Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL. Wyd. b.d., Kielce 1999, s.
203-220. Dodane przez autora: tytuł, wyodrębnienie części I i pierwszy akapit.
Części II-IV dodane i opisane przez Mirosława Ruska (Cz. II, s. 324-326, s.
335-338; Cz. III, s. 367-369, s. 395; Cz. IV, s. 423).
Józef Kossecki
JAK MANIPULOWANO NAUKĄ POLSKĄ
Część I
Okres stalinowski
Wielka podatność na manipulacje współczesnego pokolenia nie jest
dziełem przypadku. Poprzedził ją dość długi okres przygotowawczy, którego
początku należy szukać w okresie stalinowskim, a ściśle mówiąc po 1948 roku.
W tym to okresie niemal całkowicie usunięto z programów szkolnych, jak
również programów studiów te przedmioty, które uczyły samodzielnego,
krytycznego myślenia, a tym samym uodparniały ludzi na wszelkiego rodzaju
manipulecje.
W ścisłym kierownictwie politycznym partii za aparat bezpieczeństwa
odpowiedzialny był w tym okresie Jakub Berman, który również sprawował
kontrolę nad sprawami ideologii, a w związku z tym podlegały mu takie
instrumenty sterowania społecznego i walki informacyjnej jak propaganda,
nauka wraz ze szkolnictwem i kultura, które według obowiązujących wówczas
koncepcji marksistowsko-leninowskich miały służyć przede wszystkim do
indoktrynacji ideologicznej społeczeństwa.
Indoktrynacja ta była wówczas prowadzona w dużej mierze wbrew
podstawowym zasadom socjotechniki propagandy, z których wykorzystywano
tylko nieliczne - najbardziej proste i prymitywne.
Podstawową zasadą socjotechniki propagandy, którą wykorzystywano
w procesie indoktrynacji naszego narodu w okresie stalinowskim, była zasada
masowości i długotrwałości działania. Propagandę i indoktrynację prowadzono
w skali masowej - wszędzie i stale. Nie było takiej dziedziny życia społecznego,
do której by się ona nie wciskała w sposób nachalny. Oczywiście w rezultacie
po pewnym czasie uzyskano efekt znieczulenia na tę propagandę, co dało znać
o sobie już w okresie kryzysu związanego z procesem destalinizacji w 1956
roku.
Zgodnie z zasadami socjotechniki propagandy, działania zmierzające do
przekształcenia świadomości społecznej powinny być prowadzone stopniowo,
przy wykorzystaniu istniejącego w społeczeństwie kodu społeczno-kulturowego
i funkcjonujących w nim stereotypów. 2
Natomiast indoktrynacja marksistowska, w okresie stalinowskim, była
w Polsce prowadzona bardzo szybko i w dużej mierze w sposób sprzeczny
z polskim kodem społeczno-kulturowym. Podstawowe elementy tego kodu to -
jak wspomnieliśmy wcześniej - trzy stereotypy: rycerski, męczennika
i szlachecki. Tymczasem propaganda komunityczna zajmowała się opluwaniem
polskich bohaterów (nie tylko z okresu ostatniej wojny) i w ogóle dużej części
polskiej tradycji. Co więcej wielu bohaterów z okresu II wojny światowej
prześladowano, a nawet mordowano. Było to działanie propagandy - i nie tylko
propagandy, wbrew stereotypom - rycerskiemu i męczennika. Nic dziwnego, że
naród polski był niejako impregnowany przeciw tego rodzaju propagandzie
i indoktrynacji, której miała ona służyć.
Jedynie stereotyp szlachecki był w propagandzie partyjnej i państwowej
PRL wykorzystywany w zdegenerowanej formie - propagowano mianowicie
tzw. awans społeczny. Awansem tym miało być przeniesienie się ze wsi do
miasta, zdobycie wykształcenia, stanowiska kierowniczego, wstąpienie do partii
itd. Ten motyw faktycznie chwycił w skali masowej, przyciągając jednak nie
tylko zwyczajnych ludzi - chłopów i robotników - ale również amatorów łatwej
kariery niezależnej od wyników pracy, co wkrótce zaowocowało powstaniem
tzw. nomenklatury, która szybko się zdegenerowała. Zarówno w szeregach partii
jak i w murach wyższych uczelni znalazło się bardzo wielu ludzi (a w miarę
upływu czasu i postępów budownictwa socjalistycznego było ich coraz więcej),
których mało interesowała ideologia, nauka czy wykonywany zawód, natomiast
chodziło im głównie o osobistą ułatwioną karierę za wszelką cenę.
Od tysiąca lat integralną częścią polskiej kultury narodowej jest religia
katolicka, która zrosła się z naszym kodem społeczno-kulturowym. Zgodnie
więc z zasadami socjotechniki propagandy, indoktrynację marksistowską
(podobnie zresztą jak każdą inną) - jeżeli miała być skuteczna - należało
rozpocząć od wskazania punktów stycznych marksizmu i katolicyzmu.
Marksowską teorię wartości dodatkowej i walkę z wyzyskiem prowadzoną przez
marksistów, można było przedstawić jako kontynuację walki św. Tomasza
z Akwinu z lichwiarskim wyzyskiem w średniowieczu. W sferze zaś filozofii
można było wskazywać daleko idące pokrewieństwo między epistemologią
marksistowską i tomistyczną. Tymczasem propaganda partyjno-państwowa
w PRL zajmowała się głównie propagowaniem tzw. naukowego światopoglądu,
eksponując zasadnicze różnice między materializmem a fideizmem
(idealizmem) w sferze ontologii.
W ramach indoktrynacji marksistowskiej mało czasu poświęcano nauce
samodzielnego stosowania metody dialektycznej, natomiast przedstawiano
marksizm jako zbiór prawd „naukowych”, „jedynie słusznych”, odkrytych przez
klasyków marksizmu-leninizmu (nieomal przez nich „objawionych”), do
których interpretacji uprawnieni są tylko partyjni „uczeni w piśmie”. 3
Ta metoda indoktrynacji mogła ewentualnie być skuteczna
w środowiskach żydowskich, w których funkcjonuje stereotyp uczonego rabina,
nie mogła natomiast dać trwałych rezultatów w środowiskach polskich.
Funkcjonujący w polskim narodzie stereotyp męczennika powodował, że
represje i prześladowania policyjne i administracyjno-sądowe, wspomagające
indoktrynację, w skali masowej i w dłuższym okresie czasu, przynosiły skutki
przeciwne do zamierzonych, podnosząc autorytet zarówno Kościoła - który stał
się w tym czasie jedyną ostoją niezależności od partii i sterowanego przez nią
państwa, jak i osób prześladowanych.
Większość ludzi programujących indoktrynację ideologiczną w Polsce na
przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, prawdopodobnie nie zdawała
sobie sprawy z opisanych wyżej prawidłowości, bezkrytycznie stosując metody
wzorowane (na – uwaga M. R.) tych, które stosowano w ZSRR. Podstawą tych
metod była totalna indoktrynacja ideologiczna połączona z biurokratyzacją
poszczególnych dziedzin życia społecznego - obajmująca nie tylko zwyczajną
propagandę, lecz także naukę, kulturę i szkolnictwo.
Rozpoczęto w tym czasie akcję etatyzacji i ideologizacji polskiej nauki
i polskiego szkolnictwa. W miejsce dawnych, mających wieloletnią tradycję
społecznych instytucji naukowych - takich jak Polska Akademia Umiejętności
i Towarzystwo Naukowe Warszawskie - w dniu 30 października 1951 r.
powołano do życia biurokratyczną strukturę w postaci Polskiej Akademii Nauk
(odpowiednik Akademii Nauk ZSRR), która miała być „sztabem generalnym
armii polskich uczonych, kroczących w pierwszym szeregu budowniczych
socjalizmu w Polsce”. Na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego I Kongresu
Nauki Polskiej w dniu 8 września 1950 r., z udziałem ministra Adama
Rapackiego, ustalono, że należy zapewnić udział w strukturze Akademii
czynników rządowych „ze względu na słabość ideologiczną większości naszych
uczonych”, chodziło o to, by „Akademia mogła być terenem walki ideologicznej
w kołach naukowych”
1
.
„W ramach «akcji N» partia przejęła pod kontrolę przede wszystkim dwa
najważniejsze odcinki frontu nauki - decyzje programowo-organizacyjne
i sprawy personalne. Działania dziedzinowych kierowników frontu koordynował
nieliczny zespół etatowych pracowników Wydziału Nauki i Szkół Wyższych
KC PZPR. Kierownik Wydziału konsultował ważniejsze decyzje z sekretarzem
KC, Edwardem Ochabem, ten zaś prowadził rozmowy z członkiem Biura
Politycznego Jakubem Bermanem. Przy Wydziale działało kolegium, złożone
z kierowników poszczególnych odcinków frontu nauki. W terenie sprawami
uczelni zajmował się jeden z instruktorów wydziału propagandy danego
komitetu wojewódzkiego.
Zgodnie z wytycznymi władz partyjnych «Nowe Drogi» (organ
teoretyczny i polityczny KC PZPR - przyp. J. K.), a następnie inne periodyki,
1
P. Hübner, Nauka polska po II wojnie światowej - idee i instytucje, Warszawa 1987, s. 143-144.4
rozpoczęły szeroko zakrojoną akcję popularyzacji problematyki ideologicznej,
opartą na dorobku nauki radzieckiej. Z wzorów pracy ogólnopartyjnej
przenoszono do środowiska naukowego takie formy działania jak: kampanie,
akcje, samokrytykę. Pojawili się zwolennicy cytatologii, eksponujący zdania
klasyków marksizmu jako dowód poprawności metodologicznej. Eksponowano
tezy Stalina - «największego uczonego naszych czasów». (...) Do życia
naukowego wprowadzono publicystykę, wspartą o autorytet władzy. Oficjalny
charakter miała dyskusja o wypowiedziach Stalina na temat językoznawstwa,
czy debata na temat osiągnięć Łysenki (radzieckiego biologa profesoraszarlatana - przyp. J. K.). Operowano w dyskusji dychotomicznym podziałem na
naukę «burżuazyjną» i «socjalistyczną», «dawną» i «nową». W procesie walki
o nową naukę kryły się często w kostiumie ideologicznym grupowe
i jednostkowe interesy”
2
.
Wytyczne do „akcji N” (N - nauka) zostały sformułowane
w niepublikowanej uchwale Biura Politycznego KC PZPR z 23 czerwca 1949 r.
w sprawie Kongresu Nauki. Rzucono hasło „ofensywy ideologicznej”,
zapowiedziano propagowanie marksizmu i włączenie nauki do „pracy nad
wykonaniem” Planu Sześcioletniego. Celem ofensywy miało być wyizolowanie
„elementów zdecydowanie reakcyjnych” w środowisku naukowym.
W listopadzie 1949 r. projekt organizacji I Kongresu Nauki Polskiej omawiało
Biuro Polityczne. W lutym 1950 r. powołano Komitet Wykonawczy I KNP,
który zgodnie z wytycznymi władz politycznych przygotował scenariusz,
według którego w dniach od 29 czerwca do 2 lipca 1951 r. odbył się
wspomniany Kongres.
W tym czasie Rada Główna do Spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego
zeszła do roli organu wykonawczego Ministerstwa Szkół Wyższych i Nauki. Po
reorganizacji w lipcu 1949 r. Prezydium Rady było coraz bardziej tożsame
z kierownictwem resortu.
W dniach 15 i 16 lipca 1950 r. obradowało plenum KC PZPR, na którym
referat „Zagadnienia kadr w świetle zadań Planu Sześcioletniego” wygłosił
Zenon Nowak.
„W dyskusji nad referatem A. Rapacki dowodził: «Przy wszystkich
wysiłkach i sukcesach w walce o starą kadrę nie dokonamy decydującego
przełomu w walce o ideologiczną treść i sens nauczania bez wychowania nowej,
swojej kadry pomocniczych sił naukowych. Wiemy natomiast, że polityczny
stan kadry asystenckiej jest gorszy niż kadry profesorskiej. Tu musi niedługo
nastąpić gruntowny przełom przy zastosowaniu rewolucyjnych metod szkolenia
tej kadry». Nie zapomniano też oczywiście o metodzie administracyjnej selekcji
asystentów i adiunktów, dla resortu była to droga znacznie prostsza i łatwiejsza
w wykonaniu”
3
.
2
Tamże, s. 99-100.
3
Tamże, s. 100-101.5
Zgodnie z tą koncepcją tych starych profesorów, którzy nie odpowiadali
ideologicznym kryteriom odsunięto od kształcenia młodej kadry. Musieli więc
odejść na boczny tor tacy wybitni profesorowie jak Czekanowski, Ajdukiewicz,
Ingarden, Kotarbiński, Ossowski, Tatarkiewicz i wielu innych. Profesorami
i docentami mianowano wielu „politycznie pewnych”, którzy przedtem
najczęściej niewiele mieli wspólnego z pracą naukową, a zdarzali się wśród nich
nawet tacy, którzy nie mieli ukończonych wyższych studiów (wyjątek w tym
gronie stanowił profesor Adam Schaff, który miał ukończone studia prawnicze
przed wojną na uniwersytecie we Lwowie i zrobił wojenny doktorat w ZSRR
z zakresu filozofii). Korzystały też z sytuacji wszelkiego rodzaju miernoty, które
działalnością polityczną pomagały sobie w karierze naukowej.
Do szybkościowego kształcenia kadry naukowej w humanistyce
utworzono Instytut Kształcenia Kadr Naukowych.
„Instytut Kształcenia Kadr Naukowych zaczęto organizować jedynie
z koncepcją późniejszego dyrektora, A. Schaffa. W marcu 1950 r. uformowano
trzy wydziały: filozofii z teorią państwa i prawa, historii oraz ekonomii
politycznej. Kierunki te uznano więc za newralgiczne kadrowo. Większość
przyszłych wykładowców odbyła parotygodniowy kurs specjalny w placówkach
radzieckich, wspominano też doświadczenia dawnego Instytutu Czerwonej
Profesury. Kształcenie w IKKN miało trwać trzy lata, dotyczyło wyłącznie osób
mających rekomendacje władz partyjnych. Zakładano, iż kandydaci będą mieć
ukończoną szkołę średnią, ale istniała możliwość pominięcia i tego wymogu
4
.
W toku zajęć słuchacze IKKN mieli prowadzić własne wykłady w Szkole
Partyjnej oraz w uczelniach warszawskich. Przygotowywali też na seminariach
własne doktoraty. Wydziały IKKN dzieliły się na katedry, kierownicy tych
katedr posiadali w większości etaty w zwykłej uczelni.
Pierwszym publicznym wystąpieniem pracowników IKKN była sesja
teoretyczna, poświęcona omówieniu znaczenia prac Stalina o językoznawstwie,
zorganizowana przy współudziale «Nowych Dróg» 4 grudnia 1950 r.
Przykładem polemicznych prac może być broszura Bronisława Baczki «O
poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego».
Ideą wokół której koncentrowała się działalność pracowników IKKN była
koncepcja «partyjności nauki». Emil Adler w artykule «Partyjność filozofii
i nauki», na łamach PAN-owskiej «Nauki Polskiej» (1953, nr 2) wskazywał że «
wszelkie deklarowanie ponadklasowości, ponadpartyjności w zagadnieniu
filozofii, a więc zagadnieniu należącym do nadbudowy, jest obłudą
4
Aby ułatwić przyjęcie na wyższe studia osobom, które nie ukończyły pełnej szkoły średniej i nie zdały
normalnej matury, w pierwszych latach po wojnie, organizowano tzw. kursy zerowe oraz uniwersyteckie studia
przygotowawcze, na których w przyspieszonym tempie - w ciągu jednego roku lub dwu lat - przerabiano kurs
szkoły średniej. Po ukończeniu takiego kursu lub studium, ich absolwenci uzyskiwali prawo rozpoczęcia
studiów na normalnych uczelniach. Była to jedna z metod przyspieszania tzw. awansu społecznego osób
o odpowiednim pochodzeniu społecznym i postawie politycznej.6
i świadomym stawaniem w służbie imperialistycznej burżuazji i jej niedobitków
u nas»”
5
.
Aby się przekonać co to oznaczało w praktyce naukowej, warto
przytoczyć pewne charakterystyczne cytaty z prac „naukowych”, które
spełaniały postulat „partyjności” - tak jak ją rozumiał Adler, Berman i inni
organizatorzy ówczesnego życia naukowego w Polsce i ich radzieccy
nauczyciele.
Swoistym katechizmem „partyjnej filozofii” a la Adler był „Krótki
słownik filozoficzny” pod redakcją M. Rozentala i P. Judina, przetłumaczony na
język polski i wydany w 1955 roku. Pod hasłem „Teoria względności” czytamy
w nim:
„(...) Einstein ignoruje rzeczywistą podstawę teorii względności - słuszne
pojmowanie materii. Przedstawia on tę teorię jako wniosek z pewnych rzekomo
konwencjonalnie przyjętych postulatów, pozwalających «opisać» zależności
między wielkościami przestrzennymi i czasowymi. (...) Wychodząc
z wypaczonej interpretacji zasady względności, wyciąga Einstein w ogólnej
teorii względności antynaukowy wniosek o równej prawomocności systemu
Kopernika i Ptolomeusza, tj. wniosek, że równie słuszne jest twierdzenie
przypisujące Ziemi ruch wokół Słońca (i układu słonecznego), jak twierdzenie
przypisujące Słońcu ruch wokół Ziemi. Twierdzenie to jest z gruntu fałszywe
i antynaukowe, ponieważ neguje ono materialną, genetyczną jedność układu
słonecznego i prowadzi do bezsensownych wniosków w rodzaju wniosku
o nieskończonej prędkości ruchu oddalonych ciał niebieskich względem
(obracającej się) Ziemi. Zarazem zmierza ono do zdyskredytowania wielkiego
rewolucyjnego odkrycia Kopernika. Idealistycznej interpretacji teorii
względności uchwycili się obskuranci i mistycy, którzy dogadali się aż do
realności czwartego wymiaru przestrzeni, skończoności świata i tym podobnych
nonsensów. Błędy Einsteina są świadectwem tego, jak słuszna teoria fizyczna w
warunkach ogólnego gnicia kultury burżuazyjnej zostaje wypaczona i jest
wykorzystywana przez idealizm. Radzieccy fizycy i filozofowie obalili szereg
antynaukowych twierdzeń zwolenników Einsteina, Eddingtona i innych. (...)”
6
.
Z kolei pod hasłem „Cybernetyka” czytamy w cytowanym Słowniku:
„(...) - reakcyjna pseudonauka, stworzona w USA po drugiej wojnie
światowej i szeroko propagowana również w innych krajach kapitalistycznych;
postać współczesnego mechanicyzmu. (...) Cybernetyka jest w istocie
skierowana przeciwko dialektyce materialistycznej, przeciwko współczesnej
fizjologii naukowej ugruntowanej przez I. P. Pawłowa i marksistowskiemu,
5
Tamże, s. 101-102. Warto przypomnieć, że słuchacze IKKN rekrutowali się z kadr MBP, aparatu politycznego
wojska, aparatu partyjnego oraz organizacji młodzieżowych - np. Zygmunt Bauman był politrukiem w KBW,
Włodzimierz Brus i Bronisław Baczko w wojsku - podobnie jak Mieczysław Rakowski. Nic więc dziwnego, że
absolwenci IKKN wnosili do nauki i dydaktyki język charakterystyczny dla wojny psychologicznej, a pojęcia
naukowe zastępowali stereotypami.
6
M. Rozental, P. Judin [red.], Krótki słownik filozoficzny, Warszawa 1955, s. 682-683.7
naukowemu pojmowaniu praw życia społecznego. Ta mechanistyczna,
metafizyczna pseudonauka daje się doskonale kojarzyć z idealizmem w filozofii,
psychologii, socjologii.
W cybernetyce ujawnia się w sposób jaskrawy jeden z podstawowych
rysów światopoglądu burżuazyjnego - jego antyhumanitaryzm, dążenie do
przekształcenia robotnika w dodatek do maszyny, narzędzie produkcji i wojny.
(...) Podżegacze do nowej wojny światowej wykorzystują cybernetykę do swych
brudnych celów. (...) Cybernetyka jest więc nie tylko ideologiczną bronią reakcji
imperialistycznej, ale i środkiem realizacji jej agresywnych planów
wojennych”
7
.
Uprawianie cybernetyki było w krajach komunistycznych w okresie
stalinowskim zakazane, a np. twórca polskiej cybernetyki profesor Marian
Mazur, musiał w tym czasie tworzyć swą cybernetyczną teorię układów
samodzielnych potejemnie, oficjalnie uprawiając naukę o termoelektryczności,
za dorobek z tej dziedziny uzyskał doktorat i tytuł profesora nadzwyczajnego,
potem zaś gdy po 1956 roku można już było w PRL uprawiać cybernetykę
i mógł oficjalnie zająć się tą dziedziną, nie uzyskał już tytułu profesora
zwyczajnego
8
.
Rezultat był taki, że nauka zachodnia - zwłaszcza amerykańska - oprócz
wyprzedzenia związanego z tym, że cybernetyka jako współczesna,
zmatematyzowana dyscyplina naukowa powstała w USA, uzyskała jeszcze
dodatkowe wyprzedzenie spowodowane zakazem uprawiania cybernetyki
w bloku komunistycznym. Dopiero na skutek interwencji radzieckich
wojskowych zakaz ten został cofnięty.
Pod hasłem „Psychologiczna szkoła w socjologii” znajdujemy
w cytowanym Słowniku następujące informacje:
7
Tamże, s. 76-77.
8
Gdy po 1956 roku zdjęto z cybernetyki tę swoistą naukowo-polityczną „ekskomunikę”, podstawowe
cybernetyczne dzieła M. Mazura - Cybernetyczna teoria układów samodzielnych, Jakościowa teoria informacji
oraz Cybernetyka i charakter - zostały wydane w Polsce (Jakościowa teoria informacji, została nawet
przetłumaczona na język rosyjski i wydana w ZSRR). Nigdy jednak władze PRL nie zgodziły się na to, by
M. Mazur podjął systematyczny wykład swojej teorii na polskich uczelniach - chociaż wykładał ją w wielu
ośrodkach zagranicznych (na Sorbonie, w Oxfordzie, w Amsterdamie czy w Huston) i prezentował ją na ponad
50 międzynarodowych kongresach naukowych. Do dziś zresztą teoria M. Mazura i dorobek innych
przedstawicieli rozwijającej jego dzieło polskiej szkoły cybernetycznej, nie są objęte obowiązkowym
programem polskich uczelni, zaś cybernetyka jako dyscyplina naukowa nie figuruje w wykazie nazw dyscyplin
z których - zgodnie z OBWIESZCZENIEM PRZEWODNICZĄCEGO CENTRALNEJ KOMISJI DO SPRAW
TYTUŁU NAUKOWEGO I STOPNI NAUKOWYCH z dnia 26 stycznia 1996 r. - można w Polsce nadawać
stopnie naukowe. Por. MONITOR POLSKI, Dziennik Urzędowy Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa, dnia 15
marca 1996 r., Nr 17, poz. 219. Również UCHWAŁA Nr 24/96 KOMITETU BADAŃ NAUKOWYCH z dnia 18
września 1996 r. w sprawie podziału komisji Komitetu Badań Naukowych na zespoły oraz dziedzin i dyscyplin
nauki należących do właściwości poszczególnych zespołów w trzeciej kadencji Komitetu, nie wymienia
cybernetyki wśród dziedzin i dyscyplin nauki, którymi zajmują się komisje KBN. Por. Dziennik Urzędowy
Komitetu Badań Naukowych, Warszawa, dnia 20 września 1996 r., Nr 7/96, poz. 26. Widać z tego jak mocno
pozostałości stalinowskiego podejścia do nauki zakorzeniły się w Polsce (podobnie zresztą jak w innych krajach
postkomunistycznych).8
„(...) - reakcyjna, antynaukowa teoria rozwoju społecznego, która
szczególnie rozpowszechniła się w epoce imperializmu w Stanach
Zjednoczonych, w Anglii i Francji. Szkoła psychologiczna w socjologii zwraca
się przeciw materialistycznemu pojmowaniu dziejów; chce ona udowodnić, że
podstawą społeczeństwa jest psychika ludzi i że od psychiki zależy
ekonomiczne i polityczne życie społeczeństwa. (...) Jednym z założycieli szkoły
psychologicznej w socjologii jest reakcyjny socjolog francuski G. Tarde (1843-
1904), który wystąpił z tzw. teorią naśladownictwa. Według Tarde'a całe zycie
społeczne jest podporządkowane tkwiącemu w naturze ludzkiej instynktowi
naśladownictwa. (...) Lud jest dla Tarde'a przede wszystkim zwykłym
wykonawcą cudzej woli; odmawia on ludowi jakiejkolwiek inicjatywy twórczej.
Na tej podstawie Tarde twierdzi, że klasa robotnicza potrzebuje kierownictwa
kapitalistów.
Śladem Tarde'a reakcyjne idee szkoły psychologicznej rozwijali
socjologowie amerykańscy F. Giddings i L. Ward. Obaj oni, uznając za główne
siły napędowe rozwoju społecznego uczucia, myśli, zdolności i pragnienia ludzi,
głoszą, że kapitalistyczny sposób produkcji jest nieodzowną konsekwencją «
normalnej» psychiki ludzkiej. (...) W Ameryce współczesnej przedstawiciele
psychologicznej szkoły w socjologii - Ross, Bogardus, Bernard i inni - głoszą, iż
«stuprocentowi» Amerykanie są ludźmi posiadającymi «wyższą» psychikę i na
tej podstawie wzywają do ustanowienia władzy amerykańskiego kapitału
finansowego nad światem. Pomagając w podżeganiu do wojny twierdzą oni, że
u podstaw ludzkiego postępowania leży rzekomo specyficzny «instynkt
wojowniczości». Wielu przedstawicieli psychologicznej szkoły w socjologii stoi
na stanowisku freudyzmu i usiłuje zohydzić walkę mas pracujących o pokój,
demokrację i socjalizm przez twierdzenie, że walka ta jest wynikiem
chorobliwych «popędów» podświadomych. Postępowi, demokratyczni uczeni
w Stanach Zjednoczonych ostro występują przeciw szkole psychologicznej
w socjologii jako orężowi ideologicznemu amerykańskiego imperializmu”
9
.
Pod hasłem „Freudyzm” znajdujemy w Słowniku następujące
informacje:
„(...) - reakcyjny prąd idealistyczny w psychologii, rozpowszechniony za
granicą, obecnie zwłaszcza w Ameryce. (...) Freudyzm uważa, że świadomość
jest podporządkowana «podświadomości», której treścią jest «libido», tj. popęd
płciowy. (...)
(...) Psychologia naukowa wyśmiewa twierdzenie, jakoby popęd płciowy
powstawał we wczesnym dzieciństwie, i stanowczo neguje «fatalistyczne
przesądzanie» losu człowieka przez jakikolwiek «czynnik». Reakcyjność
freudyzmu ujawnia się w pełni w jego śmiesznych próbach «wytłumaczenia»
zjawisk społecznych - od obrzędów i mitów «społeczeństw pierwotnych»
począwszy, a kończąc na współczesnych wojnach i rewolucjach. Od freudyzmu
9
Tamże, s. 566-567.9
niczym się zasadniczo nie różni «neofreudyzm», dążący do pewnego osłabienia
roli «libido» lub zastąpienia go innym podobnym «czynnikiem». Freudyzm i «
neofreudyzm» pozostają obecnie w służbie imperializmu amerykańskiego, który
«teorię», głoszącą, że świadomość podporządkowana jest «podświadomości»,
wykorzystuje w celu usprawiedliwienia i rozwijania najniższych
i najnikczemniejszych dążeń i instynktów ludzkich”
10
.
Psychologiczne podejście do zagadnień socjologicznych,
a w szczególności znajomość możliwości wykorzystania podświadomości
w procesach sterowania ludźmi, ma zasadnicze znaczenie dla skuteczności
reklamy, agitacji i propagandy. Zaniedbanie tej problematyki w PRL - podobnie
jak w ZSRR i innych krajach komunistycznych - musiało wpłynąć negatywnie
na efektywność informacyjnego oddziaływania zarówno na własny naród jak
i na inne społeczeństwa, przyczyniając się walnie do ostatecznego przegrania
przez Związek Radziecki tzw. zimnej wojny, w której walka informacyjna
odgrywała zasadniczą rolę.
Stalinowskie „upartyjnianie” nauki przyniosło zgubne skutki dla polskiej
(podobnie jak radzieckiej) humanistyki. Jak można się zorientować
z przytoczonych wyżej obszernych cytatów, w miejsce pojęć wprowadzono do
nauki stereotypy propagandowe negatywne i pozytywne. Słowo „naukowy”
oznaczało synonim stalinowskiego - oczywiście pozytywnego - stereotypu
„marksistowsko-leninowskiego” poglądu na świat. Natomiast „nauka
zachodnia” - zwłaszcza zaś amerykańska - funkcjonowała jako negatywny
stereotyp, obok negatywnego stereotypu „amerykańskiego imperializmu”.
Podobnie słowo „idealistyczny” funkcjonowało jako stereotyp negatywny,
natomiast słowo „materialistyczny” jako stereotyp pozytywny itd. Cały ten
system stereotypów - nagatywnych i pozytywnych - służył indoktrynacji
ideologiczno-politycznej.
Warto też stwierdzić, że w cytowanym Słowniku - podobnie jak w innych
analogicznych dziełach „naukowych” - brak było odsyłaczy do źródeł. Wyjątek
stanowiły odsyłacze do dzieł klasyków marksizmu-leninizmu w stalinowskiej
wersji - tzn. dzieł Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina (po 1956 r. Stalin został
usunięty z tego kanonu) - i ewentualnie pomniejszych urzędowych autorytetów.
Cytat z dzieł klasyka marksizmu (ewentualnie innego urzędowego autorytetu)
występował przy tym jako „naukowy” dowód prawdziwości twierdzenia. Trzeba
też stwierdzić, że samo pojęcie „twierdzenie prawdziwe lub fałszywe”, zaczęto
zastępować pojęciem „twierdzenie obiektywne lub subiektywne” zaczerpniętym
z leninowskiej teorii odbicia, stanowiącej marksistowski surogat
epistemologii
11
.
10
Tamże, s. 196.
11
Nawet dziś jeszcze bardzo często, zarówno w naszej publicystyce jak i nauce, używa się pojęć twierdzenie
(zdanie) „subientywne lub obiektywne”, zamiast „prawdziwe lub nieprawdziwe”.10
Akcja tzw. upartyjniania nauki oznaczała w praktyce niszczenie dużej
części dorobku nauki polskiej oraz odcinanie naszych badaczy od kontaktu
z nauką światową. Na gruzach polskich nauk humanistycznych starano się
budować pseudonaukę, reklamowaną jako nowa rzekomo marksistowska nauka,
pomijając przy tym dorobek tych marksistów, którzy byli „wyklęci” przez
Stalina - przede wszystkim zaś dorobek Lwa Trockiego i jego zwolenników.
Przełomowe znaczenie miał I Kongres Nauki Polskiej w lecie 1951 r.,
który zlikwidował Polską Akademię Umiejętności i Towarzystwo Naukowe
Warszawskie oraz zalecił przyjęcie marksizmu-leninizmu jako podstawy
metodologii wszelkich badań naukowych.
Zadaniem zreformowanego w 1949 r. systemu studiów miało być
zaszczepienie młodzieży tzw. naukowego światopoglądu, będącego wytworem
stosowania zasad marksizmu-leninizmu we wszystkich dziedzinach myśli.
Nauka miała stanowić tylko odcinek „frontu ideologicznego”.
Kluczową pozycją „frontu walki o nowy światopogląd” stała się filozofia.
Andriej Żdanow stwierdził wyraźnie:
„Powstanie marksizmu było prawdziwym odkryciem, rewolucją
w filozofii. (...) Marks i Engels stworzyli nową filozofię, jakościowo różną od
wszystkich poprzednich, choćby nawet postępowych systemów
filozoficznych”
12
.
Główny na terenie Polski w okresie stalinowskim urzędowy filozof Adam
Schaff (który przed wojną był działaczem kominternowskim odbywając
równocześnie aplikację adwokacką, zaś powołanie do pracy naukowej poczuł
w czasie wojny w ZSRR) stwierdził:
„Filozofia jako pogląd na świat, jest odbiciem interesów tej klasy
społecznej, która jest jej nosicielką. (...) Dlatego też filozofia klas posiadających
- a taką była cała filozofia prócz marksizmu - nie może być całkowicie naukowa,
posiada mniej lub bardziej wyraźny charakter spekulatywny. Dlatego dopiero
filozofia marksistowska mogła stworzyć i stworzyła konsekwentnie naukowy
pogląd na świat”
13
.
Naukowcy, którzy nie odpowiadali oficjalnej wykładni filozofii
marksistowskiej, byli zwalczani. Przede wszystkim zaś rozpoczęto walkę
z przedstawicielami lwowsko-warszawskiej szkoły filozoficznej; prowadzili ją -
oprócz Adama Schaffa - Bronisław Baczko (który przedtem był politrukiem
w wojsku), Henryk Holland (były ochotnik Armii Czerwonej), Leszek
Kołakowski (który do IKKN przyszedł z aparatu organizacji młodzieżowej)
i inni. Zaatakowano w sposób prymitywny twórcę szkoły lwowskowarszawskiej Kazimierza Twardowskiego. H. Holland stwierdził wręcz, że
K. Twardowski to „obskurant filozoficzny i fideista, zalatujący zakrystią”, zaś
„w idealiźmie i fideiźmie Twardowskiego mamy do czynienia z «żebraczą
12
A. Żdanow, Przemówienie w dyskusji filozoficznej, Warszawa 1948, s. 12.
13
A. Schaff, Narodziny i rozwój filozofii marksistowskiej, Warszawa 1950, s. 48.11
zupką» eklektyzmu”. Gdy zaś profesor Tadeusz Kotarbiński próbował bronić
swego mistrza, redakcja „Myśli Filozoficznej” stanęła zdecydowanie po stronie
Hollanda
14
.
Dostało się zresztą również samemu T. Kotarbińskiemu. W 1951 r. pod
patronatem Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR została
wydana książka B. Baczki pt. „O poglądach filozoficznych i społecznopolitycznych Tadeusza Kotarbińskiego”, czytamy w niej m. in.:
„(...) Przed wojną, z punktu widzenia takiej indywidualistyczno-elitarnej
koncepcji etycznej, krzywdzoną mniejszością byli zapewne prześladowani przez
faszyzm ludzie postępu. Dziś zaś - z punktu widzenia tego samego
abstrakcyjnego stanowiska "pokrzywdzonymi" mogą się okazać
"prześladowani" przez władzę ludową ludzie uprawiający dywersyjną, wrogą
naszej ojczyźnie robotę. Nie chcemy twierdzić, że taka właśnie interpretacja leży
w intencjach prof. Kotarbińskiego lub że poglądami swymi chce uzasadnić tego
rodzaju interpretację - mamy głęboką nadzieję, że tak nie jest. Ale obiektywnie,
niezależnie od intencji, taka koncepcja etyczna pozostawia pole dla takiej
właśnie interpretacji, obiektywnie może ona być wykorzystana dla
usprawiedliwienia swej działalności przez ludzi, którzy cynicznie depczą
wszelkie normy moralne, którzy zdradzili swój naród, swoją ojczyznę, walcząc
przeciwko władzy ludowej i nie przebierając w środkach w tej walce”
15
.
Powyższy tekst trudno traktować jako polemikę, nie tylko naukową ale
nawet polityczną, stał on już właściwie na pograniczu donosu policyjnego -
przecież w tym właśnie czasie odbywały się procesy niewinnych ludzi,
oskarżanych właśnie o to, że walczą przeciwko władzy ludowej, w których
zapadały surowe wyroki.
T. Kotarbiński próbował polemizować z B. Baczką, ale „Myśl
Filozoficzna” zgromiła go za „burżuazyjny liberalizm”, zarzucając mu, że
„uparcie nie chce zostać marksistą i komunistą”.
Kolejnym przedstawicielem szkoły lwowsko-warszawskiej, wybitnym
polskim filozofem Kazimierzem Ajdukiewiczem, zajął się sam Adam Schaff,
zarzucając mu, że nie chce zrozumieć i przyswoić sobie marksizmu oraz
stwierdając, że:
„Podział na filozofię marksistowską i niemarksistowską jest w naszej
epoce najgłębszym, najistotniejszym, logicznie najpierwotniejszym podziałem w
zakresie filozofii współczesnej. Podział ten jest współczesną formą podziału
filozofów na ścierające się obozy materializmu i idealizmu. (...) Reakcją
burżuazji na materializm dialektyczny i rewolucyjny ruch robotniczy jest
wzmocnienie i forsownie idealizmu w różnych jego postaciach. (...) od
otwartego obskurantyzmu religianckiego do wyrafinowanych,
14
Por. K. Kąkol, Marzec 68 Fakty i mity, Warszawa 1981, s. 17-18.
15
B. Baczko, O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego, Warszawa 1951,
s. 123.12
zakamuflowanych form idealizmu w postaci filozofii semantycznej. Cel
i funkcja społeczna pozostają te same - przeciwko marksizmowi, przeciwko
klasie robotniczej, w obronie ideologii burżuazyjnej”
16
.
A. Schaff stwierdził, że filozofia Ajdukiewicza jest idealistyczna,
nienaukowa, a on sam jest przedstawicielem szkoły, do której należą „idealista”
Twardowski, „religiant” Łukasiewicz, a także „faszysta i rasista” Leśniewski.
Wtórował swemu nauczycielowi Leszek Kołakowski, który określił dorobek
K. Ajdukiewicza mianem „filozofii nieinterwencji, znieczulającej religię na
krytykę naukową, rozbrajającej wobec zabobonu i ciemnoty”
17
.
Krytyką najwybitnijszego polskiego historyka filozofii Władysława
Tatarkiewicza, zajął się Tadeusz Kroński, stwierdzając:
„W rzeczywistości rozwój (filozofii) posiada dwa okresy: do Marksa i od
Marksa. (...) Nierozumienie przełomowego charakteru filozofii marksistowskiej
pociąga za sobą nieuchronne wykrzywienie całego rozwoju filozofii. (...) Każdy
historyk filozofii jest (...) filozofem - materialistą lub idealistą. A więc: albo,
wychodząc dziś z przesłanek materializmu dialektycznego, daje nam taką wizję
przeszłości, która odpowiada prawdzie, albo wychodząc z pozycji
idealistycznych daje wizję fałszywą”
18
.
Kroński sformułował tu wyraźnie swoiste kryterium prawdy naukowej,
według którego o prawdzie lub fałszu dzieł naukowych decyduje to z jakich
pozycji wychodzi ich autor. Upowszechnienie tego rodzaju kryterium prawdy
musiało prowadzić do ruiny nie tylko filozofii, ale również wszelkich nauk
humanistycznych, a w konsekwencji nawet i przyrodniczych. Było natomiast
bardzo wygodne dla wszelkiego rodzaju miernot i szarlatanów, którzy chcieli
robić karierę naukową.
Stosowanie opisanego przez T. Krońskiego kryterium prawdy było bardzo
wygodne dla stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości - dla sądu najistotniejsze
było to z jakich pozycji działał oskarżony, prawda materialna schodziła przy
tym na plan dalszy. Nie było też sprawą przypadku, że w IKKN utworzono
wydział filozofii z teorią państwa i prawa - było to łączenie teorii z praktyką.
Dokonano też w związku z tym dewastacji nauk prawnych.
Przed II wojną światową i w pierwszych latach powojennych,
wykształcenie polskich prawników oparte było na solidnych socjologicznych
i psychologicznych podstawach oraz gruntownej wiedzy ściśle prawniczej,
obejmującej również prawo kanoniczne, będące w owym czasie arcydziełem
sztuki legislacyjnej (absolwenci wydziałów prawa polskich uniwersytetów
uzyskiwali stopień magistra praw i prawa kanonicznego).
W okresie dwudziestolecia międzywojennego, na Uniwersytecie
Warszawskim, teorię prawa opartą na własnej oryginalnej teorii psychologiczno-
16
A. Schaff, Poglądy filozoficzne Kazimierza Ajdukiewicza, „Myśl Filozoficzna”, nr 1, 1952, s. 213-214.
17
Por. K. Kąkol, Marzec 68..., wyd. cyt., s. 19.
18
T. Kroński, Historia filozofii Władysława Tatarkiewicza, „Myśl Filozoficzna”, nr 4, 1952, s. 270-271.13
socjologicznej, wykładał profesor Leon Petrażycki. Do koncepcji
L. Petrażyckiego nawiązywał profesor Wacław Makowski, który wykładał
prawo karne na UW, był wicemarszałkiem Sejmu RP i autorem „Komentarza”
do kodeksu karnego z 1932 r.
Własną socjologiczną szkołę prawa karnego stworzył profesor Juliusz
Makarewicz, który najpierw wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim,
a następnie na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Zwrócił on uwagę
na znaczenie i wpływ czynników społecznych, historycznych, biologicznych
i fizycznych na przestępczość. Był on prezesem sekcji prawa karnego Komisji
Kodyfikacyjnej RP oraz głównym referentem kodeksu karnego z 1932 r., który
opracowywał wspólnie z prof. W. Makowskim. Był to prawdziwie nowoczesny,
precyzyjny kodeks karny, bardzo wysoko oceniany przez koła naukowe
i polityczne ówczesnej Europy.
Na Uniwersytecie Warszawskim, który był wiodącą polską uczelnią,
jeszcze w latach czterdziestych teorię prawa wykładał uczeń L. Petrażyckiego -
profesor Henryk Piętka, pierwszą część tego przedmiotu stanowiła socjologia,
część drugą nauka o normach społecznych (zwłaszcza prawnych). Wykład
socjologii oparty był na psychologicznej teorii społeczeństwa L. Petrażyckiego
i obejmował podstawowe pojęcia socjologiczne, naukę o rodzajach związków
społecznych (od rodziny poprzez ród, szczep aż do narodu i wewnętrznych
związków społecznych takich jak stany i klasy) oraz pojęcie państwa jako
związku społecznego. Wykład nauki o normach społecznych oparty był na
psychologicznej ich teorii L. Petrażyckiego i uwzględniał stosunek prawa do
innych norm społecznych - a zwłaszcza do norm etycznych - oraz motywacyjne
i wychowawcze działanie prawa
19
. W ramach wykładu teorii prawa słuchacz
zapoznawał się z problemami psychologii i socjologii prawa, ucząc się rozumieć
głębsze mechanizmy społecznego funkcjonowania norm prawnych. Dzięki
takiemu przygotowaniu polscy prawnicy w okresie dwudziestolecia
międzywojennego mogli tworzyć doskonałe ustawy, dobrze osadzone
w polskich realiach społecznych.
Poczynając od 1949 r. ten dorobek polskich nauk prawnych oraz
socjologii i psychologii systematycznie niszczono w imię walki
z psychologiczną szkołą w socjologii - jako „reakcyjną teorią rozwoju
społecznego”. Już w kolejnym wydaniu z 1949 r. skryptu teorii prawa profesora
H. Piętki dokonano daleko idących zmian - np. usunięto cały rozdział dotyczący
nauki o rodzajach związków społecznych, natomiast dodano wiele cytatów
z dzieł profesora A. Schaffa. Okrojono też nauczanie logiki (która jednak nie
została całkowicie wyeliminowana z programu studiów).
W nowym programie studiów prawniczych nie było też miejsca na
psychologię śledztwa, czy nawet psychologię procesu sądowego - te przedmioty
19
Por. H. Piętka, Teoria prawa; część I - Socjologia; część II - Nauka o normach społecznych (zwłaszcza
prawnych); Warszawa 1947.14
w późniejszym okresie PRL były w okrojonej formie nauczane co najwyżej
w szkołach SB i MO.
Podstawą teorii prawa stało się twierdzenie, że „prawo to podniesiona do
godności ustawy państwowej wola klasy panującej w danym społeczeństwie”.
Według nowej teorii prawo i stosunki prawne są jedynie odzwierciedleniem
ekonomicznych warunków życia społeczeństwa.
Z programu studiów prawnych usunięto też prawo kanoniczne i elementy
nauki o prawie naturalnym.
Naukową teorię dowodów zastąpiono - omówioną wyżej – „teorią
dowodów” A. Wyszyńskiego
20
.
Naukowcy, którzy nie chcieli się pogodzić z nowymi porządkami musieli
odejść, a na ich miejsce przyszli nowi, którzy najczęściej przedtem z nauką nie
mieli wiele wspólnego
21
, ale za to potrafili operować cytatami z dzieł klasyków
marksizmu-leninizmu i reprezentowali jedynie słuszną nową wiedzę - czyli
inaczej mówiąc „wychodzili ze słusznych pozycji”.
W rezultacie wychowano całą generację polskich prawników
posiadających poważne luki w swym wykształceniu, którzy uchwalali
i stosowali wielkie ilości wadliwych z punktu widzenia nie tylko legislacyjnego,
ale również psychologicznego i socjologicznego, norm prawnych (ustaw,
rozporządzeń, zarządzeń), w dodatku stosunkowo często zmienianych - co
z punktu widzenia wychowawczego oddziaływania norm prawnych stanowi
zasadniczy błąd. Ta generacja prawników wychowywała następców „na obraz
i podobieństwo swoje”. Ci następcy funkcjonują do dzisiaj, a przedmiotów
usuniętych w okresie stalinowskim z programu studiów wydziałów prawa, do
dziś nie przywrócono w pełnym wymiarze (wyjątek stanowią tu uczelnie
20
Por. J. Kossecki, Podstawy nauki porównawczej o cywilizacjach, Kielce 1996, s. 31.
Jakie były praktyczne skutki stosowania „teorii dowodów” A. Wyszyńskiego, mówiono już na naradzie aktywu
partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego i Zarządu Sądownictwa Wojskowego w dniach 20 i 21 listopada
1956 r. Uczestniczący w tej naradzie kapitan Włodzimierz Tereszczuk stwierdził: „Proces inkwizycyjny
wszczyna się na podstawie donosów - tak było również w sprawach tatarowskich (procesy gen. Stanisława
Tatara i jego kolegów - przyp. J. K.). Sąd nie stosował się do większości zasad procesu karnego, nie
przestrzegano na przykład zasady obiektywizmu, która nakazuje zbieranie wszystkich dostępnych materiałów
dowodowych, zsady prawdy materialnej, z której wynika obowiązek najsumienniejszej pracy organów
sprawiedliwości, obok jednoczesnego zwiększenia uprawnień oskarżonego. Ja widziałem na tych procesach
dwie prawdy: jedną materialną, a drugą fikcyjną, stworzoną przez Skulbaszewskiego i jemu podobnych. Organa
śledcze prawdę fikcyjną przykrywały zasłoną prawdy materialnej.
Jak do tego dochodzono, dowiedziałem się z rozprawy przeciwko ppłkowi Ledwigowi. Polegało to na
tym, że oskarżonego przesłuchiwano bez przerwy po 20-24 godziny na dobę, często stojąc (wskutek czego
przesłuchiwani mieli spuchnięte i zsiniałe nogi), obiecywano im łagodne kary, zwolnienie itd., a w razie
nieprzyznania się grożono rozstrzelaniem albo uwięzieniem najbliższych. Jeżeli uzyskano takie przyznanie się,
popierano to zeznaniami jednego albo dwóch świadków z tej samej grupy, których zeznania tak samo
wymuszono. Dla sądu to było wystarczające i sąd oszukiwał nie tylko oskarżonych, ale również i własne
sumienie, nie starał się dogłębnie zbadać sprawy, gdyż się bał. (...)” Cyt. wg. J. Poksiński, My sędziowie nie od
Boga, wyd. cyt. , s. 127-128.
21
Jednym z najbardziej merytorycznie kompetentnych - a być może wręcz najbardziej kompetentnym -
człowiekiem w tym gronie był mianowany profesorem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego
Stanisław Katz Suchy, który miał ukończoną szkołę średnią i prawdziwą przedwojenną maturę oraz jeden rok
studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.15
katolickie), czemu zresztą trudno się dziwić, gdyż brak jest specjalistów z tych
dziedzin, nie kształcono ich bowiem w Polsce przez blisko pół wieku.
Luki w wykształceniu naszych prawników, nie znających prawa
kanonicznego, dały znać o sobie np. w związku ze sprawą negocjowania,
podpisania i ratyfikacji konkordatu ze Stolicą Apostolską.
W codziennej praktyce naszych sądów i organów ścigania daje natomiast
znać o sobie brak wykształcenia w zakresie nowoczesnej teorii dowodów,
w których ocenie panuje zupełny woluntaryzm, maskowany zasadą swobody
oceny dowodów. Drastycznym przykładem braków w tej dziedzinie były
publiczne kontrowersje w związku z oceną materiału dowodowego dotyczącego
sprawy byłego premiera Józefa Oleksego, które wystąpiły między Urzędem
Ochrony Państwa i byłym ministrem spraw wewnętrznych Andrzejem
Milczanowskim (z zawodu prawnikiem, byłym prokuratorem) z jednej strony,
a Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego z drugiej
22
. Zarówno w tej
sprawie, jak i w wielu innych okazało się, że w szerokich kręgach prawniczych
współczesnej Polski, funkcjonują nadal elementy teorii dowodów
A. Wyszyńskiego, w myśl której już sam kontakt z przestępcą może stanowić
dowód winy. Niemal powszechnie też, przyznanie się do winy oskarżonego
traktowane jest jako dowód - jeżeli nie wręcz „dowód koronny”
23
.
Analogicznych zniszczeń dokonano w naukach ekonomicznych i systemie
kształcenia ekonomistów. Z programu studiów ekonomicznych usunięto
psychologię gospodarczą, bez znajomości której nie można zrozumieć głębszych
22
Por. BIAŁA KSIĘGA. AKTA Śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Warszawskiego Okręgu Wojskowego
w Warszawie w sprawie wniosków Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 19.12.1995 r. i 16.01.1996 r.
(sygnatura akt PoŚl 1/96). Warszawa 1996.
23
Doświadczony sędzia Janusz Wojciechowski pisze na ten temat: „(...) Nie zapomnę wstrząsającej sprawy
chłopaka oskarżonego o zabójstwo własnej matki. Przyznał się i siedział ponad rok w areszcie, zanim
obiektywne dowody wykluczyły jego sprawstwo. Przepadła zarazem szansa złapania prawdziwego zabójcy.
Pamiętam inną sprawę - mężczyzny oskarżonego o zabicie kobiety, wieczorem na skraju miasta. Też się
przyznał, przesiedział trzy lata, aż się okazało, że kobieta prawdopodobnie w ogóle nie została zamordowana,
tylko ją samochód zabił”. J. Wojciechowski, Dowód koronny, „Rzeczpospolita”, 4 marca 1996 r.
„(...) Może to zabrzmi jak herezja, ale tak to widzę na gruncie własnych sądowych doświadczeń, że nie
ma niczego gorszego dla śledztwa niż podejrzany ochoczo przyznający się do winy.
Prowadzący śledztwo tracą wtedy głowy. Przestają myśleć o zabezpieczeniu śladów, eksperymentach,
ekspertyzach, opiniach, poszukiwaniu obiektywnych, wiarygodnych świadków. Nic tylko przesłuchują
podejrzanego dziesiątki razy, maglują na wszystkie strony od świtu do wieczora i «kupują» największe nawet
brednie. Potem urządzają jeszcze przedstawienie teatralne pt. «wizja lokalna», żeby podejrzany odegrał
stosowną rolę według instrukcji i żeby to utrwalić w protokółach i na taśmach. Jeżeli na wizji pokazywał -
znaczy że winien, taki funkcjonuje stereotyp. Zapomina się przy tym, że wizja lokalna w myśl przepisów
kodeksu postępowania karnego nie jest pomyślana jako przedstawienie. Zarządzić ją można tylko wtedy, gdy
trzeba sprawdzić jakieś okoliczności, istotne i wątpliwe. Nie jest dopuszczalne czynienie z wizji swoistej
ilustracji do wyjaśnień oskarżonego. Kto by jednak zaprzątał sobie głowę takimi drobiazgami, skoro śledztwo
idzie jak po maśle.
A potem przed sądem oskarżony oświadcza niespodziewanie, że nie jest winien i że się nie przyznaje.
Poprzednie wyjaśnienia są nieprawdziwe, bo go do nich nakłaniano, zastraszono albo bito. Że na wizji
pokazywał wszystko według policyjnego scenariusza. No i wtedy wychodzi na jaw przykra prawda, że poza
odwołanym przyznaniem to właściwie innych dowodów nie ma. I oskarżenie zaczyna się sypać. Pamiętam kilka
poważnych spraw, które tak właśnie doprowadzono do upadku”. J. Wojciechowski, Przyznanie się do winy,
czyli utrodnianie śledztwa, „Rzeczpospolita”, 12 grudnia 1996 r.16
mechanizmów funkcjonowania rynku i motywacji działań ludzi w życiu
społeczno-gospodarczym. Dyscyplina ta do dziś zresztą - mimo wprowadzania u
nas gospodarki rynkowej - nie została w Polsce odbudowana, chociaż bez
znajomości psychologicznych mechanizmów gospodarki nie jest możliwe
prawidłowe jej zorganizowanie (i to zarówno gospodarki rynkowej jak
i planowej), nie mówiąc już o skutecznym prowadzeniu wszelkiego rodzaju
negocjacji, czy marketingu. Zamiast niej naucza się pewnych chwytów
marketingowych czy metod negocjacji bez znajomości i zrozumienia praw
psychologicznych, na których się one opierają.
Podstawą wykształcenia ekonomistów stała się marksistowska ekonomia
polityczna. Wykład tego przedmiotu obejmował przedkapitalistyczne sposoby
produkcji, kapitalistyczny sposób produkcji i socjalistyczny sposób produkcji.
Przedkapitalistyczne sposoby produkcji były ujmowane bardzo skrótowo.
Wiedza zaś o sposobie produkcji kapitalistycznym była oparta na pracach
K. Marksa, F. Engelsa oraz W. I. Lenina, była więc już w latach czterdziestych
i pięćdziesiątych XX wieku mocno przestarzała.
Analiza socjalistycznego sposobu produkcji zajmowała najwięcej miejsca
w wykładach ekonomii politycznej, miała jednak charakter głównie
ideologiczno-propagandowy i w praktyce była mało użyteczna. Np. mówiąc
o gospodarce planowej nie uczono nowoczesnych metod prognozowania
demograficznego ani też planowania gospodarczego opartego o prognozy
rozwoju ludności. W praktyce więc planowanie gospodarcze niejako wisiało
w przysłowiowej próżni. Na szczęście pewne elementy demografii ocalały
w naszej nauce i w późniejszym okresie wróciły do programu studiów
ekonomicznych, a nawet były uwzględniane w praktyce planowania rozwoju
społeczno-gospodarczego.
Jako głównego współczesnego ekonomistę, który twórczo rozwija
dorobek Marksa, Engelsa i Lenina, przedstawiano Józefa Stalina, którego
główny wkład do ekonomii politycznej stanowić miała jego książka pt.
„Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR”. W książce tej Stalin
sformułował dwa „podstawowe prawa ekonomiczne”. Jedno z nich to
podstawowe prawo ekonomiczne współczesnego kapitalizmu, którego istotą jest
zapewnienie maksymalnego zysku kapitalistycznego w drodze wyzysku, ruiny
i pauperyzacji większości ludności danego kraju, ujarzmiania i systematycznego
ograbiania narodów innych krajów, zwłaszcza zacofanych, wreszcie w drodze
wojen i militaryzacji gospodarki narodowej wykorzystywanych dla zapewnienia
najwyższych zysków. Natomiast drugie z nich to podstawowe prawo
ekonomiczne socjalizmu, które według Stalina polega na zapewnieniu
maksymalnego zaspokojenia stale rosnących materialnych i kulturalnych
potrzeb całego społeczeństwa w drodze nieprzerwanego wzrostu i doskonalenia
produkcji socjalistycznej na bazie najwyższej techniki. 17
Uprawiana w ten sposób ekonomia polityczna bliższa była propagandowej
indoktrynacji politycznej niż nowoczesnej dyscypliny naukowej. Nic więc
dziwnego, że kariery naukowe mogli w tym czasie robnić ludzie tacy jak
Seweryn Bialer, który najpierw - w okresie od maja 1945 r. do czerwca 1951 był
kolejno kierownikiem wydziału politycznego Centrum Wyszkolenia Milicji
Obywatelskiej w Słupsku, kierownikiem wydziału politycznego Komendy
Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie i zajmował inne kierownicze
stanowiska polityczne w Milicji Obywatelskiej; następnie w okresie od czerwca
1951 do 31 stycznia 1956 r. działał jako aktywista partyjny pracując w Wydziale
Propagandy Komitetu Centralnego PZPR, był lektorem KC PZPR, a także
profesorem Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR i pracownikiem
naukowym Zakładu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, chociaż -
jak można wnioskować z jego życiorysu opublikowanego po jego ucieczce
z kraju przez Wydawnictwo „Wolnej Europy” - nie miał ukończonych wyższych
studiów z prawdziwego zdarzenia i nie wiadomo czy miał porządną maturę -
urodził się 3 listopada 1926 r., w momencie wybuchu wojny miał więc 13 lat,
a później żył w warunkach, w których raczej nie miał możności ukończenia
normalnej szkoły średniej, czy tym bardziej wyższych studiów24
. S. Bialer nie
był wyjątkiem.
W rezultacie opisanych wyżej pseudonaukowych działań wychowano całe
pokolenie niedouczonych ekonomistów, które rzecz jasna wychowało
podobnych sobie następców. Ci ludzie po latach, przystępując do reformowania
gospodarki w ramach słynnego planu Balcerowicza, operowali abstrakcyjnym
modelem gospodarki wolnorynkowej znanym z czasów K. Marksa,
wzbogaconym doktryną monetarystyczną zapożyczoną z Zachodu, z którą
łączyła ich zasada dławienia popytu, w okresie socjalizmu służąca akumulacji,
zaś w okresie III RP walce z inflacją. Nie znali oni psychologii gospodarczej
byli więc dawniej i są obecnie zaskakiwani nieprzewidzianymi reakcjami
społeczeństwa. Takimi ludźmi łatwo mogli manipulować zachodni partnerzy,
znakomicie znający psychologiczne podstawy wolnego rynku.
W socjologii ograniczano wszelkie teorie niemarksistowskie, zaś
całkowicie eliminowano teorie sprzeczne z marksizmem, starając się tę
dyscyplinę ograniczyć do materializmu historycznego, według którego rozwój
społeczeństwa jest określany przez sposób produkcji dóbr materialnych
koniecznych do istnienia ludzi.
Analogiczna sytuacja była w psychologii, którą starano się oprzeć na
materialiźmie dialektycznym i historycznym oraz fizjologii I. P. Pawłowa.
Historię sprowadzono do roli dyscypliny usługowej w stosunku do
propagandy, zaś metodologię badań historycznych starano się ograniczyć do
dialektyki marksistowskiej, stosowanej zresztą w zależności od aktualnych
24