzów, poruczników i żołnierzy było tak dużo, że wojsko Samozwańca w XVII w. często nazywano „Polakami” (tak np. Marchocki, Historia; P. Piasecki, Kronika, wyd. J. Bartoszewicz, Kraków 1870 [dalej: Piasecki, Kronika]).

[15] W. Sobieski, Żółkiewski na Kremlu, Warszawa 1920, s. 8.

[16] Andrusiewicz, op. cit., s. 405; Polak, op. cit., s. 32; Przepiórka, op. cit., s. 60-64.

[17] Rosjanie potocznie nazywali Rzeczpospolitą Litwą, a ich mieszkańców – Litwinami.

[18] Polak, op. cit., s. 33.

[19] Zob. Budziło, Historia; Dziennik Jana Piotra Sapiehy, (w:) Polska a Moskwa, opr. Hirschberg (dalej: Dziennik Sapiehy); Marchocki, Historia; Andrusiewicz, op. cit., s. 389-463; A. Hirschberg, Maryna Mniszchówna, Lwów 1927. Dokładne omówienie militarnych działań armii Dymitra (ale tylko ich wczesnego okresu) u Przepiórki, op. cit.

[20] Hirschberg, Maryna, s. 138-140; Polak, op. cit., s. 37-38.

[21] Tamże, s. 37.

[22] Tamże, s. 38-41.

[23] Tamże, s. 35-36.

[24] A nie – jak uważa Andrusiewicz, op. cit., s. 408 – w dzień przybycia. O dacie 20 listopada piszą: Hirschberg, Maryna, s. 73; Polak, op. cit., s. 42.

[25] Przy tym prawdopodobnie napomknął nieco o losie Gustawa Erykssona Wazy, syna Eryka XIV Wazy, stryja Zygmunta III. Na temat Gustawa zob. Z. Boras, Gustaw Eryksson Waza, Poznań 1985.

[26] Hirschberg, Maryna, s. 61. Historyk ten jest również zdania, że memoriał świadczy o bliskich stosunkach króla z wojewodą sandomierskim, co wydaje się jednak przesadą, bowiem brakuje dowodów na to, że Zygmunt kiedykolwiek wchodził w bliższe stosunki z Mniszchem.

[27] Wcześniej do obozu wora wysyłano nie tylko listy, ale również poważnych wysłanników. Po raz pierwszy zrobiono to w czerwcu 1608 r., gdy jego oddziały złożone z Polaków odwiedził Piotr Borkowski (chorąży sandomierski) apelujący o porzucenie szalbierza, co pomogłoby w sfinalizowaniu rokowań rozejmowych. Zanim zawarto zawieszenie broni polscy posłowie w Moskwie wysyłali do Tuszyna jeszcze kilku swoich ludzi.

[28] Opis tego poselstwa głównie na podstawie Polaka, op. cit., s. 42-52, 58-60 i Wisnera, op. cit., s. 128-129..

[29] Tamże, s. 60.

[30] Tą kwestię poruszono też na sejmie w 1609 r., zob. Volumina legum, t. 2, wyd. J. Ohryzko, Petersburg 1859, s. 464.

[31] Polak, op. cit., s. 52-53. Tenże twierdzi, że oficjalnego listu do Moskwy nie wysłano na skutek powolnego wyostrzania się stanowiska króla wobec Moskwy.

[32] Hirschberg, Maryna, s. 80-83; P. Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek, Warszawa 1997, s. 239.

[33] Sobieski, op. cit., s. 8.

[34] Ciekawa przy tym jest opinia J. U. Niemcewicza, Dzieje panowania Zygmunta III, t. 2 wyd. K. J. Turowski, Kraków 1860, s. 172 mówiąca, że Jan Piotr przystał do wojsk wora wbrew zaleceniom Lwa Sapiehy, co wydaje się bardziej prawdopodobne od hipotezy mówiącej o zmowie obydwu Sapiehów.

[35] Polak, op. cit., s. 62 twierdzi, że Szein nie odpowiedział, jednak Dziennik Sapiehy, s. 177 informuje: „Tegoż dnia [9 sierpnia 1608 r.] przyniósł Moskal Jego Mości odpis od wojewody [ze] Smoleńska”.

[36] Zachowanie Oleśnickiego (oficjalnego posła Rzeczypospolitej) poważnie zaniepokoiło dwór i jego stronników. Dokładniej nieznane są pobudki, jakimi Oleśnicki się kierował (może to znowu była żądza zysku).

[37] Błędne więc jest zdanie Niemcewicza, op. cit., t. 2, s. 174, że Oleśnicki wrócił do kraju wraz z Gosiewskim.

[38] Polak, op. cit., s. 63 jest przekonany o pewności Mniszcha w lipcu w sprawie kłamstw Dymitra. W drodze, przekonano do tego także Marynę (tamże; Hirschberg, op. cit., s. 91).

[39] Przede wszystkim kwotę 300 tys. zł po zdobyciu Moskwy przez Dymitra, a także zamki: Czernihów, Smoleńsk, Briańsk, Starodub, Putywl, Nowogród Siewierski, Kursk, Morawsk, Poczapów, Rylsk, Trubczesk, Komarsk, Karaczew, Rosław. Zob. tamże, s. 63-64.

[40] Inaczej (choć nie wiadomo na ile prawdopodobnie) scenę przywitania przedstawił Andrusiewicz, op. cit., s. 439-441 (wg tego historyka małżonkowie byli do siebie o wiele lepiej nastawieni, a pierwsze momenty Maryny w Tuszynie nie były tak oziębłe).

[41] Dziennik Sapiehy, s. 191-198; Polak, op. cit., s. 66-67.

[42] Nie wiadomo, kiedy się na nią ostatecznie zdecydował. J. Besala, Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988, s. 204 uważa, iż stało się to w sierpniu 1608 r.; podobnie Hirschberg, Maryna, s. 140; J. Maroń, Polacy na Kremlu, (w:) Rzeczpospolita szlachecka, red. M. Derwich, Warszawa – Wrocław 2003, s. 35 sądzi, że stało się to dopiero w marcu 1609 r.; Polak, op. cit., s. 68 za najprawdopodobniejszą datę uznaje lato 1608 r.; podobnie R. Szcześniak, Kłuszyn 1610, Warszawa 2004, s. 23. Wisner, op. cit., s. 131 pisze: „Kwestią otwartą pozostaje, kiedy król zdecydował się na podjęcie wojny. Zawarty w instrukcji danej posłom do Moskwy zakaz zawierania rozejmu na dłużej niż dwa lata wskazuje, że przed datą jej wystawienia (22 maja)”. Jest to hipoteza chyba jednak zbyt daleko idąca. Być może w 1607 r. król był przekonany nie tyle o nieuniknioności wojny, co bezsensowości przedłużania zawieszania broni. Chodzi tutaj bowiem o kwestię, kiedy Zygmunt zdecydował się na wojnę całkowicie, zaś w maju 1607 r. nie mógł tego zrobić, bo np. nie rozwiązał sprawy rokoszu.

[43] Polak, op. cit., s. 68.

[44] Tamże, s. 68-69. Podobnie: A. Naruszewicz, Historia J. K. Chodkiewicza, t. 1, Lipsk 1837, s. 232-233; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 183; Andrusiewicz, op. cit., s. 442-443; L. Podhorodecki, Wazowie w Polsce, Warszawa 1985, s. 130; H. Wisner, Władysław IV Waza, Wrocław 2009, s. 12-13; tenże, Zygmunt, s. 135-136 (wg tegoż był to plan maksymalny króla).

[45] Sobieski, op. cit., s. 14-17.

[46] S. Żółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej, opr. W. Sobieski, Wrocław 2003 (dalej: Żółkiewski, Początek), s. 28-29.

[47] Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 183 (autor ten twierdzi, że opanowanie ziemi smoleńskiej i innych było planem minimum).; Andrusiewicz, op. cit., s. 442; A. A. Majewski, Moskwa 1617-1618, Warszawa 2006, s.21; Wisner, Zygmunt, s. 135-136 (podobnie jak Niemcewicz).

[48] Jasienica, op. cit., s. 240; L. Podhorodecki, op. cit., s. 130; Sobieski, op. cit., s. 17-23.

[49] Majewski, op. cit., s. 21; Polak, op. cit., s. 70-72.

[50] Wisner, Zygmunt, s. 131.

[51] Z osobna trzeba potraktować informację podaną przez Wisnera (tamże). Otóż, wg Krzysztofa Radziwiłła Zygmunt III poważnie planował zawarcie porozumienia z Karolem IX, by razem obrócić się przeciwko Moskwie. Być może zamyślano o chwilowym przymierzu Szwecji, aby tym łatwiej opanować tron carski, a później skierować swoje wysiłki przeciwko Szwecji. Wszystko to pozostaje w sferze mniej lub bardziej prawdopodobnych przypuszczeń, bo jak pisze prof. Wisner: „Być może jednak, i to wydaje się bardziej prawdopodobne, że pod pojęciem: przymierze, należy rozumieć: rozejm. Tak, czy inaczej, próby, jeśli i jakieś były, to nie wywołały życzliwego oddźwięku w Szwecji […]”.

[52] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 232-233; Podhorodecki, op. cit., s. 130; Polak, op. cit., s. 71-72.

[53] Jak słusznie stwierdza Polak, op. cit., s. 74 otwarte mówienie o tych kwestiach mogło spowodować opór szlachty sprzeciwiającej się planom militarnym.

[54] Tamże, s. 74-75, także Wisner, Zygmunt, s. 132.

[55] Hetman był ogólnie do całej sprawy moskiewskiej nastawiony sceptycznie, zwracał uwagę na niedostateczność środków, ale ostatecznie poparł inicjatywę. Zob. Sobieski, op. cit., s. 30-39.

[56] Sobieski, op. cit., s. 27-30.

[57] Polak, op. cit., s. 77-82.

[58] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 233-235 pisze o jakichś oponentach twierdzących, iż powody podawane przez zwolenników wojny nie są wystarczające do jej podjęcia, zaś główną bolączką Rzeczypospolitej są braki finansowe. Nie podaje żadnych nazwisk, choć drugi argument wymieniał Stanisław Żółkiewski – który jednak oficjalnie poparł królewską inicjatywę. Ciężko zgodzić się także z niczym niepopartą opinią L. Podhorodeckiego, Wielki hetman Rzeczypospolitej. Opowieść o Stanisławie Żółkiewskim, Warszawa 1987, s. 103 mówiącą, że „Większość przedstawicieli stanu szlacheckiego krytycznie ustosunkowała się do zbrojnej interwencji Rzeczypospolitej”. Jak wiadomo, sejm tego nie ujawnił, zaś sejmiki pokazały, że więcej jest zwolenników niż przeciwników wyprawy zbrojnej na Rosję. Z kolei Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 184 nieco na wyrost pisze o „powszechnym pochwaleniu” planów wojennych, podobnie (odnośnie sejmików przedsejmowych) Żółkiewski, Początek, s. 33. Hetman pisze także, że w senacie jedynie trzech lub czterech senatorów (wśród nich prawdopodobnie również wojewoda brzeskokujawski Michał Działyński) było przeciwnych wojnie.

[59] Volumina legum, t. 2, s. 475-478.

[60] Wisner, Zygmunt, s. 132.

[61] Andrusiewicz, op. cit., s. 445 pisze: „Przyczyny wyjazdu Mniszcha nie są dokładnie znane. Nie można wykluczyć, że chciał prowadzić nowy werbunek dla Dymitra lub uporządkować sprawy majątkowe. Wpływ na jego decyzję miały zapewne również nieporozumienia z córką. Ojciec przestrzegał Marynę, <<aby nie dopuszczała do siebie>> Dymitra do czasu, aż zasiądzie na kremlowskim tronie”.

[62] Tamże, s. 130. W nieco zniekształconej formie warunki pokoju podaje Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 179-180.

[63] R. Sikora, Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626-1629. Kryzys mocarstwa, Poznań 2005, s. 53-119.

[64] Majewski, op. cit., s. 63.

[65] Sikora, op. cit., s. 54, tab. 13.

[66] Kozacy stanowili wielonarodową i wielowyznaniową grupę wojskową zamieszkującą południowo-wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Ich głównym zawodem była wojna, dlatego często na najazdy tatarskie, odpowiadali uderzeniem na ziemie tureckie lub tatarskie.

[67] Tak zwani wypisowi (wypiszczycy).

[68] H. Wisner, Rzeczpospolita Wazów II, Warszawa 2004, s. 170-174.

[69] Ordynacja to majątek niepodlegający podziałowi

[70] Sikora, op. cit., s. 63-64; Wisner, Rzeczpospolita II, s. 11-12.

[71] Tamże, s. 13-16.

[72] Z upływem lat zaciągano więcej piechoty. Apogeum tego postępowania w czasach Zygmunta III osiągnięto w trakcie wojny pruskiej 1626-1629. Oczywiście, także wcześniej (np. w trakcie kampanii Stefana Batorego) Rzeczpospolita zaciągała więcej „ludu ognistego”, jeżeli spodziewano się typowo oblężniczych działań.

[73] Jak podaje Wisner (tamże, s. 104) mogły zostać zastąpione przez rusznice lub karabiny.

[74] Sikora, op. cit., s. 75-76.

[75] M. In. Karol Ogier. Zob. również Sikora, Na skrzydłach husarii, praca zamieszczona na www.radoslawsikora.prv.pl, s. 165.

[76] Majewski, op. cit., s. 64.

[77] W. Głębowicz, Skrzydła husarskie – prawda i legenda, (w:) Wojny północne XVI-XVIII w., red. B. Dybaś, Toruń 2007, s. 281-289

[78] Wisner, Rzeczpospolita II, s. 104.

[79] Ich cena dochodziła nawet do 60 kg srebra (Sikora, Wojskowość, s. 76).

[80] Towarzyszami nazywano żołnierzy służących w danej jednostce i wystawiających poczet. Poczet składał się z towarzysza i wystawionych na jego koszt żołnierzy, tj. pocztowych (najczęściej pocztowych było dwóch). W I połowie XVII w. nie istniały różnice między towarzyszami a pocztowymi w kwestii uzbrojenia. Oprócz pocztowych, towarzysz brał ze sobą również zwykłych ciurów i własny wóz.

[81] Jednym ze sposobów na zatrzymanie husarii było obrona wśród umocnień i fortyfikacji. Niekiedy skutkowało też rozstąpienie się przed natarciem jazdy polskiej i uderzeniem na jej skrzydła. Wbrew powszechnej opinii, bardzo rzadko (jeżeli w ogóle) husarzy udawało się zatrzymać dzięki ostrzałowi z broni palnej. Na ten temat zob. Sikora, Na skrzydłach.

[82] Jazda kozacka nie miała nic wspólnego z Zaporożcami.

[83] Sikora, Wojskowość, s. 91-94.

[84] Najemnicy organizowali się we własne oddziały jeszcze zanim przechodziła na służbę któregokolwiek z władców.

[85] Tamże, s. 85.

[86] Znamiennym przykładem braku dyscypliny u lisowczyków była bitwa pod Cecorą (1620 r.), gdzie lisowczycy mieli niemały udział we wzniecaniu tumultów w polskim obozie.

[87] Zob. Wisner, Lisowczycy, Warszawa 2004; tenże, Rzeczpospolita II, s. 136-137.

[88] Sikora, Wojskowość, s.71-74, 80-83.

[89] Karakol polegał na podjeździe do przeciwnika, oddaniu salwy w jego kierunku przez pierwszy szereg, wycofanie się pierwszego szeregu na koniec szyku, oddania strzału przez drugi itd.

[90] Tamże, s. 76.

[91] Dodatkowo, dziesiętnicy byli wyposażeni w dardy (krótkie halabardy), a rotmistrzowie w pistolety.

[92] Zwykle odbywało się to szybko, dzięki temu, że w piechocie noszono ładownice z odmierzonymi ładunkami.

[93] Tamże, s. 94-95.

[94] Majewski, op. cit., s. 69 omawiając uzbrojenie szkockiej piechoty wymienia: spisy szkockie (długości 5,5 m), muszkiety lontowe, obosieczne miecze (1,2 m długości), sztylety lub kordelasy. Sztab szkockiej kompanii składał się z: kapitana, porucznika, chorążego, dwu sierżantów, trzech kaprali, kwaterunkowego, profosa, pisarza, sanitariuszy i dwu doboszy.

[95] Oddziały piechoty wzorowane na cudzoziemskiej, złożone z Polaków zaczęto tworzyć dopiero po wojnie polsko-rosyjskiej.

[96] Majewski (tamże, s. 68-69) pisząc o sztabie regimentu piechoty niemieckiej wymienia: pułkownika, pisarza, prowiantmagistra (kwaterunkowego) z pomocnikami, profosa (dowódcę żandarmerii) z pomocnikami, wachmistrza (dowódcę straży), kapelana, rusznikarza, hurenweibela („zarządzającego” kobietami towarzyszącymi oddziałowi), trębacza i doboszy. Jeśli chodzi o kompanię wymienia: kapitana, porucznika, chorążego ,sierżanta, pisarza, furiera (zaopatrującego w żywność), rusznikarza, felczera, piszczków, doboszy i kilku pachołków.

[97] Tamże, s. 69.

[98] Zapewniało to wysoką mobilność, jednak w trakcie boju zmniejszało liczbę dragonów o ok. 1/3 stanu początkowego, gdyż część oddziału musiała pilnować koni, których poziom był zresztą znacznie niższy od zwierząt używanych przez husarię czy rajtarię.

[99] W armii Wielkiego Księstwa dragonia pojawiła się w 1618 r. (Sikora, Wojskowość, s. 108, przyp. 234) w oddziałach inflanckich Krzysztofa Radziwiłła.

[100] Majewski, op. cit., s. 69-70.

[101] Sikora, Wojskowość, s. 108-109.

[102] Na temat piechoty wybranieckiej zob. tamże s. 109-112 oraz Wisner, Rzeczpospolita II, s. 174-184. Wybrańcami byli zwolnieni ze wszelkich obciążeń finansowych chłopi, wybierani spośród każdych 20 łanów ziemi należącej do monarchy. Żołnierz wszelkie wyposażenie i żywność kupował sam i na własny koszt. Był uzbrojony w rusznicę (później muszkiet), szablę i siekierę.

[103] Sikora, Wojskowość, s. 113-114.

[104] Majewski, op. cit., s. 76. Jak twierdzi Szcześniak, op. cit., s. 67-68 oddziały najemne były lepsze od oddziałów rosyjskich pod niemal każdym względem.

[105] Majewski, op. cit., s. 76-77.

[106] Oczywiście mowa tutaj o różnicach w uzbrojeniu poszczególnych warstw społeczeństwa, nie różnicach w wyposażeniu i braku jednolitego uzbrojenia. Na ten drugi temat pisze T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2, Kraków 1923, s. 160.

[107] Tamże, s. 77, a także Szcześniak, op. cit., s. 66.

[108] Tamże.

[109] Podobnie było w armii Rzeczypospolitej, gdzie szlachta nie lubiła służby w piechocie, gdyż uznawano ją za plebejską. Szlachta w większej liczbie pojawiała się tylko w dragonii.

[110] Majewski, op. cit., s. 78-79.

[111] Tamże, s. 79.

[112] Żółkiewski, Początek, s. 34.

[113] Tamże, s. 49-50.

[114] Jak słusznie przypuszcza Polak, op. cit., 84 królewskie wahania wynikały z niepewnej sytuacji w Inflantach, zagrożenia tatarskiego, a przede wszystkim problemów z pieniędzmi.

[115] Żółkiewski, Początek, s. 35.

[116] Tamże.

[117] Polak, op. cit., s. 84.

[118] To, że, gdyby Szein istotnie miał takie zapatrywania, to Sapieha by o tym napisał (jak uważa Polak – tamże), nie jest wcale pewne. W Diariuszu nic nie napisano o treści „odpisu”, była to więc nieistotna informacja. Być może taką było (rzekome czy nie) ofiarowywanie swojej wierności królowi Zygmuntowi przez Smoleńsk.

[119] Żółkiewski, Początek, s. 46-47. Sapieha był też informowany o sytuacji w obozie tuszyńskim. Przykładem tego jest list Aleksandra Zborowskiego do kanclerza wielkiego litewskiego, 17 maja 1609 r., (w:) Listy staropolskie z epoki Wazów, opr. H. Malewska, Warszawa 1977, s. 116-117.

[120] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 237.

[121] Polak, op. cit., s. 85.

[122] Marchocki, Historia.

[123] Polak, op. cit., s. 89.

[124] Zob. tamże.

[125] Tamże, s. 91-92.

[126] Tamże, s. 92-93.

[127] Budziło, Historia uważa tę bitwę za zwycięstwo Zborowskiego.

[128]Tamże (pisze o 14 tys. Rosjan i 700 najemnikach pod dowództwem Szujskiego i de la Gardie); zob. również Marchocki, Historia; Polak, op. cit., s. 94-95.

[129] Tamże, s. 97.

[130] Tamże, s. 97.

[131] Tamże, s. 99-100.

[132] Żółkiewski, Początek, s. 35-39.

[133] Kwestię, nie tylko królewskiej propagandy, ale także publicystyki na temat wojny z Rosją, obszernie omówili m.in. Polak, op. cit., s. 101-107; Wisner, Zygmunt, s. 134-135. Najpopularniejszymi pismami dotyczącymi wyprawy Zygmunta na Rosję, jej możliwości, szans i sensu, były:

1. Dyskurs słusznej wojny z Moskwą, rationes pro et contra – zostało napisane zapewne w kręgu podkanclerzego koronnego Feliksa Kryskiego. Autor twierdził, iż:

a) Polska nie złamała rozejmu zawartego w 1601 r. (pominięto rozejm zawarty w 1608 r., gdyż wątpiono w jego moc ze względu na przymusowe podpisanie go przez posłów Rzeczypospolitej), popierając Dymitra Samozwańca, gdyż po 1) tak samo Rosja udzieliła azylu Gustawowi Erykssonowi Wazie, 2) Gustaw nie miał prawa do tronu, zaś Dymitr był prawdopodobnie legalnym carem, na dodatek uznanym przez bojarów, 3) jeszcze zanim Dymitr rozpoczął swoją drogę po koronę, król zabronił marszów oddziałów prywatnych na wschód,

b) Rosja w czasach Borysa Godunowa wielokrotnie łamała rozejm z Rzeczpospolitą. Po 1) w tekście rozejmu ustalono, że w maju 1602 r. obydwie strony wyślą nad granicę komisarzy – Rosja nie wykonała tego punktu, 2) car spalił Przyłukę należącą do Wiśniowieckich, 3) Rosjanie w 1602 r. napadli na starostwo wieliskie, dokonali tam kilku morderstw. Polski senat interweniował w sprawie, ale Rosja nie odpowiedziała, 4) Rosja niesłusznie wzbogacała swój stan posiadania na granicy: Ikaźń, Ośwież, Zamoś (należące do Lwa Sapiehy; Wojciech Polak zwrócił uwagę na to, że Ikaźń i Ośwież leżały na ziemi bracławskiej i nie mogły być przedmiotem sporu polsko-rosyjskiego, a terenów zwanych Zamosiem było wiele) i kilka wiosek w ziemi połockiej (należące do Korsaków i Reutów). Zygmunt Waza wysłał w tej sprawie niejakiego Zabłockiego, ale i tym razem nie doczekano się odzewu ze strony Moskwy, 5) jadącego z Zabłockim kupca Dymitra Macedońskiego, uwięziono, torturowano i skonfiskowano dobra o wartości 100 tys. zł, podobnie było z polskimi kupcami w Smoleńsku, 6) Godunow sprzymierzał się ze Szwecją i Tatarami przeciwko Rzeczypospolitej,

c) polski orszak przybyły wraz z Maryną Mniszchówną do Moskwy wymordowano,

d) Szujski bezprawnie zatrzymał polskich posłów i zmusił ich do zawarcia niekorzystnego rozejmu),

e) król nie tylko powinien wykorzystać nadarzającą się szansę – wręcz musi odzyskać ziemie stracone na wschodzie, tak jak zawarto to w paktach konwentach (osobistych zobowiązaniach monarchy, pisanych przed koronacją),

f) Szujski, podobnie jak Godunow, spiskuje z Tatarami i pobiera pomoc szwedzką, działa przeciw Rzeczypospolitej,

g) duża część rosyjskiego ludu chce przyłączenia do Rzeczypospolitej,

h) jeżeli podjęto by wyprawę, oznacza to korzyść dla całego chrześcijaństwa, gdyż chroniono by Rosję przed zakusami luterańskich Szwedów i muzułmańskich Tatarów,

i) reasumując, wojna z Rosją powinna zostać rozpoczęta.

2. Kolęda Moskiewska, to jest wojny Moskiewskiej przyczyny słuszne Pawła Palczowskiego, dworskiego publicysty. Twierdził on m.in. że obszary na wschodzie są ziemią obiecaną dla Polaków, gdyż Rzeczpospolita jest przeludniona, a młodzież szlachecka nie ma innego zajęcia, prócz wojny (Besala, op. cit., s. 209; Wójcik, op. cit., s. 21).

3. Wyprawa wojenna króla Jego Mości do Moskwy, da Pan Bóg szczęśliwa, Rzeczypospolitej Naszej pożyteczna – kolejny utwór Pawła Palczowskiego.

4. Swoje utwory tworzyli także opozycjoniści, ich argumenty zawarte w jednym z anonimowych utworów mówią, że:

a) władca rozpoczął wojnę bez zgody sejmu,

b) polskie siły idące na Moskwę są zbyt słabe,

c) Zygmunt III osłabia front inflancki na rzecz swojej wyprawy,

d) sprzeciwia się legalizmowi w Moskwie (Szujski był prawowitym carem), zapominając, że sam ją reprezentuje (twierdził, że król szwedzki Karol IX był uzurpatorem i pozbawił tronu prawowitego władcę – Zygmunta właśnie),

e) Waza dąży do wprowadzenia absolutyzmu w Rzeczypospolitej,

f) królewscy doradcy są mało odpowiedzialni,

g) król nie może żądać od Rzeczypospolitej dodatkowych pieniędzy, skoro jest ona osłabiona po rokoszu.

Jak stwierdza W. Polak, król prowadził też akcję propagandową poza granicami Polski, przede wszystkim w Rzymie, gdzie jednak nie uzyskał korzyści finansowych, natomiast znacznie wypromował się jako wielki obrońca chrześcijaństwa (przykładem tego jest księcia lotaryńskiego, Henryka do Zygmunta III Wazy, który jest pełen podziwu dla działań polskiego króla). Waza otrzymał również – tradycyjne dla krzyżowca – poświęcony miecz i kapelusz.

[134] Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, Żółkiew, 11 maja 1609 r., (w:) Pisma Stanisława Żółkiewskiego kanclerza koronnego i hetmana, wyd. A. Bielowski, Lwów 1861, s. 193-197.

[135] Polak, op. cit., s. 107, przyp. 395.

[136] W czasie nieobecności króla w kraju, miał go zastępować prymas Baranowski, Zarządcą Krakowa został Mikołaj Zebrzydowski. Dowództwo nad wojskiem kwarcianym otrzymał (21 czerwca) Stanisław Golski (Wisner, Zygmunt, s. 133).

[137] Żółkiewski, Początek, s. 40-42.

[138] Monarcha dojechał tam przez Brześć, Narew, Grodno, Merecz, Orany, Olkienniki, Rudniki. W drodze towarzyszyła mu rodzina (królowa Konstancja, synowie: Władysław i Jan Kazimierz), która pozostała w Wilnie (Wisner, Zygmunt III, s. 133).

[139] Ze Smoleńskiem próbowali rozmawiać także Mikołaj Hlebowicz (podstoli litewski) i Andrzej Sapieha (starosta orszański).

[140] Hirschberg, Maryna, s. 144-145; Polak, op. cit., s. 109-110.

[141] Tekst uniwersału: Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 315-317.

[142] W historiografii brakuje zaakcentowania pewnej daty początku wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618. Zwykle za początek konflikt datę 21 września – przekroczenie granicy. Jest to data mocno wątpliwa, bo konflikt zbrojny rozpoczyna się od momentu wypowiedzenia go, o ile takie następuje. Za takie wypowiedzenie można uznać uniwersał skierowany do mieszkańców i obrońców Smoleńska, dlatego za początek tej wojny trzeba uznać 19 września, choć Naruszewicz, op. cit., t. 1 s. 238 pisze o jakimś liście Zygmunta Wazy (datowanym na 8 września) do Szujskiego, w którym napisano o wypowiedzeniu wojny.

[143] Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 318-321.

[144] S. Maskiewicz, Pamiętniki Samuela Maskiewicza początek swój biorą od roku 1594 w lata po sobie idące, Wilno 1838 (dalej: Maskiewicz, Pamiętnik), s. 15.

[145] Żółkiewski, Początek, s. 52-54.

[146] Na temat umocnień i zabudowy Smoleńska oraz tamtejszego terenu, zob. przede wszystkim D. Kupisz, Smoleńsk 1632-1634, Warszawa 2001, s. 9-24, a także: Maskiewicz, Pamiętnik, s. 12-13; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 189-190; Żółkiewski, Początek, s. 50-51; Besala, op. cit., s. 214; Hirschberg, Maryna, s. 147-148; L. Podhorodecki, Stanisław Koniecpolski 1592-1646, Warszawa 1978, s. 33; Szcześniak, op. cit., s. 29.

[147] Od października do końca oblężenia liczba puszkarzy i pomocników była w zasadzie stała oraz i oscylowała wokół 15 po obydwu stronach (tj. puszkarzy i pomocników), zob. K. Górski, Historia artyleryi polskiej, Lwów 1902, s. 87-90.

[148] Piasecki, Kronika, s. 222 (6 tys. husarii, 18 tys. innej jazdy, 5 tys. piechoty); Besala, op. cit., s. 213 (początkowo 8,5 tys. jazdy, później 17 tys. żołnierzy i 30 dział); T. Bohun, Moskwa 1612, Warszawa 2005, s. 21 (12 tys. żołnierzy, w tym 4 tys. piechoty); Hirschberg, Maryna, s. 146-147 (4640 husarii, 1300 kozaków, 4500 piechoty, pewna liczba Tatarów litewskich i poczty: Sapiehów, Krzysztofa Dorohostajskiego, Janusza Ostrogskiego i innych); Kupisz, op. cit., s. 29 (20 tys. ludzi, 30 dział); Maroń, op. cit., s. 35 (12 tys. jazdy, 5 tys. piechoty, do tego 10 tys. Kozaków, którzy przekroczyli granicę wraz z królem); Podhorodecki, Stanisław, s. 33 (10 tys. żołnierzy – zmienia tę liczbę w Wielkim hetmanie, s. 105, na 13 tys., do których niedługo dołączyły posiłki w postaci 5 tys. żołnierzy - i 30 dział); A. Prochaska, Hetman Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1927, s. 77 (10 tys. ludzi); Szcześniak, op.cit., s. 30 (początkowo 8-9 tys., potem ok. 12 tys., po ok. 3 tygodniach 17 tys. ludzi, w większości jazdy); J. Wimmer, Wojsko i skarb Rzeczypospolitej u schyłku XVI i w pierwszej połowie XVII wieku, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. 14, s. 25-26 (początkowo: 4,342 tys. husarzy, 390 rajtarów, 1 tys. kozaków, 4,7 tys. piechurów, 5 tys. Kozaków); Wisner, Zygmunt, s. 140 (11,4 tys. ludzi, w tym 1,5 tys. piechoty niemieckiej; dodatkowo czekano jeszcze na 3 tys. piechoty, 1 tys. jazdy z oddziałów kwarcianych i 2 tys. Zaporożców). Pewne jest, że do typowych działań oblężniczych Zygmunt nie miał zbyt wiele piechoty (zaczęło się to zmieniać dopiero wraz z nadejściem Zaporożców, o czym niżej).

[149] Kupisz, op. cit., s. 29; Podhorodecki, Stanisław, s. 33; Szcześniak, op. cit., s. 29. Szacunek Niemcewicza, op. cit., t. 2, s. 189, iż załoga liczyła 70 tys. ludzi jest przesadzony, podobnież Piasecki, Kronika, s. 222 (30 tys. załogi plus 40 tys. mieszczan zdolnych do noszenia broni) i Prochaska, op. cit., s. 77 (30 tys. obrońców, 300 dział). Obydwie liczby zdecydowanie zawyżył Żółkiewski, Początek, s. 52 (200 tys. żołnierzy i 300 armat). O ile można zgodzić się z liczbą dział (170) podawanych przez T. Korzona, op. cit., s. 159 (tak samo Wimmer, op. cit., s. 26), to liczba obrońców (12 tys. strzelców) nie jest możliwa do zaakceptowania .

[150] Polak, op. cit., s. 138. Rozłożenie wojsk polskich wokół twierdzy u Maskiewicza, Pamiętnik, s. 13-14. W ślad za ostrzeliwaniem Smoleńska poszły podkopy i próby podminowania miasta.

[151] Tamże, s. 14-15; zob. też Żółkiewski, Początek, s. 54-55.

[152] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 15; Żółkiewski, Początek, s. 56. Pierwszy szacuje siły kozackie na więcej niż 40 tys. osób, drugi – na 30 tys. ludzi pod niejakim Olewczenką (te wzmianki poparli: Hirschberg, Maryna, s. 147, przyp. 2; Korzon, op. cit., s. 161; Polak, op. cit., s. 138). Generalnie, można by uznać te liczby za przesadzone, ale zgodność obydwu żołnierzy pod tym względem jest wielce zastanawiająca – obydwaj przecież uczestniczyli w wyprawie i nie mieli interesu w wyolbrzymianiu sił Zaporożców. By zweryfikować te liczby należałoby najpierw określić ogólny potencjał Kozaczyzny. Ten jest oceniany na ponad 100 tys. ludzi, przy czym wlicza się do także chłopską czerń, samych Kozaków zapewne było o połowę mniej – zaś tych aktywnych (żyjących wyłącznie z wojny), ok. 1/3 (a nawet i mniej) z ogólnego potencjału mołojców, (Sikora, Wojskowość, s. 66). Wynikałoby z tego, że do Rosji podążyliby wszyscy Kozacy Zaporoscy („cała sicz zaporoska”, jak pisał Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 191). Można by to zaakceptować, gdyby nie fakt, że na pierwsze dwudziestolecie XVII wieku przypada tzw. „heroiczna doba” Kozaczyzny, czyli okres wyjątkowego natężenia kozackich wypraw na ziemie tureckie i tatarskie, które dawały zajęcie znacznej ilości mołojców. Liczba 30-40 tys. Kozaków w 1609 r. w polskich szeregach byłaby do zaakceptowania, gdyby do Zaporożców dołączyć Dońców (którzy często wspierali Samozwańca), ale obydwaj autorzy wspominają tylko o tych pierwszych. Być może wynika to ze zrównania pojęć Kozak – Zaporożec. Ostatnia kwestia to porównanie wysiłku mobilizacyjnego Kozaczyzny w 1609 r. w porównaniu do roku 1618 (wyprawa Władysława IV na Moskwę) i 1621 (wojna z Turcją). Pierwsza wiąże się z 20-tysięczną wyprawą Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego (o czym niżej), druga z udziałem co najmniej 25 tys. Kozaków w obronie w obozie chocimskim. Obydwie te kampanie uznaje się za szczyt kozackich możliwości mobilizacyjnych. O ile obydwie kampanie odbyte pod komendą hetmana Sahajdacznego są szeroko znane, o tyle kozackie działania w 1609 r. w porównaniu do tamtych są jakby zapomniane, mimo teoretycznej dużej liczby biorących w nich udział mołojców. Dlatego należy raczej sądzić, że liczby podane przez żołnierza (Maskiewicza) jak i wodza (Żółkiewskiego) są raczej przesadzone (o niższej liczbie Zaporożców pisze Besala, op. cit., s. 214 [15-20 tys.]).

[153] Marchocki, Historia; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 194.

[154] Sam Marchocki zanotował jedynie: „bardzo to przykre poselstwo królowi było; jednak byliśmy w wielkim poszanowaniu”.

[155] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 241-242; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 195-201, 202; Piasecki, Kronika, s. 226; Hirschberg, Maryna, s. 153-157; Polak, op. cit., s. 140-142.

[156] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 242-245; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 202-204; Polak, op. cit., s. 142-147.

[157] Tamże, s. 150.

[158] Marchocki, Historia; Hirschberg, Maryna, s. 157-162; Polak, op. cit., s. 150-152.

[159] Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 209-210; Polak, op. cit., s. 152.

[160] Żółkiewski, Początek, s. 60; Polak, s. 152-153. Na podstawie słów samego Żółkiewskiego można stwierdzić, że zdanie Sobieskiego, op. cit., s. 72, iż hetmana cieszył fakt ucieczki szalbierza, jest całkowicie błędne.

[161] Polak, op. cit., s. 153-155.

[162] Polak (tamże) wśród nich wymienia: Filareta (metropolitę rostowskiego), Grzegorza Szachowskiego, Lwa Pleszczejewa, Jerzego Trubeckiego, Trojekurów, Daniela Dołgorukiego, Michała i Iwana Sałtykowów, Jerzego Chworostynina, Wasyla Masalskiego, Iwana Gramotina, Fiodora Andronowa-Sołowieckiego, Iwana Zarudzkiego i Uraz-Mahmeta.

[163] Tamże, s. 156.

[164] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 249; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 212-213; Hirschberg, Maryna, s. 165-166; Polak, op. cit., s. 157.

[165] Lew Sapieha do Elżbiety z Radziwiłłów Sapiehowej, Smoleńsk, 4 lutego 1610 r., (w:) Listy, opr. Malewska, s. 125-126; Hirschberg, Maryna, s. 166-167; Polak, op. cit., s. 158-160.

[166] Hirschberg, Maryna, s. 169.

[167] Tamże, s. 168-169; Polak, op. cit., s. 161-163.

[168] Lew Sapieha do Elżbiety z Radziwiłłów Sapiehowej, Smoleńsk, 4 lutego 1610 r.

[169] Sobieski, op. cit., s. 82.

[170] Lew Sapieha do Elżbiety z Radziwiłłów Sapiehowej, Smoleńsk 4 lutego 1610 r.

[171] Polak, op. cit., s. 166-170.

[172] Szerzej na temat rokowań z obozem tuszyńskim zob. Budziło, Historia; Polak, op. cit., s. 170-173.

[173] O ile współpraca starosty uświackiego z obozem dworskim w 1608 r. i nieco później wydaje się prawdopodobna, o tyle – wraz z polsko-tuszyńskimi rokowaniami – później mógł skłaniać się do tej współpracy (zob. tamże, s. 175-176, 178).

[174] Na temat sytuacji Maryny w początkowych etapach wojny (od jej początku do przyjazdu i pobytu w Kałudze) zob. przede wszystkim Hirschberg, Maryna, s. 170-184.

[175] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 258-260; Besala, op. cit., s. 223; Hirschberg, Maryna, s. 191; Polak, op. cit., s. 173-175.

[176] Marszruta u Budziły, Historia.

[177] Tamże.

[178] Jak sądzi Budziło, do Kaługi podążyła większość wojska z Tuszyna.

[179] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 262; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 225.

[180] Żółkiewski, Początek, s. 62.

[181] Szcześniak, op. cit., s. 39 podaje datę 24 kwietnia.

[182] O spowodowanie śmierci Skopina Szujskiego wielokrotnie podejrzewało się Dymitra Szujskiego. Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 228 (obok niego również Podhorodecki, Wielki hetman, s. 108) utrzymuje, że 24-letni dowódca został otruty przez Katarzynę, żonę Dymitra. Żółkiewski, Początek, s. 62 pisze, że Skopin zmarł na febrę. Andrusiewicz, op. cit., s. 457 sugeruje, że udział w uśmierceniu go mógł mieć Iwan Worotyński, również marzący o koronie; Bohun, op .cit., s. 33 uważa, że zamach odbył się za wiedzą Wasyla IV. Nie wiadomo, czy Dymitr wiedział o liście Zygmunta III wysłanego do Skopina w sprawie poparcia Władysławowej kandydatury (na który młody wódz nie odpowiedział). Hirschberg, Maryna, s. 194-195 sądzi, że „wiadomość o tem piśmie musiała dojść do Wasila Szujskiego i jeszcze bardziej powiększyć jego obawy i nieufność”, podobnie jak ofiarowanie Michałowi korony carskiej w listopadzie 1609 r. przez ziemię riazańską.

[183] Żółkiewski, Początek, s. 63-64.

[184] Starosta wieliski opanował Białą 13 kwietnia. Gosiewski dysponował oddziałem liczącym ponad 1 tys., w większości Kozaków.

[185] Tamże, s. 65.

[186] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 22; Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 271; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 230.

[187] Żółkiewski, Początek, s. 65-69. Odnośnie wzmianki, że Żółkiewski otrzymał mniej wojska, być może nie wynikało to z królewskiej niechęci wobec hetmana, a raczej potrzebności tych oddziałów w oblężeniu.

[188] Polak, op. cit., s. 184.

[189] Tamże, s. 184, przyp. 213.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Żółkiewski wyrusza

Wojsko Dymitra Szujskiego i Jakuba de la Gardie liczyło zebrane pod Możajskiem było w zasadzie dość podobnie oceniane przez historyków. Na ok. 35 tys. żołnierzy (30 tys. Rosjan i 5 tys. najemników) szacował je Adam Naruszewicz (tak samo: Andrzej Andrusiewicz, Stanisław Herbst, Jerzy Maroń, Leszek Podhorodecki, Henryk Wisner). Robert Szcześniak ocenia je na 30 tys. Moskwiczan (plus 10 tys. chłopów, których w razie czego można było użyć w walce) i 8 tys. najemników (tak samo, ale bez wyróżnienia chłopów, Tomasz Bohun). Julian Ursyn Niemcewicz oceniał je na nieco silniejsze, bo razem prawie 50 tys. ludzi (40 tys. Rosjan i 8 tys. najemników; tak samo: Aleksander Hirschberg, Tadeusz Korzon, Antoni Prochaska). Zupełną przesadą jest twierdzenie Jana Ludwika Popławskiego o 50 tys. żołnierzy rosyjsko-najemniczych[1].

Źródła informujące na ten temat mówią:

- Józef Budziło o 16 tys. Rosjan i 7 tys. najemników. Nie uczestniczył w bitwie,

- Mikołaj Marchocki o 20 tys. Rosjan i 7 tys. najemników. Uczestniczył w bitwie,

- Samuel Maskiewicz o 50 tys. żołnierzy plus 20 tys. chłopów „z orężem […], którzy kobyliny za wojskiem wozili, a obóz ostrożyli”. Uczestniczył w bitwie,

- Paweł Piasecki o 30 tys. Rosjan i 6 tys. najemników. Nie uczestniczył w bitwie,

- Stanisław Żółkiewski, wódz polskiej armii, podawał dwie liczby: ok. 35 tys. (30 tys. Moskali i ponad 5 tys. najemników; w liście do króla pisanym nazajutrz po bitwie) i prawie 50 tys. ludzi (ponad 40 tys. Moskwy i 8 tys. cudzoziemców, którzy „brali pieniądze na dziesięć tysięcy jezdnych i pieszych”; w Początku i progresie wojny moskiewskiej)[2].

Z szacunkami tej armii na 30 tys. wojska moskiewskiego i 5 tys. wojska cudzoziemskiego nie zgodził się Radosław Sikora[3]. Główną podstawą do takiej opinii jest twierdzenie, iż Żółkiewski był informowany przez Dymitra Szujskiego (przebywającego w niewoli) o teoretycznej liczbie wszystkich zdolnych do noszenia broni w obozie moskiewsko-szwedzkim, dlatego wysunął przypuszczenie, że Szujski i de la Gardie mieli do dyspozycji ok. 20 tys. Moskali i 5 tys. cudzoziemców.

Wyrażenie Żółkiewskiego, iż Dymitr miał „czterdzieści tysięcy jezdnych i pieszych” nie musi oznaczać, że miał 40 tys. ludzi w obozie w ogóle. Z drugiej strony, można założyć, że hetman – podobnie jak w kwestii załogi Smoleńska – zwyczajnie przesadził.

Słabą stroną hipotezy R. Sikory jest stosunkowo niewielka ilość potwierdzających ją przekazów źródłowych: Marchocki (uczestniczący w bitwie) oraz (nieuczestniczący w bitwie) Budziło i Giovani Luno (podający początkowo, że na Smoleńsk maszerowało 30 tys. ludzi; później pisze o 15 tys. żołnierzy moskiewskich).

Trudno powiedzieć, która teoria jest prawdziwa. Problem leży w tym, skąd wzięło się dodatkowe 10 tys. (lub więcej) ludzi w wojsku Szujskiego i de la Gardie. Być może wynikało to (na co zwrócił już uwagę sam R. Sikora) z zaangażowaniem chłopów i czeladzi obozowej w walki, zapewne naprędce, bezpośrednio przed bitwą lub już w jej trakcie, ale zostali użyci raczej w czasie walk w pobliżu rosyjskiego obozu. Wskazówką świadczącą o takim stanie rzeczy jest zapis u Maskiewicza (który skądinąd przesadza w swoich szacunkach) i Luny, gdzie wyraźnie oddziela się chłopów i innych od armii (podobny podział zastosował m.in. R. Szcześniak).

Faktem pozostają znaczne problemy z żołdem dla najemników[4].

By Polacy nie mogli przeszkodzić koncentracji pod Możajskiem, Dymitr nakazał Fiodorowi Jeleckiemu i Grzegorzowi Wałujewowi ruszyć spod Osipowa do Carowego Zajmiszcza (w sile 8 tys. ludzi[5]). By zwiększyć swoje szanse na obronę przed Żółkiewskim (i osłonieniem głównych sił), po dotarciu na miejsce Wałujew i Jelecki rozkazali budować ostrożek[6].

Tymczasem Żółkiewski nakazał załogom atakowanych lub zagrożonych twierdz, by starały się zebrać w jednym miejscu, a sam wyruszył 7 czerwca (ostatnie chorągwie wyruszyły dzień później[7]), dwa dni wcześniej przodem puszczając tabory[8].

14 czerwca dotarto pod Białą, ale Polacy nie zastali tam już wroga. Potem początkowo maszerowano na Rżew, ale ostatecznie Żółkiewski zdecydował się na zmianę kierunku marszu ku miejscowości Szujsk[9]. Tam dołączyły chorągwie Zborowskiego (ok. 2,8-3 tys. ludzi[10]), Dunikowskiego i Kazanowskiego, a także ok. 3 tys. Kozaków (pod komendą Piaskowskiego i Iwaszyna), a więc łącznie ponad 7 tys. żołnierzy[11].

23 czerwca ruszono pod Carowe Zajmiszcze, „żeby się nie dopuścić Wołujowi w tym grodku ufortyfikować”. Problem w tym, że udział w dalszych działach nie wyraziły zgody oddziały Zborowskiego, które zażądały uregulowania spraw finansowych, w czym można się doszukać przede wszystkim chęci otrzymania jakiegoś żołdu. Zborowszczycy byli cenni nie tylko ze względu na liczbę, ale także na wartość bojową i doświadczenie, które zdobywali przez kilka lat walk w Rosji, dlatego hetman bardzo się starał, by zachować je przy sobie. Ostatecznie, pułk Zborowskiego przyrzekł przybyć na wezwanie Stanisława Żółkiewskiego, gdy sytuacja stanie się bardzo groźna[12].

Przybywszy na 3 mile przed Carowym Zajmiszczem, Żółkiewski pozostawił wojsko na miejscu, wziął ze sobą tylko 1 tys. jazdy i ruszył na zwiad pod rosyjski ostrożek. Miasteczko leżało w dolinie przez którą przepływała rzeka Świaż. Co ważniejsze, dla polskiej strony, wybudowany ostrożek (Żółkiewski nie zdążył przerwać jego budowy) był otoczony z trzech stron przez bagna i lasy, a z jedynej dostępnej strony był osłonięty przez wykopany rów, co nie nastrajało optymistycznie przy przeprowadzeniu szturmu na palisadę[13].

Wałujew wcześniej spalił miasteczko, a widząc polski podjazd, rozkazał wyjść naprzód 3 tys. jazdy i piechoty. Do boju doszło niedaleko pobliskiej grobli. Starcie generalnie było korzystne dla oddziałów Żółkiewskiego („Zdarzyło się naszym, że ubito Moskwy do dziesiątka i pojmano rotmistrza jednego, drugiego strzelca. W naszych nie było szkody żadnej, dwaj trzej i to nieszkodliwie ranieni”, jak pisał sam hetman koronny), ale w jakiś sposób (wg Żółkiewskiego dzięki zdradzie jednego z Moskali będącego w polskich szeregach) Rosjanie dowiedzieli się o tym, że walczą z hetmańską armią i wycofali się do ostrożka[14].

Nazajutrz, wszystkie wojska, jakie hetman miał wtedy do dyspozycji, znalazły się blisko moskiewskiej palisady. Obóz rozbito na pobliskim wzgórzu, po obu stronach zgliszcz miasteczka stanęła piechota i Kozacy. Wrogie wycieczki były na ogół nieudane[15]. Wałujew planował zaskoczenie polskich chorągwi dopiero wtedy, gdy przekroczy groblę. Trafnie przewidział to Żółkiewski nakazując czekać na szturm do zmroku. Gdy ten nastąpił, wśród zmęczonych oczekiwaniem na atak piechurów moskiewskich wszczął się rozruch. Chcąc to wykorzystać, hetman koronny nakazał swojej piechocie przygotować się do przejścia przez groblę. Jednocześnie rozkazał kozakom poszukać dobrego miejsca do przeprawy w innym miejscu. Gdy nadszedł pomyślny meldunek ze strony jeźdźców, piechota zaatakowała i rozbiła rosyjskich strzelców. Wałujew wysunął przeciw niej 3 tys. ludzi. Żółkiewski zdawał sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę piechota nie może długo walczyć w osamotnieniu, dlatego nakazał szybką budowę naprędce konstruowanego mostu, po którym – gdy wojewoda kijowski dojrzał, że piechota walczy z przeważającym wrogiem – ruszyło wsparcie w postaci 1 tys. jazdy, która przeważyła szalę potyczki na stronę Rzeczypospolitej. Bój zakończył się stratą ok. 20 zabitych i rannych (m.in. Marcina Wejhera, „młodzieńca grzecznego”, jak nazwał go po kilku latach Stanisław Żółkiewski), u Moskali „nierównie większa szkoda i więźniów ich żywcem do kilkunastu pojmano”. Co ważne, a może nawet najważniejsze, dowiedziawszy się o walce, zborowszczycy ostatecznie zdecydowali się dołączyć pod hetmańskie sztandary[16].

Żółkiewski podjął decyzję o próbie wygłodzenia załogi pod dowództwem Wałujewa i Jeleckiego, tym bardziej, że miał od jeńców informacje, że zapasy żywności obrońców są małe. Rozkazał wybudować wokół ostrożka sieć małych grodków obsadzonych przez piechotę i Kozaków.

Mimo to, Wałujewowi udało się przekazać informacje o ciężkiej sytuacji Szujskiemu, a ten zdecydował ruszyć na odsiecz.

Dzięki rozsyłanym podjazdom hetman był informowany[17] o ruchach głównej armii moskiewsko-szwedzkiej, pochwycono m.in. kilku najemników[18] i synów bojarskich[19]. Do tego do obozu hetmańskiego zaczęły przybywać grupki najemników, które zapewniały o słabym morale oddziałów najemników, dlatego Żółkiewski zaczął przekonywać cudzoziemców do porzucenia moskiewskiej służby, choć jego tajemnego wysłannika powieszono.

Tymczasem 1 lipca najemnicy otrzymali część żołdu. 2 lipca armia Dymitra i Jakuba ruszyła, 3 lipca pojawiła się pod Kłuszynem, gdzie rozbiła dwa obozy (Rosjan i wojsk cudzoziemskich). Z pewnością zaniedbano kwestię zabezpieczenia obozu, o czym najlepiej świadczy totalne zaskoczenie tych wojsk w dzień bitwy pod Kłuszynem, i w końcu – zlekceważenia przeciwnika (de la Gardie miał się przechwalać: „Gdym był na Wolmierzu z Karolusowymi wzięty, dał mi był hetman szubę rysią, mam ja też teraz dla niego sobolą, co mu oddaruje”[20]). Na pewno spodziewano się, że do walk dojdzie gdzieś bliżej Carowego Zajmiszcza, choć nie zamierzano występować przeciwko Żółkiewskiemu w otwartym polu, o czym znowuż świadczy przede wszystkim sam przebieg przyszłej bitwy. Moskiewsko-cudzoziemskie dowództwo mogło też mieć na uwadze, że wykorzystanie ostrożków w walce z Polakami w miarę dobrze funkcjonuje.

Po radzie wojennej w swoich wojskach Żółkiewski zdecydował wystąpić przeciw odsieczy i zastąpić jej drogę jeszcze przed Carowym Zajmiszczem. Jednak dzielenie szczupłych sił w obliczu przeważającego (z dwóch stron) wroga stanowiło całkowite zaprzeczenie podstawowych praw sztuki wojennej, dlatego hetman musiał obmyślić też sposób na rozdzielenie się na dwie części: blokującą Wałujewa i idącą ku Szujskiemu, tak by Wałujew tego nie zauważył. Pod Carowym pozostawiono (pod dowództwem Jakuba Bobowskiego) 700 jazdy, 800 (lub 200) piechoty i 3 tys. (lub 4 tys.) Kozaków[21]. Z obozu walna armia wyszła (wieczorem 3 lipca) bez bicia w bębny i trąbienia, tak jak było to polecone oficerom w listach, gdyż pewien ruch w polskim obozie mógłby zaniepokoić i zaalarmować załogę ostrożka.

Sporną kwestią jest to w jakiej liczbie wyruszył sam hetman. Pewne jest, że miał ze sobą 2 działa, a jedynym wozem w armii była jego kareta.

Źródła dość różnie określały wysokość hetmańskich sił:

- Mikołaj Marchocki na ok. 4 tys. ludzi,

- Samuel Maskiewicz na 2,5 tys. jazdy plus „dwadzieścia piechoty”,

- Paweł Piasecki na mniej niż 8 tys[22].

Część historyków (L. Podhorodecki, R. Szcześniak, J. Wimmer) idąc za danymi z wykazu żołnierzy do donatywy jako darowanego żołdu za kłuszyński kwartał dla uczestników batalii podawała: 5556 husarzy, 679 kozaków, 279 petyhorców[23], 200 piechurów i 400 Kozaków. Pojawiły się także opinie o nieco wyższej (np. 8 tys. u J. L. Popławskiego) lub niższej liczebności (np. 6,5 tys. u A. Andrusiewicza i S. Herbsta)[24].

Z takimi szacunkami nie zgodzili się: A. Hirschberg, P. Jasienica (choć ten zaniża liczbę wojska Żółkiewskiego podając ją opierając się na słowach Maskiewicza), T. Korzon (4 tys.) i R. Sikora (głównie polemizując z aneksem dotyczącym liczebności polskich wojsk autorstwa R. Szcześniaka)[25]. Sikora słusznie zwrócił uwagę na dość dziwną rozbieżność danych podawanych przez świadków wydarzeń w porównaniu (oprócz Marchockiego i Maskiewicza, także: Giovani Luna [4 tys. jazdy, 500 piechoty] i tzw. Diariusz drogi Króla JMC Zygmunta III…[26]) do niektórych dokumentów[27]. Bez wątpienia nie można się z nim nie zgodzić w kwestii nieobecności chorągwi Bobowskiego (350 koni) i Kalinowskiego (co najmniej 100 koni) pod Kłuszynem, które wg Maskiewicza wchodziły w skład blokady Wałujewa. Nie można nie wspomnieć, że dobrze poinformowany autor Diariusza drogi... wymienia straty 25 rot[28], które niekoniecznie nie musiały być całością sił hetmana polnego (tym bardziej, że znajdują się tam oddziały, w których „nikt nie zginął, ani postrzelon”). Gdyby zsumować liczebność podawanych przez Diariusz… jednostek otrzymalibyśmy razem ok. 4,5 tys. jazdy, do tego trzeba doliczyć ok. 500 piechoty i Kozaków (podobny wynik w swoich obliczeniach otrzymał A. Hirschberg), co dobrze współdziała z możliwą „ukrytą” liczbą kłuszyńskich oddziałów w aktach cytowanych m.in. przez J. Wimmera (zob. przypis 216). Podsumowując, znów należałoby zgodzić się z zasadą, iż prawda leży pośrodku. Wprawdzie, wysunięta przeze mnie hipoteza różni się od teorii Sikory o 4,5-tys. wojsku polskim, jednak jeszcze bardziej odbiega od powszechniejszych opinii o 6- czy 7-tys. armii Żółkiewskiego[29].

Maszerowano przez całą noc trudnymi, zabłoconymi, leśnymi drogami, co znacznie utrudniło działania. W pewnym momencie niemożliwe okazało się dalsze przetransportowanie dwu falkonetów, które „zawaliły drogę, że się wojsko przed niemi nie mogło dobyć”[30]. Dodatkową komplikacją było maszerowanie w mroku, wrogie obozy miano odnaleźć (co stało się jeszcze przed świtem)„trąbę usłyszawszy”[31].

Oddziały polskie nadchodziły na pole bitwy w kolejności: pułk Aleksandra Zborowskiego (prawe skrzydło, pierwszy rzut), pułk Mikołaja Strusia (lewe skrzydło, pierwszy rzut), pułk Marcina Kazanowskiego i Ludwika Wejherów (dowodzony przez Samuela Dunikowskiego) (prawe skrzydło, drugi rzut), pułk Żółkiewskiego (dowodzony przez Janusza Poryckiego) (na lewym skrzydle, drugi rzut). Po lewej stronie lewego skrzydła miało stanąć 400 Kozaków pod dowództwem Piaskowskiego. Gdy wymieniona część wojska była już gotowa do boju, nie przybyły jeszcze falkonety i piechota. Być może gdzieś w centrum Żółkiewski ustawił jeszcze odwód, ale nie wiadomo z jakich rot się on składał[32].

Większość terenu przyszłego boju zajmowała obszerna polana, na której stały również dwa obozy wojsk Szujskiego i de la Gardie. Jedynie na zachodnim skraju rósł las, a na wschodzie płynęła rzeka Giżać, a w jej pobliżu znajdowała się wieś Woskriesienskaja. Działania oskrzydlające były w gruncie rzeczy niemożliwe do wykonania (choć jak pokazała noc z 3 na 4 lipca, Polacy byli zdolni maszerować w trudnych warunkach leśnych).

Polacy zaskoczyli wroga, podczas snu. Nie uderzono jednak od razu. Było kilka przyczyn takiego stanu rzeczy, wśród nich trzeba wymienić przede wszystkim niedojście wszystkich jednostek na pole walki oraz płoty zagradzające dostęp do wsi Preczystoje zajmowanej przez armię moskiewsko-cudzoziemską. Gdyby nie płoty, przyszła walka byłaby o wiele prostsza, bowiem ten typ zabudowań stanowił dość spory problem dla szarżującej jazdy, ale jak się okazało, nie do niepokonania.

Żółkiewski przede wszystkim rozkazał pośpieszyć się chorągwiom idącym z tyłu, a będącym przy nim kozakom zniszczyć płoty. To co kozacy zdemontowali, zostało zapewne w pewnym stopniu naprawione, bowiem polscy jeźdźcy nie mogli niszczyć zabudowań mając na karkach wstających i naprędce przygotowujących się do walki wrogów.

W niewielkim stopniu udało się uszkodzić płoty po stronie cudzoziemców (tj. na prawym skrzydle Moskali i najemników), którzy szybciej od Rosjan stanęli[33] w szyku bojowym[34]. Tylko w kilku miejscach możliwe było przejechanie przez wyrwę przez dziesięciu konnych naraz[35].

Udało się natomiast podpalić trochę zabudowań wsi Preczystoje, co znacznie utrudniło komunikację i łączność między poszczególnymi oddziałami Dymitra Szujskiego, które stanęły na lewym skrzydle[36].

Bezpośrednio przed rozkazem zaatakowania wroga, hetman zaczął objeżdżać żołnierskie szyki i wołać „necessitas In loco, spes In virtuti, salus in victoria [konieczność walki nakazana przez położenie, nadzieja w męstwie, ratunek (ocalenie) w zwycięstwie].

Walka zawrzała na obydwu skrzydłach równolegle, ale Moskwiczanie – nie tylko z powodu spalenia pewnej części płotu, ale również własnych braków w uzbrojeniu i wyszkoleniu – dość łatwo odstąpili od przeszkód (co nie znaczy, że wiązało się to z całkowitym złamaniem ich szyków; niektóre roty ruszały do boju 8- czy 10-krotnie[37]). Polacy, po połamaniu kopii, chwytali za broń białą i bili się z kolejnymi oddziałami Moskwy. Ci, którzy przejechali przez przerwy w płocie, trafiali w teren zabudowany, gdzie byli rażeni ogniem strzelców pochowanych w wiejskich chałupach i zaroślach. Tak prowadzony kilkugodzinny bój dowodzi ogromnej sprawności polskiego wojska. Żółkiewski starał się jak mógł luzować zmęczone i osłabione roty, ale nie mógł tego robić na miarę własnych chęci.

Po pewnym czasie, chcąc rozstrzygnąć bitwę (przynajmniej na tym obszarze pola bitwy) i wykorzystując wyczerpywanie polskich sił, Szujski rozkazał zaatakować kornetom rajtarskim (co najmniej dwóm). Salwy rajtarów oddawane w kierunku polskiej jazdy były nieskuteczne i ostatecznie Polacy przełamali szyk rosyjskiej jazdy, co spowodowało panikę w szeregach wojsk moskiewskich i w rezultacie ich ucieczkę. Żołnierze Rzeczypospolitej rzucili się za nim w pościg, z takim zapamiętaniem, że nawet nie zajęto obozu rosyjskiego, który – z krótkimi przerwami – nadal był zajęty przez moskiewską piechotę i czeladź.

Warto poświęcić także nieco uwagi lewemu polskiemu skrzydłu, nie mniej istotnemu. Jak wspomniano, pułki Strusia i Żółkiewskiego miały trudniejsze zadanie niż chorągwie na prawym skrzydle, ponieważ 1) płot został tam uszkodzony w mniejszym stopniu, 2) cudzoziemcy byli znacznie lepiej wyszkoleni i uzbrojeni niż oddziały rosyjskie. Płot był na tyle solidny, że jeźdźcy musieli go niszczyć za pomocą końskich piersi, co i tak nie zapewniało dobrego skutku. Gdy ten skutek osiągnięto, husarze dostawali się pod ostrzał najemnej piechoty, gdy udawało się uniknąć kul, należało jeszcze uważać na wbite w ziemię piki. Tyle przeszkód spowodowało ostateczne niekończenie szarż sukcesem.

Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy pod Kłuszyn w końcu dotarła skromna artyleria hetmana Żółkiewskiego, która zaczęła ostrzeliwać płot i piechotę cudzoziemską. Na tak „zmiękczonego” wroga uderzyła polska piechota i jazda, która rozbiła nieprzyjacielskich piechurów. Powodzenie dalszego ataku stanęło pod znakiem zapytania, gdy oddziały Strusia i Poryckiego musiały zetrzeć się z cudzoziemską jazdą. Pozbawiona kopii (których na dodatek nie można było uzupełnić z powodu braku taboru) husaria została zepchnięta do defensywy. Na szczęście, Żółkiewski widząc złą sytuację na lewym skrzydle, rzucił tam te jednostki, które uporały się już z Moskalami. Zaatakowani z wielu stron rajtarzy rzucili się do ucieczki.

Żołnierze uciekali w różne miejsca. Grupa (ponoć licząca 3 tys. ludzi[38])na czele z głównymi szwedzkimi dowódcami (Jakubem de la Gardie, Edwardem Hornem) uszła do lasu. Inni zaczęli umacniać się w obozie, gdzie też po pewnym czasie przybył sam de la Gardie i jego naprędce stworzony oddział.

Doprowadziło to do dość patowej sytuacji – owszem, wroga armia została pokonana, wiele jej oddziałów było w zupełnym odwrocie. Z drugiej strony, Polacy mieli zbyt mało sił, by pościg mógł objąć wszystkie jednostki Moskwiczan i cudzoziemców, obozy obydwu części nieprzyjacielskiej armii nadal były niezdobyte, a Żółkiewski nie miał sił na to, by ten stan rzeczy odmienić. Inna sprawa, że najemnicy nie mieli już chęci do walki.

Dochodziło z nimi jeszcze do pewnych walk, ale w końcu coraz większa ich ilość zaczęła poddawać się wojskom hetmana. W końcu poproszono o rozpoczęcie negocjacji w sprawie kapitulacji, do których ze strony polskiej wydelegowano Adama Żółkiewskiego i Piotra Borkowskiego. Rokowania zakończyły się sukcesem – część najemników udało się przeciągnąć na służbę Rzeczypospolitej, inni złożyli przysięgę, że nie będą przeciw niej występować.

Obserwujący te rozmowy Dymitr Szujski, widząc ich wynik, wraz z resztkami oddziałów moskiewskich wymknął się z obozu rosyjskiego, do którego niedawno wrócił. Przy tym sprytnie uniknął większości pościgu, który zajął się rabowaniem obozu moskiewskiego. Oprócz tego Polacy zdobyli co najmniej 11 armat i kilkadziesiąt chorągwi.

W samej bitwie poległo zapewne, jak podaje Diariusz…, 78 polskich żołnierzy, do tego było ponad 100 rannych[39]. Nie znaczy to ,że ofiar było tylko tyle, bo należałoby jeszcze doliczyć zmarłych z ran.

Zginęło zapewne ok. 1 tys. cudzoziemców i ok. 10 tys. Moskali[40].

Po bitwie, jak najszybciej, tak by Wałujew nie chciał wykorzystać osłabienia blokady polskiej, hetman rozkazał wrócić pod Carowe Zajmiszcze. Niektóre chorągwie dotarły tam jeszcze 4 lipca.

Wałujew przekonał się o rosyjskiej klęsce, gdy ujrzał znajomych żołnierzy cudzoziemskich w polskich szeregach. Wówczas, mimo dobrej sytuacji w kwestii zapasów, poprosił o rokowania, które zakończyły się złożeniem przysięgi królewiczowi Władysławowi przez wojsko Wałujewa i Jeleckiego, które później „dosyć wiernie i […] życzliwie się zachowywali”[41]. Przy tym zawarto układ, który potwierdzał korzyści dla Moskwian zapisane w układzie lutowym, ale również dodawał nowe – zwłaszcza tą dotyczącą odstąpienia wojsk polskich od Smoleńska w razie, gdyby miasto poddało się Władysławowi.

Późniejsi historycy chwalili hetmana za to, że już wtedy działał z myślą o połączeniu Polski i Rosji. Krytykowano króla za to, że wysłał Żółkiewskiego bez jakichkolwiek szczegółowych instrukcji politycznych[42], choć wojewoda kijowski prosił o nie 20 lipca[43]. Są to nietrafione zarzuty – Żółkiewski nie miał politykować, bo nie miał do tego uprawnień[44], a jedynie zwalczyć odsiecz, jedyną sprawą związaną z polityką jaką miał prowadzić była propaganda. Można oczywiście uznać ten układ za jeden z elementów tejże propagandy, tyle, że punkt mówiący o pozostawieniu Smoleńska przez polskie wojska nie zgadzał się z poglądami Zygmunta Wazy, a co gorsza – był niekorzystny dla Rzeczypospolitej.

Inna sprawa, że Marchocki napisał, iż król wymagał od hetmana również działań zmierzających do uznawania przez Rosjan Władysława Zygmuntowicza za cara[45]. Jak się okazało, Żółkiewski w takich działaniach posunął się za daleko.

Wbrew słowom Stanisława Żółkiewskiego[46], który twierdził, że instrukcje (które wiózł Fiodor Andronow) przybyły dopiero 29 sierpnia, a za nim wielu historyków, instrukcje dotarły ok. 20 sierpnia[47].

Tekst traktatu[48] hetman nakazał szeroko rozsyłać, co poskutkowało poddaniu się na imię królewicza takich miast jak: Możajsk, Pogorełoje Gorodiszcze, Dymitrow, Borysow, Zubcow, Rżew, Osipow.

12 lipca ruszono do Możajska, skąd kontynuowano akcję propagandową.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Bitwa pod Kłuszynem diametralnie zmieniła sytuację. Przyniosła nie tylko niemałe korzyści dla Rzeczypospolitej, ale pozwoliła również podnieść głowę oddziałom tuszynskiego wora, które 10 lipca pod wodzą Jana Sapiehy (jak się podejrzewa, działającego we współpracy z Zygmuntem Wazą, ale obdarzonym sporą samodzielnością[49]) ruszyły na Moskwę (przybyły tam 26 lipca)[50].

Dla Wasyla IV Kłuszyn oznaczał początek końca jego rządów. Car został obalony 27 lipca[51], rządy w Moskwie objęła tzw. siemibojarszczina, tj. rada siedmiu bojarów, której przewodził Fiodor Mścisławski (oprócz niego w jej skład weszli: Iwan Worotyński, Wasyl Golicyn, Iwan Romanow, Fiodor Szeremietiew, Andrzej Trubecki i Borys Łykow; niekiedy jej skład się zmieniał, np. do siemibojarszcziny należeli także Andrzej Golicyn i Iwan Kurakin).

Na wieść o marszu Sapiehy na Moskwę Żółkiewski zdecydował się także ruszyć na stolicę, licząc przede wszystkim na dobrą wolę bojarów co do rokowań[52]. Ci 2 sierpnia odmówili rokowań z Dymitrem Samozwańcem.3 sierpnia do hetmana koronnego przybyło poselstwo Samozwańca, któremu przewodził Bychowiec. Posłowie mówili, że służbę u króla mogą podjąć tylko wtedy, gdy ten ureguluje ich przerwy w otrzymywaniu żołdu, gdy służyli Dymitrowi. Prosili o pomoc w wysłaniu posłów do Zygmunta III i takich miast jak: Nowogród Wielki, Psków i Wielkie Łuki. Zaproponowali spotkanie między Łżedymitrem a Żółkiewskim. Przekazali list od starosty uświackiego (który zawierał głównie zapewnienia o wierności wobec króla), a także skarżyli się na wojsko królewskie dokonujące grabieży na ziemiach Samozwańca. Później w zamian za poparcie w walce o tron, Dymitr po raz kolejny proponował Rzeczypospolitej Siewierszczyznę, być może z Czernihowszczyzną, oraz wieczne przymierze przeciwko wrogom Rzeczypospolitej, głównie Szwecji i Tatarom.

Żółkiewski wezwał Polaków w obozie Samozwańca do jawnego, prawdziwego poparcia króla. Obiecał pomóc poselstwu idącemu do króla, ale odnośnie innych, wymówił się brakiem uprawnień. Podobnież nie chciał spotkać się z Dymitrem, gdyż nie miał do tego instrukcji królewskich (za to zgodził się rozmawiać z Sapiehą). Skargi na polskie wojsko, a właściwie Kozaków, uznał za błahe[53].

Tymczasem, 3 sierpnia Polacy (początkowo wzięci za armię Samozwańca) przybyli pod Moskwę (mimo „responsów” od Moskwy, iż nie potrzebuje ona pomocy). Dzień później bojarzy wysłali do hetmana list, a po nim swojego wysłannika (Bohdana Hlebowa), który zaproponował, by Żółkiewski przybył na rokowania osobiście lub wysłał tam własnego delegata. Czas i miejsce pozostawiono do wyboru polskiego wojskowego.

Wysłannicy Żółkiewskiego (Iwan Sałtykow, Andrzej Chworostynin, Grzegorz Wałujew, Stanisław Domaradzki, Aleksander Bałaban) spotkali się z moskiewskimi komisarzami (Iwan Trojekurow, Andrzej Iwanow, Fiodor Kołyczew, Bohdan Hlebow) 5 sierpnia, ok. godz. 9. Następnego dnia Żółkiewski oficjalnie spotkał się z najważniejszymi bojarami w Moskwie: Fiodorem Mścisławskim, Wasylem Golicynem, Fiodorem Szeremetiewem, Danielem Mezeckim, Wasylem Telepniewem i Tomiłą Ługowskim. Moskiewscy panowie oficjalnie wypowiadali się za królewiczem Władysławem i pragnęli zachowania układu lutowego, jednak w nieco zmodyfikowanej formie. Domagali się m.in. karania przechrztu na katolicyzm śmiercią, przejścia Władysława na prawosławie, jego ożenku z prawosławną i co najważniejsze – zwrotu wszystkich zdobyczy polskich w Rosji.

O ile Żółkiewski był gotowy na zgodzenie się przynajmniej na część tych warunków, to wiedział, że król niełatwo poprze taki traktat. Dość wspomnieć, że oddanie wszystkich zajętych ziem dałoby dawnym rokoszanom do ręki argument o tym, że Zygmunt istotnie walczył tylko dla siebie, nie dla Rzeczypospolitej. O negatywnym ustosunkowaniu się władcy do działań hetmana, Żółkiewski wiedział zapewne od 20 sierpnia[54].

Atmosfera się rozluźniła, gdy 12 sierpnia oddziały hetmana pomogły bojarom odeprzeć atak Samozwańca.

Dzień później ustalono, że sprawę wyznania królewicza omówią z królem posłowie członków rady bojarskiej. Niezależnie od wyniku tych rozmów, zapewniono, że wstąpienie Zygmuntowicza na tron nie będzie zaburzone.

Jednak kolejnym punktem zapalnym była kwestia twierdz i ziem zagarniętych przez armię polską. Żółkiewski początkowo próbował umieścić w umowie niejasne sformułowanie, dające nadzieję na renegocjacje w przyszłości (podobnie jak w układzie z 14 lutego). Moskwiczanie zażądali jednak bardziej kategorycznej, dokładnej opinii Stanisława Żółkiewskiego na temat przejętych obszarów.

Ostateczny tekst umowy został ustalony 27 sierpnia 1610 r. i brzmiał on, iż[55]:

1) Władysław ma zostać koronowany na cara wg prawosławnego obrządku,

2) Prawosławie jest dominującym wyznaniem w Moskwie, katolicy nie mogą prowadzić akcji misyjnych, a kościół katolicki w stolicy będzie przedmiotem kolejnych rokowań,

3) Nowy car nie może nakładać nowych podatków, musi poprzestać na istniejących,

4) Dobra posiadaczy ziemskich pozostaną nienaruszone,

5) Zgodnie z życzeniem bojarstwa Władysław nie mógł nikogo pozbawić wolności osobistej bądź pozbawić majątku bez wyroku sądu,

6) Między Rosją a Rzeczpospolitą zostaje zawarta wieczysta unia,

7) Do czasu uspokojenia Rosji, urzędy w pogranicznych obszarach państwa moskiewskiego mogą sprawować Polacy,

8) Zaciąg Kozaków mających siedziby na ziemiach rosyjskich przez króla polskiego może odbywać się tylko za zgodą cara rosyjskiego,

9) Nastąpi wymiana jeńców,

10) Moskwiczanie nie mogą zostać wywiezieni do Rzeczypospolitej,

11) Mieszkańcy Rosji oddadzą Polsce koszty jakie poniosła w wyniku prowadzenia wojny,

12) Wszelkie ziemie i zamki, wówczas zajęte przez polskie lub dymitrowskie załogi, powrócą w skład Rosji,

13) Hetman miał działać na rzecz unieszkodliwienia „carzyka” i odsunięcia Maryny Mniszchówny w cień,

14) Sprawy kontrowersyjne i niewyjaśnione zostaną rozstrzygnięte w czasie poselstwa bojarów do króla pod Smoleńsk[56].

Zaprzysiężenie traktatu było bardzo uroczyste, ceremonię uświetniono wielkimi ucztami[57]. W ślad za Moskwą, również wiele innych miast rosyjskich uznały królewicza Władysława za swojego cara.

Można powiedzieć, że w zamian za mgliste obietnice zwrotu bliżej (nigdy) nieokreślonej sumy, Żółkiewski oddał wszystkie zdobyte obszary, a do tego poczynił całkiem niemałe ustępstwa w sprawach wyznaniowych. Innymi słowy, niczego realnego, pewnego nie uzyskał.

Być może wynikało to z dalszego rozwoju sytuacji, która była zależna nie tylko od samego wojewody kijowskiego. On sam zapewne nie życzył sobie utraty zdobyczy[58]. Problem w tym, że akceptując ten punkt, dawał bojarom do ręki poważny argument prawny. W razie, gdyby Rzeczpospolita nie zechciała go wypełnić, współpraca polsko-rosyjska stałaby się mało prawdopodobna. Jeżeli faktycznie myślano o takiej poważnej współpracy, to była ona możliwa chyba tylko dzięki porozumieniu. Łamanie przez Rzeczpospolitą postanowień oznaczało konflikt, a Żółkiewski na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że na „uspokojenie Moskwy” Polska jest zbyt słaba i jej siły są za małe.

Wszystko to blednie wobec faktu, iż szans na wprowadzenie młodego Wazy na tron zapewne nie było. Jak pisano wyżej, bardzo prawdopodobne, że król przez długi czas zmierzał do osadzenia swojego syna[59] – chyba, że blefował i chciał tronu dla siebie[60]. Może wkrótce uświadomił sobie, że tron rosyjski jest tak naprawdę niebezpieczny dla siedzącego na nim – począwszy od Borysa Godunowa, w czasie wielkiej smuty, żaden z carów nie zakończył swoich rządów w sposób naturalny. Na dodatek Władysław był „Litwinem”, w zasadzie przez takich „Litwinów” wprowadzony na tron, a więc kojarzony z Samozwańcami, a późniejsze wyprawy szumnie ogłaszane wyprawami po koronę, miały na celu jedynie uzyskanie przewagi nad wrogiem.

Jeżeli Władysław nie zacząłby odgrywać roli potulnej marionetki (podobnie jak Michał Romanow w rzeczywistości) prawdopodobnie zginąłby otruty lub zamordowany, gdyż stałby się niewygodny i niepotrzebny dla bojarów, którzy prawdopodobnie chcieli tylko uspokojenia Rosji polskimi rękami i usunięcia wszelkich jej niedogodności.



Władysław carem?

Aby przekonać Rosjan o swojej szczerości, prawdziwości intencji należało najpierw jakoś załatwić sprawę wora.

Generalnie, oficjalnie, Polacy dawali do zrozumienia bojarom, że działają na rzecz usunięcia Dymitra. Żółkiewski starał się przeciągać dymitrowskich żołnierzy na polską stronę, a Zygmunt po raz kolejny odrzucił niemalże te same (w porównaniu do poprzednich) propozycje szalbierza (21 sierpnia).

Należy przy tym przypomnieć, że obecność Samozwańca w Rosji nadal była dla Rzeczypospolitej korzystna. Zygmunt nie mógł oficjalnie przyjąć propozycji „cara”, ponieważ całkowicie zraziłoby to Moskwę do Polski. Samemu hetmanowi nie było zaś śpieszno do rywalizacji z dawnymi oddziałami tuszyńskimi, których morale było złe, ze względu na ciągłe bezużyteczne i nic nieprzynoszące stacjonowanie pod Moskwą.

Rokowania z oddziałami pod dowództwem Jana Piotra Sapiehy przeciągnęły się do września. 5 września Żółkiewski starał się przekonać Dymitra do złożenia hołdu Zygmuntowi III za co miałby otrzymać Grodno lub Sambor, co „car” i Maryna uznali za obrazę swojego majestatu. Tego samego dnia Dymitr uciekł do Kaługi. Ostatecznie jednak 14 września udało się osiągnąć porozumienie z sapieżyńcami, których posłowie wyruszyli do obozu królewskiego pod Smoleńskiem, gdzie po raz kolejny nakłaniali do porozumienia z szalbierzem[61].

W ślad, a właściwie jeszcze przed nimi, za posłami Sapiehy ruszali także delegaci ze strony hetmana polnego, który pragnął wyjaśnić swoje działania. Robił to już w korespondencji, ale prawdopodobnie słusznie uznał, że dowody materialne na słuszność jego linii politycznej lepiej poprawią jego autorytet. 15 lipca pod Smoleńsk przybyła „dwuczłonowa” (złożona z Rosjan i innych żołnierzy przechodzących na polską stronę) pod przywództwem Fiodora Jeleckiego i Polaków pod przywództwem Aleksandra Zborowskiego i Mikołaja Strusia) delegacja. Monarcha otrzymał buławę Dymitra Szujskiego, trzynaście zdobytych pod Kłuszynem chorągwi, a dalej o nagrody dla żołnierzy i niepomijanie przy nominacjach. Rosjanie przysięgali wiernie służyć Wazie, a Żółkiewski w tajnym piśmie radził jak najszybciej sprowadzić do Rosji Władysława.

Co niedziwne, i tym razem orientacja polityczna Żółkiewskiego wywoływała kontrowersje. Co ciekawe, podzielony był także obóz regalistów. O ile tradycyjnie nie popierali go Potoccy (których później znowuż oskarżano o kierowanie się prywatnymi interesami), to zaskakujące jest, że zwolennikiem hetmańskiej opcji prowadzenia polityki wobec bojarów był… Lew Sapieha, który uważał, że wahania królewskie i niezdecydowana polityka powodują tylko przedłużanie wojny i powolne wysuwanie się wielkiej szansy z rąk Rzeczypospolitej, choć nie wyzbył się swoich „rewizjonistycznych” dążeń odnośnie ziem utraconych[62].

Podobnie jak przed wojną, gdy Polska stanęła przed niemałym dylematem: zacząć czy nie zacząć wojny, tak i teraz publicyści i pisarze polityczni próbowali rozstrzygnąć problem: dać czy nie dać królewicza. Sztandarowym przykładem takiego pisarstwa jest memoriał, opublikowany zapewne we wrześniu 1610 r., autorstwa najprawdopodobniej Krzysztofa Zbaraskiego (lub nawet Feliksa Kryskiego).Tak czy inaczej, jeśli utwór nie pojawił się z inspiracji króla, to na pewno wyszedł z obozu regalistów, choć nie wspomniano w nim o problemie przynależności ziem: smoleńskiej, czernihowskiej i siewierskiej, o których jakby zapomniano i na skutek kwestii dynastycznej polityki Wazów zeszły na drugi plan[63].

W swoich instrukcjach król (jeszcze przed zawarciem układu sierpniowego) krytykował hetmana za wyjście poza układ lutowy na korzyść Rosjan, pasywność w sprawach religijnych, działanie bez wiedzy monarchy i sejmu. Zalecał też ostrożne postępowanie w stosunkach z Łżedymitrem oraz uważał intencje Moskwiczan za nieszczere, co nie przeszkodziło mu wysłać ciepły list do Fiodora Mścisławskiego. W piśmie z 29 sierpnia Zygmunt żądał od Stanisława przysłania trochę piechoty i postępowanie zgodnie z poprzednimi instrukcjami. Wbrew obiegowym opiniom[64], Zygmunt doceniał wysiłki Żółkiewskiego[65].

Ostateczne instrukcje (składające się z trzech oddzielnych dokumentów) przywiózł ze sobą Aleksander Gosiewski. Generalnie mówiły one o przekonywaniu Rosjan do króla i hetmana; uświadomieniu ich, że wierność wobec Zygmunta popłaci w przyszłości; zapewnieniu, że Władysław obejmie tron, gdy zapanuje pokój w państwie moskiewskim (poza tym, póki co, jest za młody) i że Polacy na pewno nie będą działać przeciwko religii i zwyczajom Moskwiczan, choć nie pozwolą na zmianę wiary przez królewicza, a wręcz domagają się pozwolenia na publiczne wyznawanie katolicyzmu; ustaleniu dokładnego planu działania przeciw Samozwańcowi[66].

Zanim do obozu hetmańskiego dotarł Gosiewski, przybył tam najpierw Fiodor Andronow, jak wspomniano, 20 sierpnia. Przy tym trzeba stwierdzić, że Gosiewski, jako kolejny stronnik króla, poparł – jak pisał sam S. Żółkiewski – działania hetmana[67]. Patrząc dość krótkowzrocznym okiem referendarz litewski faktycznie miał do tego podstawy, bo na stronę Rzeczypospolitej przechodziły rzesze żołnierzy i miast (np. Nowogród Wielki, Perejasław Riazański, Jarosław, Wołogda, Riazań z przyległościami, Niżny Nowogród, Tuła, Wielkie Łuki, Toropiec, Sierpuchów itd.[68]) Dymitra Samozwańca.

Jednocześnie starano się wyzyskać porozumienie hetmana przede wszystkim dla zmuszenia Smoleńska do kapitulacji. O ile jednak Polacy liczyli, że Smoleńsk się podda, to smoleńszczanie liczyli, że Polacy wycofają się spod twierdzy. Tak było np. na początku września, gdy wobec próśb Szeina o odstąpienie od miasta i zapewnień o złożeniu przysięgi na wierność Władysławowi, odpowiedź Zygmunta III była jednoznaczna – Smoleńsk i przyległe obszary muszą być posiadłością Rzeczypospolitej. Przy tym wypada wspomnieć, że faktyczne złożenie przysięgi Władysławowi[69] Rzeczypospolitej niczego nie gwarantowało – wiele miast i grup ludności Rosji składało podobne przysięgi, a mimo to ją łamało, ze Smoleńskiem byłoby zapewne podobnie.

Rokowania przeciągnęły się do końca września, ale niczego nie przyniosły, podobnie jak uniwersał skierowany do smoleńszczan (30 września).

Tymczasem Żółkiewski starał się posunąć dalej, ale nie w kwestii wprowadzenia Władysława, ale utwierdzenia polskiej przewagi w Rosji. Mianowicie, hetman starał się o wprowadzenie polskich wojsk do Moskwy. Można było to (oczywiście teoretycznie) zinterpretować jako próbę bronienia stolicy przed napadami szalbierza. Problemem pozostawało to, by bojarzy byli w pełni przekonani o szczerości intencji hetmańskiej armii.

Hetman nie był przekonany co do tego, czy wojsko ma stacjonować w podmoskiewskich słobodach czy raczej w samym mieście. Początkowo optował za tym pierwszym rozwiązaniem, argumentując, że m.in. w razie buntu, polska załoga będzie musiała ścierać się z powstańcami pieszo, a jako, że jest ona w większości jazdą, nie jest do takich walk przystosowana i wyszkolona. Postawa Żółkiewskiego zmieniła się dopiero na skutek interwencji Marchockiego, argumentującego, że większe niebezpieczeństwo dla armii znajduje się wokół metropolii niż wewnątrz jej.

Pertraktacje w sprawie wejścia do stolicy zaczęły odnosić sukces, gdy Żółkiewskiemu oddano wziętą w niewolą rodzinę Szujskich: Wasyla (wysłanego pod Smoleńsk do króla), Dymitra, jego żonę Katarzynę i Iwana (odesłanych do Rzeczypospolitej).

Żółkiewski część swoich wojsk (oprócz np. sapieżyńców – pozostałych na ziemi riazańskiej[70], a później żołnierzy Strusia, którzy obsadzili Możajsk) wprowadził do Moskwy od końca września gdzieś do początku października, ale w zupełnej ciszy i ze zwiniętymi chorągwiami, by mieszkańcy nie zorientowali się w raczej niezbyt wysokiej sile armii polskiej[71]. Niemal do ostatniej chwili patriarcha Hermogenes (obawiający się wprowadzenia samego króla na tron carski i nadużyć w sprawach religijnych) starał się przeciwdziałać temu rozwiązaniu argumentując, że wkroczenie oddziałów Rzeczypospolitej do stolicy może być bardzo niebezpieczne, w końcu jednak poparcie bojarów dla Żółkiewski, a raczej jego oddziałów, których chciano użyć przeciwko Łżedymitrowi, przeważyło. Owe oddziały liczyły co najmniej 5,5 tys. żołnierzy, zarówno jazdy jak i nieco piechoty: na Kremlu pułki Żółkiewskiego i Gosiewskiego (oraz 800 piechoty cudzoziemskiej i 400 polskiej); w Biełgorodzie (Białymgrodzie) pułk Kazanowskiego i Wejhera; w Kitajgorodzie pułk Zborowskiego; w klasztorze Nowodziewiczym 4 chorągwie pod dowództwem Jana Chluskiego, Jana Hreczynina, Olszańskiego i Kotowskiego. Hetman, osadzając swoich żołnierzy głównie w centrum metropolii, starał się zapewnić im bezpieczeństwo, a także by w razie jego nastąpienia oddziały mogły sobie wzajemnie pomóc bez zbytnich trudności[72]. Teoretycznie ze słów samego wojewody kijowskiego, iż „bojarowie i pospólstwo, którzy wiadomi będąc narodu naszego swawoleństwa, dziwowali się i chwalili, że tak spokojnie bez wszelakiej krzywdy, nic nikomu nie czyniąc, żyliśmy”[73], te środki ostrożności podejmowano na wyrost (Żółkiewski zabronił wszczynania zwad, a także nakazał sprawować sądy zarówno przez Polaków jak i Rosjan). Atmosferę tego stacjonowania najlepiej jednak oddają słowa Samuela Maskiewicza (mówiące raczej o sytuacji już po wyjeździe hetmana): „Kilka tygodni spędziliśmy z Moskalami we wzajemnej nieufności, a przyjaźniami w ustach, a kamieniem w zanadrzu, jak ruskie niesie przysłowie; częstowaliśmy jeden drugiego bankietami, a myśleliśmy co innego. Zachowywaliśmy jak największą ostrożność, straż dzień i noc stała przy bramach i rozdrożach”. Wprawdzie sam Maskiewicz potwierdzał, że początkowo polskiemu garnizonowi zupełnie nie brakowało żywności, ale zaczęły się także pierwsze przypadki obrażania rosyjskich uczuć religijnych czy pierwszych gwałtów na mieszczanach (i surowych karach na Polakach)[74].

Żółkiewski próbował pertraktować z ostoją antypolskiej opozycji – Hermogenesem, którego nakłaniał do wyjazdu pod Smoleńsk, upatrując w tym możliwości przekonania patriarchy do propolskiej frakcji. Duchowny jednak wymawiał się na różne sposoby i ostatecznie ten plan nie został wykonany[75]. Zamiast tego na zgromadzeniu 10 października patriarcha oskarżał Polaków o niepodejmowanie działań przeciw worowi.

Hermogenes nie miał być jedynym wysłannikiem do polskiego monarchy, miał być tylko jednym z ważniejszych. Stanisław Żółkiewski przygotowywał się do wysłania poważnego poselstwa rosyjskiego pod Smoleńsk, jeszcze zanim zajął Moskwę. Ostatecznie składało się ono z mniej niż 800 osób, wśród których pierwsze skrzypce grali: Wasyl Golicyn, Daniel Mezecki i patriarcha Filaret.

Posłowie, choć formalnie wysłani przez „gubernatora Moskwy” Żółkiewskiego, otrzymali zapewne wiele zaleceń od partii Hermogenesa[76], bo mieli za zadanie przekonać króla do jak najszybszego wysłania Władysława do Moskwy, przechrzczenia go na prawosławie (jednocześnie nowy car miał utrzymać istniejące nietolerancyjne prawa moskiewskie tyczące się religii katolickiej), ożenienie się przezeń z Rosjanką, utrzymywania przy sobie niewielkiej liczby Polaków i zagwarantowania Moskwie stanu granic z 1609 r. Gdyby król skłoniłby się ku rosyjskim żądaniom, miano naciskać, by doszło do jak najszybszego zwołania sejmu, który zaaprobowałby układy polsko-moskiewskie[77].

Poselstwo przybyło pod Smoleńsk 17 października. Przyjęto je ponoć wdzięcznie, było witane przez Jakuba Potockiego i Krzysztofa Zbaraskiego[78]. 22 października król przyjął posłów, którzy w zasadzie podążyli w całości za swoimi instrukcjami. Poważne rokowania rozpoczęły się 25 października, ale nie można o nich powiedzieć, że traktowały o czymś innym niż poprzednie negocjacje, ani, że zwiastowały szybkie ich zakończenie. W dalszym toku rozmów senatorowie (odpowiadając na argumentację bojarów, iż nakłanianie Smoleńska do kapitulacji nie jest konieczne, gdyż wystarczy tylko złożenie przysięgi Zygmuntowiczowi) stwierdzili, że nie opuszczą ziemi smoleńskiej, gdyż oznaczałoby to rezygnację z ojczystych ziem (wkrótce Filaret i Golicyn zaczęli prosić o możliwość skontaktowania się z załogą dowodzoną przez Szeina, który nadal deklarował chęć złożenia hołdu królewiczowi Wazie). Król uznał, że sprawy religijne Władysława to kwestia decyzji jego samego[79].

8 listopada pod Smoleńsk przybył nie kto inny jak Stanisław Żółkiewski. Skąd się tam wziął?

Wojewoda kijowski słusznie przypuszczał, że na skutek jego nieobecności przy monarsze, przeciwnicy hetmana[80] mogą praktycznie dowolnie krytykować jego linię polityczną, a on sam – na skutek tejże nieobecności – nie może się w pełni bronić. Żółkiewski był jednak prawdopodobnie (jeszcze…) jednym z najpopularniejszych wojskowych wśród żołnierzy, a już na pewno największą popularność zdobył sobie pośród samych Moskwiczan. Przykładem tego drugiego była rozmowa hetmana z Fiodorem Mścisławskim, który błagał hetmana polnego o pozostawienie w stolicy, bo bez niego spokój w jej wnętrzu odejdzie w niwecz (przynajmniej „oficjalnie”). Żółkiewski nie dał się przekonać, ale zapewnił, że wojsko (odtąd pozostawiające pod komendą Aleksandra Gosiewskiego[81]) będzie zachowywało się przyzwoicie. Wyjeżdżając[82] (w końcu października), wziął ze sobą pułk Strusia, który zostawił w Możajsku, Borysowie i Werei[83].
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Na początku doszło do prywatnej rozmowy między Wazą a hetmanem. Ten drugi tłumaczył się, że instrukcje dotarły do niego za późno (co nie było prawdą), argumentował, że osadzenie Władysława w Moskwie przyniesie Rzeczypospolitej pokój na wschodniej granicy i sojusz przeciwko Szwecji. I tym razem Zygmunt nie dał się przekonać, choć prawdopodobnie ustalono pewne punkty działania (co do których obydwie strony zgadzały się)[84].

Jednym z elementów owego porozumienia było wspólne działanie co do Smoleńska – obydwaj adwersarze byli zgodni do tego, że trzeba dyplomatycznie dążyć do jego poddania się. Rosyjscy posłowie oskarżali Żółkiewskiego o kłamstwa i łamanie umów spod Carowego Zajmiszcza czy spod Moskwy, a ten zaś bronił się jak mógł, czy to mówiąc o zmianie sytuacji, czy o tym, że nie wiedział co podpisuje, bo traktat był sporządzony po rusku itd. Hetman groził także rozpadem polsko-rosyjskiego porozumienia, a także twierdził, że wprowadzenie polskiej załogi na Smoleńsk będzie równie korzystne co wprowadzenie Polaków do Moskwy.

Jednocześnie poselstwo starano się zjednać licznymi ucztami, ale – podobnie jak wcześniej – nie przynosiły one większego efektu.

1 grudnia podjęto kolejny szturm na twierdzę – jak wiadomo, nieudany. 12 grudnia w końcu udało się przekonać posłów do rozmów ze smoleńszczanami w sprawie poddania miasta, co jednak znowu nic nie przyniosło, prócz dużego tumultu w Smoleńsku, w wyniku którego wojewoda Szein musiał obiecać, że będzie się bronił tylko do 4 stycznia 1611 r. Powodem takiej postawy mieszczan było mniemanie, że wobec poddania Moskwy, nie ma sensu bronienia jednej z potężniejszych twierdz na zachodniej granicy.

Brak powodzenia w działaniach militarnych i politycznych, a więc brak realnych perspektyw działania, ujemnie wpłynęło na morale polskiego wojska i sytuację Rzeczypospolitej w Rosji w ogóle. Antypolski bunt zaczęły podnosić takie miasta jak: Jarosław, Wołogda, Nowogród Wielki, Kołomna, Sierpuchów, Tuła i inne. Na ziemi riazańskiej czołowym buntownikiem był Prokop Lapunow (1611 r.), poparty później przez Iwana Zarudzkiego, jednego ze stronników wora[85].

Sytuacja poprawiła się gdy, gdy udało się odkryć, że Wasyl Golicyn (podobnie jak przebywający w Moskwie Hermogenes) kontaktuje się z Dymitrem Samozwańcem. Z kolei Gosiewskiemu udało się uzyskać od propolskich bojarów moskiewskich (na czele z Mścisławskim) zapewnienie, że moskiewski lud pozwoli na wkroczenie Władysława do Moskwy razem z ojcem, a ten pierwszy obejmie rządy tamże dopiero po uspokojeniu państwa.

To spowodowało, że król zaczął myśleć o osobistej wyprawie na Moskwę, tyle, że… zapewnienia grupki polityków z otoczenia Fiodora Mścisławskiego nie oznaczało ujawnienia zdania całego państwa moskiewskiego. Chciał tam wysłać Żółkiewskiego, ale ten – mimo próśb moskiewskiego garnizonu – odmówił, obawiając się, że po raz kolejny Moskwiczanie oskarżą go o łamanie przysiąg

Po początkowej, niewielkiej poprawie, nastąpiło znaczne pogorszenie. 22 grudnia Łżedymitr został zamordowany przez Tatarów dowodzonych przez Piotra Urusowa, który mścił się za rozkaz zabicia Uraz-Mahmeta (jak pamiętamy, gorliwego zwolennika kandydatury Zygmunta Wazy na tron moskiewski) wydany przez wora[86].

Choć w ostatnich miesiącach stosunki polsko-kałuskie (gdzie „car” przebywał) były chłodne (np. 3 grudnia Zygmunt w swoim uniwersale nakłaniał mieszkańców Kaługi do opuszczenia szalbierza i przejścia na swoją stronę), to śmierć Dymitra była dla Rzeczypospolitej niekorzystna. Przede wszystkim zlikwidowano powód, dla którego bojarzy w ogóle zgodzili się np. na wejście polskiej załogi na Kreml. Skoro Samozwaniec już nie żył, tak i dla większości „moskiewskich ludzi” wszelkie porozumienia polsko-rosyjskie są niepotrzebne, bo Moskwie już nic nie zagraża (może poza samą Rzeczpospolitą). Takie reakcje odbiły się przede wszystkim na moskiewskiej stolicy, a ściślej – pozostawionym tam polskim garnizonie[87].

Kaługa, którą na rozkaz króla polskiego zajął Jerzy Trubecki, miała złożyć hołd Władysławowi[88].

Jednocześnie, dzięki obietnicom urzędów i nagród, udało się skłonić 45 członków poselstwa Filareta i Golicyna do wyjazdu spod Smoleńska. Pozostawał jeszcze problem dwóch najważniejszych członków poselstwa, który omawiano na radzie senatu 1 lutego 1611 r. Rozpatrywano dwie opcje: uwięzić posłów (za czym optowali m.in. Potoccy) lub złożyć skargę na nich w Moskwie (co popierał m.in. Żółkiewski). Król skłonił się ku wyborowi Żółkiewskiego, tj. zamierzał nadal przekonywać posłów, by spełnili polskie życzenia (a wśród nich najważniejszymi były: skłonienie Smoleńska do kapitulacji i wpuszczenia polskich żołnierzy oraz ustępstwa w sprawie panowania Władysława), ale chciał też wysłać list ze skargą do Moskwy.

Również obrońcy Smoleńska zostali „zmiękczeni”, bo (obok podstawowego żądania o złożeniu przysięgi na imię królewicza) zgodzili się na wpuszczenie polskiej załogi do miasta (ale nie większej niż 100 osób). I tym razem polska strona pozostała nieugięta.

6 lutego do obozu przybyli, należący do grupy propolskich bojarów, Iwan Sałtykow i Iwan Bezobrazow, którzy oprócz nakłaniania króla do bardziej zdecydowanego działania (bo jego brak tworzy szereg wątpliwości, a te z kolei rodzą pogłoski o niecnych zamiarach króla; owocem tego było np. powstanie Lapunowa), skłaniali Golicyna i Filareta do bardziej pro królewskiego nastawienia. To spotkało się jednak z odmową i w rezultacie obydwie grupy bojarów stały się sobie nieprzyjazne. Filaret i jego towarzysze nie zgadzali się także na wyjazd do królewicza Władysława, tłumacząc się brakiem środków na ten cel.

W końcu król uznał, że tym razem on musi pójść na ustępstwa i – być może idąc za radą Wawrzyńca Gembickiego – zgodził się na wolny wybór Smoleńska w kwestii tego, komu złoży przysięgę wierności. W zamian chciał wprowadzenia do miasta załogi liczącej 700 żołnierzy, Filaret i Golicyn (podobnie jak Szein w marcu) zgadzali się tylko na 200.

Początkowo Polacy obniżyli swoją liczbę do 500, ale 15 marca mówili już tylko o 250 żołnierzach. Oprócz tego żądano 30 zakładników różnego stanu, dodatkowych kluczy do miasta będących w posiadaniu polskich oficerów, mieszanych sądów w sprawie Polaków, utrzymywania garnizonu przez smoleńszczan oraz wydania dezerterów z obozu królewskiego. W zamian zapewniano poszanowanie prawosławnych miejsc kultu i symboli religijnych i niekarania za winy króla Rzeczypospolitej. W odpowiedzi Szein m.in. redukował liczbę załogi do 200, żądał gwarancji pozostania ziemi smoleńskiej przy Rosji, nie chciał wydać kluczy do Smoleńska. I tym razem zdawało się, że rokowania utknęły w martwym punkcie.

Przebieg pertraktacji coraz bardziej utwierdzał monarchę i senatorów w przekonaniu, że dzięki polepszającej się sytuacji antypolskiego stronnictwa[89], Szein, Filaret i Golicyn czują się pewniej i grają na czas.

31 marca wysłano do Moskwy poselstwo (oboźny koronny Krzysztof Przyjemski, Adam Żółkiewski, wojski parczewski Stanisław Witowski i sekretarz królewski Stefan Pac), które wezwało Moskwiczan do zachowania wierności wobec Wazów i zapewniało o szczerych intencjach polskiego garnizonu w Moskwie.

Na przełomie marca i kwietnia senatorzy znów debatowali z władcą w sprawie postępowania wobec posłów rosyjskich. Jedni (na czele z Żółkiewskim) nakazywali nie internować posłów. Drudzy (np. Jan Potocki) chcieli ich uwięzienia, gdyż działali na niekorzyść polskich działań i sprzeciwiali się instrukcjom otrzymanym w Moskwie. Jeszcze inni (np. Krzysztof Monwid Dorohostajski) domagali się tylko wzmożenia kontrolowania ich. Na koniec sam Zygmunt III oznajmił swoją wolę mówiąc, że trzeba jakoś zadziałać przeciwko knowaniom towarzyszy Filareta, ale nie można ich odesłać do Moskwy, gdyż tam kontynuowaliby swoje spiski. Dlatego należy wysłać ich, nawet przemocą, do Rzeczypospolitej. Po początkowych oporach, 23 kwietnia posłowie ruszyli do Mińska (Filareta odesłano do Witowa lub Sulejowa, Golicyna do Malborka, Tomiłę Ługowskiego do Słuchowa)[90]. Mimo to opór Smoleńska nie ustawał.

Po całej Rosji rozchodziły się wieści o tumultach w Moskwie. Powstańcy Lapunowa zdecydowali, że ich głównym celem będzie stolica państwa. Jak pisał Maskiewicz, wyzwolić ją miało: 80 tys. ludzi pod wodzą samego Lapunowa (z Riazania), 50 tys. ludzi pod dowództwem Zarudzkiego (z Kaługi) i 15 tys. ludzi Proszowickiego[91], choć w swych szacunkach chyba jednak przesadza.

Zaostrzająca się sytuacja, coraz bardziej powtarzające się zamieszki (zwłaszcza pod koniec marca; duży w tym udział miał patriarcha Hermogenes), spowodowały, że Gosiewski 30 marca rozkazał podpalić Moskwę[92]. W tym samym czasie pod stolicę dotarły chorągwie Mikołaja Strusia. Ostatecznie te starcia zakończyły się powodzeniem załogi i klęską buntowników, którzy „poczęli miłosierdzia prosić i poddawać się”, jak pisał Mikołaj Marchocki. Byli to jednak w większości tylko mieszkańcy Moskwy, najgroźniejszym rywalem wciąż pozostawał Lapunow, który (jak 1 kwietnia dowiedział się Gosiewski) już maszerował na Moskwę. Dzięki zeznaniom jeńców (wziętych m.in. przez oddziały Zborowskiego i Strusia) poznano, że Lapunow dąży – jak na razie – tylko do blokady stolicy. Pod swoim bezpośrednim dowództwem miał prawdopodobnie nie więcej niż 15 tys. żołnierzy, choć musiał dzielić się swoją władzą również z Iwanem Zarudzkim i Dymitrem Trubeckim. Polski garnizon (który w kwietniu dokonał przegrupowania, kładąc większy nacisk na Kitajgorod) liczył ok. 6 tys. ludzi[93].

Wieści z Moskwy docierały nie tylko do smoleńskiej załogi, ale również do oblegających Smoleńsk. Król naprędce rozpoczął poszukiwanie oddziałów, które mogłyby iść na pomoc polskiej załodze. Nie mógł tego zrobić osobiście z kilku powodów: niebezpieczeństwa pozostawienia na swoich tyłach silnej twierdzy pod wodzą Szeina, czy z ujmy dla swojego majestatu. Zadanie pójścia z odsieczą otrzymał Jan Karol Chodkiewicz, ale ten dopiero co odbył nieudany rajd pod Psków (przy tym przysporzył sobie nieco krytyki, bo jak pisał Hieronim Chodkiewicz, „nie wszyscy chwalą to przedsięwzięcie”[94], które „narodziło mów uszczypliwych i animuszów […], że tego pełna Litwa i Polska”[95]), a poza tym nie mógł zbyt szybko przybyć pod Smoleńsk. Nie było wiadome, czy przed jego przybyciem sytuacja nie zmieni się diametralnie.

Monarcha szukał więc wsparcia w szeregach Jana Piotra Sapiehy, ale obawiano się jego żołnierzy, którymi w dużej części byli Moskwiczanie. Sam Sapieha był na tyle niepewną postacią, że nawet Lapunow zamierzał przeciągnąć go na swoją stronę[96].

Pozostawali jeszcze Potoccy i Żółkiewscy. Ci pierwsi jeszcze bardziej pogrążyli się w pracach nad opanowaniem Smoleńska, tym bardziej, że „na blankach [ Smoleńska] straży już rzadko widać, gdzie przedtym siła bywało, przez niedostatek ludzi, jakoż i Szein sam potym powiedział, że dwóch set człeka spełna do obrony godnych nie zostało było”[97]. Zresztą, już niedługo, bo 22 kwietnia, Jan Potocki umrze.

Hetman… zbierał się do wyjazdu. Tłumaczył się groźną sytuacją na południu, a właściwie w krajach naddunajskich, gdzie Rzeczpospolita walczyła o wpływy polityczne. O potrzebie wyjazdu mówił już w lutym, wówczas Zygmunt III nie wyraził na to zgody. W kwietniu Zygmunt złagodził swoje stanowisko, pozwalając wojewodzie kijowskiemu na podróż. 16 kwietnia Żółkiewski wyruszył do Orszy, gdzie otrzymał od króla listy, żeby – zostawiwszy bagaże – wrócił pod Smoleńsk. Stanisław tłumaczył, że nie może tego zrobić z powodu braku koni, które odesłał do Mohylewa. W rezultacie, Waza nakazał mu kontynuować podróż[98].

Wszystko to świadczy nie o zagrożeniu na południu, nie o braku koni w Orszy, ale o tym, że Żółkiewski miał już dość wojny rosyjskiej. Wiedział, że wobec całości swojej koncepcji nie znajdzie zbyt wielkiego posłuchu, rozumiał, że dla Moskwy jest niemalże krzywoprzysięzcą łamiącym układy i niepotrafiącym ich dochować. Dla co najmniej części Polaków jest tym, który owe układy zawiera z niekorzyścią dla Rzeczypospolitej. Porozumienie, czyli realizacja hetmańskiego planu, oddalało się coraz bardziej, nie tylko ze względu na nieugiętą postawę Zygmunta Wazy, ale również na coraz bardziej wrogie postępowanie Moskwiczan. Uznał więc, że jego obecność pod Smoleńskiej niczego nie przyniesie, a cała ta sytuacja go męczy.

Wspomniane pogorszenie się sytuacji smoleńskiej twierdzy, król zamierzał wykorzystać, zwłaszcza, że ostatnio jego wojska nie odnosiły żadnych sukcesów, co ujemnie działało na morale oddziałów. Datę rozstrzygającego (w opinii polskiego dowództwa) szturmu wyznaczono na noc 12/13 czerwca[99].

Jakub Potocki miał przygotować drabiny i inne rzeczy potrzebne przy oblężeniu. Miał też poprowadzić natarcie od strony bramy Abramowskiej. Stefan Potocki miał uderzyć w kierunku któregoś z wyłomów w murze. Krzysztof Monwid Dorohostajski miał zaatakować bramę Kryłosowską, a Bartłomiej Nowodworski podjął się wysadzenia fragmentu murów.

O północy na mury, bez problemu, wtargnął Stefan Potocki ze swoimi oddziałami. Niewielki opór stawiono tylko przy bramie Abramowskiej. Wówczas Szein zorientował się w sytuacji i zamierzał jeszcze organizować obronę, ale wówczas kawaler maltański Nowodworski wysadził mury, niedaleko bramy Kryłosowskiej. Wtedy do ataku ruszyli ludzie Dorohostajskiego, co przesądziło o powodzeniu szturmu i zdobyciu miasta.

Obrońcy nie myśleli już o obronie zorganizowanej, ale raczej o tym jak nie wpaść w niewolę i nie oddać swoich zapasów w ręce wroga. W zamieszaniu wybuchły prochy, które miały podobno wystarczyć na kilka lat. Spłonęła cerkiew, podobnie jak wiele prowiantu i zapasów prochu (który jednak w dużej części pozostał w basztach). Sam wojewoda Szein dostał się do niewoli. Nie odnaleziono jednak żadnych większych sum pieniężnych.

„Tak Smoleńsk, który był za króla Zygmunta [Starego] stracony, wnuk jego król Zygmunt rekuperował [odzyskał]”[100].

Zwycięstwo hucznie świętowano. Zygmunt nagradzał żołnierzy i dowódców (m.in. Jakub Potocki otrzymał województwo bracławskie).

Teraz cała uwaga spoczęła na Moskwie, gdzie Polacy starali się jednocześnie bronić przed atakami uzbrojonych mieszczan i oddziałów spoza miasta, a także zdobyć żywność. W kwietniu uwięziono Hermogenesa.

Brakowało jednak zapasów żywności, po paszę dla koni wyruszano na Zamoskworiecze. By zlikwidować ten pierwszy problem, Gosiewski wpadł na pomysł dostarczania prowiantu spoza miasta przez wydzielone oddziały. Rozumiał, że owymi chorągwiami miały być pułki Strusia i Sapiehy. Jak wiemy, Struś brał udział w walkach pod Moskwą praktycznie od czasu wybuchu powstania w mieście, zaś Sapieha dość się ociągał.

Głównym powodem takiego stanu rzeczy były kolejne żądania sapieżyńców[101] (którzy o pogarszającej się sytuacji garnizonu stołecznego wiedzieli od stycznia) dotyczących uregulowania żołdowych spraw. W międzyczasie, Sapieha – zamiast podążyć na pomoc Polakom w Moskwie – przyjechał do obozu smoleńskiego (21 marca). Wyjechawszy stamtąd, 30 marca pojawił się w Uświacie, gdzie przebywał miesiąc. 25 kwietnia otrzymał rozkaz od króla dotyczący powrotu do swoich chorągwi. Od 7 do 24 maja przebywał jeszcze pod Smoleńskiem, a 17 czerwca (wytargowawszy od Zygmunta Wazy żołd za dwa kwartały zapłacony ze skarbu moskiewskiego) był już ze swoją armią (ok. 2 tys. ludzi) pod Moskwą.

Gdy Sapieha dotarł na miejsce, wielu żołnierzy z załogi nie wiedziało, czy to sprzymierzone posiłki czy kolejne wrogie oddziały. Powszechnie wiedziano o kontaktach starosty uświackiego z przywódcami buntu, niewielu jednak wiedziało, że to tylko zręczne kombinacje i łudzenie Moskwiczan prowadzone przez Jana Piotra. Nie obyło się przy tym bez kolejnych rokowań w sprawie pieniędzy – ostatecznie Gosiewski zgodził się na wypłacenie 400 tys. zł. 14 lipca oddziały Sapiehy wsparte przez część członków garnizonu Moskwy, wyruszyły na poszukiwania żywności.

Należy wspomnieć, że w tym samym czasie powstańcy – po opanowaniu całych murów Białegogrodu – silnie atakowali Kitajgorod.

Na szczęście dla garnizonu, powstanie (tzw. I opołczenie) zaczęło tłumić się od środka. 10 lipca dowódcy nakazali, by wszelkie zdobycze spływały do skarbu pospolitego ruszenia, nie do prywatnych kies żołnierzy, gdzie miał trafiać wyłącznie wyznaczony żołd. Rzecz jasna, nie mogło się to podobać niektórym żołnierzom, zwłaszcza Kozakom.

Gosiewski domyślał się takiego rozwoju sytuacji, dlatego, gdy do polskiej niewoli dostał się pewien Rosjanin, zaczął mu opowiadać o jego rzekomych negocjacjach z Lapunowem, a nawet wręczył mu list (pisany oczywiście przez Gosiewskiego) od Lapunowa. Owy bojar, powróciwszy do swoich sojuszników, zaczął rozpowiadać o zdradach i knowaniach głównego przywódcy pospolitego ruszenia. Podziałało to zwłaszcza na Kozaków, którzy (odpowiednio podjudzeni przez Zarudzkiego) roznieśli Prokopa Lapunowa na szablach (1 sierpnia). „Po nim Zarucki[102] był głową wojska u nich”[103].

Śmierć Lapunowa tylko pogłębiła przepaść między Kozakami a rosyjskimi bojarami i szlachtą, a co za tym idzie – rozpad I opołczenia (co nie znaczy, że spod Moskwy oddziały powstańców całkowicie zniknęły). Polacy odzyskali Białogród, a 14 sierpnia Sapieha wrócił pod stolicę. Nie był to koniec kłopotów polskiej załogi, bo w Niżnym Nowogrodzie już formowało się II opołczenie (pod dowództwem księcia Dymitra Pożarskiego i Kuźmy Minina).

Gosiewski nadal miał też problemy z żołdem dla sapieżyńców. Proponował im wejście do Moskwy i wysłanie połowy sił na poszukiwania żywności (to samo miały zrobić oddziały dowódcy garnizonu). 3 września część oddziałów Sapiehy zgodziła się na dalszą służbę w zamian za jedną ćwierć i insygnia z moskiewskiego skarbu. Inni, 5 września wrócili do Rzeczypospolitej. Pozostałe części weszły do Moskwy (pod dowództwem Józefa Budziły) i wzmocniły garnizon lub zamieniły się w rozbójnicze bandy grasujące na terenach niedaleko stolicy[104]. W tym samym czasie (15 września), Jan Piotr Sapieha zmarł[105].

Król nie zrezygnował z projektu wysłania Chodkiewicza pod Moskwę. Zaczął go realizować po zdobyciu Smoleńska, nakazując hetmanowi zbierać oddziały w pobliżu granicy.

Niekiedy oskarża się monarchę, że mógł sam podążyć na pomoc garnizonowi, a tego nie zrobił. Wskazuje się na to, że Moskwiczanie byli podzieleni. Wojsko pozostające pod dowództwem Zygmunta Wazy mogło być opłacone z moskiewskich skarbów[106]. „Król po wzięciu [Smoleńska] mało co się już zabawił pod Smoleńskiem; miasto tego, co miał iść pod stolicę, wrócił się do Polski. A by były te wojska te wojska od Smoleńska pod stolicę przyszły; a w tył by obozom moskiewskim położyły się, uczyniłoby się im było tak ciasno, żeby się były musiały pokłonić; jeślibyśmy ich byli mocą nie wzięli, zwłaszcza za przyjściem potem wojsk pana Sapieżynego” – komentował Marchocki[107]. „Nic z tego: pojechał król do Wilna triumfować z Szujskich, zostawiwszy w Moskwie dwu potężnych nieprzyjaciół, nieukontentowanie Moskalów Władysławowi przychylnych, a niezgodę między swojemu” – pisze A. Naruszewicz[108].

Są to opinie tylko częściowo trafne. Owszem, istniała możliwość wypłacenia żołdu z moskiewskich pieniędzy, ale pozostawały dwie wątpliwości: 1) stosunek Moskwiczan (także propolskich) do tej sprawy[109], 2) król musiał zapłacić żołd nie tylko „wojsku smoleńskiemu”, ale również oddziałom operującym w Moskwie i wokół niej. Bardzo prawdopodobne, że oddziały królewskie w starciu z Lapunowem odniosłyby sukces, inna sprawa, że niewiele by to załatwiło, a może wręcz pogłębiło spory, bo większość propolskich „moskiewskich ludzi” oczekiwała w stolicy nie Zygmunta, a Władysława Wazy. Wkroczenie króla do Moskwy mogłoby utwierdzić Rosjan w przekonaniu, że Zygmunt w swoich przyjaznych zapewnieniach nie jest szczery. Nie trzeba wspominać o tym, że „samowolny” (bo bez uzgodnienia z sejmem) marsz Wazy na stolicę, wywołałby falę krytyki w Rzeczypospolitej. Nie do końca jest też znana sprawa wpływu żądań wojska zdobywającego Smoleńsk na odwrót[110].

Zamiast tego, Zygmunt Waza 11 czerwca (jeszcze przed zdobyciem Smoleńska) zwołał sejm (choć listy deliberatoryjne wysyłano już w lutym) na 26 września (sejmiki partykularne na 15 sierpnia, a generalne na 15 września). Na początku lipca, ruszył do Rzeczypospolitej. 15 lipca (pod Borysowem) spotkał się z Janem Karolem Chodkiewiczem[111].

Sejmiki przedsejmowe na ogół były zadowolone z tego, że odzyskano utracone w XVI w. ziemie, ale ich reakcja byłaby bardziej pozytywna, gdyby wojna zaczęła się za oficjalną zgodą szlachty. Działań króla nie poparły (przez co trzeba rozumieć niezgodzenie się na uchwalenie podatków) sejmiki: nowogródzki, oszmiański (który radził też skutecznie zająć się obronnością zdobytych terytoriów, które miały odtąd należeć do Wielkiego Księstwa Litewskiego; sejmik ten sugerował też zakończenie wojny przez układy, a dopiero, gdyby one zawiodły – przez wojnę), połocki (który w ogóle nie popierał interwencji w Moskwie). Sejmik miński zwracał uwagę na to, że władca rozpoczął wojnę bez zgody stanów i by przyłączył zdobycze do Litwy. Monarcha został poparty przez sejmiki: lubelski (proponowała rozwiązanie traktatowe i podział zdobyczy między Litwę i Koronę), miński (z zastrzeżeniem, aby więcej nie rozpoczynano wojen bez zgody stanów), ruski, sieradzki (proponował przyłączenia zdobytych obszarów do Korony i nadawania tamże dóbr zasłużonym żołnierzom), średzki (choć ten był zajęty raczej sprawą Prus), wileński (2-3 pobory plus inne podatki)[112].

16 września Zygmunt przyjechał do Warszawy, a 26 września rozpoczął się sejm[113]. Marszałek sejmu Jan Swoszowski szeroko wychwalał imię monarchy, podobnie jak Feliks Kryski. Wota senatorskie rozpoczął (1 października) prymas Baranowski, który zwrócił uwagę na bezprawne rozpoczęcie interwencji, ale ostatecznie poparł działania Wazy i proponował pokojowe zakończenie. Piotr Tylicki stwierdził, że wojnę rozpoczęto zgodnie z prawem. W podobnym tonie wypowiadali się: Wawrzyniec Gembicki, Jan Ostroróg, Feliks Kryski i Adam Stadnicki. Biskup kijowski Krzysztof Kazimierski radził jak najszybciej kończyć wojnę. Podobnie wypowiadali się: biskup płocki Marcin Szyszkowski, ale ten proponował orężne rozwiązanie oraz marszałek wielki koronny Zygmunt Myszkowski, który z kolei sądził, że najlepszym rozwiązaniem będzie podział państwa moskiewskiego na liczne księstwa. Do naczelnych krytyków królewskiej polityki należał przede wszystkim Zbigniew Ossoliński, który pragnął tylko korzystnego zakończenia „awantury moskiewskiej”. Jerzy Mniszech wyłącznie się bronił przed oskarżeniami o niejasną współpracę z szalbierzem, nie wypowiadał się na temat zygmuntowskiej polityki[114].

Generalnie, Zygmunt III mógł uznać, że senat chce przede wszystkim jak najszybszego zakończenia wojny, ale nie odstąpił od popierania go. Można nawet powiedzieć, że część senatorów była do tej kwestii zbyt huraoptymistycznie nastawiona.

Gorzej powiodło się w izbie poselskiej. Przez długi czas posłowie nie mogli dojść do porozumienia w kwestii złożenia królowi podziękowań za sukcesy moskiewskie (ostatecznie król otrzymał podziękowanie). Izba na ogół zgadzała się na uchwalenie dwu lub trzech poborów, a 22 października ogłoszono uchwałę podatkową[115].

Postawę stanów wobec wojny wyrażała konstytucja pt. Poparcie wojny moskiewskiej[116], która ustalała również kto miał zarządzać zdobyczami[117]. Nie ustalała natomiast do kogo miały należeć te terytoria: do Korony czy do Litwy. Najwyraźniej decyzję pozostawiono królowi. Ten 3 listopada wydał dokument, w którym przyłączał Smoleńszczyznę, Czernihowszczyznę i Siewierszczyznę do Korony. Sprzeciwił się temu (w grudniu) Lew Sapieha (co być może stanie się przyczyną konfliktu między kanclerzem a Zygmuntem III[118]), a za nim praktycznie cała Litwa, co spowodowało, że sprawa jeszcze nie została wyjaśniona.

Nie można zapomnieć o odbytej 29 października paradzie, na której oficjalnie Szujscy zostali przedstawieni królowi[119]. Dzień ten stał się jedną wielką manifestacją potęgi i triumfu Rzeczypospolitej.

Spodziewano się także przyjazdu poselstwa bojarów. Ci wyruszyli 11 września[120]. Głównymi posłami rosyjskimi byli: Michał Sałtykow, Jerzy Trubecki, Wasyl Janow i Michał Nagoj. Towarzyszyli im delegaci polskiej załogi (m.in. Marcin Kazanowski, Mikołaj Marchocki, Jerzy Trojan, niejaki Wojtkowski, Jan Oborski i Piotr Borkowski), którzy – w razie niemożności pożądanego efektu w postaci stosownej ilości żołdu – mieli zagrozić pozostaniem na posterunkach tylko do 6 stycznia 1612 r., a później zawiązaniem konfederacji[121].

Najważniejszym zadaniem rosyjskiego poselstwa było nakłonienie Zygmunta III do wysłania Władysława do Rosji. Nie wiadomo, czy liczyli się z tym, że rozwijająca się sytuacja tylko odpycha króla od myślenia o takim rozwiązaniu. W drodze, pod Wiaźmą (19 września), natknęli się na oddziały Chodkiewicza, który żądał od ich zmienienia treści instrukcji. Hetman chciał przede wszystkim poświęcenia więcej miejsca Zygmuntowi, na co bojarzy odparli, że przysięgali nie jemu, a jego synowi. Wtedy poselstwo opuścił Michał Nagoj, który podobno rozchorował się.

1 grudnia, już po zakończeniu sejmu (9 listopada), Zygmunt i syn (co było chyba jego pierwszym osobistym przypadkiem zaangażowania do polityki, zresztą formalnie poselstwo było wysłane właśnie do „cara obranego”) przyjęli posłów („wieleł Korol byti u Hospodara, u Korolewicza Władysława”). Pod koniec stycznia Feliks Kryski, w imieniu monarchy, obwieścił, że Zygmunt III razem z synem wyruszy na Moskwę, by ten drugi mógł objąć tron.

O czym to świadczyło? Czy o tym, że Zygmunt złagodził swoje stanowisko[122]? Być może, co nie znaczy, że na pewno, bo w królewskiej korespondencji brakuje jawnego, wiarygodnego, całkowitego potwierdzenia woli ustanowienia takiego celu tej wyprawy. Mogło jeszcze np. chodzić o potwierdzenie dominacji Rzeczypospolitej w tym konflikcie dzięki tej wyprawie, która tylko oficjalnie miała potwierdzić prawa Władysława do tronu carskiego.

Co do poselstwa żołnierzy Marchocki scharakteryzował ją dość zwięźle: „My też wziąwszy respons, wojsku nie do ukontentowania, bo w nim nie było [nic] tylko słowa, w Polsce kilka niedziel zabawiwszy, powróciliśmy ku wojsku”.

Tymczasem Chodkiewicz (z najwyżej 2,5 tys. żołnierzy[123]) dotarł do polskiego garnizonu (4 października), który we wrześniu odpierał ciężkie ataki na Kitajgorod (w rezultacie ta dzielnica miasta w sporej części spłonęła). Ze swoimi skromnymi siłami hetman nie myślał o całkowitym zerwaniu blokady, a jedynie o szarpaniu nieprzyjacielskich oddziałów. Chodkiewicz próbował przedostać się do Moskwy od strony Zamoskworieczia, ale przeciwnik nie dawał się sprowokować do walki w otwartym polu, często kryjąc się wśród taborów.

Rosły ceny żywności[124], coraz bardziej doskwierał brak paszy dla koni, co spowodowało, że służba w mieście stawała się mocno nieatrakcyjna i wielu zamieniłoby ją na służbę w polu, choćby przy poszukiwaniu żywności. Chodkiewicz, nie chcąc, by cała załoga ulotniła się z miasta, dla towarzysza służącego w obronie miasta ustanowił żołd w wysokości 20 zł, a dla pachołka – 15 zł[125].

Na przełomie października i listopada ruszono na poszukiwania jakiegoś prowiantu i „dla snadniejszego wyżywienia zgłodniałych koni”[126]. Do Moskwy dotarto z nią (pod dowództwem Samuela Koreckiego) 18 grudnia (po walkach z powstańcami, nie bez straty części wozów). Garnizonowi szczególnie doskwierał wielki mróz, co powodowało, że mimo dostaw żywności i surowej dyscypliny hetmana litewskiego, załoga była przekonana o konieczności zawiązania konfederacji w razie nieotrzymania zapłaty za służbę[127].

Osobiste perswazje hetmana nie uniemożliwiły zawiązania konfederacji (7 stycznia 1612 r.), której marszałkiem został Józef Ciekliński. Konfederaci jasno dawali do zrozumienia, że najadą królewszczyzny, jeśli nie otrzymają żołdu do 24 czerwca. Jednocześnie zgadzali się pozostać w stolicy tylko do marca.

Zygmuntowi III nie pozostało nic innego jak zabronienie przekraczania granicy przez konfederatów (co uczynił w uniwersale 28 kwietnia).

31 stycznia załogę wzmocnił pułk Józefa Budziły, a w tym samym miesiącu Chodkiewicz stanął w Fiedorowsku, by w kwietniu przyjechać do Możajska. Wtedy połączył się z oddziałami Mikołaja Strusia. Warto zwrócić uwagę na podejmowane (jeszcze w grudniu 1611 r.) próby rokowań z oblegającymi. Szanse na doprowadzenie ich do pomyślnego końca były jednak zerowe, gdyż powstańcy żądali oddania wszystkich zdobytych ziem, naprawienia wszystkich szkód i oddania uwięzionych posłów (Golicyna i Filareta)[128].

W marcu udało się przekonać skonfederowane oddziały do pozostania na stanowiskach jeszcze przez jakiś czas. 15 czerwca Chodkiewicz (ze Strusiem i Kozakami, razem 2,5 tys. ludzi) dotarł pod Moskwę i rozpoczął przebijanie się do oblężonych. Gdy wejście do stolicy okazało się możliwe, doszło do konfliktu między Gosiewskim a Strusiem. Ten pierwszy nie myślał wcześniej o wycofaniu się z Moskwy, ale zmieniło się to, gdy Struś zaczął objawiać swoje chęci objęcia dowództwa garnizonu. W związku z tym referendarz litewski 27 czerwca pociągnął (ze wszystkimi pułkami, oprócz oddziałów Budziły, które odtąd broniły Moskwy razem ze pułkiem pod wodzą Strusia) ku granicy (Ciekliński z częścią konfederatów przekroczył ją prawdopodobnie już w maju). Tego samego dnia, Chodkiewicz mianował Strusia dowódcą garnizonu moskiewskiego i ruszył na zachód, gdzie miał zamiar szukać dodatkowych oddziałów, gdyż z obecnie posiadanymi, nie mógł myśleć o pokonaniu blokady Kremla.

Nowa sytuacja niejako obnażyła sprawy, których wcale nie poruszono na sejmie: kwestię zapłaty wojskom stanowiącym garnizon moskiewski (a obecnie będącym w większości konfederatami) i sprawę celowości i słuszności wyprawy Wazów na Moskwę. W celu omówienia tych wątków, król zwołał naradę senatu w styczniu 1612 r., ale przybyło na nią raptem kilku senatorów, którzy poza pochwałą dawnych działań Żółkiewskiego, niczego nie ustalili. W marcu król poruszył jeszcze raz te kwestie w listach do senatu. Ogółem, senat poparł dalsze prowadzenie wojny, ale widział problemy finansowe, a więc brak pieniędzy (w razie ich uzyskania część dygnitarzy radziła oddać je konfederatom, inni uznawali, że konfederaci powinni zostać spłaceni dopiero po załatwieniu finansowych kwestii związanych z wojną przeciwko Rosji). Dlatego, jeżeli popierano wyprawę na Moskwę to z szeregiem zastrzeżeń, jeśli ją odradzano, to z powodu tychże samych obiekcji. Do tego niektórzy radzili królowi, by najpierw wyjechał na Litwę lub jeszcze bardziej na wschód i by tam rozeznał się w sytuacji. Pojawiały się głosy o powtórnym zwołaniu sejmu, który miał rozstrzygnąć te kwestie[129]. Wkrótce rozpoczęły się pierwsze grabieże i napady nieopłaconych sapieżyńców i oddziałów Cieklińskiego (warto wspomnieć, że Stanisław Żółkiewski w sierpniu 1612 r. próbował wykorzystać ich do obrony przeciw Tatarom[130]). Beznadziejność sytuacji pogłębiła się, gdy okazało się, że dobrowolne subsydia szlacheckie i zagraniczne wpłynęły albo za późno albo w zbyt małej ilości.

W każdym razie, król zdecydował się na wyprawę. Miał w niej uczestniczyć również królewicz Władysław Zygmuntowicz oraz bojarzy: Iwan Gramotin, Michał Sałtykow, Grzegorz Wałujew i patriarcha moskiewski Ignacy, następca Hermogenesa (po kilku miesiącach urzędowania wyjechał z Moskwy do Polski).

12 lipca wyjechano z Warszawy, po czym król wezwał konfederatów moskiewskich do wzięcia udziału w wyprawie. Zapewniał, że zaległości zostaną uregulowane na przyszłym sejmie. Uniwersał pozostał bez odzewu, czemu trudno się zresztą dziwić. W Wilnie król czekał na przybywanie oddziałów. Stamtąd 28 sierpnia ruszył ku Orszy, gdzie dotarł 11 września. Przez cały czas musiał znosić żądania nieopłaconego wojska. Podobnie jak w 1609 r. maszerowano powoli, ale sytuacja zdawała się być jeszcze gorsza niż przed trzema laty.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Nie wiadomo było, czy „car obrany” Władysław z ojcem będzie miał do czego przyjechać. Skromne siły garnizonu moskiewskiego, po odejściu Chodkiewicza, musiały odpierać ciężkie szturmy na Kitajgorod. Gdy dowódcy II opołczenia dowiedzieli się o wyprawie Wazów na Moskwę, zadecydowali o osobistym przeprowadzeniu oblężenia stolicy. Sam Pożarski przybył tam 30 sierpnia. Wcześniej doszło do kolejnych sporów między dworianami a Kozakami[131]. Jednym ze skutków tych swar była ucieczka Iwana Zarudzkiego z oddziałem Kozaków spod Moskwy do Kołomny (7 sierpnia), gdzie przebywała Maryna Mniszchówna z małoletnim synem Iwanem.

Dowiedziawszy się pod koniec sierpnia o marszu armii Chodkiewicza na Moskwę, Pożarski zdecydował oprzeć swoją obronę o umocnienia Skorodomu i Białegogrodu. Jego oddziały liczyły ok. 10 tys. żołnierzy[132].

Jak pamiętamy, w lipcu Chodkiewicz wycofał się na zachód, by wzmocnić swoje siły. 19 września, wracając spod Moskwy, przybył do Orszy, gdzie spotkał się z królem. Doszło do ostrej dyskusji na temat dalszych działań. Hetman skłaniał się raczej ku dawnej linii polityki Żółkiewskiego, z czym nadal nie zgadzał się król[133].

Jak hetman wielki litewski dotarł do stolicy?

31 sierpnia wojska hetmańskie (liczące zapewne mniej niż 8 tys. żołnierzy, z czego ok. 2 tys. stanowiła piechota[134]) dotarły pod Moskwę. Wcześniej dołączyli doń kupcy, liczący na uzyskanie dużych zysków w Moskwie opanowanej przez głodne i ubogie wojsko polskie. Świadczy to też zresztą o tym, że spodziewano się, jeśli nie zupełnego rozbicia oddziałów Pożarskiego, to przynajmniej kolejnej udanej próby dostarczenia załodze zapasów. Plan hetmana zakładał przede wszystkim dotarcie taboru z żywnością do załogi, co musiało być poprzedzone działaniem oddziałów wojskowych, które musiały wyprzeć Rosjan z zajmowanych pozycji, zwiększało czas potrzebny na manewry, komplikowało sytuację i w końcu – powodowało, że plan był ryzykowny, choć – jak się zdaje – jedyny w takiej sytuacji.

Ok. południa 1 września jazda rosyjska ruszyła do ataku, ale została odparta dzięki współpracy jazdy z piechotą. Ci cofnęli się do Skorodomu. Jednocześnie oddziały dowodzone przez Lewaszewa, Samsonowa i Łopatę-Pożarskiego rzuciły się do ucieczki, co pozwoliło piechocie (pod dowództwem Wojciecha Zalewskiego) dotrzeć co najmniej do bramy Arbackiej. Chodkiewicz, chcąc wykorzystać wcześniejszy sukces jazdy, zaczął przygotować atak na wały Skorodomu (zmobilizował m.in. Zaporożców).

Nie wiadomo czy już wtedy w ślad za oddziałami wysłał tabor z prowiantem, w każdym razie piechota i Kozacy wspierani przez jazdę wyparli przeciwnika z jego pozycji (głównie w rejonie bramy Możajskiej). Na dodatek oddziały Chodkiewicza zostały wsparte przez uderzenie garnizonu, które zostało jednak odparte[135]. Ostatecznie natarcie piechurów Chodkiewicza zakończyło się klęską na skutek kontrataku (dotąd nieużytych w walce) dworian i Kozaków.

Pierwsze starcie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Wprawdzie to Moskwiczanie osiągnęli cel, bo nie dopuścili hetmana do stolicy, ale udało się to za cenę wysokich strat. Poza tym Chodkiewicz nie zrezygnował wcale z kolejnych prób i następny dzień upłynął na przygotowaniach do uderzenia od południa (od Zamoskworieczia).

3 września piechota zdobyła ważną strategicznie cerkiew św. Grzegorza na Jandowie. To utwierdziło Pożarskiego w przekonaniu, że wojsko Rzeczypospolitej po raz wtóry próbuje przebić się do Moskwy[136].

Właściwa bitwa zaczęła się od powodzenia jazdy lewego skrzydła (pod dowództwem Stanisława Koniecpolskiego) walczącego z prawym skrzydłem moskiewskim, które rzuciło się do ucieczki (Pożarski został postrzelony). Jak na razie wszystko układało się dobrze, bo ok. 12:00 rejon bramy Sierpuchowskiej przeszedł w polskie ręce, a tabor został wprowadzony w obręb Skorodomu.

Dalszą drogę uniemożliwiała cerkiew św. Klemensa, którą miała zdobyć piechota Grajewskiego i Kozacy Seraja. Owa cerkiew była praktycznie ostatnim punktem oporu Rosjan na Zamoskworiecziu. Piechurom udało się to dość łatwo, ale prawdopodobnie pozostawili w cerkwi zbyt małą załogę, co sprowokowało nieprzyjaciela do kontrataku – udanego. Nie wiadomo, czy Moskale i Kozacy wybili obrońców do nogi, czy po prostu hetman nie dowiedział się zbyt szybko o utracie cerkwi. Pewne jest, że nie podjął zbyt szybko kolejnej akcji.

Tymczasem Rosjanie i Kozacy, odpowiednio zmotywowani przez mnicha Awraamija Palicyna i Kuźmę Minina, rzucili się do ataku, praktycznie na całym froncie. Walka zakończyła się utratą bardzo dużej części taboru i 1500 żołnierzy (rannych, zabitych, zaginionych) przez Chodkiewicza. Starcie 3 września, podobnie jak 1, zakończyło się polską klęską i praktycznie przesądziło koniec oblężenia Moskwy. 7 września Chodkiewicz wycofał się do Smoleńska. Potem doszło do spotkania z Zygmuntem III.

Kreml nie mógł już długo wytrzymać, głównie z powodów aprowizacyjnych. Coraz częstsze stawały się przypadki kanibalizmu[137], bo – jak twierdzili później sami żołnierze garnizonu – „żadna cząstka ciała darmo nie uszła”. Powtarzające się coraz mocniejsze, bardziej ostre ataki i nieustający głód utwierdziły Strusia w przekonaniu o beznadziejności sytuacji. „Ciężko było z nieprzyjacielem bojować, ciężej z głodem walczyć, ciężej jeszcze z przyrodzeniem się biedzić wprawiając się w niezwyczajne potrawy”[138].

6 listopada garnizon skapitulował. Część wychodzących z miasta obrońców (7 listopada) wymordowali Kozacy, Rosjanie byli pod tym względem bardziej powściągliwi.

Jeńcy zostali rozesłani w różne miejsca, np. Józef Budziło przebywał w Niżnym Nowogrodzie. Wszyscy, jeśli dożyją, będą mogli wyjechać do Polski w 1619 r., na mocy rozejmu.
Utrata Moskwy była dla Zygmunta bardzo poważnym ciosem i zapewne przekreślała jego plany dynastyczne (jeśli takowe faktycznie posiadał) – przynajmniej w najbliższej przyszłości. Faktem jest, że mimo porażki Chodkiewicza, nadal decydował się na maszerowanie do Moskwy. Być może uznał, że porażka hetmana to tak naprawdę tylko nieudana próba doprowadzenia żywności dla garnizonu.

Niezależnie od tego, ciągle dawało mu się we znaki żądające pieniędzy wojsko.

2 września armia królewska dotarła pod Smoleńsk, a 16 października pod Wiaźmą połączyła się z oddziałami Chodkiewicza. W drodze Zygmunt III mógł się przekonać, że owa wierność wobec jego syna była czysto iluzoryczna – nigdzie nie widziano wiwatujących tłumów, częstsze były widoki podejrzliwych „moskiewskich ludzi”, a przypuszczenia dotyczące dobrowolnego poddania się wojsk Pożarskiego (bo o trudnej sytuacji garnizonu moskiewskiego monarcha był w miarę stale informowany) były wysuwane w duchu bardzo huraoptymistycznym[139].

Gdy dowiedziano się o kapitulacji oddziałów Strusia, Zygmunt wysłał (28 listopada) do Moskwy Aleksandra Zborowskiego, Adnrzeja Młockiego, Daniela Mezeckiego i Iwana Gramotina, którzy mieli ratować kandydaturę Władysława i podjąć rokowania z triumfującymi wojskami II opołczenia.

Działania zbrojne podejmowane przez armię króla były zupełnie nieudane, nie udało się zdobyć np. Wołoka. W związku z tym, zdecydowano zaczekać na wyniki poselstwa w Fiedorowsku, choć nie wytrwano w tym postanowieniu, bo 7 grudnia zawrócono pod Smoleńsk. Zresztą, nie wiadomo czy coraz bardziej podupadające (zwłaszcza pod wpływem wydarzeń w stolicy rosyjskiej) morale armii nie spowodowałoby tego nieco później. W drodze powrotnej spalono m.in. Możajsk i Wiaźmę.

Wyniki poselstwa były właściwie proporcjonalne do wyniku wyprawy – posłowie nie zaczęli nawet poważniejszych rokowań, głównie na skutek nieustępliwego postępowania rosyjskich rozmówców (po raz kolejny).

Ostatecznie wszelkie szanse Władysława na zdobycie tronu carskiego pogrzebał (trwający od stycznia do marca 1613 r.) Sobór Ziemski w Moskwie, na którym (po wyłączeniu kandydatur cudzoziemskich) carem został (do czego walnie przyczyniło się wstawiennictwo Kozaków młody (siedemnastoletni) Michał Romanow, syn uwięzionego Filareta (Michał został spłodzony przez patriarchę, gdy ten drugi nie był jeszcze mnichem).

[1] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 263 (na s. 275 pisze o 50 tys. jazdy i piechoty); Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 236; Andrusiewicz, op. cit., s. 457-458; Bohun, op. cit., s. 33; S. Herbst, Wojna interwencyjna moskiewska, (w:) Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 1, red. J. Sikorski, Warszawa 1965, s. 426; Hirschberg, op. cit., s. 206-207; Korzon, op. cit., s. 164; Maroń, op. cit., s. 36; Podhorodecki, Wielki hetman, s. 110; J. L. Popławski, Stanisław Żółkiewski, Lwów 1903, s. 9; Prochaska, op. cit., s. 80; Szcześniak, op. cit., s. 42-43; Wisner, Zygmunt, s. 143.

[2] Budziło; Historia; Marchocki, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 24; Piasecki, Kronika, s. 229; Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, Carowe Zajmiszcze, 5 lipca 1610 r., (w:) Pisma, wyd. Bielowski, s. 199; Żółkiewski, Początek, s. 89.

[3] Sikora, Na skrzydłach; tenże, Przyczynek do liczebności armii polskiej i armii rosyjskiej w bitwie pod Kłuszynem 4.VII.1610, artykuł zamieszczony na WWW.radoslawsikora.prv.pl.

[4] Szcześniak, op. cit., s. 43-44.

[5] Budziło, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 23; Żółkiewski, Początek, s. 71.

[6] Ostrożek to swego rodzaju palisada, „grodek” jak nazywają go ówcześni pamiętnikarze (m.in. Maskiewicz, Żółkiewski).

[7] Tak podaje Maskiewicz, Pamiętnik, s. 22, por. Szcześniak, op. cit., s. 47, przyp. 2.

[8] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 22 podaje, że ogółem liczba wojska jaka wyruszyła z obozu to 1630. Łączna liczba sił, z którymi Żółkiewski wyruszył spod Smoleńska to zapewne 2-3 tys. jazdy i 1 tys. piechoty (Szcześniak, op. cit., s. 48; zob. również tamże, przyp. 4).

[9] Wojewoda kijowski na Rżew wysłał tylko chorągwie pod dowództwem Andrzeja Młockiego i 2 tys. Kozaków, którzy po trwającym pewien czas nękaniu tamtejszego ostrożka, wrócili do głównych sił.

[10] Na temat liczebności oddziałów Zborowskiego zob. Sikora, Przyczynek.

[11] Żółkiewski, Początek, s. 70; Szcześniak, op. cit., s. 49-50.

[12] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 23-24; Żółkiewski, Początek, s. 72; Szcześniak, op. cit., s. 50.

[13] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 24; Żółkiewski, Początek, s. 72; Szcześniak, op. cit., s. 51.

[14] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 24; Żółkiewski, Początek, s. 73.

[15] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 24.

[16] Żółkiewski, Początek, s. 74-78.

[17] Stanisław Żółkiewski do Zygmunta III, Carowe Zajmiszcze, 5 lipca 1610 r.

[18] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 23.

[19] Żółkiewski, Początek, s. 81.

[20] Tamże, s. 86. Szwedzkiemu dowódcy chodzi o wzięcie go do niewoli w trakcie zdobywania Wolmaru w 1601 r. przez wojska Rzeczypospolitej.

[21] Tamże, s. 85. Dane w nawiasach pochodzą z Maskiewicza, Pamiętnik, s. 23.

[22] Marchocki, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 23; Piasecki, Kronika, s. 230.

[23] Petyhorcy to z pewnością jedna z najsłabiej poznanych polskich formacji XVII-wiecznych. Niekiedy uważa się, że petyhorzec to „litewski kozak”. Bardzo prawdopodobne, że petyhorzec to kozak uzbrojony w broń drzewcową, najczęściej rohatynę.

[24] Andrusiewicz, op. cit., s. 458; Herbst, op. cit., s. 426; Podhorodecki, Wielki hetman, s. 110; Popławski, op. cit., s. 9; Szcześniak, op. cit., s. 60, przyp. 39, s. 123-124; Wimmer, op. cit., s. 27, przyp. 100.

[25] Hirschberg, Maryna, s. 208, przyp. 1; Jasienica, op. cit., s. 244; Korzon, op. cit., s. 164; Sikora, Przyczynek.

[26] Co do Piaseckiego, jego wiadomości na temat batalii są mocno niepewne nie tylko dlatego, że nie był świadkiem wydarzeń, ale także dlatego, że informuje, iż bitwa odbyła się 8 lipca, a hetman nie wziął ze sobą piechoty i Kozaków.

[27] Te rozbieżności zresztą niełatwo wytłumaczyć. Może do składu nagrodzonych włączono nieuczestniczących, a stojących pod Carowym Zajmiszczem. Przypomnijmy, że w aktach prawnych liczebność wojska niejednokrotnie była większa „na papierze” niż w rzeczywistości o ok. 10%. Odliczywszy owe 10%, rzeczywista liczba żołnierzy w akcie dotyczącym donatywy, wynosiłaby ok. 6,5 tys., zaś (jak wynika z relacji Żółkiewskiego) przeciwko Wałujewowi wystawiono 1,5 tys. wojska Rzeczypospolitej (bez Kozaków, których niechętnie wliczano do „oficjalnej” armii Polski, więc wyróżniono tylko tych faktycznie uczestniczących). Pozostaje więc ok. 5 tys. żołnierzy, którzy istotnie mogli walczyć pod Kłuszynem.

[28] Tamże.

[29] Skład tychże wojsk wyglądałby więc (idąc za R. Szcześniakiem, z poprawkami R. Sikory) tak:

Pułk Aleksandra Zborowskiego:

- chorągiew husarska Mikołaja Marchockiego – 312 koni,

- trzy chorągwie (w tym „biała” i „czarna”) husarskie Aleksandra Zborowskiego – 681 koni,

- chorągiew husarska Andrzeja Młockiego – 461 koni,

- chorągiew husarska Stanisława Bąka Lanckorońskiego – 162 koni,

- chorągiew husarska Szymona Kopycińskiego – 490 koni.

Pułk Mikołaja Strusia:

- chorągiew husarska Krzysztofa Wasiczyńskiego – 100 koni,

- chorągiew husarska Andrzeja Firleja – 100 koni,

- chorągiew husarska Janusza Skumina Tyszkiewicza – 80-100 koni,

- chorągiew husarska Mikołaja Strusia – 150-200 koni,

- chorągiew husarska Mikołaja Herburta – 100 koni,

- chorągiew husarska Adama Olizara Wołłowicza – 100 koni,

- chorągiew kozacka Niewiadomskiego (Niewiarowskiego) – 100 koni.

Pułk Marcina Kazanowskiego i Samuela Dunikowskiego:

- chorągiew husarska Ludwika Wejhera – 140 koni,

- chorągiew kozacka Wysokińskiego – 150 koni,

- chorągiew husarska Samuela Dunikowskiego – 100 koni,

- chorągiew kozacka Abrahama Assanowicza – 200 koni,

- chorągiew husarska Marcina Kazanowskiego – ok. 100 koni,

- chorągiew husarska Wilkowskiego – 100 koni.

Pułk hetmana Żółkiewskiego:

- chorągiew husarska Stanisława Żółkiewskiego – ok. 200 koni,

- chorągiew husarska Krzysztofa Zbaraskiego – ok. 100-150 koni,

- chorągiew husarska Jana Daniłowicza – 100 koni,

- chorągiew kozacka Stanisława Chwaliboga – 100 koni,

- chorągiew husarska Janusza Poryckiego – 130-150 koni,

- chorągiew husarska Aleksandra Bałabana – 130 koni.

Do tego ok. 500 piechurów i Kozaków plus 2 działa.

Co do składu pułków: Żółkiewskiego i Strusia bardzo podobnie określa to Sikora, Na skrzydłach, s. 12-13.

[30] Żółkiewski, Początek, s. 87.

[31] Marchocki, Historia.

[32] Żółkiewski, Początek, s. 88-89; Szcześniak, op. cit., s. 76-77. Co do odwodu Maskiewicz, Pamiętnik, s. 26 pisze, że Żółkiewski rozkazał chorągwi Marcina Kazanowskiego „w posiłku zostać”.

[33] W pierwszej linii oddziałów cudzoziemskich stanęła piechota (muszkieterzy i pikinierzy), a w drugiej – jazda.

[34] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 26.

[35] Marchocki, Historia.

[36] W pierwszym rzucie sama jazda, w drugim jazda (w tym rajtaria; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 26) i strzelcy, w trzecim – piechota (być może także uzbrojona czeladź i chłopstwo) i działa.

[37] Tamże.

[38] Żółkiewski, Początek, s. 91.

[39] Sikora, Przyczynek.

[40] Zob. Marchocki, Historia; Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 278; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 238; Żółkiewski, Początek, s. 94-95; Bohun, op. cit., s. 36; Podhorodecki, Wielki hetman, s. 116;Prochaska, op. cit., s. 359; Szcześniak, op. cit., s. 109-110.

[41] Żółkiewski, Początek, s. 96-97.

[42] Hirschberg, Maryna, s. 225; Sobieski, op. cit., s. 116-117.

[43] Hirschberg, Maryna, s. 225.

[44] Zgadza się z tym H. Wisner, Rzeczpospolita Wazów. Czasy Zygmunta III i Władysława IV, Warszawa 2002, s. 270.

[45] Marchocki, Historia.

[46] Żółkiewski, Początek, s. 118-119.

[47] Polak, op. cit., s. 238.

[48] Zob. Pisma, wyd. Bielowski, s. 205-208.

[49] Polak, op. cit., s. 208.

[50] Budziło, Historia podaje, że armia Dymitra składała się z:

- pułku Chrośliskiego (200 husarzy, 600 petyhorców, 200 kozaków),

- pułku Tyszkiewicza (200 husarzy, 600 petyhorców, 100 kozaków),

- pułk hetmana (Sapiehy) (1 tys. husarzy, 6 tys. petyhorców, 300 kozaków),

- pułk Budziłów (200 husarzy, 600 petyhorców, 400 kozaków).

[51] Na temat przebiegu buntu pisał Żółkiewski, Początek, s. 102-107.

[52] Bojarzy byli wówczas podzieleni na trzy ugrupowania: 1) popierające pomysł osadzenia na tronie carskim jakiegoś bojara, najchętniej Wasyla Golicyna (oskarżanego przez hetmana Żółkiewskiego o podjudzanie Rosjan przeciw Wasylowi IV), Michała Romanowa lub nawet któregoś z Szujskich (na czele tej partii stał patriarcha Hermogenes), 2) optujące za kandydaturą wora (na ich czele – Zachar Lapunow, będący jednym z przywódców buntu przeciwko Szujskiemu; Prochaska, op. cit., s. 86 uważa, że Lapunow sam chciał zostać carem), 3) popierające kandydaturę Władysława Wazy (na czele z Fiodorem Mścisławskim, przywódcą siedmioosobowej rady bojarskiej).

[53] Polak, op. cit., s. 209-210.

[54] Bohun, op. cit., s. 44.

[55] Co ciekawe, brak w nim zdania o wprowadzaniu jakichś poważniejszych porządków prawnych rodem z Polski, które (jak twierdziło kilku historyków) miały przyciągać bojarów do strony polskiej. Jak pisze Maskiewicz, Pamiętnik, s. 43-44 Rosjanie uważali polskie prawo i ustrój za swawolę.

[56] Na temat rozmów Żółkiewskiego z radą bojarską zob. m.in. Maskiewicz, Pamiętnik, s. 30-32; Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 281-283; Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 242-250 (tamże tekst układu); Żółkiewski, Początek, s. 108-123; Bohun, op. cit., s. 38-44; Hirschberg, Maryna, s. 224-227; Polak, op. cit., s. 210-219; Prochaska, op. cit., s. 86-88.

[57] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 32-33.

[58] Por. Polak, op. cit., s. 217.

[59] O czym świadczą listy (z 1608 r.) Krzysztofa Radziwiłła do Janusza Radziwiłła i księcia kurlandzkiego Wilhelma Kettlera do Jakuba I, króla Anglii (Wisner, Władysław, s. 15).

[60] Może o tym świadczyć (aczkolwiek tego nie przesądza) fakt nazywania się „hospodarem” w korespondencji. Jak pisze zresztą Polak, op. cit., s. 227) byłoby to rozwiązanie najkorzystniejsze dla niego i Rzeczypospolitej.

[61] Zob. tamże, s. 219-222.

[62] Lew Sapieha do Elżbiety z Radziwiłłów Sapiehowej, Smoleńsk, 17 lipca 1610 r., (w:) Listy, opr. Malewska, s. 127-128. Litewski kanclerz pisał m.in. „A to Pan Bóg gwałtem tak to państwo w ręce królewskie, ale czy nieumiejętnością, czy skąpstwem i uporem gwałtem to odtrącamy”.

[63] Dokładne omówienie u Polaka (tamże, s. 230-235). Autor memoriału był na pewno przeciwnikiem osadzania (przynajmniej szybkiego) Zygmuntowicza na Kreml. Uważał, że Rzeczpospolita odniesie więcej korzyści bez dawania królewicza:

a) zalety wysłania Władysława:

- objęcie tronu przez Władysława zostało obwarowane odpowiednimi traktatami, ich złamanie uniemożliwi porozumienie z Moskwą i przedłuży wojnę, co nie jest w interesie Rzeczypospolitej,

- wobec braku porozumienia tron rosyjski obejmie zapewne car wrogi Polsce, co pogłębi spory,

- Polska zyskałaby sojusznika przeciw Szwecji,

- mogąca kolonizować wschodnie ziemie polska szlachta rzadziej by się buntowała,

- osadzenie Wazów na Kremlu przyniesie im wielki prestiż,

b) wady wysłania Władysława:

- młody, 15-letni Władysław nie może być faktycznym władcą państwa moskiewskiego, dlatego potrzebni byliby mu doradcy. Jeśli byliby to Polacy, wzbudziłoby to niepewność i nieprzyjaźń Rosjan, natomiast jeśli doradcami byliby Moskwiczanie – mieliby zły wpływ na królewicza,

- autor memoriału uważał, że połączenie Polski z Moskwą jest niemożliwe,

- Rosja i sam car bardzo ucierpieliby wskutek walk odpowiednich partii politycznych o przychylność carską i wpływy polityczne,

- Moskale byli otwarcie nieszczerzy, nie wiadomo nawet czy zapewnią swojemu nowemu carowi odpowiednie bezpieczeństwo, a na zapewnienie go przez oddziały z Rzeczypospolitej, sami bojarzy nie pozwolą,

- bojarskie propozycje objęcia tronu przez Wazę są wynikiem ich bardzo trudnej sytuacji,

- zwrócono uwagę na morderstwa i obalanie carów w przeszłości,

- katolicyzm Władysława zrażałby doń Moskwian,

- królewicz nie może przybyć do Moskwy bez uspokojenia kraju rosyjskiego,

- moskiewskie zapewnienia co do opłacenia polskich wojsk w Rosji są zupełnie niemożliwe do spełnienia z powodu zapaści finansowej w Moskwie,

- odzyskanie Inflant i zrealizowanie antyszwedzkiego polsko-moskiewskiego przymierza musi zejść na dalszy plan z powodu nieprzygotowania wojska rosyjskiego do poważnych działań zbrojnych i długości czasu potrzebnego na poczynienie takowych przygotowań,

- jeżeli król szybko, bez naradzenia się ze stanami Rzeczypospolitej, dokona w sprawie Władysława wyboru, może to spowodować falę krytyki w Rzeczypospolitej i oskarżenia o chęć wprowadzenia absolutyzmu, prywatę i samowolę.

Autor radził także używać różnych argumentów wobec bojarów i innych wobec uboższych warstw moskiewskiego społeczeństwa. Do tego polecał starać się o – choćby tymczasowe – tymczasowe osadzenie Zygmunta Wazy na tronie rosyjskim.

[64] Niemcewicz, op. cit., t. 2, s. 262. Nie wiadomo, czy to, że triumfalne Te deum po bitwie pod Kłuszynem odśpiewano tylko w Wilnie (Besala, op. cit., s. 244-245), było wynikiem działalności króla (na co wszak dowodów nie ma; prawdopodobniejsze, że początkowo wiktoria była a) słabo „rozreklamowana”, b) był to skutek działań przeciwników wojewody kijowskiego).

[65] Zob. np. Polak, op. cit., s. 241.

[66] Tamże, s. 236-238.

[67] Żółkiewski, Początek i progres, s. 118-119.

[68] Tamże, s. 130-131.

[69] Za czym optuje Polak, op. cit., s. 249-250.

[70] Zob. Żółkiewski, Początek, s. 137-140.

[71] Marchocki, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 33. Ten pierwszy pisze o 29 września jako o dacie wprowadzenia wojsk do stolicy rosyjskiej; ten drugi podaje 9 października. Najprawdopodobniej przypuszczenie Bohuna, op. cit., s. 51, iż obydwaj pisali o chorągwiach, w których walczyli, jest słuszne.

[72] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 33-34; Żółkiewski, Początek, s. 136; Bohun, op. cit., s. 52-54. Moskwę i zwyczaje tamtejszych mieszkańców opisuje Maskiewicz, Pamiętnik, s. 38-48. Świetny opis zabudowań Moskwy: Bohun, op. cit., s. 67-94.

[73] Żółkiewski, Początek, s. 137.

[74] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 34-35.

[75] Żółkiewski, Początek, s. 142-144.

[76] Bohun, op. cit., s. 55 uważa, że wysłanie tych osób pod Smoleńsk miało na celu rozdzielenie członków antypolskiej opozycji i osłabienie jej siły. Przyszłość pokazała, że była to decyzja skądinąd słuszna.

[77] Szerzej zob. Polak, op. cit., s. 258-264.

[78] Żółkiewski, Początek, s. 134.

[79] Co ciekawe, brakuje jakichś pism pisanych ręką królewicza, które mówiły o jego ustosunkowaniu do polskiej polityki wschodniej. Wydaje się, że możliwość, iż był zapatrzony w perspektywę swojego panowania w państwie moskiewskim choć trochę tak jak w przyszłości, nie jest nieprawdopodobna.

[80] Zwłaszcza Potoccy, którym nadal nie wiodło się pod Smoleńskiem (zob. tamże, s. 149-156). Zarówno szturmy jak i podkopy oraz ostrzał artylerii nie przynosiły rezultatu, a o żadnych rokowaniach (jeśli nie były one zgodne z polskimi żądaniami) Polacy nie chcieli słyszeć.

[81] Bohun, op. cit., s. 64-66 podaje, że odtąd polską załogę stanowiły pułki: Gosiewskiego (ok. 1 tys.-1,5 tys. żołnierzy), Kazanowskiego (ok. 600-750 żołnierzy), Wejhera (ok. 400-500 żołnierzy) i Zborowskiego (ok. 3,5 tys.-4 tys. żołnierzy).

[82] Niekoniecznie na zawsze, zob. tamże, s. 63.

[83] Żółkiewski, op. cit., s. 143-149.

[84] Polak, op. cit., s. 274.

[85] Marchocki, Historia; Żółkiewski, Początek, s. 173-180.

[86] M.in. Andrusiewicz, op. cit., s. 461 twierdzi, że pomysł zamordowania Dymitra zrodził się w otoczeniu Stanisława Żółkiewskiego, ale trzeba wspomnieć też o tym, że brakuje na to poważnych dowodów.

[87] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 35-36; Polak, op. cit., s. 291-292.

[88] Żółkiewski, Początek, s. 172.

[89] Szeroko informowano o polskich zbrodniach (zmyślonych czy nie) w Moskwie, przykładem tego jest przyjazd Afanasija Owdokimowa do Kazania (Bohun, op. cit., s. 106).

[90] Stanisław Warszycki do Lwa Sapiehy, Warszawa, 12 lutego 1612 r., (w:) Listy, opr. Malewska, s. 130-131. Na temat sytuacji w trakcie poselstwa Golicyna i Filareta zob. szerzej głównie: Żółkiewski, Początek, s. 134, 149-164; Polak, op. cit., s. 258-264, 266-283, 286-311. Uwięzienie i zesłanie posłów do Rzeczypospolitej zostało krytycznie ocenione przez Hirschberga, Maryna, s. 275-276 piszącego, że ten gwałt tylko zjednywał wrogom Polski kolejnych zwolenników. Nie można tego odrzucić, pytanie, czy pozwalanie na dalszą niejasną działalność Golicyna i Filareta było tego warte? Wisner, Zygmunt, s. 149 pisze: „W każdym razie podjęta decyzja była raczej świadectwem utraty panowania nad sobą niż panowania nad sytuacją”.

[91] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 48.

[92] Na temat walk w stolicy zob. Budziło, Historia; Marchocki, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 48 i nast.; Bohun, op. cit., s. 111-264.

[93] Tamże, s. 123-126.

[94] Hieronim Chodkiewicz do Jana Karola Chodkiewicza, Wilno, 20 kwietnia 1611 r., (w:) Korespondencyje Jana Karola Chodkiewicza, opr. W. Chomętowski, Warszawa 1875, s. 113-115.

[95] Hieronim Chodkiewicz, do Jana Karola Chodkiewicza, Wilno, 27 maja 1611 r., (w:) Korespondencyje, opr. Chomętowski, s. 119.

[96] Bohun, op. cit., s. 112-113; Polak, op. cit., s. 342-346.

[97] Żółkiewski, Początek, s. 190.

[98] Tamże, s. 182-183.

[99] Żółkiewski (tamże, s. 193) błędnie podaje 11 czerwca.

[100] Tamże, s. 191-193.

[101] Na temat działań Sapiehy w 1611 r. zob. Budziło, Historia; Dziennik Sapiehy, s. 293 i nast.

[102] Iwan Zarudzki skompromitował się później wzywaniem do popierania syna Łżedymitra i Maryny (przebywającej w Kołomnie) – Dymitra III Samozwańca (Iwana).

[103] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 64-65.

[104] Bohun, op. cit., s. 153 podaje kilka przykładów nazw miejscowości, które mogły pochodzić od określeń działalności sapieżyńców na tamtych terenach: Dusziłowo, Liachowo, Panikarowo, Trepariewo, Wieska.

[105] W końcówce życia (i już po śmierci), na skutek dość przebiegłej, chytrej, niedającej się dokładnie określić, gry politycznej starosty uświackiego oskarżano go o chęć bycia carem.

[106] Np. Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 291-292; Polak, op. cit., s. 352-353.

[107] Marchocki, Historia.

[108] Naruszewicz, op. cit., t. 1, s. 292.

[109] Pod koniec 1611 r. Mścisławski zgodził się (i to po długich sporach) na oddanie tylko części insygniów.

[110] Naruszewicz, op. cit., s. 291 sugeruje (przy tym dokładnie nie omawiając sprawy), że to głównie niezadowolenie w wojsku spowodowało odwrót.

[111] Zob. Jan Karol Chodkiewicz do Zofii z Mieleckich Chodkiewiczowej, Borysów, 15 lipca 1611 r., (w:) Korespondencyje, opr. Chomętowski, s. 81-84. To wtedy (bodaj w Tołoczynie) doszło do słynnej uczty, w trakcie której król zwyczajnie upił hetmana, który ze sceptyka wobec spraw wschodnich przemienił się w ich zwolennika i zaczął składać monarsze deklaracje dożywotniej wierności.

[112] Polak, op. cit., s. 356-357.

[113] Co ciekawe, obradom przyglądał i przysłuchiwał się królewicz Władysław Waza.

[114] Tamże, s. 357-364.

[115] Volumina legum, t. 3, s. 27-35.

[116] Tamże, s. 5-6.

[117] Komisarze mieli także za zadanie pertraktować z nieopłaconymi oddziałami i Moskwą. Zarządcami mieli być: Mikołaj Hlebowicz (wojewoda smoleński), Konstanty Plichta (kasztelan sochaczewski), Adam Kosobudzki (kasztelan wyszogrodzki), Adam Żółkiewski (oboźny koronny), Dadzibóg Karnkowski, Paweł Garwaski, Jan Podolski (starosta ciechanowski), Stanisław Witowski (chorąży łęczycki), Stanisław Lanckoroński (dworzanin królewski), Świętosław Orzelski (dworzanin królewski), Janusz Skumin Tyszkiewicz (pisarz Wielkiego Księstwa Litewskiego, starosta bracławski i nowogrodzki), Jan Sokoliński (pisarz Wielkiego Księstwa Litewskiego, starosta Orliński), Krzysztof Chodkiewicz (chorąży litewski) i Bogdań Ogiński (podkomorzy trocki).

[118] Polak, op. cit., s. 390-391.

[119] Szczególna rola przypadła tutaj, odsuwającemu się w cień wschodnich wydarzeń, Stanisławowi Żółkiewskiemu, który oficjalnie miał przedstawić Szujskich na sejmie. Na tle ówczesnych sobie opinii bardzo wyróżnia się to twierdzenie przedwojennego historyka Prochaski, op. cit., s. 96-97: „ […] rozważny król, nie sobie ale temu kazał gotować tryumf, który lubo odjechał z pod murów obleganego Smoleńska, jednak pracami swemi i zwycięstwami główny do tego szczęścia królewskiego założył fundament”.

[120] Diariusz poselstwa: Diariusz poselstwa moskiewskiego wysłanego do Warszawy z końcem r. 1611, (w:) Polska a Moskwa, opr. Hirschberg, s. 339-383.

[121] Marchocki, Historia; Maskiewicz, Pamiętnik, s. 68..

[122] Polak, op. cit., s. 377.

[123] Naruszewicz, op.cit., t. 2, s. 1, przyp. 3; Bohun, op. cit., s. 162, przyp. 53.

[124] Budziło, Historia. Być może doszło do pierwszych aktów kanibalizmu (Bohun, op. cit., s. 165, przyp. 63).

[125] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 69.

[126] Jan Karol Chodkiewicz do Zofii z Mieleckich Chodkiewiczowej, Rohaczew, 7 listopada 1611 r., (w:) Korespondencyje, opr. Chomętowski, s. 90.

[127] Maskiewicz, Pamiętnik, s. 69.

[128] Jan Karol Chodkiewicz do Zofii z Mieleckich Chodkiewiczowej, Smoleńsk, 31 grudnia 1611 r., (w:) Korespondencyje, opr. Chomętowski, s. 94-96.

[129] Zob. Polak, op. cit., s. 383-389. Senatorskie postawy można rozpatrzyć na kilku płaszczyznach:

1. Oddanie zdobytych pieniędzy konfederatom – za: Jan Zamoyski (arcybiskup lwowski), Mikołaj Zebrzydowski (wojewoda krakowski), Mikołaj Szczawiński (kasztelan łęczycki), Marcin Sierakowski (kasztelan inowłodzki).

2. Zwołanie sejmu – za: Jan Zamoyski (arcybiskup lwowski), Piotr Tylicki (biskup krakowski), Jerzy Mniszech (wojewoda sandomierski).

3. Wyjazd monarchy bliżej granicy – za: Piotr Tylicki (biskup krakowski), Paweł Wołucki (biskup łucki), Jerzy Zamoyski (biskup chełmski), Krzysztof Kazimierski (biskup kijowski), Stanisław Bykowski (wojewoda sieradzki), Stanisław Wapowski (kasztelan przemyski).

4. Wyprawa na Moskwę (króla z królewiczem lub samego królewicza) – za: Szymon Rudnicki (biskup chełmiński), Jan Andrzej Próchnicki (biskup kamieniecki; ale dopiero po uspokojeniu sytuacji i w otoczeniu odpowiednich doradców), Andrzej Czarnkowski (wojewoda kaliski), Jakub Pretficz (wojewoda podolski; ale dopiero po poważnych przygotowaniach), Ludwik Mortęski (wojewoda pomorski), Stanisław Działyński (wojewoda malborski), Michał Działyński (wojewoda brzeskokujawski), Samuel Żaliński (wojewoda elbląski), Stanisław Wapowski (kasztelan przemyski), Mikołaj Siemiaszko (kasztelan bracławski); jednoznacznie przeciw (przynajmniej na chwilę obecną): Piotr Tylicki (biskup krakowski), Stanisław Włodok (wojewoda brzeski), Jan Zawisza (wojewoda witebski), Jan Roszkowski (kasztelan poznański), Mikołaj Szczawiński (kasztelan łęczycki), Jakub Czaplic (kasztelan kijowski), Jan Orzelski (kasztelan Rogoziński).

5. Zwołanie tylko sejmików – za: Szymon Rudnicki (biskup warmiński), Hieronim Wołłowicz (podskarbi litewski).

6. Zwołanie konwokacji senatorskiej – za: Stanisław Wapowski (kasztelan przemyski).

7. Inne środki zdobycia funduszy – za: Maciej Konopacki (biskup chełmiński; klejnoty królewskie, papieskie subsydia, sprzedaż dóbr), Stanisław Golski (wojewoda ruski; opodatkowanie senatorów w wysokości rocznego dochodu), Stanisław Bykowski (wojewoda sieradzki; opodatkowanie królewskich dzierżycieli), Samuel Żaliński (kasztelan elbląski; zastaw królewszczyzn)).

[130] Stanisław Żółkiewski do Józefa Cieklińskiego, Bród, 29 sierpnia 1612 r., (w:) Pisma, opr. Bielowski, s. 217-218.

[131] Bohun, op. cit., s. 177-189.

[132] Tamże, s. 195-197.

[133] Polak, op. cit., s. 397-400.

[134] Bohun, op. cit., s. 190-195.

[135] Budziło, Historia jako przyczynę klęski podaje osłabienie organizmów żołnierskich w wyniku głodu.

[136] Dyslokacje wojsk: Bohun, op. cit., s. 219-222.

[137] Budziło, Historia; Bohun, op. cit., s. 249-253

[138] Instrukcja od więźniów stołecznych dana Panu Andrzejowi Radwanowi w Niżnym Nowogrodzie, (w:) Listy, opr. Malewska, s. 133-137.

[139] Polak, op. cit., s. 401-402.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Między wyborem Romanowa a wyprawą Władysława

Działania na początku 1613 r. miały charakter niezorganizowany. Wprawdzie Moskwiczanie docierali do okolic Połocka, ale Kozakom (na służbie Rzeczypospolitej) Putywla udało się opanować w całości ziemię siewierską, a pod Toropcem działał Aleksander Gosiewski.

Sytuację Polski pogarszało zawiązywanie kolejnych konfederacji (z powodów żołdowych) pod wodzą: Zbigniewa Silnickiego (załoga Smoleńska; ta konfederacja rozpoczęła grabież na terenach Prus Królewskich i Wielkopolski), Jana Zaliwskiego i Wacława Pobiedzińskiego (dawni sapieżyńscy, konfederacja zawiązana w Brześciu Litewskim).

Konfederacja Cieklińskiego (działająca na ziemiach ruskich) żądała ok. 2,8 mln zł, konfederaci sapieżyńscy (do których w lipcu przyłączyła się chorągiew kozacka Aleksandra Józefa Lisowskiego[1]) prawie 1 mln zł. Należy dodać, że spłata tylko tych dwu konfederacji przekraczało, przynajmniej na tę chwilę, możliwości Rzeczypospolitej, skoro tylko od 1609 do połowy 1611 r. na wojnę wydano prawie 1,5 mln zł, a podatki zebrane po sejmie 1611 r. przyniosły tylko niespełna 650 tys. zł[2].

W takiej sytuacji dużego znaczenia nabierały postacie hetmana Żółkiewskiego i dawnego rokoszanina Janusza Radziwiłła, którzy byli dość popularni w szeregach konfederackich, jednak i oni sami nie mogli oczywiście przekonać żołnierzy, by ot tak, zaprzestali gwałtów, wobec których monarcha i naczelni dygnitarze państwowi byli bezsilni.

Sejm został zwołany na 28 lutego 1613 r. (kończył się 2 kwietnia). Wcześniej król prosił szlachtę o zastanowienie się nad kwestią wynagrodzenia dla konfederatów oraz dalszego prowadzenia wojny z Moskwą. Gdyby nie wystarczyło środków na to drugie, Zygmunt III chciał przynajmniej umocnić zdobyte twierdze, zwłaszcza Smoleńsk. Oficjalnie Waza nie myślał o wojnie ze Szwecją. Już podczas obrad część posłów (wśród nich Lew Sapieha) zaczęła krytykować dotychczasową politykę Zygmunta wobec Rosji: „jęli narzekać na szkody wynikłe z przedsięwziętej niebacznie wojny moskiewskiej, na odciągniecie żołnierza od strony Dymitra, zapisanie onego na żołd Rzeczypospolitej z tak ciężkiem jej obarczeniem i skargami swemi wszystek obrad sejmowych ciąg zakłócali”[3]. Jak uważa Piasecki, głównie dzięki Feliksowi Kryskiemu nie doszło do rozejścia się sejmu bez podjęcia uchwał.

Krytyka znalazła swoje odzwierciedlenie w uchwałach, np. w O podnoszeniu wojen i przyjmowaniu wojsk zapisano, iż: „My [król], i Sukcessorowie nasi Królowie Polscy, gdzieby Nam abo offensium bellum [ofensywną wojnę] przyszło, abo gdyby niebezpieczeństwo jakie na Rzpltą przyszło przez Nas upatrowane, i potrzeba było ludzie służebne przyjmować, a pogotowiu gdyby pospolite ruszenie uchwalone być miało: czynić tego, i prorsus [całkowicie] żadnej wojny nullo practextu wszczynać nie mamy, bez proponowania na Sejmiki, i bez pozwolenia zgodnego, jawnego a wyraźnego na Sejmie wszech Stanów”. Do rokowań z konfederatami wyznaczono grupę komisarzy[4], który mieli się ich podjąć. Miejscem negocjacji miały być Lwów i Bydgoszcz. Jednocześnie bandom konfederatów zapewniono nietykalność i amnestię oraz – zapłatę (na ten cel przeznaczono m.in. trzy pobory). W Ordynacji województwa smoleńskiego podkreślono, że „Województwo smoleńskie […] ze wszystkimi zamkami, przynależnościami […] do […] W. X. Litewskiego przywracamy wiecznemi czasy”, co stało w sprzeczności z decyzjami króla z 1611 r., ale okazało się obowiązującym prawem. Uchwała ustalała też zasady, na których przyłączona ziemia miała funkcjonować, a także wymieniała komisarzy[5], którzy mieli zarządzać województwem smoleńskim[6].

Do listopada udało się tylko spłacić konfederatów brzeskich (choć tych, na najbliższym sejmie, Marcin Szyszkowski oskarżył o wchodzenie między szeregi nieopłaconych konfederacji i żądania dalszych sum[7]), co do reszty, zdano sobie sprawę z tego, że uchwalone podatki są znowu niewystarczające. Liczono, że całość żądań pozostałych konfederacji to razem ok. 10 mln czerwonych zł[8]. Dlatego Zygmunt III jeszcze w tym roku zwołał sejm (na 3 grudnia). Sejmiki powiatowe miały odbyć się 12 listopada, a generalne 22 listopada. Sprawę zapłaty uzbrojonym bandom po raz wtóry postawiono na pierwszym miejscu.

O tym, że wysiłek finansowy był zbyt mały świadczą same słowa uchwały Naznaczenia zapłaty żołnierzom: „żołnierzów z Moskwy, i za niewystarczeniem złożonych podatków zapłacie ich”. Zgadzano się na kolejne opłaty, ale raczej nie pod wpływem królewskiej perswazji, a konfederackich grabieży. Wyznaczono trzy miejsca do rokowań z konfederacjami: Lwów (żołnierze Cieklińskiego)[9], Bydgoszcz (żołnierze smoleńscy)[10], Wilno (dawni żołnierze Chodkiewicza służący pod nim w Inflantach)[11]. Po raz kolejny zapewniono o nietykalności żołnierzy (uchwała Asekuracja żołnierzom). Sprawę zapłaty miano załatwić do 23 lutego 1614 roku[12].

16 kwietnia rozwiązała się konfederacja stołeczna, w maju smoleńska. Problem nieopłaconych żołnierzy został praktycznie rozwiązany (na ten cel wydano ogółem ok. 5,5 mln zł), ale pozostały jeszcze kłopoty swawolnych kup rozbójników, których zaczęto pacyfikować (z powodzeniem) na początku 1614 r. W walkach z rozbójnikami (które przeciągnęły się może do 1615 r.) brał udział m.in. przyszły hetman Stanisław Koniecpolski (wziął do niewoli niejakiego Karwackiego, przywódcę jednej z band, inną rozbił pod Rohatynem).

Nie lepiej wiodło się w Moskwie, gdzie po latach rozbojów i grabieży rządzący musieli zadać sobie pytanie, jak wyjść z poważnego kryzysu. Obecnie, wobec braku podjęcia inicjatywy ze strony Rzeczypospolitej, Moskale musieli zająć się po pierwsze bandami swawolących Kozaków i innych rozbójników oraz sprawą Maryny i jej syna[13] (a nie odzyskiwaniem strat w wojnie z Polską). Tych ostatnich dopadnięto na ziemi astrachańskiej.

Zarudzki w lipcu 1613 r. przesunął swoje wojska (ok. 2,5 tys. żołnierzy) do kilku podastrachańskich wiosek (Wieniew, Pieczerniki, Piesoczna, Michajłow).

Wcześniej, we wrześniu 1613 r. Zarudzki musiał stoczyć bitwę z oddziałami Iwana Odojewskiego pod Ruskim Rogiem. Wprawdzie nie odniósł zwycięstwa, ale opanował Woroneż i Jelec. Należy wspomnieć, że Maryna i Iwan próbowali pertraktować z Chodkiewiczem, co nie przyniosło jednak niczego, oprócz oskarżeń o zdradę w szeregach armii.

W Astrachaniu ponoć nie wiedziano o rozwoju wydarzeń i nadal panowało przekonanie o posiadaniu Moskwy przez Polaków. Niezależnie od wiarygodności tej informacji, popierający Dymitra III Samozwańca zdobyli posłuch wśród mieszkańców Astrachania i Tatarów Nogajskich, którzy sprzymierzyli się z Kozakami Zarudzkiego, który z kolei zaczął pertraktacje nawet z Persją i Turcją. Nie potrafiono jednak odnieść poważniejszych sukcesów wojskowych, wybuchło powstanie mieszczan Astrachania, a duch w wojsku nadal był zły, a za tym szło stałe pogarszanie się sytuacji. Dlatego 15 maja 1614 r. Zarudzki z Maryną (która była, jak wiadomo, jego kochanką) uciekli z Astrachania w dół Wołgi. Schroniono się nad rzeką Jaik (a właściwie wysepce na tejże rzece), gdzie w końcu rozprężenie osiągnęło apogeum – faktyczną władzę przejął niejaki Ust-Trenia, który 14 czerwca, gdy wojska Odojewskiego w końcu odnalazły kryjówkę Mniszchówny, de facto oddał Zarudzkiego, Marynę i Dymitra w ręce stronników cara Romanowa.

Jeńców odwieziono do Moskwy, gdzie mały Iwan został powieszony, a Zarudzki (24 lipca) – nabity na pal. Najpóźniej na wiosnę 1615 r. zmarła także Maryna, słynna żona dwóch Dymitrów i matka jednego. Tak w zasadzie zakończyła się historia szalbierzy i Łżedymitrów w Rosji w trakcie wielkiej smuty[14].

Jednocześnie Rosja Michała Romanowa rozpoczęła szeroką działalność dyplomatyczną. Posłów wysłano do takich krajów jak: Dania (Bogdanow, Boriatyński), Cesarstwo Niemieckie (Uszakow, Zaborowski), Anglia (Aleksiej Zuzin, Aleksiej Witowtow), Niderlandy, państwo Tatarów krymskich, Persja, Turcja (Sołowoj Protasow, Daniłow) i Szwecja. Ta ostatnia zresztą znajdowała się w stanie wojny z Rosją, atakując północne obszary należące do cara moskiewskiego. Jednak niemożność zdobycia Pskowa przekonała Gustawa Adolfa co do przyjęcia bardziej ugodowej postawy, która objawi się zawarciem 20 stycznia 1614 r. dwuletniego rozejmu[15].

Jeszcze latem 1613 r. Rosjanie (pod wodzą Dymitra Czeraskiego i Michała Buturlina)zajęli Wiaźmę, Zawołocze (obsadzone przez oddziały Lisowskiego) i Białą (na końcu września, po pierwszych odpartych szturmach i kilkunastodniowym oblężeniu). To spowodowało, że droga do Smoleńska (obsadzonego przez kilkuset żołnierzy pod dowództwem Jerzego Szczuckiego) stanęła dla Moskwiczan w zasadzie otworem. Gorzej, że w obecnej chwili dowodząc obroną pogranicza Jan Karol Chodkiewicz nie miał z kim ruszyć na odsiecz, a większość pozostających w służbie chorągwi 4 lutego 1614 r. zawiązało konfederację (jej sprawę rozwiązano w kwietniu). Również oddziały kozackie pilnujące granic zaczęły powoli się wykruszać (mimo działać Chodkiewicza, który ofiarował mołojcom 20 tys. zł)..

Dlatego Chodkiewicz zgodził się na przyjęcie rosyjskiego posła, niejakiego Oładina. Ten po wyruszenia 11 marca, spotkał się w Bychowie z hetmanem wielkim litewskim (31 sierpnia), a 5 kwietnia ruszył w dalszą drogę, po czym 18 kwietnia stanął w Warszawie. Nazajutrz doszło do spotkania posła z senatorami, a także cesarskim wysłannikiem, Heideliusem[16], który zażądał zawarcia zawieszenia broni do czasu omówienia zasad pokoju przez wielkich posłów, a także obiecał pomóc w kwestii zwrócenia wolności Filaretowi i Golicynowi[17].

Oładinowi pozwolono wyjechać w czerwcu wraz z odpowiedzią władz Rzeczypospolitej (popartą przez Heideliusa; zawierała m.in. punkt o oddaniu sprawy pod arbitraż cesarski i zaprzestaniu działań zbrojnych; Rzeczpospolita liczyła na to, że Rosja uszanuje rozejm). Przez dwa tygodnie zatrzymano go w (jeszcze opanowanej przez Polaków) Wiaźmie, dlatego by nie mógł poinformować o słabości tamtejszej załogi. Potem wrócił do Moskwy.

Zaufanie Rzeczypospolitej do cesarza w sprawach wschodnich brało się z zatwierdzonego przez Habsburgów[18] 23 marca 1613 r. układu polsko-habsburskiego. Dyplomacja rosyjska starała się mieć Macieja I po swojej stronie. W lipcu wysłali doń Stefana Uszakowa i Siemiona Zaborowskiego, którzy na przełomie października i listopada dotarli do Linzu, gdzie przebywał Maciej Habsburg, który przypomniał o żądaniu uznania rozejmu polsko-rosyjskiego za obowiązujący. Był to właściwie warunek wstępny, konieczny do podejmowania dalszych rozmów.

W Warszawie, od 23 listopada, przebywał inny austriacki poseł, Jakub Henckel, który przybył tam wraz z, wracającym z sejmu Rzeszy, Andrzejem Lipskim. 28 listopada odbyła się królewska audiencja. 19 grudnia Henckel opuścił stolicę i wyjechał (w towarzystwie Jana Hrydzicza) do Moskwy, gdzie chciał kontynuować swoją mediacyjną misję. Jednak wielu Polaków nie wierzyło w osiągnięcie tego zadania, gdyż poseł cesarski swoje pisma adresował nie do cara, a do samych Moskwiczan – tak samo jak Rzeczpospolita. Póki co, posłowie zakończyli swoją podróż 20 stycznia 1614 r. w Orszy, gdzie rozpoczęto wymianę korespondencji z rosyjskimi dostojnikami[19]. W wyniku tak podjętych rozmów, Hrydzicz i Henckel uznali dalszą misję za bezsensowną i 16 czerwca pojawili się w Warszawie. 9 sierpnia poseł cesarski, już w swoim kraju, złożył relację z poselstwa.

W Polsce, takie działania obydwu posłów, zinterpretowano jako uwłaczanie ich godności dokonane przez „moskiewskich ludzi”, którzy nie chcieli dopuścić do siebie i przyjąć mediacji nawet posła od cesarza. Nie chcieli dopuścić, bo Henckel nie mógł (o czym mówiła instrukcja od cesarza) przyznać Michałowi Romanowowi tytułu carskiego, czego żądali bojarzy i co miało dla nich fundamentalne znaczenie – dla Polaków zaledwie błahe.

Moskiewscy dyplomaci zdali sobie sprawę z tego, że atmosfera w stosunkach habsbursko-moskiewskich zagęściła się. W marcu 1615 r. na dwór cesarski przybył Iwan Fomin, ale właściwych negocjacji nawet nie rozpoczęto, gdyż posłowi rosyjskiemu nie spodobało się to, ze cesarz nie wstał podczas wygłaszania carskiego pozdrowienia i w rezultacie pozbawiono go wolności[20].

Usiłowanie o odbycie wspólnych rozmów razem z habsburskim mediatorem udało uwieńczyć się powodzeniem dopiero 27 listopada 1615 r., pod Smoleńskiem[21]. Rosjanie zażądali przede wszystkim uznania wyboru Romanowa na cara, zwrotu więźniów i ziem, a także rekompensaty za szkody. Polacy chcieli rekompensaty (albo nawet tronu) dla Władysława i potwierdzenia wejścia w skład Litwy ziem przezeń utraconych w XVI w. Rokowania po raz kolejny okazały się bezowocne[22].

Podsumowując przebieg rozmów polsko-habsbursko-moskiewskich w latach 1613-1615 należy wspomnieć, że przede wszystkim nie udało się doprowadzić do pokoju, co na tym etapie wojny, bez wyraźnego rozstrzygnięcia, wydawało się nad wyraz trudne. Zarówno Polska jak i Rosja nie uzyskały od domu rakuskiego pomocy w realnej postaci, ale o tym, że Maciej bardziej cenił sobie przymierze z Rzeczpospolitą niż z Moskwą świadczy sam fakt, że nie był przekonany o słuszności nadania Michałowi Romanowowi tytułu carskiego[23].

W grudniu 1614 r. Chodkiewicz otrzymał listy przypowiednie na zaciąg 3 tys. żołnierzy (1 tys. husarii, 1 tys. kozaków i 1 tys. piechurów). Hetman dobrze rozumiał, że z zaciągiem nawet takiej liczby mogą być problemy, a jeśli by udało się to zrobić, to i tak jest to liczba zbyt mała do podejmowania się zdejmowania zagrożenia ze Smoleńska[24].

Hetman był nauczony przykładem oblężenia Moskwy, że w razie szczupłości własnych sił, należy przyjmować wysiłki mające na celu podtrzymanie oporu twierdzy, pod czym należy rozumieć przede wszystkim dostarczenie tamże żywności jak i – pieniędzy. Tego zadania mieli podjąć się żołnierze i Kozacy pod dowództwem Aleksandra Lisowskiego i atamana Nalewajki.

Pod koniec kwietnia pod Smoleńsk ruszył Lisowski w towarzystwie Aleksandra Sapiehy, w sile ponad 2 tys. jazdy i ok. 400 piechurów. Zadanie wsparcia załogi żywnością zostały osiągnięte[25], zagony Lisowskiego dotarły pod Krzyczew. Chodkiewicz nauczył się pod Moskwą także tego, że jeden dowóz prowiantu rozwiązuje sprawę tylko czasowo – wprawdzie zabezpieczono na co najmniej kilka tygodni sprawę zapasów obrońców, ale ciągle Moskwiczanie mieli szansę na wzięcie twierdzy szturmem.

W maju król polecił przybyć senatorom na konwokację do Lublina 30 czerwca (termin przesunięto później na 7 sierpnia, a miejscem stała się Warszawa). Ci przybyli ponoć w niewielkiej liczbie[26]. Wojna moskiewska nie była tym razem pierwszoplanowa, bo obawiano się o granicę południową, gdzie wojsko tureckie miało przygotowywać odwet za napady Kozaków i magnatów. Ustalono jedynie, że oddziały Chodkiewicza na wschodzie mają być wsparte przez wojska pobliskich powiatów. Szczegóły miał ustalić Zjazd Generalny Wielkiego Księstwa Litewskiego. Sprawy te powierzono Litwie, bo Korona miała na siebie przyjąć uderzenie tureckie, poza tym Smoleńsk i inne twierdze należały do Wielkiego Księstwa. Dlatego też królewskie prośby o finansowe wsparcie odniosły większy skutek na Litwie niż na ziemiach koronnych[27].

Zjazd (odbywający się w dniach 1-11 października) wprawdzie uchwalił podatki[28], ale jednocześnie radził zwołać kolejny sejm i nie omieszkał skrytykować monarchy za zbyt późne zwołanie Zjazdu Generalnego. W odpowiedzi na ustalenia Zjazdu, Zygmunt stwierdził, że (w sprawie powołania Zjazdu) musiał najpierw skonsultować się z senatem. Zgodził się co do zwołania sejmu, który miał się rozpocząć 12 lutego 1615 r.

Sejm rozpoczął się zgodnie z planem Wcześniej odbyte sejmiki litewskie skłaniały się ku prowadzeniu rokowań z Moskwą, szlachta koronna na ogół dość chłodno odnosiła się do próśb dotyczących finansów: żądała wykorzystania przede wszystkim osobistych dochodów monarchy (jak wielkopolska) lub chciała wyłożenia dokładnych powodów, dla których wojna nadal miałaby się toczyć, przed daniem zgody na uchwalenie poborów (jak mazowiecka)[29].

Senat był bardziej umiarkowany, ale i tam entuzjazm i przekonanie o konieczności wojny w porównaniu choćby do sejmu 1611 r. znacznie osłabł. Wielkie spory toczono w izbie poselskiej, gdzie krytykowano „autorów wojny”, tj. doradców królewskich, co nie znaczy, że pod tym wyrażeniem nie rozumiano krytyki samego Zygmunta Wazy.

Oliwy do ognia dodało oddanie mniejszej pieczęci litewskiej Eustachemu Wołłowiczowi, pierwszemu duchownemu, który sprawował ten urząd.

Konflikty i spory doprowadziły do tego, że 27 marca sejm rozszedł się bez podjęcia uchwał[30]. Nie było pieniędzy na wojsko na wschodzie, nie było jednoznacznej decyzji w sprawie dalszego postępowania na tamtym kierunku. Stała się rzecz najgorsza z możliwych, bo roztrwoniono czas na bezsensowne debaty sejmowe, z których nie wynikło nic pożytecznego.

Wcześniej, w październiku 1614 r. wydano kolejne listy przypowiednie (zaciągnięto 1 tys. husarii, 2 tys. piechoty i 300 rajtarów). Sytuacja smoleńszczan wraz z upływem czasu pogarszała się, załoga nie otrzymywała pieniędzy, a przebywający wśród niej Aleksander Sapieha nie miał należytego autorytetu. Obrońców wspierał w walkach o pobliskie ostrożki Aleksander Lisowski.

Hetman zamierzał skoncentrować swoje oddziały pod Mińskiem. Gdy w końcu do tego doszło, 10 listopada wyruszył w kierunku twierdzy, przed sobą wysyłając chorągwie z żywnością, ale wozy ugrzęzły pod Orszą. Do tego, morale w armii zaczęło podupadać, zaczęły szerzyć się choroby itd. Już wtedy pojawiła się myśl, by do wojska przybył królewicz Władysław, głównie dla podniesienia moralnej sytuacji żołnierzy[31].

Dla podjęcia jakiejkolwiek inicjatywy i nadszarpnięcia sił moskiewskich oddziałów oraz zniszczenia zaplecza nieprzyjaciela, Chodkiewicz chciał wysłać na nie chorągwie kawaleryjskie pod dowództwem starosty parnawskiego Janusza Kiszki na Starodub[32] i Aleksandra Lisowskiego na Briańsk.

W składzie tej drugiej wyprawy (początkowo ok. 400-600 ludzi, później liczba ta mogła urosnąć dwu- lub nawet trzykrotnie) przeważały grupy różnej maści rzezimieszków, pochodzących najczęściej z „kup swawolnych” wędrujących po Rosji i Rzeczypospolitej. Powody przyjmowania takich żołnierzy do oddziału były co najmniej dwa: mniejsze koszty finansowe i przekonanie, że wobec służenia band w wojsku polskim, nie będą one dalej łupić polskich terytoriów.

4 marca Lisowski dotarł pod Briańsk, który był świetnie przygotowany do obrony. Zagon Lisowskiego nie był przygotowany do zdobywania twierdz, dlatego nie pozostało mu nic innego jak stacjonowanie pod miastem i nękanie pobliskich oddziałów. 8 czerwca, oddziały polskie otrzymały wiadomość o nadciąganiu wojska moskiewskiego (pod wodzą Jerzego Szachowskiego). Część żołnierzy pozostawiono dla blokady Briańska, z resztą ruszono pod Karaczew, gdzie 9 czerwca pokonano wroga. Prawdopodobnie tego samego dnia oddział składający się na blokadę Briańska, pokonał załogę w otwartym polu. Nie oznaczało to jednak wcale kapitulacji miasta. Dalsze stanie w miejscu uznano za bezużyteczne i w sierpniu pułkownik ruszył w kierunku Moskwy. Pod Orłem (30 sierpnia) starł się z oddziałami Iwana Puszkina, których odparto, raczej z niemałymi stratami. Niedługo po walce nadeszła armia słynnego Dymitra Pożarskiego, który jednak nie zamierzał pierwszy atakować. 4 września lisowczycy nieskutecznie próbowali sprowokować wroga do wyjścia w pole spoza wozów, za którymi się krył. Udało się im jednak zniknąć z oczu Pożarskiego i 10 września spalili Bielew, 11 września bez powodzenia atakowali Lichwin, dotarli do (zdobytego i spalonego) Peremyszla. Niedługo potem doszło do wymiany jeńców między Lisowskim a Pożarskim. Lisowski nie zamierzał atakować mocno defensywnie usposobionego księcia, dlatego dalej podążył pod Rżew. Stamtąd ruszył do Kaszyna. Uglicza i Romanowa. Potem przekroczył Wołgę, przeszedł przez Chromion, Murom, Kasimow, Tułę i w końcu dotarł do Litwy (już w 1616 r.)[33].

O ile wyprawa lisowczyków nie skłoniła rosyjskich posłów (listopad 1615 r., Smoleńsk) do zawarcia rozejmu lub pokoju, to na pewno poprawiła ogólną sytuację na teatrze działań wojennych.

Król zaczął wyciągać wnioski z tej sytuacji. Rozumiał, że obecność (w jakiejkolwiek formie) Władysława przy armii polskiej poprawi jej morale i zasieje niepewność w szeregach oddziałów moskiewskich. Już w 1614 r. Stanisław Żółkiewski proponował takie rozwiązanie, ale w kontekście działań na południowej granicy. Wówczas spotkało się to z milczeniem władcy[34]. „Atut Władysława” należało też wykorzystać w walce o uzyskanie dochodów, które zostałyby przeznaczone później na wyprawę królewskiego syna na Moskwę.

Sam Władysław jak najbardziej popierał ten pomysł. Jak sam pisał, do wyprawy „nas zaprawdę nie [ciągnie] chciwość jaka panowania, ale miłość tej Ojczyznej, dla której zdrowie odważyć gotowiśmy”[35]. Jak pokaże przyszłość, raczej przeważyła „chciwość panowania” niż „miłość Ojczyznej”.

Legacja na sejmiki (20 stycznia 1616 r.) odniosła pewien skutek, bo co najmniej część szlachty udało się przekonać co do tego, że traktaty z Moskalami są na tę chwilę niemożliwe, o czym świadczą m.in. negocjacje pod Smoleńskiem. Na sejmie (26 kwietnia – 7 czerwca 1616 r.) senatorowie w większości poparli starania Zygmunta, choć skala tego poparcia była różna – od jednoznacznego poparcia (Kryski, Żółkiewski), przez ogólniki (Gembicki) do opinii o niepotrzebności wojny (Wołucki)[36].
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Post autor: Adambik »

Sytuacja w izbie poselskiej była trudniejsza. Posłowie, debatujący nad tą sprawą od połowy maja, byli w większości sceptyczni, choć ostatecznie udało się ich przekonać do uchwalenia konstytucji O Moskwie, w której ostatecznie zgodzono się na wyprawę, podatki także zostały uchwalone[37].

Ustalono też mianowanie grupy komisarzy (zaprzysiężonych w marcu 1617 r.: kanclerz Lew Sapieha, biskup łucki Andrzej Lipski, kasztelan sochaczewski Konstanty Plichta, kasztelan bełski Stanisław Żórawiński, starosta mozyrski Baltazar Strawiński, wojewodzic lubelski Jakub Sobieski, starosta śremski Piotr Opaliński, Andrzej Męciński) mających wyruszyć razem z Władysławem, którzy czuwaliby nad sprawami finansowymi i interesem Rzeczypospolitej (w razie, gdyby poniesiono niepowodzenie, komisarze mieli mieć na względzie przede wszystkim dobro Polski). Dwór królewicza składał się z m.in. Konstantego Plichty (marszałek dworu), Andrzej Szołdrski (sekretarz), Jan Lesiewski (spowiednik), Fabian Birkowski (kaznodzieja), Hieronim Cazzo (lekarz), Stanisław Kazanowski, Jerzy Ossoliński, Gerard Denhoff, Adam Kazanowski i Paweł Tryzna[38].

Na faktycznego dowódcę wyprawy początkowo typowano Stanisława Żółkiewskiego, ale ten wymówił się koniecznością pozostania na południu[39]. Dlatego dowódcą wybrano Jana Karola Chodkiewicza, który na wschodniej granicy pozostawał już od kilku lat.

Drugą połowę roku 1616 i pierwsze miesiące roku 1617 wypełniły więc przygotowania do wyprawy.

25 grudnia w odezwie do mieszkańców Rosji, Władysław ogłosił, że niedługo osobiście wyruszy po tron carski (w towarzystwie Stanisława Żółkiewskiego, patriarchy Ignacego, arcybiskupa smoleńskiego Siergieja i Jerzego Trubeckiego). Wcześniej, jesienią, Aleksandrowi Gosiewskiemu (z 1,6 tys. jazdy i 200 piechoty) udało się odciąć wszystkie drogi zaopatrzenia wojsk oblegających Smoleńsk. Wiosną, Rosjanie odstąpili od Smoleńska.

Latem 1616 r. przystąpiono do organizowania kolejnej wyprawy (popartej przez króla) lisowczyków, którzy liczyli zapewne ok. 3 tys. ludzi. Ok. 20 września przekroczyli Dniepr pod Homlem, ale 11 października, pod Starodubem, zmarł ich dowódca – pułkownik Lisowski[40]. Lisowczycy zaczęli żądać od hetmana Chodkiewicza wynagrodzenia, który (za namową Zygmunta III) zgodził się na zaciąg na jedną ćwierć.

Szlak wyprawy lisowczyków wiódł przez m.in. Karaczew, Kromy, Bołchow, Kursk, Oskoł, Biełgorod, Bychów, a stamtąd powrócono na przyjazne terytoria. Oddział nierzadko ponosił klęski w walkach o ufortyfikowane miasta, za to najczęściej zwyciężał w starciach w otwartym polu, spustoszył wzdłuż i wszerz ziemię siewierską, przejął jakiś transport żywności prowadzony do Wiaźmy. Generalnie, lisowczycy wypełnili swoje zadanie – spowodowali zaangażowanie części sporych sił rosyjskich na ziemi rosyjskiej i zapewnili bezpieczeństwo dla prowadzonych przygotowań[41].

Władysław nie musiał podejmować działań mających na celu odzyskanie czy odblokowanie polskich przygranicznych punktów oporu. Mógł podążyć od razu na stolicę rosyjską.

4 kwietnia w tajnym akcie (mającym zostać opublikowanym dopiero dwa lata po opanowaniu przez królewicza tronu carskiego) Władysław przyrzekł, że zawsze będzie postępował w zgodzie z dobrem Rzeczypospolitej i poleceniami komisarzy oraz, że zrzeknie się roszczeń do Inflant i Estonii i, że odda Polsce: Siewierszczyznę, Smoleńszczyznę, ziemię połocką i wieliską.

6 kwietnia, wzorem wyprawy z 1609 r., Władysław poprosił papieża Pawła V o błogosławieństwo i zgodę na koronację w obrządku prawosławnym oraz przyjmowanie komunii pod dwiema postaciami. Papież zgodził się tylko na koronację w obrządku unickim i to tylko w sytuacji przymusowej.

Tego samego dnia, po uroczystościach kościelnych i otrzymaniu od Gembickiego miecza i chorągwi, Władysław wyjechał z Warszawy na wschód.



Wyprawa królewicza Władysława na Moskwę[42]

Wkrótce potem królewicz dotarł do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie odwiedził cerkiew i dał tamtejszemu władyce chorągwie moskiewskie do poświęcenia. 6 maja Władysław stanął w Łucku, gdzie zamierzał wyczekiwać wieści od hetmana Żółkiewskiego, który znowu musiał bronić kraju przez tureckim zagrożeniem i dlatego Władysław nie mógł wziąć ze sobą całości sił, jakie wystawiła Rzeczpospolita[43].

Mimo ponaglania Lwa Sapiehy, Władysław pozostał w Łucku do 22 czerwca. W tym dniu wyjechał (z wojskiem liczącym już 4950 stawek żołdu[44], tj. ok. 4,5 tys. żołnierzy[45]) do Krzemieńca, gdzie dotarł 28 czerwca. Stamtąd, wysłał na pomoc Żółkiewskiemu 2 chorągwie husarskie (200 koni), 2 kozackie (200 koni) i 2 piechoty (400 stawek).

Wówczas doszło do wydarzeń, które zwiastowały dalsze spięcia między uczestnikami wyprawy. Mianowicie, do czasu połączenia się z oddziałami hetmana litewskiego, faktyczne dowództwo nad armią miał sprawować Konstanty Plichta. Jednak próżnemu i chytremu na wszelkie godności Zygmuntowi Kazanowskiemu, który zaczął przekonywać królewicza do próby nakłonienia Plichty do rezygnacji z dowództwa i oddania go Marcinowi Kazanowskiemu. Marszałek dworu oświadczył, że złoży rezygnację dopiero wtedy, gdy zażąda tego od niego król lub hetman. Na wieść o tym, dumny pan Marcin zaczął buntować swoich żołnierzy przeciwko Plichcie. Doszło do tego, że 10 lipca pod Jampolem chorągwie obydwu dowódców starły się ze sobą. Sytuację uratował ksiądz Birkowski, który rozdzielił walczących.

11 lipca dojechano do Lachowic, gdzie przybył goniec Zygmunta III z poleceniem ruszenia pod Smoleńsk i połączenia się z Chodkiewiczem (który na wieść o zbliżaniu się Władysława, mając 4,2 tys. – w większości niepłatnych – żołnierzy, zaczął atakować, dobrze zaopatrzony i mający 2 tys. ludzi załogi, Dorohobuż). Jednocześnie, król rozkazał królewiczowi wysłać Marcina Kazanowskiego z kilkoma chorągwiami (razem wysłano 450 husarzy i 200 kozaków; królewiczowskie siły skurczyły się już do 400 husarii, 500 kozaków, 400 rajtarów i 2,2 tys. piechoty, później dołączy do nich 200 husarzy i 100 piechurów) na pomoc Żółkiewskiemu, a pozostałych Kazanowskich całkowicie oddalić. Rozkaz wojskowy syn spełnił, miał obiekcje co do rozkazu dotyczącego wichrzycieli. Osobiście, w towarzystwie Kazanowskich, Jakuba Sobieskiego i Jerzego Ossolińskiego, prędko podążył do Warszawy, prosząc o zmianę decyzji – i udało mu się to osiągnąć[46].

4 września dotarto do Mohylewa, gdzie do wojska wyszli Iwan Szujski i Jerzy Trubecki. Tam też przyszedł list od Chodkiewicza, proszący o dostarczenie pomocy (wysłano 600 piechoty cudzoziemskiej) i szybkie połączenie się.

Królewicz pod Smoleńsk maszerował ponad 3 tygodnie, bo dotarł tam 27 września. 30 września odbyła się rada wojenna, na której zdecydowano z całością sił (wynoszącą 2,3 tys. husarii, 1,6 tys. kozaków, 1,5 tys. rajtarów, 4,8 piechoty[47] - razem ok. 9 tys. żołnierzy) uderzyć na Dorohobuż. 11 października na sam ich widok obrońcy skapitulowali. Na stronę Polaków przeszło 70 bojarów i 1 tys. żołnierzy.

Był to pierwszy sukces militarny w trakcie wyprawy. Zwycięstwo przyszło jednak zdecydowanie za późno – już w październiku temperatura zaczęła spadać, a wojsko Władysława i Chodkiewicza borykało się z problemami aprowizacyjnymi i żołdowymi. Fakt, że Rosjanie nie wychodzili z większą armią w pole, nie szukali walnych bitew, powodował konieczność prowadzenia długich i żmudnych walk oblężniczych. Choć widać były oznaki poparcia dla Władysława, to nie było szans na wybuch antyromanowskiego buntu w samej stolicy, co mogłoby przesądzić o wyniku wyprawy. Na morale żołnierzy niekorzystnie działały wieści z kraju: wprawdzie Żółkiewski zatrzymał turecką nawałę, dzięki zawarciu (mocno krytykowanego) rozejmu pod Buszą (wrzesień 1617 r.), ale latem Szwedzi wznowili działania w Inflantach.

14 października odbyła się rada wojenna. Jej uczestnicy zapewne już znali poglądy Zygmunta Wazy na temat dotychczasowych działań. Król uważał, że zdobywanie Dorohobuża i wysłanie Jana Hrydzicza (początek września), który zresztą przymusowo zawrócił później pod Wiaźmą, do Moskwy z zapewnieniem o dobrych zamiarach (później Hrydzicz podejmie kolejną taką próbę i kolejną nieudaną, po nim do Moskwy ruszy Wawrzyniec Baczyński), wzajemnie się wykluczają. Do tego, monarcha twierdził, że zdobywanie takich twierdz jak Dorohobuż tylko przedłuża działania.

Andrzej Lipski i Lew Sapieha radzili podążyć ku Wiaźmie (w której, na wieść o utracie Dorohobuża, wybuchła panika), Chodkiewicz chciał pozostać na miejscu i przygotować się na zimę.

Posiadając informacje o braku załogi w Wiaźmie, uradzono tam przezimować i wkroczono do tej miejscowości 23 października. Na wieść o tym Rosjanie uciekli w popłochu z Możajska, który również chciano przejąć, ale tym razem hetman musiał ulec niezadowoleniu żołnierzy. Wkrótce zresztą, do Możajska przybędzie oddział 6 tys. żołnierzy pod dowództwem Borysa Łykowa i Grzegorza Wałujewa (niezbyt szczęśliwego wodza spod Carowego Zajmiszcza). Jednocześnie Wołokołamsk został obsadzony przez żołnierzy (5 tys.) Dymitra i Wasyla Czerkasskich.

Zimą, polskie oddziały (głównie lisowczycy) działały m.in. w rejonie Kaługi, gdzie z powodzeniem szarpały wojska Dymitra Pożarskiego[48]. Pod Carowym Zajmiszczem kniaź Łykow rozbił dwie chorągwie kozackie (Rzeczyckiego i Oporowskiego). Dowódca rozzuchwalił się tym czynem i całkowicie odpuścił pilnowanie dyscypliny. Chodkiewicz dowiedział się o tym i zaczął planować kontrakcję. Jednak w wyniku intrygi Zygmunta Kazanowskiego (popartego przez Andrzeja Lipskiego) królewicz także zapragnął wziąć udział w tej akcji, co wymagało wzięcia większej ilości artylerii i ludzi. Takie przygotowania nie umknęły uwadze wroga.

Wymaszerowano 9 grudnia, w sile 1,1 tys. jazdy, 1,5 tys. piechoty i dwóch dział. Podjazdy przyniosły jednak wieść o dużej gotowości Rosjan do boju, co potwierdził wracający z Moskwy wspomniany Wawrzyniec Baczyński. Chodkiewicz chciał sprowokować Łykowa do wyjścia w otwarte pole i dlatego kazał wojsku stać pod bronią przez całą noc (co spowodowało śmierć kilkudziesięciu żołnierzy) – bezskutecznie, rankiem 10 grudnia wojska polskie wycofały się do Wiaźmy, gdzie dotarli 12 grudnia. „Powróciły nic nie dokazawszy do Wiaźmy wojska, mrozami i głodem kilkudniowym znużone, z których wielu, z kawalerii mianowicie niemieckiej konie, a z piechoty ludzi, dla niezwyczajnego zimna potraciło”, podsumował Adam Naruszewicz[49].

Pogarszające się warunki pogodowe spowodowały zaprzestanie podejmowania działań zaczepnych ze strony wojsk Rzeczypospolitej. Armia (podzielona na pięć pułków: królewiczowski, hetmański, Piotra Opalińskiego, Janusza Kiszki i Mikołaja Zieniewicza) rozłożono na leżach zimowych pod Wiaźmą, Kaługą, Wołokołamskiem i Białą.

Powstały zastój, zamierzano wykorzystać dla uzyskania środków dla dalszego prowadzenia działań, bowiem żołnierze nie zaprzestali żądać uregulowania spraw żołdu. Do szlachty wysyłano listy królewicza, na sejm (wyznaczony na 13 lutego 1618 r.) mieli ruszyć: Lew Sapieha i Stanisław Żórawiński.

Sejm (raczej bez entuzjazmu; zresztą nie widać go nawet w listach regalistów i samego króla[50]) poparł dalsze prowadzenie wojny (ale wcale nie wyzbył się chęci jak najszybszego zakończenia jej) i uchwalił podatki (większość województw zgodziła się m.in. na dwa pobory)[51].

Komisarzom w Rosji udało się (za trzecim razem) doprowadzić Hrydzicza do Moskwy (31 grudnia), który 1 stycznia 1618 r. rozpoczął rokowania z Moskwiczanami, którzy oświadczyli, że zawarcie rozejmu nie jest możliwe, jeśli wojska polskie nie opuszczą terytoriów rosyjskich, a także, że nie dojdzie do wymiany jeńców, jeśli Rzeczpospolita najpierw nie wypuści z niewoli Filareta i Golicyna. Nie zgodzono się na czas (1 lutego) i miejsce (Wiaźmy) właściwych rokowań, choć zapewniono, że wkrótce Moskwa wyśle swojego posła, który wraz z polskimi komisarzami ustali szczegóły odbycia się prawdziwych rokowań.

Rosjanie celowo zwlekali z wysłaniem posła, bo wiedzieli, że morale wojska Władysława jest niskie i w każdej chwili Polacy mogą się wycofać. Jednym z głównych elementów jakie trzymały armię w Rosji były ostre rozkazy Zygmunta III. Dopiero 15 marca wyznaczono rosyjskich posłów mających rozmawiać z komisarzami Rzeczypospolitej. Byli to: Fiodor Szeremietiew, Daniel Mezecki, Artiemij Izmaiłow i Piotr Tretiakow.

3 kwietnia do Wiaźmy przybyli Iwan Kondyriew i Fiodor Stiepanow, którzy mieli omówić z Polakami czas i miejsce rozmów. Już na wstępie Rosjanie zastrzegli, że do żadnych rokowań nie dojdzie, jeśli komisarze nie zapewnią bezpieczeństwa posłom i nie skłonią królewicza do wycofania swoich wojsk. Jako termin proponowali 9 lipca, a miejsce – między Smoleńskiem a Orszą.

Rzecz jasna, Polacy nie mogli się wycofać tylko dla samych rokowań. Zresztą, wątpiono w to, że Rosjanie nie wykorzystaliby takiej sytuacji pod względem militarnym. Dlatego na ten punkt jednoznacznie się nie zgodzono, natomiast termin proponowano zmienić na 16 czerwca. Moskwiczanie zaakceptowali to, jednak później oświadczyli, że czterej wysłannicy nie zdążą przybyć w terminie i prosili Polaków o wstrzymanie się z działaniami zbrojnymi jeszcze przez pewien czas, co było niczym innym, jak próbą opóźnienia wznowienia dalszej ofensywy polskich wojsk.

W połowie czerwca ruszono na Borysów. Wszystkie pułki, wzmocnione oddziałem Marcina Kazanowskiego wracającego z Rusi, połączyły się pod Krzemieńskiem. Tam doszło do kulminacji konfliktów Kazanowskich z innymi towarzyszami królewicza.

Otóż, Chodkiewicz odebrał Kazanowskiemu dowództwo nad jego dywizją, pozostawiając mu tylko 800 ludzi. Wielce obraziło to Kazanowskiego, który do obozu wjechał (2 sierpnia) pod buńczukiem, symbolem władzy wojskowej. Chodkiewicz polecił Władysławowi nieco „przytemperować” krnąbrnego przyjaciela, ale królewicz stanął po stronie Marcina. Skończyło się to kłótnią między hetmanem a synem królewskim, zakończoną przeprosinami ze strony Wazy następnego dnia (tj. 5 lipca).

Tego samego dnia armia miała wymaszerować spod Krzemieńska. Przodem maszerował pułk Kiszki, za nim Zieniewicza, następnie Opalińskiego, a potem chorągwie z pułku Kazanowskiego. Tych ostatnich jednak Chodkiewicz nie ujrzał na miejscu i dowiedziawszy się, że stoi za tym Marcin Kazanowski, natychmiast skoczył ku niemu, a gdy ten zaczął uciekać, cisnął ku niemu buzdyganem. Roty, które były sprawcą tego zajścia, nie potrzebowały nawet oddzielnego rozkazu, by zająć miejsce przeznaczone w szeregu.

Armia Władysława była stale wzmacniana liczebnie, tak że we wrześniu liczyła: ok. 2,5 tys. husarii, ok. 2 tys. petyhorców, ok. 2 tys. kozaków, ok. 1 tys. rajtarów i ok. 4 tys. piechoty, ponadto 1 tys. lisowczyków i 1 tys. Moskali wiernych królewiczowi. Razem, ok. 10 tys. żołnierzy i kilka dział[52].

7 lipca wojsko podeszło pod dobrze przygotowany do obrony Borysów (załoga była dowodzone przez Konstantina Iwaszkina i liczyła 1,2 tys. żołnierzy). Szturm przeprowadzony o zmroku zakończył się niepowodzeniem, działania Bartłomieja Nowodworskiego nie przyniosły skutku.

Hetman uważał, że pozostawianie niezdobytego Możajska stanowi zbyt duże zagrożenie dla całej wyprawy i dlatego nie odstąpił od myśli zajęcia tego punktu oporu. Nocą 8/9 lipca, zostawiwszy pod Borysowem tylko 400 piechurów i 2 roty kozackie, Chodkiewicz wyruszył przeciwko oddziałom Łykowa. Gdy dotarł na miejsce, nakazał wojsku ukryć się w chrustach, a przeciwko Rosjanom wystąpili lisowczycy, którym udało się sprowokować wroga do wyjścia poza umocnienia ostrożka. Pozorowana ucieczka przyniosła skutek – Polacy wyszli z ukrycia i rozbili oddziały nieprzyjaciela, który stracił co najmniej 1 tys. żołnierzy.

Klęska wywołała sporą obawę w gronie dowódców rosyjskich. Car nakazał Dymitrowi Czerkasskiemu i Dymitrowi Pożarskiemu iść na pomoc oddziałom broniącym się pod Możajskiem. Tego pierwszego Polacy pobili 22 lipca pod Monasterem Łużeckim. 30 lipca ściągnęli całość sił pod Możajsk chcąc wygłodzić tamtejsze chorągwie Rosjan.

Pożarski przybył (z Kaługi) dopiero pod koniec lipca i stanął pod Monasterem Pafnutiewskim, gdzie rozpoczął budowę ostrożka. Zamierzał szarpać wojsko hetmana i królewicza szybkimi atakami i w miarę możliwości wspierać załogę Możajska pod względem zaopatrzeniowym. W końcu, otrzymawszy nowe rozkazy od Michała Romanowa, Dymitr Michajłowicz nakazał Łykowowi i Czerkasskiemu opuścić Możajsk, co wykonano 14-16 sierpnia. W Możajsku pozostało tylko 800 ludzi, a resztę sił udało się skoncentrować pod Monasterem Pafnutiewskim.

Mimo to, dzięki umocnieniom i fortyfikacjom, załoga Możajska mogła czuć się w miarę bezpiecznie, zwłaszcza, że żołnierze Władysława cierpieli z powodu braku żywności i narzekali na brak żołdu, co spowodowało, że część z nich wróciła do kraju (siły miały podobno stopnieć do liczby 6 tys. ludzi). Odnowiły się spory wewnątrz dowództwa. Po powrocie Lwa Sapiehy i Adama Nowodworskiego (biskup kamieniecki) uradzono pozostawić Możajsk na tyłach i ruszyć na Moskwę[53].

Marsz na Moskwę rozpoczęto 16 września. Jak można przypuszczać, Władysław wierzył, że zdobywając stolicę, osiągnie tron carski, komisarze – że przenosząc działania na tamte tereny, przyśpieszą koniec wojny.

Osiągnięcie jakiegokolwiek powodzenia stanęłoby zapewne pod dużym znakiem zapytania, jeśli nie przybycie 20 tys. Kozaków pod dowództwem atamana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. Dzielni Zaporożcy, wyruszywszy w czerwcu, w drodze do obozu Władysława, zdobyli m.in. Liwny, Jelec, Lebiediany, Dankow[54].

8 października pod Tuszynem oddziały kozackie połączyły się z regularnymi wojskami Władysława. Wzmocnienie wywołało wielką radość w szeregach żołnierzy Rzeczypospolitej i ogromną panikę w Moskwie.

Po przygotowaniach, szturm na stolicę został przeprowadzony w nocy 10-11 października. Na początku 5 tys. mołojców zdezorientowało obrońców co do kierunku uderzenia. Później do natarcia ruszyły dwie grupy żołnierzy: pierwsza (prowadzona przez Bartłomieja Nowodworskiego) miała uderzyć na rejon bramy Arbackiej (obsadzoną przez 457 ludzi pod dowództwem Nikity Godunowa), a druga miała zaatakować bramę Twerską (bronioną przez 584 żołnierzy pod wodzą Daniela Mezeckiego i Grzegorza Wołkońskiego).

Atakujących „witano […] tak gęstą strzelbą, że mury jak ogniste wojsko w polu widziało”[55]. Polakom udało się pokonać załogę ostróżka stojącego w pobliżu bramy Arbackiej i mogli zaatakować same wrota do miasta. Tym razem jednak „gęsta strzelba” przemogła, podobnie było w trakcie ataku na bramę Twerską. Polacy stracili 30-50 zabitych i ponad 100 rannych, wśród tych ostatnich m.in. Jakub Sobieski i Bartłomiej Nowodworski.

Niepowodzenie spowodowało osłabnięcie początkowego entuzjazmu, a nawet euforii. Załoga (ok. 10 tys. ludzi) i umocnienia Moskwy okazały się zbyt silne dla co najmniej 25-tys. armii królewicza Władysława. Coraz bardziej skłoniono się ku kontynuacji rokowań.

Poważne rozmowy zaczęły się 31 października[56]. Z polskiej strony prowadzili je: Lew Sapieha, Adam Nowodworski, Konstanty Plichta, Aleksander Gosiewski i Jakub Sobieski; ze strony Moskwiczan: Fiodor Szeremietiew, Daniel Mezecki, Artiemij Izmaiłow, Iwan Bołotnikow i Matwiej Samow.

Rosjanie nie zmienili głównej treści swoich żądań tj. zwrotu zdobyczy i uwolnienia posłów z 1611 r., ale ich postawa znacznie złagodniała na skutek rajdów Kozaków Sahajdacznego i lisowczyków.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bitwy, wojny i kampanie”