Kompendium wiedzy o kolejkach sklepowych
: 07 cze 2010, 05:01
Fragment z książki Olgierda Budrewicza pt. "Warszawskie Małe Ojczyzny"
LUDZIE Z KOLEJEK
Kolejki przed sklepami, stacjami benzynowymi, a także urzędami paszportowymi i konsulatami, stawały się w niektórych okresach ważnym miejscem kontaktu międzyludzkiego. Długie nieraz wielogodzinne oczekiwanie tworzy doraźne więzi, budzi silne uczucia, wywołuje wybuchy inicjatywy i pomysłowości, wyłania talenty organizatorskie.
Podobno pierwszy społeczny komitet kolejkowy powstał w roku 1977. Był to wówczas ewenement przyjmowany z mieszanymi uczuciami. Aliści z biegiem czasu, z topnieniem masy towarowej i wydłużaniem się kolejek, technika społecznej samo organizacji zaczęła być powszechnie doceniana.
Pierwsze, być może, naukowe metody ogonkowe narodziły się przed pawilonem meblowym „Emilia" na ulicy Emilii Plater. Faktem jest, że od bardzo dawna układano tam listy osób, które pragnęły zakupić tapczany czy krzesła. Przewodniczący a tacy spontanicznie wyłaniali się z tłumu, przeważnie z grona osób najbliżej stojących rolowali się w momencie zakupu mebli.
Zjawisko z czasem prawie zniknęło, ale w każdej chwili może się odrodzić, więc słowo o organizacji. Oprócz przewodniczącego wybierani byli członkowie komitetu w liczbie od 3 do 10 osób. Komitet urzędował przed sklepem przez 24 godziny, były więc także dyżury nocne. Codziennie o godzinie 9 rano wszyscy zapisani mieli obowiązek stawienia się na miejscu. Każdy znał swój numer na liście. Głośno czytane były nazwiska zapisanych osób i każda z wyczytanych musiała potwierdzić swoją obecność. Ta sama procedura powtarzana była o godzinie 11 w nocy. W przypadku jakiejkolwiek niejasności, ludzie komitetu sprawdzali dane personalne z dowodem osobistym. Jeżeli osoba zapisana na liście nie mogła się zgłosić, musiała wydelegować swojego upoważnionego przedstawiciela lub przekazać komitetowi dowód osobisty. Nowi kandydaci na klientów meblowych zapisywani byli jedynie przez członków komitetu, co respektował personel sklepu. Trzech przedstawicieli komitetu było obecnych przy odbiorze przywożonego towaru. Istniały znikome szansę zakupu mebli poza kolejnością.
Ta technika i organizacja oczekiwania na towar została powszechnie zaakceptowana. A oczekiwanie trwało proszę nie powtarzać cudzoziemcom, bo nie uwierzą! po trzy i nawet pięć miesięcy.
W innych sklepach meblarskich np. na Nowolipiu komitety społeczne cedowały część swoich uprawnień (?) na pracowników placówki handlowej, którzy sami prowadzili listę kandydatów do zakupów, informując ich telefonicznie o nadejściu szczęśliwej chwili.
W sklepie ze sprzętem gospodarstwa domowego na Żurawiej działał komitet, który sprawdzał listę codziennie o 11 rano; trzykrotna nieobecność powodowała skreślenie z listy. Wprowadzenie tak zwanych przedpłat wywróciło na krótko sens działania społecznych komitetów. Powstało zamieszanie, i tu i ówdzie powrócono do respektowania list społecznych, niestety, limitowanych ubogą ilością towaru.
Jak wiadomo, ażeby nabyć samochód osobowy, stoi się również w kolejce. Przedsiębiorstwo „Polmozbyt" usiłowało ignorować powstające komitety społeczne, zostało jednak do tego zmuszone solidarna postawa klientów.
W jakimś momencie historycznym zakazano wszelkich zorganizowanych kolejek po meble i inne przedmioty „trwałego użytku", ale aparat społeczny odtwarza się gdzie można błyskawicznie.
I tak z małymi odchyleniami dzieje się prawie wszędzie, gdzie toczy się walka o zdobycie czegoś, co zdobyć trudno. Inne nieco formy przybierają organizacje społeczne tworzące się ad hoc przed urzędami paszportowymi i konsulatami wydającymi wizy. Kolejki przed sklepami spożywczymi i kioskami mają charakter improwizowany, choć i tutaj manifestuje się wola społecznej samo organizacji.
W miarę upływu czasu i pogłębiania się kryzysu gospodarczego pojawili się utalentowani ekonomiści amatorzy, którzy wpisywali się na wiele list w różnych punktach miasta, systematycznie wizytowali sklepy. Osobnicy ci (niekiedy działający w zmowie ze sprzedawcami) odsprzedawali następnie otrzymane produkty z astronomicznym zyskiem, często ogłaszali się w ,,Życiu Warszawy".
W kolejkach jest samo życie: ujawnia się niezwykła solidarność i życzliwość (wzajemne informowanie się, zajmowanie miejsc, pilnowanie dzieci, psów itp.), zawiązują trwalsze przyjaźnie. Eksplodują jednak również brutalność i chamstwo, ujawniają się złe instynkty. „Plagą" są ci, co mają prawo do zakupów poza kolejnością inwalidzi, emeryci, matki z dziećmi; owe osoby uprzywilejowane traktowane są z coraz mniejszą kurtuazją i cierpliwością przez tłum, a stosunek do nich każe zadumać się nad stanem kultury współżycia.
Kolejki przed sklepami prowadzą w ramach swojej szczególnej działalności kulturalno-oświatowej intensywną wymianę najnowszych dowcipów, a także informacji i komentarzy politycznych. Po paru godzinach kolejkowania wraca się często do domu z pustymi rękami, za to z bogatym materiałem do przemyśleń, z gruntownym przygotowaniem do prawidłowego odbioru treści najbliższego dziennika telewizyjnego. Trochę to, co napisano powyżej, zdezaktualizowało się, aliści nie świeżość kolejkowych pomysłów i rozwiązań jest tu istotna. W Warszawie imponuje zawsze ludzka żywotność, gotowość do akcji, zaradność. Czasem wspaniała, innym razem budząca zażenowanie i niechęć. Właściwie to warszawiacy zawsze woleli realizować zasadę „Kupą, mości panowie", a filozofia kolejkowa, czyli konieczność przestrzegania „ordnungu" głęboko ich mierziła. Czego się jednak nie robi, kiedy życie zmusza !
LUDZIE Z KOLEJEK
Kolejki przed sklepami, stacjami benzynowymi, a także urzędami paszportowymi i konsulatami, stawały się w niektórych okresach ważnym miejscem kontaktu międzyludzkiego. Długie nieraz wielogodzinne oczekiwanie tworzy doraźne więzi, budzi silne uczucia, wywołuje wybuchy inicjatywy i pomysłowości, wyłania talenty organizatorskie.
Podobno pierwszy społeczny komitet kolejkowy powstał w roku 1977. Był to wówczas ewenement przyjmowany z mieszanymi uczuciami. Aliści z biegiem czasu, z topnieniem masy towarowej i wydłużaniem się kolejek, technika społecznej samo organizacji zaczęła być powszechnie doceniana.
Pierwsze, być może, naukowe metody ogonkowe narodziły się przed pawilonem meblowym „Emilia" na ulicy Emilii Plater. Faktem jest, że od bardzo dawna układano tam listy osób, które pragnęły zakupić tapczany czy krzesła. Przewodniczący a tacy spontanicznie wyłaniali się z tłumu, przeważnie z grona osób najbliżej stojących rolowali się w momencie zakupu mebli.
Zjawisko z czasem prawie zniknęło, ale w każdej chwili może się odrodzić, więc słowo o organizacji. Oprócz przewodniczącego wybierani byli członkowie komitetu w liczbie od 3 do 10 osób. Komitet urzędował przed sklepem przez 24 godziny, były więc także dyżury nocne. Codziennie o godzinie 9 rano wszyscy zapisani mieli obowiązek stawienia się na miejscu. Każdy znał swój numer na liście. Głośno czytane były nazwiska zapisanych osób i każda z wyczytanych musiała potwierdzić swoją obecność. Ta sama procedura powtarzana była o godzinie 11 w nocy. W przypadku jakiejkolwiek niejasności, ludzie komitetu sprawdzali dane personalne z dowodem osobistym. Jeżeli osoba zapisana na liście nie mogła się zgłosić, musiała wydelegować swojego upoważnionego przedstawiciela lub przekazać komitetowi dowód osobisty. Nowi kandydaci na klientów meblowych zapisywani byli jedynie przez członków komitetu, co respektował personel sklepu. Trzech przedstawicieli komitetu było obecnych przy odbiorze przywożonego towaru. Istniały znikome szansę zakupu mebli poza kolejnością.
Ta technika i organizacja oczekiwania na towar została powszechnie zaakceptowana. A oczekiwanie trwało proszę nie powtarzać cudzoziemcom, bo nie uwierzą! po trzy i nawet pięć miesięcy.
W innych sklepach meblarskich np. na Nowolipiu komitety społeczne cedowały część swoich uprawnień (?) na pracowników placówki handlowej, którzy sami prowadzili listę kandydatów do zakupów, informując ich telefonicznie o nadejściu szczęśliwej chwili.
W sklepie ze sprzętem gospodarstwa domowego na Żurawiej działał komitet, który sprawdzał listę codziennie o 11 rano; trzykrotna nieobecność powodowała skreślenie z listy. Wprowadzenie tak zwanych przedpłat wywróciło na krótko sens działania społecznych komitetów. Powstało zamieszanie, i tu i ówdzie powrócono do respektowania list społecznych, niestety, limitowanych ubogą ilością towaru.
Jak wiadomo, ażeby nabyć samochód osobowy, stoi się również w kolejce. Przedsiębiorstwo „Polmozbyt" usiłowało ignorować powstające komitety społeczne, zostało jednak do tego zmuszone solidarna postawa klientów.
W jakimś momencie historycznym zakazano wszelkich zorganizowanych kolejek po meble i inne przedmioty „trwałego użytku", ale aparat społeczny odtwarza się gdzie można błyskawicznie.
I tak z małymi odchyleniami dzieje się prawie wszędzie, gdzie toczy się walka o zdobycie czegoś, co zdobyć trudno. Inne nieco formy przybierają organizacje społeczne tworzące się ad hoc przed urzędami paszportowymi i konsulatami wydającymi wizy. Kolejki przed sklepami spożywczymi i kioskami mają charakter improwizowany, choć i tutaj manifestuje się wola społecznej samo organizacji.
W miarę upływu czasu i pogłębiania się kryzysu gospodarczego pojawili się utalentowani ekonomiści amatorzy, którzy wpisywali się na wiele list w różnych punktach miasta, systematycznie wizytowali sklepy. Osobnicy ci (niekiedy działający w zmowie ze sprzedawcami) odsprzedawali następnie otrzymane produkty z astronomicznym zyskiem, często ogłaszali się w ,,Życiu Warszawy".
W kolejkach jest samo życie: ujawnia się niezwykła solidarność i życzliwość (wzajemne informowanie się, zajmowanie miejsc, pilnowanie dzieci, psów itp.), zawiązują trwalsze przyjaźnie. Eksplodują jednak również brutalność i chamstwo, ujawniają się złe instynkty. „Plagą" są ci, co mają prawo do zakupów poza kolejnością inwalidzi, emeryci, matki z dziećmi; owe osoby uprzywilejowane traktowane są z coraz mniejszą kurtuazją i cierpliwością przez tłum, a stosunek do nich każe zadumać się nad stanem kultury współżycia.
Kolejki przed sklepami prowadzą w ramach swojej szczególnej działalności kulturalno-oświatowej intensywną wymianę najnowszych dowcipów, a także informacji i komentarzy politycznych. Po paru godzinach kolejkowania wraca się często do domu z pustymi rękami, za to z bogatym materiałem do przemyśleń, z gruntownym przygotowaniem do prawidłowego odbioru treści najbliższego dziennika telewizyjnego. Trochę to, co napisano powyżej, zdezaktualizowało się, aliści nie świeżość kolejkowych pomysłów i rozwiązań jest tu istotna. W Warszawie imponuje zawsze ludzka żywotność, gotowość do akcji, zaradność. Czasem wspaniała, innym razem budząca zażenowanie i niechęć. Właściwie to warszawiacy zawsze woleli realizować zasadę „Kupą, mości panowie", a filozofia kolejkowa, czyli konieczność przestrzegania „ordnungu" głęboko ich mierziła. Czego się jednak nie robi, kiedy życie zmusza !