Skok stulecia (dziewiętnastego)

W następstwie rozbiorów ziemie Rzeczypospolitej zostały wcielone do państw zaborczych jako ich prowincje: z terenów zaboru austriackich utworzono Galicję, z kolejnych zaborów pruskich: Prusy Zachodnie, Prusy Południowe i Prusy Nowowschodnie, obszary zagarnięte przez Rosję podzielono na gubernie. Wszędzie wprowadzono własne ustawodawstwo i scentralizowaną biurokrację. W kraju i na emigracji podejmowano przygotowania do walki o niepodległość.
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Skok stulecia (dziewiętnastego)

Post autor: Warka »

Czerwiec 1863 roku nie należał do spokojnych, ale rosyjskie władze Królestwa Polskiego mogły z optymizmem patrzeć w przyszłość. Trwające od schyłku stycznia walki z powstańcami dowiodły przewagi regularnej armii nad słabo uzbrojonymi i nierzadko nieudolnie dowodzonymi oddziałami. Choć w lasach kryły się jeszcze kilkusetosobowe, a niekiedy i ponad tysięczne oddziały, ich dni wydawały się policzone.


Większe miasta, w tym i ćwierćmilionowa Warszawa, pozostawały pod kontrolą władz. Jedynie od czasu do czasu któryś z gorliwszych urzędników padał ofiarą skrytobójców nasłanych przez tajemne państwo polskie. Ludność miasta nie kryła niechęci do Rosjan, ale wobec groźby uwięzienia w Cytadeli i zesłania musiała ograniczać się do symbolicznego manifestowania uczuć. Niekiedy wątpliwości budziła lojalność urzędników pozostających na rządowych posadach. Z drugiej jednak strony, wielu z nich wypełniało swe obowiązki z godną pochwały sumiennością.

Należał do nich Stanisław Hebda. Ten urodzony w Wadowicach (zabór austriacki) urzędnik, na służbę rządową w Królestwie wstąpił jako celnik. Dzięki sumienności i uczciwości (cecha rzadka w administracji rosyjskiej) stopniowo awansował, by w 1840 roku trafić do Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Piął się dalej – choć niezbyt szybko - w hierarchii czynowników awansując od rachmistrza do naczelnika sekcji buchalterii w Wydziale Kontroli. Z tym ostatnim stanowiskiem wiązało się sprawowanie pieczy nad kluczem do jednego z trzech zamków skarbca Królestwa Polskiego, w którym zdeponowano rządowe pieniądze i papiery wartościowe. Hebda był jednym z trzech dysponentów kluczy. W istocie jednak nosił przy sobie dwa z trzech kluczy, bowiem dyrektor główny Komisji tak bardzo ufał sumiennemu pracownikowi, że oddał mu swój klucz. Trzeci zamek w drzwiach skarbca pokonać można było kluczem, który posiadał kasjer Stanisław Janowski, od 17 lat zatrudniony na tym stanowisku.

Nikt w Komisji nie zdawał sobie sprawy, że Hebda nawiązał kontakt z podziemnymi władzami tajemnego państwa polskiego. Inicjatorem owych kontaktów był nie Hebda, lecz powstańczy naczelnik Warszawy Aleksander Waszkowski. Chodziło oczywiście o pieniądze.



Obrazek
Naczelnik Warszawy Aleksander Waszkowski



Pieniądze dla powstania

Z chwilą wybuchu powstania w styczniu 1863 roku kwestia pozyskania środków finansowych na zakup broni zagranicą i utrzymanie walczących wojsk stała się paląca. W kwietniu 1863 r. Rząd Narodowy wydał dekret o ofierze narodowej. Był to jednorazowy podatek o charakterze progresywnym, naliczany od dochodów osiągniętych w 1862 r. Stawki wynosiły od 0,5 proc. dla najbiedniejszych do 10 proc. dla właścicieli nieruchomości i zakładów przemysłowych o dochodzie wyższym niż 10 tys. rubli. Z podatku zwolniono chłopów, czeladź rzemieślniczą, służących i robotników niewykwalifikowanych. Podatnicy mieli 45 dni od daty wezwania na wpłatę należności. Kiedy okazało się, że wielu nie kwapi się z uiszczaniem podatku, termin skrócono do 3 dni.


Obrazek
Dekret Rządu Narodowego o ofierze narodowej


Zdarzały się przypadki wydawania policji poborców, ale winni musieli liczyć się z karami, do wyroku śmieci włącznie. Odmowa zapłacenia podatku kończyła się nierzadko wybiciem szyb w budynkach lub zdemolowaniem lokalu. W warunkach konspiracji, przy stałym zagrożeniu aresztowaniem, podatek nie mógł jednak wpływać regularnie. Zadziwia staranność z jaką dokonywano poboru. Tajemne władze skarbowe nie tylko potrafiły wykryć próby wykpienia się od podatku lub zaniżenia jego wysokości, ale i rozpatrywały skargi na zbyt wysoki jego wymiar. Funkcjonariusze podziemnej skarbowości znali się na swej pracy, bowiem nierzadko w życiu jawnym byli buchalterami w prywatnych lub państwowych instytucjach i mieli na bieżąco wgląd w sprawozdania finansowe kierowane do legalnych władz.

Mimo wszystko, walczący potrzebowali szybkiego i znacznego zastrzyku gotówki. Tak narodził się plan wyjątkowo zuchwałego „skoku” na samo serce finansowego krwioobiegu Królestwa, zdeponowany w budynku Banku Polskiego skarbiec. Cały plan byłby niewykonalny bez udziału Stanisława Hebdy. Ten początkowo odniósł się nieufnie, czemu trudno się dziwić. Zażądał najpierw pisemnego, opatrzonego pieczęcią Rządu Narodowego potwierdzenia, że rozmawia z jego przedstawicielem. Gdy je dostał, zadbał o swój los, wszak było oczywiste, że udział w „skoku na kasę” będzie końcem kariery wzorowego urzędnika Stanisława Hebdy. Rząd Narodowy obiecał mu przeprowadzenie wraz z rodziną przez granicę zaraz po akcji oraz wypłatę z zagarniętych środków równowartości dwuletnich poborów.

6 czerwca w Warszawie

30 maja pracowano cały dzień nad inwentaryzacją zawartości skarbca. Tydzień później, w sobotę 6 czerwca w godzinach popołudniowych, na dziedzińcu urzędu jak zwykle panował ruch. Trzech woźnych, jeden urzędnik oraz jakiś nieznajomy młody człowiek dźwigali do dorożki worki. Pracę kontynuowali, przez nikogo nie niepokojeni, w poniedziałek 8 czerwca. Wartownikom nawet nie przeszło przez myśl, że oto na ich oczach ulatnia się połowa zawartości skarbu Królestwa Polskiego. Kilka dni potem wykradzione środki, w sumie 3,5 mln rubli, znalazły się w rękach Rządu Narodowego.

Dzień później Hebda wraz z rodziną przekroczył nielegalnie granicę między Królestwem Polskim a Galicją, by udać się do Paryża. Tu, aż do upadku powstania, pracował jako rachmistrz w Komisji Długu Publicznego, a później znalazł zatrudnienie w paryskiej bibliotece polskiej na bulwarze Batignolles. Zmarł kilka lat po powstaniu jako człowiek niezamożny, ale „dobrze zasłużony dla Ojczyzny”, jak napisano w piśmie sygnowanym przez Rząd Narodowy.

Zabór kasy głównej Królestwa Polskiego miał tyleż znaczenie materialne, co psychologiczne. W tej drugiej płaszczyźnie stanowił jasny dowód, że ludzie sympatyzujący z powstaniem są wszędzie, nawet na wysokich szczeblach administracji. Dawać to musiało do myślenia nie tylko namiestnikowi Królestwa Fiodorowi Bergowi, ale i samemu carowi Aleksandrowi II.

Z punktu widzenia finansowego gotówka z kasy Banku Polskiego była ważnym, choć niewystarczającym wsparciem dla powstania. Zadziwia fakt, że w wyniesionych workach znalazło się pół miliona rubli w gotówce oraz 3 mln w papierach wartościowych Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Papiery te notowano na giełdzie berlińskiej i dzięki temu były łatwe do spieniężenia. Problem w tym, że ich zniknięcie wykryto następnego dnia, a dysponując numerami obligacji można było je unieważnić. Być może nie spodziewano się , że sprawa wyjdzie na jaw tak szybko, być może zdecydował o wszystkim pośpiech i niedoświadczenie organizatora akcji Aleksandra Waszkowskiego. Czyżby tak doświadczeni urzędnicy jak Hebda i Janowski nie zdawali sobie z tego sprawy? Tak czy inaczej, trzeba było szukać kolejnych dochodów.

Nie mając pełnej dokumentacji finansowej władz powstańczych nie możemy odtworzyć struktury wydatków. Gros środków przeznaczono na broń i ekwipunek, kupowany na Zachodzie i przemycany potem przez granicę Królestwa z Galicją. Koszta utrzymania administracji tajemnego państwa były znikome. Praca w konspiracji miała charakter społeczny i tylko w wyjątkowych wypadkach jej funkcjonariusze otrzymywali gratyfikacje, choć zdarzały się przypadki rozrzutności, a nawet nadużyć. Żołnierze w polu dostawali po 10-15 rubli na rękę, oficer 50. Żony wojskowych, o ile nie miały środków do życia - 25 rubli, czyli niemal tyle, ile wynosiła pensja murarza w Warszawie i na każde dziecko, dodatkowo 10 rubli.

Obligacje

Wpływy do kasy powstańczego rządu rosły wraz z przystąpieniem kolejnych uczestników, ale nawet ofiarność takiego krezusa jak Leopold Kronenberg nie wystarczała dla sfinansowania wojny. Plany pożyczki zagranicznej pod zastaw dóbr narodowych były nierealne, więc w lipcu 1863 r. nałożono na „zamożniejszych kapitalistów” przymusową pożyczkę wewnętrzną w wysokości 5 proc. od dochodu. W zamian wydawano obligacje podpisane przez członków działającej w Paryżu Komisji Długu Publicznego: Władysława Czartoryskiego, Seweryna Gałęzowskiego i Józefa Ordęgę.


Obrazek
Obligacja Komisji Długu Publicznego


Słabnięcie walk powstańczych i stopniowa utrata nadziei na sukces powstania demoralizowały jednak podatników. Dochody okazały się niższe od spodziewanych, a wielu płatników najzwyczajniej w świecie odmawiało wpłat, nie przejmując się groźbą pozbawienia praw obywatelskich. Obligacje pożyczki wydrukowano dopiero w lutym 1864 roku i nie zdołano ich przemycić do kraju, gdzie z konieczności posługiwano się obligacjami tymczasowymi. Fiaskiem okazał się plan wprowadzenia własnego pieniądza. Wydrukowane ze Francji w czerwcu 1864 r. banknoty o łącznej wartości ponad 23 mln złotych polskich nie mogły już trafić do kraju. Komisja Długu Publicznego podjęła więc decyzję o ich zniszczeniu, nie zachowując przy tym nawet okazów muzealnych.

GLORIA VICTIS

W październiku 1863 r. zwierzchnictwo nad ruchem objął Romuald Traugutt. Udało mu się położyć kres sporom o władze nad tajemnym państwem, zabrał się też za reorganizację armii, licząc na zbrojną interwencję francuską, obiecaną przez Napoleona III. Jednak planowane na wiosnę 1864 r. pospolite ruszenie chłopskie okazało się nierealne, bo car ogłosił uwłaszczenie chłopów w Królestwie na korzystnych dla nich warunkach, wzorowanych zresztą na wydanych w początku powstania dekretach uwłaszczeniowych Rządu Narodowego. W kwietniu Traugutta aresztowano, w sierpniu stracono go na stokach Cytadeli wraz z członkami Rządu. W lutym 1865 r. stracono Waszkowskiego, pełniącego funkcję naczelnika Warszawy. „Uderzająca w tej sprawie jest odwaga tego człowieka i jego upór – pisał o nim namiestnik Królestwa, kat powstania, hrabia Fiodor Berg - aby nie opuszczać miasta i kraju. Okoliczność ta dowodzi niestety, że jeszcze wielu ludzi w tym mieście, proteguje takie egzystencje, mimo surowości trybunałów i szubienic”.

Michał Kopczyński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ziemie polskie pod zaborami ogólnie”