SEKRETY POLSKIEJ POLITYKI.
: 05 kwie 2013, 23:18
W związku z 70 rocznicą wybuchu II wojny światowej, 1 września 2009 roku ukazała się książka „Sekrety polskiej polityki. Zbiór dokumentów (1935-1945)” wydana przez Służbę Wywiadu Zagranicznego Rosji. Dokumenty zebrał emerytowany generał SWR (wcześniej funkcjonariusz KGB) L. F. Sockow. Książka wydana została do obiegu wewnętrznego rosyjskiego wywiadu, w małym nakładzie. Z tego co wiem, do dziś nie ukazała się na wolnym rynku w Rosji i nie ma jej polskiego tłumaczenia. Jej pełna wersja w języku rosyjskim (plik PDF) był dostępny w internecie, ale z tego co wiem, to już go nie ma. Polecam natomiast interesujące omówienie tej książki znajdujące się na stronie IPN.
Książka ta wywołała falę gorących dyskusji w mediach. Rozpętała się „burza w szklance wody”. Głos zabrali dziennikarze, publicyści, historycy i politycy. Dyskutowano o czymś, co tak naprawdę przeczytało zapewne kilkaset osób (a jeszcze mniej zrozumiało). W każdym razie, postanowiłem przebrnąć przez tę lekturę. Wynikiem moich wysiłków jest dzisiejsza notka i następne, które ukażą się jutro i pojutrze. Dziś kilka słów tytułem wstępu.
Książka miała ukazać rzekomo nieznane oblicze polskiej polityki zagranicznej przed wojną i zdemaskować nasz kraj jako sojusznika Hitlera w przededniu wybuchu wojny. Autor chciał także obarczyć Polskę odpowiedzialnością, jeśli nie za wybuch wojny, to przynajmniej za niedopuszczenie do zawarcia antyhitlerowskiego sojuszu w 1939 roku pomiędzy ZSRR, Francją i Anglią. Tak, czy inaczej II RP miała jakoby przyczynić się do wybuchu wojny, gdyż „od zawsze” paktowała z Niemcami przeciwko ZSRR. Swoje poglądy na temat polskiej polityki zagranicznej i roli jaką odegrał nasz kraj przed 1 września 1939 roku, generał Sockow wyłożył we wstępie do zbioru dokumentów. Pozwoliłem sobie zamieścić dziś obszerne fragmenty tegoż wstępu. Dokonałem tłumaczenia z języka rosyjskiego, ale oczywiście to tylko moje tłumaczenie i każdy z nas, kto zna język rosyjski, może dokonać własnego. Być może wtedy pojawią się pewne rozbieżności, różnice w przekładach. Jednak na dzień dzisiejszy nie mamy jednego „oficjalnego” tłumaczenia. Musimy więc sobie radzić najlepiej jak potrafimy.
Wszystkich zainteresowanych odsyłam też do dwóch recenzji książki generała Sockowa, które ukazały się w internecie. Jedna pióra dr Piotra Gontarczyka, druga autorstwa Dariusza Wierzchosia. Z recenzji tych można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy na temat wiarygodności i fachowości rosyjskiej publikacji. Od siebie dodam, że nie sposób nie zgodzić się z wieloma uwagami recenzentów.
Trzeba też zauważyć, przy okazji wydania tej książki, że historia wciąż jest nauką polityczną i bardzo łatwo jest używać jej jako narzędzia w rozgrywkach politycznych. Wciąż można pisać historię na nowo, według własnego uznania, nie oglądając się na fakty. W ten sposób traktując naukę historyczną można wyrządzić wiele szkody…
Oto co generał Sockow pisze we wstępie do „Sekretów polskiej polityki”. Ocenę tego przekazu pozostawiam czytelnikom:
„(…) W sierpniu 1939 roku rozpoczęły się w Moskwie rozmowy radzieckiej, angielskiej i francuskiej delegacji, które jak się okazało były ostatnią szansą przeszkodzenia Niemcom w rozpoczęciu II wojny światowej. ZSRR nie mając wspólnej granicy z Niemcami, mógł realnie uczestniczyć w takiej koalicji, pod warunkiem przepuszczenia jego armii przez terytorium Polski, co pozwalało wejść w bezpośrednie starcie z niemieckimi siłami zbrojnymi. (…)
Znajdując się w niewoli historycznych i ideologicznych uprzedzeń, wynosząc własne plany terytorialnych zdobyczy, polski rząd sprzeciwił się temu, nie uświadamiając sobie pełnej groźby dla własnej suwerenności. Iluzoryczne, sformułowane przez polskiego lidera Piłsudskiego i stojącego na czele MSZ Becka, założenia o zbieżności długoletnich interesów Polski i Niemiec na Wschodzie, okazały się fatalne dla polskiego narodu. Warszawa zajęła pozycje wykluczającą możliwość zawiązania układu wojennego między ZSRR, Francją i Anglią przy uczestnictwie strony polskiej. Jest mało prawdopodobne, aby całą polityczną odpowiedzialność za wybuch wojny zrzucić na Polskę, ale jej rząd w kategorycznej formie odrzucił powstanie antyhitlerowskiego frontu w 1939 roku.
Polskie stanowisko, jak pokazują dokumenty, nie było spontaniczne, formułowało się ono latami. Jeszcze w okresie wizyty Goeringa w Warszawie w 1935 roku i w 1937 roku, państwa podpisały umowę o tym, że Polska wesprze dążenia Niemiec do zdjęcia z nich ograniczeń w części zbrojeń oraz ideę przyłączenia Austrii do Rzeszy. Niemcy z kolei, wyraziły gotowość razem z Polską, przeciwstawienia się polityce ZSRR w Europie. W rozmowie z marszałkiem Rydzem-Śmigłym Goering zaznaczył, że „groźny jest nie tylko bolszewizm, ale Rosja jako taka” i że „w takim względzie interesy Polski i Niemiec są zgodne”.
(…) Takie podchody i absolutnie bezpodstawne nadzieje na niemiecko-polski antysowiecki alians doprowadziły do tego, że angielsko-francusko-radzieckie rozmowy wojskowych delegacji skończyły się tydzień przed początkiem wojny, pierwszą ofiarą której okazała się Polska. Dlatego też nie takie dziwne wydają się telegramy polskiego ambasadora w Waszyngtonie, który mając zapewnienia swojego rządu, zapewniał Stany Zjednoczone o tym, że Warszawa nie widzi dla siebie zagrożenia ze strony Niemiec. Oprócz tego był rozdrażniony, że niektórzy amerykańscy politycy uważają Związek Radziecki i jego armię za tę siłę, która może przeciwstawić się Wehrmachtowi w przypadku rozpoczęcia wojny (telegramy Potockiego do MSZ z 8 listopada i 15 grudnia 1937 roku). W październiku 1938 roku ambasador w Berlinie – Lipski informował ministra Becka o „bardziej dobrotliwym” stosunku znaczących osób Rzeszy do Polski i o wysokiej ocenie jej polityki osobiście przez fuhrera.
Likwidacja przez Niemcy Polski jako suwerennego państwa, przekształcenie jej terytorium w Generalną Gubernię III Rzeszy – to cena porażającej krótkowzroczności polskich polityków. Przecież istniała realna możliwość zamknięcia Niemiec pomiędzy dwoma frontami, jak to było w czasach Ententy (…).
Także w czasie wojny, kiedy służby specjalne zjednoczonych państw trzymały się swojego głównego zadania – walki z Niemcami, polski wywiad zgodnie z ustaleniami swojego „londyńskiego” rządu był zajęty pracą wywiadowczą przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Oddział wywiadowczy armii Andersa, stworzonej na terytorium ZSRR, miał zadanie prowadzić działalność operacyjną związaną nie tylko z prowadzeniem działalności wojennej, ale jak mówi się w instrukcji „z potrzebą przyszłego powstania w Polsce”, a także z potrzebą stworzenia warunków dla prowadzenia wywiadu na Wschodzie po wojnie.
Faktem stało się i to, że dla działań poczynionych przez polski rząd na obczyźnie oraz działań, które odbywały się na terytorium Polski, celem były wojska sowieckie przesuwające się w walce w kierunku granicy niemieckiej. Ta działalność stała się przedmiotem spotkania Stalina z Rooseveltem 20 grudnia 1944 roku, na którym okazało się, że akty terrorystyczne polskich bojowników w stosunku do żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, stawiają ich w gronie nazistowskich pomocników.”
Książka ta wywołała falę gorących dyskusji w mediach. Rozpętała się „burza w szklance wody”. Głos zabrali dziennikarze, publicyści, historycy i politycy. Dyskutowano o czymś, co tak naprawdę przeczytało zapewne kilkaset osób (a jeszcze mniej zrozumiało). W każdym razie, postanowiłem przebrnąć przez tę lekturę. Wynikiem moich wysiłków jest dzisiejsza notka i następne, które ukażą się jutro i pojutrze. Dziś kilka słów tytułem wstępu.
Książka miała ukazać rzekomo nieznane oblicze polskiej polityki zagranicznej przed wojną i zdemaskować nasz kraj jako sojusznika Hitlera w przededniu wybuchu wojny. Autor chciał także obarczyć Polskę odpowiedzialnością, jeśli nie za wybuch wojny, to przynajmniej za niedopuszczenie do zawarcia antyhitlerowskiego sojuszu w 1939 roku pomiędzy ZSRR, Francją i Anglią. Tak, czy inaczej II RP miała jakoby przyczynić się do wybuchu wojny, gdyż „od zawsze” paktowała z Niemcami przeciwko ZSRR. Swoje poglądy na temat polskiej polityki zagranicznej i roli jaką odegrał nasz kraj przed 1 września 1939 roku, generał Sockow wyłożył we wstępie do zbioru dokumentów. Pozwoliłem sobie zamieścić dziś obszerne fragmenty tegoż wstępu. Dokonałem tłumaczenia z języka rosyjskiego, ale oczywiście to tylko moje tłumaczenie i każdy z nas, kto zna język rosyjski, może dokonać własnego. Być może wtedy pojawią się pewne rozbieżności, różnice w przekładach. Jednak na dzień dzisiejszy nie mamy jednego „oficjalnego” tłumaczenia. Musimy więc sobie radzić najlepiej jak potrafimy.
Wszystkich zainteresowanych odsyłam też do dwóch recenzji książki generała Sockowa, które ukazały się w internecie. Jedna pióra dr Piotra Gontarczyka, druga autorstwa Dariusza Wierzchosia. Z recenzji tych można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy na temat wiarygodności i fachowości rosyjskiej publikacji. Od siebie dodam, że nie sposób nie zgodzić się z wieloma uwagami recenzentów.
Trzeba też zauważyć, przy okazji wydania tej książki, że historia wciąż jest nauką polityczną i bardzo łatwo jest używać jej jako narzędzia w rozgrywkach politycznych. Wciąż można pisać historię na nowo, według własnego uznania, nie oglądając się na fakty. W ten sposób traktując naukę historyczną można wyrządzić wiele szkody…
Oto co generał Sockow pisze we wstępie do „Sekretów polskiej polityki”. Ocenę tego przekazu pozostawiam czytelnikom:
„(…) W sierpniu 1939 roku rozpoczęły się w Moskwie rozmowy radzieckiej, angielskiej i francuskiej delegacji, które jak się okazało były ostatnią szansą przeszkodzenia Niemcom w rozpoczęciu II wojny światowej. ZSRR nie mając wspólnej granicy z Niemcami, mógł realnie uczestniczyć w takiej koalicji, pod warunkiem przepuszczenia jego armii przez terytorium Polski, co pozwalało wejść w bezpośrednie starcie z niemieckimi siłami zbrojnymi. (…)
Znajdując się w niewoli historycznych i ideologicznych uprzedzeń, wynosząc własne plany terytorialnych zdobyczy, polski rząd sprzeciwił się temu, nie uświadamiając sobie pełnej groźby dla własnej suwerenności. Iluzoryczne, sformułowane przez polskiego lidera Piłsudskiego i stojącego na czele MSZ Becka, założenia o zbieżności długoletnich interesów Polski i Niemiec na Wschodzie, okazały się fatalne dla polskiego narodu. Warszawa zajęła pozycje wykluczającą możliwość zawiązania układu wojennego między ZSRR, Francją i Anglią przy uczestnictwie strony polskiej. Jest mało prawdopodobne, aby całą polityczną odpowiedzialność za wybuch wojny zrzucić na Polskę, ale jej rząd w kategorycznej formie odrzucił powstanie antyhitlerowskiego frontu w 1939 roku.
Polskie stanowisko, jak pokazują dokumenty, nie było spontaniczne, formułowało się ono latami. Jeszcze w okresie wizyty Goeringa w Warszawie w 1935 roku i w 1937 roku, państwa podpisały umowę o tym, że Polska wesprze dążenia Niemiec do zdjęcia z nich ograniczeń w części zbrojeń oraz ideę przyłączenia Austrii do Rzeszy. Niemcy z kolei, wyraziły gotowość razem z Polską, przeciwstawienia się polityce ZSRR w Europie. W rozmowie z marszałkiem Rydzem-Śmigłym Goering zaznaczył, że „groźny jest nie tylko bolszewizm, ale Rosja jako taka” i że „w takim względzie interesy Polski i Niemiec są zgodne”.
(…) Takie podchody i absolutnie bezpodstawne nadzieje na niemiecko-polski antysowiecki alians doprowadziły do tego, że angielsko-francusko-radzieckie rozmowy wojskowych delegacji skończyły się tydzień przed początkiem wojny, pierwszą ofiarą której okazała się Polska. Dlatego też nie takie dziwne wydają się telegramy polskiego ambasadora w Waszyngtonie, który mając zapewnienia swojego rządu, zapewniał Stany Zjednoczone o tym, że Warszawa nie widzi dla siebie zagrożenia ze strony Niemiec. Oprócz tego był rozdrażniony, że niektórzy amerykańscy politycy uważają Związek Radziecki i jego armię za tę siłę, która może przeciwstawić się Wehrmachtowi w przypadku rozpoczęcia wojny (telegramy Potockiego do MSZ z 8 listopada i 15 grudnia 1937 roku). W październiku 1938 roku ambasador w Berlinie – Lipski informował ministra Becka o „bardziej dobrotliwym” stosunku znaczących osób Rzeszy do Polski i o wysokiej ocenie jej polityki osobiście przez fuhrera.
Likwidacja przez Niemcy Polski jako suwerennego państwa, przekształcenie jej terytorium w Generalną Gubernię III Rzeszy – to cena porażającej krótkowzroczności polskich polityków. Przecież istniała realna możliwość zamknięcia Niemiec pomiędzy dwoma frontami, jak to było w czasach Ententy (…).
Także w czasie wojny, kiedy służby specjalne zjednoczonych państw trzymały się swojego głównego zadania – walki z Niemcami, polski wywiad zgodnie z ustaleniami swojego „londyńskiego” rządu był zajęty pracą wywiadowczą przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Oddział wywiadowczy armii Andersa, stworzonej na terytorium ZSRR, miał zadanie prowadzić działalność operacyjną związaną nie tylko z prowadzeniem działalności wojennej, ale jak mówi się w instrukcji „z potrzebą przyszłego powstania w Polsce”, a także z potrzebą stworzenia warunków dla prowadzenia wywiadu na Wschodzie po wojnie.
Faktem stało się i to, że dla działań poczynionych przez polski rząd na obczyźnie oraz działań, które odbywały się na terytorium Polski, celem były wojska sowieckie przesuwające się w walce w kierunku granicy niemieckiej. Ta działalność stała się przedmiotem spotkania Stalina z Rooseveltem 20 grudnia 1944 roku, na którym okazało się, że akty terrorystyczne polskich bojowników w stosunku do żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, stawiają ich w gronie nazistowskich pomocników.”