Słodycze w PRL

Polityka partii komunistycznej wiązała się z przeświadczeniem o potrzebie dynamicznej industrializacji kraju. To zaś nieuchronnie prowadziło do przemian społecznych, wywyższenia osób pracujących fizycznie, zmian w samej mentalności ludzkiej. System ten jednak obarczony był wadą, szybko okazało się, że prowadzi do częstych kryzysów i sprzeciwu społecznego.
Artur Rogóż
Administrator
Posty: 4635
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
Kontakt:

Słodycze w PRL

Post autor: Artur Rogóż »

Słodycze



blok lubuski - smakołyk w kształcie cegły imitujący smak czekolady. Masa była przemieszana z jakimiś odpadkami po produkcyjnymi, jakby resztkami wfli.

Bolek i Lolek – polska balonowa guma do żucia. Jak wiadomo polski przemysł spożywczy jak dotąd nie potrafił wyprodukować gumy balonowej. Różne gumy pojawiające się na rynku, najczęściej w kształcie irysków, były twarde, wręcz kruche i do wzorca „Donald” było im daleko. Sytuację miał zmienić właśnie „Bolek i Lolek”. Balony jednak wychodziły słabiutko, a smak był nijaki.

ciepłe lody – ciekawie rozwiązany problem braku chłodni w niektórych sklepach. Ciepłe lody sprzeczne z logiką już w samej nazwie, produkowane były na bazie prawdziwego wafelka od lodów. Był on wypełniony czymś w rodzaju stwardniałej piany o dość sympatycznym smaku. Wszystko razem wraz z etykietka wytwórcy, zapakowane było w celofan.

czarna perełka – były to małe brązowe groszki, uwięzione w sprytnym okrągłym pudełeczku z cienkiego żółtego plastiku. Poprzez pokręcanie wieczkiem od pudełka, zgrywało się otwory na bocznej ściance przez które potem poprzez intensywne potrząsanie, wydobywało się groszki. Niestety groszki najczęściej się sklejały w jedną bryłę i żeby je wydobyć i tak trzeba było otworzyć pudełko. Smak groszków odgrywał rolę drugorzędną, a ważne raczej było zmaganie się z materią.

czekolada czekolado podobna – to symbol PRL-owskiej rzeczywistości. Wyroby czekolado podobne miały zastąpić braki w podaży prawdziwej czekolady, która była eksportowana prawie na cały świat i cieszyła się tam największym uznaniem. My tym czasem byliśmy skazani na przeróżne wynalazki w formie czekolado podobnych bloków, czekolad, cukierków, polew. Żeby forma pasowała do treści, stosowano często „etykiety zastępcze”. Z Węgier sprowadzano czekolado podobne "Afrikany". W drugiej połowie lat 70-tych zasadniczo występowały 2 rodzaje polskiej czekolady: Amatorska - mleczna czekolada w fioletowym opakowaniu z dużą literą A na opakowaniu oraz Wyborowa - gorzka (lubili ją wyłącznie dorośli) w jasno zielonym opakowaniu.

Donald – (guma do żucia, balonówa) produkt dostępny wyłącznie u „prywaciarzy” czyli wszelkiego rodzaju budkach warzywnych i bazarach, ewentualnie w Pewexach. Pakowana w kolorowe błyszczące papierki z wizerunkiem Kaczora Donalda i co najważniejsze dołączona była do niej historyjka obrazkowa z postaciami Disneya. Historyjki zbierało się, i wymieniało między sobą , a charakterystyczny zapach gumy długo przywoływał przyjemne wspomnienia. Często, gdy guma już traciła smak, nie była wyrzucana tylko zasilana kolejną. Normy przewidywały jednoczesne żucie do czterech gum. Alternatywnie żuło się gumy-kulki sprzedawane w długich foliowanych opakowaniach (jakby na metry). Sprzedawca odcinał żądaną ilość gum. Wszystkie gumy można było uszlachetniać przez jednoczesne rzucie grafitu kolorowej kredki, co nadawało gumie piękny jaskrawy kolor.

draże indyjskie – znalazły się w tym spisie głównie ze względu na niezapomnianą nazwę. Były to orzeszki oblane jakąś brązową substancją.

dropsy – protoplasta „mentosów”, chociaż pozbawiony jakiejkolwiek reklamy, znany każdemu mieszkańcowi naszego kraju. Występowały w najróżniejszych smakach i kolorach, miały jednak zawsze jedna wspólna cechę – bardzo trudno było usunąć z nich opakowanie. Papierek w który były zawijane odklejał się często dopiero w ustach.

herbatniki – sama nazwa jednoznacznie kojarzy mi się z trudnymi czasami. Co to są herbatniki wyjaśniać nikomu nie trzeba. Dawniej jednak herbatniki to bywało drugie śniadanie w szkole, wykwintny poczęstunek dla gości, suchy prowiant na wycieczkę, nagroda w szkolnym konkursie. Niewątpliwą zaletą herbatników było to, że zawsze można było je kupić.

iryski – małe kostki zawijane w papierki jak paczuszki, wykonane z masy podobnej do „krówek” tylko twardsze. O ile nie leżały z byt długo gdzieś w magazynach, to bardzo ładnie się żuły, i zyskiwały miano „mordoklejek”, przestarzałe były kruche i nie miały już takiej wartości. Konkurowały z nimi „toffi”.

kukułki – bardzo poszukiwane cukierki, w kształcie landrynki. Ale to jedyne podobieństwo. Były brązowe z białymi paseczkami, nadziewane jakimś alkoholem. Bardzo smaczne. Często wystawiane na stół jako stały element dekoracyjny.

lizaki – występowały w dwu wersjach: 1- okrągłe, płaskie , z kolorowym wzorkiem w kształcie kwiatuszka w środku, na drewnianym patyku, zawijane w celofan. 2 – w kształcie kogucika, z czerwonej masy, na drewnianym patyku, nie pakowane. Później pojawiły się lizaki na plastikowych patyczkach. Były to owalne, jakby rozpłaszczone dropsy na patyku, pakowane w zgrzewany celofan. No i oczywiście „Kojaki” dziś znane jako „lili-pops”. Regionalnie występowały też lizaki z żołnierzykiem. Lizak przypominający smoczka, zamiast patyczka posiadał plastikową figurkę żołnierzyka lub Indianina.

lody „Bambino” - były to lody na patyku o smaku śmietankowym. Loda należało spożyć w możliwie najkrótszym czasie najlepiej zachłannymi „gryzami” , w przeciwnym razie lód spadał na ziemię, a my zostawaliśmy z samym patykiem. W najlepszym razie mieliśmy rękę umazaną po łokieć. Udoskonalona wersja tego loda, która miała być pozbawiona już opisanych wyżej defektów, nosiła nazwę „Calipso”. Tu producent w ogóle zrezygnował z instalowania patyka, obarczając tym zadaniem konsumenta. Jak przypomina znakomity badacz tematu i specjalista od mrożonek Mateusz F. ,dołączony do paczki patyczek był płaski, taliowany i doskonale przyjął się w gabinetach lekarskich jako przyrząd do badania gardła i powiększonych migdałków. Nabywca loda mógł samodzielnie podjąć decyzję, czy zje go patyczkiem-łyżeczką, czy też podejmie śmiałą próbę nabicia loda na patyk. Decyzję należało podjąć w oparciu o panujące warunki atmosferyczne i stopień zmrożenia loda. Praktyka wskazywała na korzystanie z pierwszej metody, choć po kilku minutach trzymało się w garści roztopioną breję, to jednak straty na lodzie były i tak mniejsze niż w przypadku niefachowego nabicia na patyk. Wprowadzone na krótko lody "Śnieżki" oklejone z obu stron wafelkami, nie rozwiązały nabrzmiałych problemów spożycia loda. Dalszych doświadczeń na lodach nie prowadzono. (specjalne podziękowania za udostępnienie swoich wieloletnich badań nad lodem w PRL, dla Mateusza F.)

lokomotywka - plastikowa, przeźroczysta lokomotywka wypchana różnokolorowymi groszkami o smaku kwaskowym. Groszki zazwyczaj posklejane. Bardzo intensywny barwnik skutecznie farbował dłonie i język.

miętówki - Kupowało się na kg, zrobione ze sprasowanego, białego, miętowego proszku, zrobionego na kształt okrągłej, średniej wielkości tabletki. Pani sklepowa, zwykle pakowała te miętówki do papierowej torebki, która od wewnątrz po jakimś czasie była pokryta odsypującym się z cukierków białym proszkiem a także łapka sięgająca po te miętówki również nabierała białego koloru. Miętówki się zwykle ssało, szybko się rozpuszczały. /derfic/

misie – żelowe misie przywożone z NRD. Funkcjonowały też pod nazwą HARIBO. Bardzo popularne i często uważane za smaczne. W jednostkach handlu nieuspołecznionego (prywatne budy, zieleniaki), sprzedawane na sztuki.

mleko skondensowane w tubkach – nie przypadkiem znalazło się w dziale słodyczy. Każdy doskonale wiedział, że inne użycie tego smakołyku, jak bezpośrednie wtłoczenie do organizmu, było by czystą stratą. Stratą niewybaczalną tym bardziej, że mleczko było praktycznie nie do zdobycia. Występowało także w wersji czekoladowej.

obwarzanki – małe, twarde obręcze upieczone z mąki z wodą, nawlekane na papierowe sznureczki. W sklepach leżały przeważnie blisko pieczywa, jeden z podstawowych artykułów wszelkich odpustów i festynów. Coś niby chipsy.

Pańska Skórka – różowo-biała substancja o konsystencji „krówki”, zawijana w papierek, sprzedawana pod kościołami i na odpustach. Trzymana w koszach przez babcie w chustkach na głowie.

pastylki pudrowe – czyli namiastka oranżady w proszku w formie dropsa. Rekordziści potrafili zjeść jednorazowo 0.5kg tego przysmaku. Piekł po nich język.

prażynki - wersja "beta" chipsów. Wykonane z ziemniaków prażone krążki, przesiąknięte tłuszczem. Miały tą zaletę, że po zjedzeniu całego opakowania, na jakiś czas nabierało się do nich obrzydzenia, co niewątpliwie było z korzyścią dla wątłego młodego organizmu.

Prince polo – to samo co dzisiaj, chociaż w innym opakowaniu. Już wtedy można było się dzielić wszystkim, „ale nie moim Prince polo”. Dobry produkt nie wymaga reklamy.

ryż dmuchany – sprzedawany w foliowych podłużnych torebkach. Zjadany garściami pchanymi do ust. Na krótko pojawił się w wersji ze słodką kolorową polewą.

słonecznik - wszyscy chodzili i skubali, starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, studenci i robotnicy. Na ulicach można było trafić na staruszki handlujące łuskanymi nasionami zawiniętymi w tutki z gazety.

smakołyk warszawski - wyrób czekoladopodobny w formie bloku.

suchary - grube ciasteczka z kminkiem o twardości hartowanej stali. Pakowane w pergaminowy papier z obwolutą po 4 szt.

szyszki - wiele smakołyków wykonywało się domowym sposobem. Umiejętności takie zdobywało się już w szkole na ZetPeTach. Oto ciekawy przepis przysłany przez Magdę S.: "Na zajęciach praktyczno-technicznych w szkole (tak się niegdyś nazywały lekcje służące uczeniu się wykonywania przedmiotów, które w normalnych warunkach można by po prostu kupić w sklepie) nauczyłam się robić SZYSZKI. Topiło się irysy i krówki z margaryna, do gorącej masy wsypywało się ryz nadmuchiwany (w Kielcach mówiono "preparowany") i z cieplej jeszcze mieszaniny wyżej wymienionych składników kleiło się kule, jaja, itp. - jako oryginalne słodycze, urozmaicenie od "wyrobów czekolado podobnych". Gdyby nie zmiany ustrojowe, do tej pory umieli byśmy już pewnie dmuchać ryż.

Turbo – guma do żucia sprowadzana potajemnie z Turcji. Wsławiła się tym , że zawierała związki rakotwórcze. Takie „turbo” doładowanie.

wafle – kwadratowe wafle ze wzorkiem w kratkę, zjadane na sucho lub smarowane dżemem i cięte na małe kawałki niby ciasteczka.

wata cukrowa – Wytwarzana na oczach klienta w specjalnych machinach. Do kręcącego się bębna sypało się cukier, następnie drewnianym patykiem wybierało się powstała na skutek temperatury, cukrową watę. Dostępna przed kościołami, na odpustach i wesołych miasteczkach.
sikorka
Posty: 2
Rejestracja: 07 paź 2010, 22:46

Re: Słodycze w PRL

Post autor: sikorka »

Zapomniałeś o wyrobach wedlowskich - nie zawsze i nie dla każdego - ale mi się kojarzyą głównie z PRL-em. Czekolada mleczna 16 zł - do dziś pamiętam i takie małe czekoladki (to już chyba nie był wedel) w opakowaniach z obrazkami z bajek . Funkcje słodyczy pełniła też oranżada w proszku :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Gospodarka, kultura i społeczeństwo”