Epidemia dżumy w Rzeczpospolitej w XVI – XVII

Społeczeństwo polskie epoki Odrodzenia i wczesnego Baroku charakteryzowało się silnym dynamizmem demograficznym. Polska stała się w tym czasie nie tylko jednym z największych, ale i najludniejszych krajów w Europie. Po włączeniu Inflant i rozejmie w Jamie Zapolskim w 1582 roku Rzeczpospolita obejmowała obszar 815 tys. km². Jednak największy rozwój terytorialny przypada na I połowę XVII wieku, po pokoju wieczystym w Polanowie z 1634 roku. Obszar państwa wraz z lennami wyniósł wówczas blisko milion km², dokładnie 990 tys. km². W ówczesnej Europie tylko państwo rosyjskie miało większe terytorium.
Artur Rogóż
Administrator
Posty: 4635
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
Kontakt:

Epidemia dżumy w Rzeczpospolitej w XVI – XVII

Post autor: Artur Rogóż »

Epidemia dżumy w Rzeczpospolitej w świetle XVI – XVII wiecznych traktatów medycznych i zielników
Profilaktyka i lecznictwo indywidualne

Od najdawniejszych czasów dżuma dziesiątkowała ludność świata. Choć pierwsze udokumentowane wzmianki o tej chorobie pochodzą ze starożytności, niektórzy historycy medycyny dopatrują się informacji o dżumie, w jednej z opowieści biblijnej mówiącej o Filistynach, którzy odebrawszy Hebrajczykom Arkę Przymierza, padali od zarazy.


Brak dokładnego opisu objawów spowodował, że część uczonych twierdzi, że była to ospa naturalna, inni - sugerują dżumę dymieniczną wskazując ofiarę, jaką złożyli władcy filistyńscy podczas zwracania Arki - pięć złotych myszy i pięć złotych guzów1. Konsensus w tej sprawie najprawdopodobniej nigdy nie zostanie osiągnięty.

Głównym endemicznym ośrodkiem dżumy była Azja Wschodnia skąd przez stepy nadczarnomorskie i nadkaspijskie oraz Azję Mniejszą lub Półwysep Arabski docierała ona szlakami handlowymi do krajów basenu Morza Śródziemnego i Afryki. W latach 165 - 189 n.e. Imperium Rzymskie nawiedziła groźna epidemia dżumy lub duru osutkowego, która pochłonęła 25% mieszkańców Italii. Kolejna pandemia dżumy dymienicznej bądź czarnej ospy pojawiła się w latach 250 - 2662. W okresie średniowiecza w latach 540 - 580 zaraza zwana dżumą Justyniana zaatakowała ludność Europy, północnej Afryki i Bliskiego Wschodu prowadząc do depopulacji Europy3.

Aż do XIII wieku epidemie dżumy miały bardzo ograniczony zasięg. Prawdziwa klęska nadeszła w połowie XIV wieku, kiedy wybuchła największa w historii pandemia tej zakaźnej choroby, która uśmierciła około 1/3 do 1/2 populacji europejskiej4. Przypuszcza się, że jej początek miał miejsce nad jeziorem Bajkał około roku 1340 skąd powoli rozprzestrzeniała się w kierunku wschodnim i zachodnim - szlakiem biegnącym na północ od Morza Kaspijskiego. W 1346 roku dżuma pojawiła się w Astrachaniu, a wkrótce przez Wołgę i Don dotarła do Kaffy nad Morzem Czarnym. W ciągu następnego roku osiągnęła m.in. Konstantynopol, Mesynę, Trebizondę, wyspy greckie, Baleary i północny Egipt. W Europie kontynentalnej pierwsze zachorowania zaobserwowano na początku 1348 roku w Marsylii, Raguzie, Pizie, Wenecji oraz południowej Hiszpanii. W kolejnych miesiącach zaraza opanowała większość miast we Włoszek, Francji i Anglii, w 1349 - dotarła do Niemiec, Austrii, Polski i krajów skandynawskich, zaś w latach 1350 - 1352 - zaatakowała m.in. Kijów, Nowogród i Moskwę, skąd w 1353 roku "wróciła" nad Morze Czarne.

W drugim półwieczu XIV i w XV wieku dżuma nie opuszczała krajów europejskich m.in. w latach 1359 - 1361, 1369 - 1372 i 1380 - 1383, 1449, 1460, 1473 i 1482 - 1483. W następnym stuleciu zaraza nie traciła na swojej złośliwości zabierając tysiące ofiar; rzadko kiedy ograniczała też swój zasięg do terytorium jednego państwa. Z badań J.N. Birabena wynika, że dżuma i inne choroby epidemiczne pojawiały się w latach: 1521 - 1527 we Francji i we Włoszech, 1545 - 1547 ponownie we Francji, zaś w 1562 - 1566 uśmiercały ludność Czech, Austrii, Węgier, Francji i Anglii. Z kolei od 1575 do 1582 epidemie zaatakowały ludność Czech, Anglii, Włoch, Francji i Hiszpanii, zaś w latach 1596 - 1602 - pojawiły się również w Czechach, Francji, Anglii i Hiszpanii oraz w Niemczech i Rosji. W latach dwudziestych i trzydziestych XVII wieku epidemie chorób zakaźnych towarzyszyły wojnie trzydziestoletniej, następnie w latach pięćdziesiątych XVII wieku dżuma zaatakowała m.in. Barcelonę, Neapol i Rosję. Już w roku 1660 na Wołoszczyźnie i w Algierii odnotowano pierwsze przypadki zachorowania na dżumę, która szlakami handlowymi wkrótce została przyniesiona do Europy. Na lata 1667 - 1669 przypada ostatnia siedemnastowieczna epidemia dżumy we Francji, zaś od 1678 - 1681 pustoszyła ona Austrię, Węgry, Czechy, Hiszpanię i Maroko. W roku 1670 dżuma pojawiła się po raz ostatni w Holandii, w zachodnich Niemczech i w Szwajcarii. Europa oraz kraje azjatyckie musiały stawić czoła zarazie jeszcze na początku XVIII wieku. W roku 1702 epidemia zaatakowała Konstantynopol i wkrótce ogarnęła Ukrainę skąd szybko przeniosła się m.in. do Polski, Węgier i Czech gdzie trwała aż do roku 1716.W 1720 r. ofiarą kolejnego ataku dżumy po raz ostatni stała się południowa Francja, wcześniej zniknęła ona z Hiszpanii - 1711 r., Szwecji - 1712 r., Włoch - 1714 r. oraz państw Habsburgów - 1716 r. Do końca XVIII wieku dżuma pojawiała się na Bałkanach, w Turcji i południowej Rosji oraz w północnej Afryce5.

Zapiski kronikarzy pozwalają nam przyjrzeć się częstotliwości występowania pandemii dżumy na terenach Rzeczpospolitej i dostrzec pewną prawidłowość - najczęściej była ona przynoszona tu bądź ze wschodu i południa - drogą handlową z Węgier i Turcji, bądź też z Gdańska, prowadzącego ożywiony handel z Anglią. Pierwsze wzmianki o morze pochodzą z kroniki Długosza, który podaje, że w roku 1003, oraz w latach 1006 - 1007 - panowało w Polsce "powietrze morowe". Kolejne odnotowane epidemie, połączone często ze strasznym głodem, nawiedzały tereny polskie m.in. w latach: 1186, 1205 - 1207, 1282 - 1283, 1287 - 1288, 1307 - 1310, 1312 - 1315. W 1348 lub w 1349 r. zaatakowała Polskę Czarna Śmierć, zawleczona tu z miast hanzeatyckich. Zdziesiątkowała ona ludność Pomorza i Prus, a następnie Małopolski Zachodniej i Wielkopolski6.

W drugiej połowie XIV i w XV wieku według relacji Długosza zaraza nawiedziła Polskę m.in. w 1372 r., w 1385 r. (ziemię krakowską, lubelską i sandomierską), w latach 1412 - 1413 (w Wielkopolsce), a także od 1451 do 1452 i w latach 1466 - 14677. W 1482 Królestwo Polskie opanowała "pestis furiosa" - dziennie w Krakowie umierało 40 - 50 osób, zaś w Krośnie około 80, w latach 1489 - 1493 dżuma zaatakowała Małopolskę, a w latach 1497 - 1499 - cały kraj8.

W epoce nowożytnej epidemie dżumy miały charakter lokalny bądź wyniszczały ludność całej Polski. I tak, w latach 1505 - 1509 mór opanował Małopolskę, Wielkopolskę i Pomorze Gdańskie, a po krótkiej przerwie powrócił w ten sam rejon w 1514.r. W roku 1522 dżuma pojawiła się w Warszawie, zaś w latach 1526 - 1528 - spustoszyła główne miasta Rzeczpospolitej. Następne ogólnopolskie epidemie miały miejsce w latach: 1542 - 1543 (Wielkopolska, Małopolska, Ruś i Mazowsze), 1552 - 1555 (Prusy Królewskie, Mazowsze i Małopolska) oraz w roku 1559 (cały kraj). W latach 1563 - 1565 dżuma przywleczona z Anglii zaatakowała Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie, później zaś - pomiędzy 1569 a 1573 rokiem - zaraza z Węgier pustoszyła Polskę9.

Wiek siedemnasty rozpoczął się także wieloma epidemiami - w latach 1599 - 1606 pojawiła się ona w całej Rzeczpospolitej, kolejna fala "powietrza morowego", prawdopodobnie przywleczona na Ruś Czerwoną z Turcji lub Węgier, zaatakowała ziemie polskie około roku 1622, natomiast w latach 1627 - 1632 rozpoczęła się nowa ogólnopolska pandemia, która towarzyszyła walkom polsko-szweckim w Prusach Królewskich. Po wygaśnięciu epidemii aż do połowy stulecia odnotowano jedynie zarazy o charakterze lokalnym. W latach 1652 - 1663 tereny Rzeczpospolitej zaatakowała dżuma, tyfus plamisty i czarna ospa, początek tej pandemii miał miejsce na południowo-wschodnich terenach kraju10. Ostatnia zaraza w tym wieku miała miejsce w latach 1677 - 1680 i objęła tereny przede wszystkim Małopolski, ale także w mniejszym stopniu - Wielkopolskę, Ruś, Mazowsze i Prusy Królewskie11.

Wraz z rozpoczęciem wojny północnej Rzeczpospolitą nawiedziła pandemia dżumy (przyniesiona z Turcji), której towarzyszyły epidemie innych chorób zakaźnych - m.in. duru brzusznego, czarnej ospy, tyfusu plamistego i czerwonki. Zaraza trwała aż do roku 1713 i charakteryzowała się dużą śmiertelnością12. Ostatecznie dżuma zniknęła z terenów Polski Centralnej i Wielkiego Księstwa Litewskiego około roku 1720, ma kresach wschodnich Rzeczpospolitej pojawiały się jednak aż do końca XVIII wieku13.

W sumie w okresie 1501 - 1750 zarazy atakowały najczęściej ludność Małopolski Zachodniej (133 lata) i w Wielkopolsce (120 lat). Raz na dwa - trzy lata choroby zakaźne pojawiały się w Prusach Królewskich i Książęcych, na Mazowszu, Podlasiu i Śląsku (93 lata), rzadziej w Wielkim Księstwie Litewskim (73 lata), sporadycznie na Ukrainie Zadnieprzańskiej (40 lat) oraz w Inflantach (33 lata)14.

Przed nadejściem epidemii
Definicja dżumy. Sposoby zarażenia

Ogólną definicję epidemii podawał m.in. Piotr Umiastowski; jego zdaniem o "powietrzu morowym" można mówić wówczas, gdy panująca choroba obejmuje więcej niż jedno państwo, jest zaraźliwa i co się z tym łączy - powoduje bardzo dużą śmiertelność15. Inni autorzy traktatów skoncentrowali się przede wszystkim na wyjaśnieniu czytelnikowi, w jaki sposób dochodziło do zarażenia się i uśmiercenia człowieka. Najprostszy opis znajdujemy u Marcina Sokołowskiego, który pisał: "powietrze to jest jadowita para, która od zapowietrzonego na powietrzu się rozwiewa. A tak, gdy zdrowy człowiek na tę jadowitą parę trafi albo też z którym zapowietrzonym gadając dech z ust zapowietrzonego na siebie zdrowego pójdzie, i tak się uchwyci szat, i po tym przeciśnie się per peros w ciało, które tak zapala i zaraża, iż krew zarażona przecisnąwszy się do serca zamoży człowieka"16. O wnikających do ludzkiego organizmu substancjach, które prowadzą do gnicia wnętrzności pisał również Sebastian Śleszkowski. Tak przebiegającą chorobę nazwał "zarazą publiczną, którą powietrzem morowym właśnie zowiemy, jest choroba pospolita wszczynająca się od zarażenia powietrza mającego w sobie zmazy, które wpuszczają w ciała ludzkie, w których zgniłość do takiego stopnia przychodzi, że zaraźliwe tchnienie ma, siłom i żywotowi ludzkiemu wszystkiej substancji złością wewnątrz wziętą szkodliwe i przeciwne, a pokazują się niemal zawsze wrzodem ognistym nazwanym łacińskim językiem carbunculus albo dymienica"17. Śmiertelne dla człowieka cząsteczki pochodzić miały albo od osób zarażonych i miejsc, w których oni przebywali, albo z terenów, gdzie jak wierzono owe miazmaty powstawały /bagna, cmentarze, jaskinie/. W nowożytnych traktatach medycznych najczęściej mówiono o niebezpieczeństwie wynikającym z kontaktu z chorymi oraz o możliwości zarażenia się od przedmiotów, które ze względu na swoją strukturę mogły przechowywać "jadowitą parę". Wszyscy nowożytni lekarze radzili unikać osób chorych oraz przybyszów z innych miast, którzy na pozór zdrowi mogli już nosić w sobie chorobę. Z tegoż względu zalecano stosować wobec przyjezdnych kwarantannę. Przed kontaktem z chorymi przestrzegał np. Sebastian Petrycy pisząc: "wiadomie bywać głupiego jest, natrącać się na zły, niby śmiertelny raz"18. Podobne zdanie miał Piotr Umiastowski twierdząc: "jako gdy jeden bywa zarażony, drugi się też od niego zaraża"19. Zarazić się można było również od rzeczy, która miała w sobie, wspomnianą wyżej, "jadowitą parę". Nie wszystkie przedmioty zdolne były przyjąć zarazę. Musiały być one: "dziurkowate i miękkie, (...) ani nazbyt zimne, ani nazbyt gorące"20. Niebezpieczne dla zdrowia były np. ubrania lniane i podszyte futerkiem, futra, chusty, a także spróchniałe drewno. Nie należało natomiast obawiać się kruszców, marmuru i żelaza21. Przestrzegano przed dotykaniem rzeczy przywożonych z innych miast lub pochodzących od ludzi zmarłych na dżumę. Wszelkie ubrania i sprzęty domowe z zarażonych domów proponowano spalić z dala od budynków mieszkalnych. Sebastian Petrycy wierzył, że ogień niszczył dżumę22, według Piotra Umiastowskiego także mróz mógł zatrzymać rozprzestrzenianie się choroby.

Przyczyny "powietrza morowego"

Lekarze epoki nowożytnej przyczyn powstawania chorób zakaźnych upatrywali w tzw. causa moralis, według której epidemia miała być karą bożą za grzechy ludzkie. Nie wskazywali oni konkretnych występków. Wyjątkiem był Sebastian Śleszkowski, który twierdził, że zaraza to kara za protekcję, jaką szlachta i mieszczanie otaczają Żydów, a także za zajmowanie się lichwą23. Obok teorii teurgicznej istniała także teoria astrologiczna, która zresztą nie wykluczała teorii deistycznej, ponieważ zdaniem medyków wszystkie ciała niebieskie zależne były od Boga. W XVI - XVII wieku powszechnie uważano, że planety zawiadują czterema płynami ustrojowymi, od których właściwych proporcji zależeć miało zdrowie i choroba. Stefan Falimirz opisywał to następująco: "Wilkości przyrodzone cztery są, a planety sprawdze ich: Krew gorąca a wilgotna - Jupiter sprawca jej powietrznego przyrodzenia. Druga wilkość - flegma po grecku, po łacinie pituita - Miesiąc sprawca jej. Trzecia wilkość - kolera po grecku, po łacinie flavabilis - Słońce sprawca jej. Czwarta wilkość melankolia po grecku, po łacinie atrabilis - Saturnus, zimny i suchy sprawca jej. Melankolijej przypalonej - Mars panuje, ognistego przyrodzenia"24. I tak podporządkowanie płynów ustrojowych wybranym ciałom niebieskim powodowało, że specyficzne ich ustawienie lub nieprawidłowości w ich poruszaniu mogły wywołać choroby, zdaniem lekarzy o powszechnym charakterze. Za szczególnie niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia uważano wpływ wynikający z połączenia dwóch planet pod znakiem trzeciej, najczęściej Jowisza, Saturna i Marsa. Przykład niekorzystnego układu planet podał Sebastian Śleszkowski. Jego zdaniem w roku 1621 Saturn znajdował się w znaku Raka o w dużej mierze przyczyniło się do powstania "morowego powietrza"25. Autorzy nowożytnych traktatów przyczyn powstania chorób zakaźnych upatrywali również w zaćmieniach Słońca i Księżyca oraz kometach, które pozostawiały za sobą szkodliwy dla człowieka dym. W jego skład wchodziła siarka i bliżej nieokreślone substancje gnilne, które mieszały się z powietrzem i wraz z nim wnikały do płuc i serca człowieka. Tam owe substancje zawierające truciznę, doprowadzały do powstania nadprzyrodzonego gorąca i dawały początek zarazie. Zdaniem Marcina Sokołowskiego komety miały wyciągać z pod ziemi "jadowite wilgotności", a następnie wypuszczać je w powietrze, powodując powstanie moru26.

Poza ciałami niebieskimi przyczyną skażenia atmosfery miały być trujące wyziewy wydobywające się z bagien, stojących wód, kloak, jaskiń i grobów27. Odpowiedzialny za przenoszenie zatrutego powietrza były wiejące z zachodu i południa wiatry oraz gęste mgły. Próbę wytłumaczenia skomplikowanego procesu "skażenia wiatru", o którym często wspominano w traktatach, podjął Piotr Umiastowski pisząc: "Jeślibyśmy rozumieli [wiatr] za rzecz zmieszaną, bez pochyby wiatr psuje się istotnie. Ale to wiedzcie kiedy się tak psuje wiatr, psuje się dla pary albo mgły z dawna do niej przemieszanej, iż które mgły świeżo zepsowane mieszają się do wiatru, od nas nazwane zarazy"28. W tym samym miejscu autor wyjaśniał, że skażony wiatr nie jest trucizną sam w sobie, ponieważ ludzie oddychając nie umierają od razu. Wnikające do organizmu cząsteczki przyczyniały się do gnicia jednego z soków, naruszając ich równowagę.

Zasadne było łączenie przyczyn powstawania "morowego powietrza" ze złymi warunkami mieszkalnymi. Piotr Umiastowski słusznie zwracał uwagę na stan higieniczny XVI - wiecznych miast: "Albowiem jako baczymy, w mieściach albo w sklepach zamknionych, pleśni pełno z pary po ścianach, po stropie: tymże sposobem i pary powietrzne, w mieściach zamknionych mogą być"29. "Nie dziw, iż tu u nas w Krakowie często mór i choroby nieprzespieczne bywają, iż żadnej pilności w ochędóstwie nie masz - pisał w 1605 r. Sebastian Petrycy - śmieci, gnojów, rumów, jako po ulicach, rynsztoki pełne śmierdzącego błota, studnie kaczmarskie smrodliwe, z futrusu rzeźniczego zalatuje, prywety z brzegów swych wychodzą i z domów się wydobywają. Myszy, szczurów, robaków, gadziny, dla wilgotnych gmachów po domach pełno, za plugastwem w domu, za plugastwem w mieście, łacno zaraza ludziom być może"30. Zauważano również korelację pomiędzy chorobami zakaźnymi a poprzedzającymi je powodziami i głodem. Sebastian Śleszkowski winą za epidemie obarczał osoby o wyższym statusie majątkowym, które mogły wspierać finansowo ludzi ubogich. W swoim poradniku medycznym Sebastian Śleszkowski pisał: "Zarazy biorą się z tego, że ubodzy ludzie jedzą złe zioła, zgniłe mięso i ryby, złymi wilgotnościami się napełniają i gdy tchną to powietrze zarażają. Im ich więcej tym powietrze morowe staje się potężniejsze"31.

Wśród XVI - XVII wiecznych opinii na temat przyczyn epidemii znajdujemy też takie, które nie miały żadnych zdroworozsądkowych podstaw. W obliczu nieszczęścia często o umyślne rozsiewanie trujących substancji oskarżano Żydów i ludzi zamożnych32, zaś o powodowanie powstawania miazmatów obwiniano zapachy wydzielane przez Murzynów, mnichów, grabarzy itp.33.

Zwiastuny "powietrza morowego"

Zdaniem staropolskich medyków nadchodzącą epidemię miały zwiastować różne znaki niebieskie i ziemskie. Chcąc zawczasu przygotować się do walki z zarazą zalecano przede wszystkim baczną obserwację nieba. Za omina uznawano zaćmienia Słońca i Księżyca, komety, zorze i deszcze meteorytów. "Pierwszy znak przyszłego morowego powietrza: ognie po powietrzu latające, które prości ludzie zowią gwiazdami padającemi, także słupy ogniste, albo jakimkolwiek kształtem ognie pokazowałyby się" - pisał Piotr Umiastowski34.

Zbliżające się nieszczęście zapowiadały także pewne zjawiska meteorologiczne - gęste i długotrwałe mgły, szczególnie po znakach niebieskich, południowe i zachodnie wiatry przynoszące wilgotne i gorące powietrze, zimna i sucha wiosna, deszczowe lato, gwałtowne burze, grzmoty zimą, zwłaszcza w styczniu. Zwracano uwagę na pojawienie się dużej ilości żab, myszy, szczurów, much, które zdaniem Piotra Umiastowskiego "z zgniłości a nie z nasienia się rodzą, jest znak, że wielkie zepsowanie a zbotwiałość, bo zgniłość na powietrzu panuje"35. Powszechna była też obserwacja zwierząt, których dziwne zachowanie miało wskazywać na rychłe nadejście moru. Chodziło m.in. o ptaki i inne zwierzęta opuszczające zamieszkałe tereny oraz masowe zdychanie ryb i żab w rzekach i jeziorach36.

Dość nietypowe zwiastuny "morowego powietrza" opisywał Marcin Sokołowski. Jego zdaniem nadejście moru poprzedzały częste poronienia37. Z kolei Piotr Umiastowski oraz Sebastian Petrycy zauważyli, że przed wybuchem epidemii ludzie stawali się niespokojni, a nawet tracili zdrowe zmysły38.

Ostatecznym dowodem na pojawienie się moru miały być specjalne próby. Marcin Sokołowski proponował zostawić na cynowym talerzu świeże mleko, mięso lub kurze żółtko przez noc na wietrze; jeżeli uległo zepsuciu, oznaczało to obecność zarazy. Natomiast w traktacie Piotra Umiastowskiego czytamy: "Iż przed wschodem słońca, lecie rosa byłaby zebrana w naczynie jakie, a byłaby dana psu pragnącemu, jeśliby on pies wypiwszy ją zdechł, tedy znak będzie doświadczony powietrza morowego przyszłego"39.

Przedstawione przez autorów traktatów medycznych liczne zwiastuny morowe można było wiązać z groźbą wybuchu epidemii. Wielka ilość gryzoni i pasożytujących na nich insektach, wysoka temperatura i duża wilgotność powietrza, zmniejszona odporność będąca wynikiem nieodpowiedniego odżywiania się i trudnych warunków mieszkalnych sprzyjały rozwojowi chorób zakaźnych, w tym dżumy.

Osoby podatne na zachorowanie

Najbardziej narażone na zachorowanie były kobiety40, w szczególności brzemienne, oraz dzieci, których ciała miały zawierać dużą ilość "złych wilgotności". Z tą teorią zgadzali się wszyscy autorzy traktatów, z wyjątkiem Macieja z Miechowa, który nie ustosunkował się do tego problemu. Przyznawali oni, że ludzie mający ciała gorące i wilgotne (a także często chorujący41) w czasie epidemii powinni poświęcić swemu zdrowiu dużo uwagi. Najobszerniejszą charakterystykę osób, które łatwo mogły się zarazić przedstawił Jan Innocenty Petrycy: "Skłonniejsze do zachwycenia powietrza morowego - pisał - są niewiasty niż mężczyźni, młodzi niż starzy, tłuści, delikaci, słabi, bledzi, bojaźliwi, obżarci, ciała rzadkiego, smrodliwego, którym z ust cuchnie, mają robaki, flegmą ściekają"42. Ważną kwestię poruszył Marcin Sokołowski, który zwrócił uwagę na styl życia. Jego zdaniem na większe niebezpieczeństwo narażeni byli "ci, co w nieczystościach się kochają", (ponieważ tym samym osłabiali swoje serce, mózg i wątrobę) oraz ludzie, którzy często gorączkowali, chorowali na dychawice, suchoty, bóle boków i lędźwi, a także osoby posiadające wybuchowy temperament, bojaźliwe, pozostawiający w bliskim pokrewieństwie43. O zdrowym stylu życia wspominali również Piotr Umiastowski i Sebastian Śleszkowski, jednak mieli oni na myśli przede wszystkim zachowanie umiaru w jedzeniu i w piciu44. Przekonanie o tym, że "jad morowy" dostawał się do organizmu w czasie oddychania sprawiło, że zdaniem Piotra Umiastowskiego narażeni na zachorowanie mieli być także ludzie, którzy dużo pracowali na wolnym powietrzu, ponieważ "często muszą oddychać"45. Teoretyczne założenia lekarzy nie zawsze sprawdzały się w praktyce. Obserwacje poczynione przez Piotra Umiastowskiego pokazały, że w czasie epidemii zdarzali się ludzie pełni "złych wilgotności", którzy mimo częstego przebywania z chorymi i prowadzenia niezdrowego trybu życia nie umierali. Zarażali się natomiast ci, którzy przestrzegali zaleceń lekarzy. Wytłumaczenie tego zjawiska było dość proste. Jeżeli w czasie dżumy śmierć powodowana była skażeniem serca przez "jad morowy", ludzie którym udawało się przetrwać musieli mieć coś, dzięki czemu "morowa trucizna" nie mogła dostać się do ich serca. Piotr Umiastowski tłumaczył to następująco: "nie żadna insza przyczyna może być podana, jedno ta, że których się powietrze nie chwyta, własność niejaką mają w sercu, która od siebie wszystkie szkodliwe zarazy odpędzają, a którzy łacno powietrzem bywają zarażeni, pochop serca tajemny mają, jako bywa, że się serce zarazem nie może sprzeciwiać, ale łacno one zarazy każde przyjmuje"46. Kwestię odporności na dżumę podniósł również Marcin Sokołowski. Jego zdaniem nie zarażali się ludzie urodzeni w miesiącu, gdy panowała planeta Wenus lub Jowisz, ponieważ mieli oni dużo "przyrodzonego ciepła". Zaś ci, którzy rodzili się w czasie aktywności Marsa lub Saturna, mieli mało tego ciepła oraz dużo "złych wilgotności"47.

Monika Gajewska

Przypisy

1 Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, red. ks. Kazimierz Dynarski, Poznań - Warszawa 1990, I księga Samuela, 6, 4.


2 Andrzej Karpiński, W walce z niewidzialnym wrogiem, Warszawa 2000, s. 63; Ardo Karlen, Człowiek i mikroby, Warszawa 1997, s. 99.


3 Epidemia ta prawdopodobnie rozpoczęła się w okolicach Peluzjum w Egipcie, a następnie przez Aleksandrię dotarła do Palestyny i Konstantynopola. /Daniel Włodarczyk, Od powietrza, głodu, ognia i wojny, Inowrocław 1998, s. 90/; Ardo Karlen, op. cit., s. 103 - 104/.


4 A. Karpiński, op. cit., s. 64; A. Karlen, op. cit., s. 119 - 120; A. Rutkowska-Płachińska, Dżuma w Europie Zachodniej w XIV w. - straty demograficzne i skutki psychiczne, "Przegląd Historyczny", t. LXIX, 1978, z. 1, s. 75 - 101.


5 A. Karpiński, W walce..., s. 66 - 68.


6 F. Giedroyć, Mór w Polsce w wiekach ubiegłych. Zarys historyczny, Warszawa 1899, s. 34 - 38.


7 F. Giedroyć, Mór ..., s. 42 - 46; A. Walawander, Kronika klęsk elementarnych w Polsce i krajach sąsiednich w latach 1450 - 1586, Lwów 1932, s. 170.


8 F. Giedroyć, Mór ..., s. 47; A. Walawander, op. cit., s. 179 - 193.


9 L. Gąsiorowski, Zbiór wiadomości do historyi sztuki lekarskiej w Polsce, Poznań 1839 - 1859, t. I, s. 150; F. Giedroyć, Mór ..., s. 48 - 52; A. Walawander, Kronika..., s. 193 - 285.


10 A. Karpiński, W walce..., s. 70.


11 F. Giedroyć, Mór..., s. 53 - 58.


12 F. Giedroyć, Mór..., s. 58; A. Karpiński, W walce ..., s. 71.


13 F. Giedroyć, Mór..., s. 61 - 67.


14 A. Karpiński, W walce ..., Zestawienie I i II, s. 311 - 317.


15 P. Umiastowski, Nauka o morowym powietrzu na czwory księgi rozłożone, Kraków 1591, k. 4.


16 M. Sokołowski, Promotorium albo o morowym powietrzu, Kalisz 1679, s. 3.


17 Zdaniem autora "zarazę publiczną" poprzedza "zaraza prywatna", która "abo się ze od złych humorów dla złego życia wszczyna, abo z złego postanowienia powietrza jako jest wiele gorączek jadowych, które nie mają zaraźliwego tchnienia i nie wiela szkodliwe są, jeno bardzo sposobny, a częstokroć bywają z petociami, biegunkami, boleniem głowy i szaleństwem", /tenże, O ustrzeżeniu się i leczeniu morowego powietrza, także gorączek jadowitych przymiotnych z petociami, nauka każdemu wiekowi, płci i stanami przysposobiana, tak z nauczonych i sławnych medyków, jako i z samego doświadczenia krótko zebrana, Kalisz 1623, s. 2/.


18 S. Petrycy, Instrukcja abo nauka jak się sprawować czasu moru, k. 12.


19 P. Umiastowski, op.cit., k. 2.


20 P. Umiastowski, op.cit., k. 16.


21 Piotr Umiastowski pisał, że wiele osób bało się brać do ręki pieniędzy. Ich obawy rozwiewa następującymi słowami: "Którzy czasu powietrza morowego pieniędzy strzegą się brać, zdadzą mi się prostacy, gdyż nie od pieniędzy, ale raczej od onego schowania, w którym pieniądze były, albo więc z pleśni, który bywa w pieniądzach, gdy ich zapowietrzeni używają, bywają zarażeni, bo pieniądze obmyte i wyczyszczone z plugastwa nie mogą zarazić", /tenże, op.cit., k. 17/.


22 Pisał on: "Hipokrates Ateńczykom radził, gdy był wielki mór, w ulicach nakładać ognie wielkie i około miasta, którą radą uchronili się powietrza zaraźliwego. Także też cienko słomę posłać w domu a zapalić dobrze, gdyż ogień bardzo dobrze czyści powietrze morowe", /tenże, op.cit., k. 5/.


23 S. Śleszkowski, op.cit., s. 7.


24 Cyt. Za: J. Szostak, Scientia de simplicis w pierwszych zielnikach polskich, "Archiwum Historii Medycyny", t. XLIII, 1980, nr 3, s. 273.


25 S. Śleszkowski, op.cit., s. 8.


26 M. Sokołowski, op.cit., s. 15.


27 Twórcą teorii miazmatów był Thomas Sydenham. Według niego przyczyną chorób zakaźnych nie jest ani pogoda ani pora roku, tylko ukryte właściwości ziemi (miazmaty) wydzielane z niej przez parowanie./Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 2000, s. 134/.


28 P. Umiastowski, op.cit., k. 9.


29 P. Umiastowski, op.cit., k. 16; O złych warunkach higienicznych pisał też Sebastian Śleszkowski, który dodawał, że ludzie mieszkający w miastach ze względu na brud bardziej narażeni są na choroby, /tenże, op.cit., s. 3/.


30 Cyt. za A. Karpiński, W walce ..., s. 44.


31 S. Śleszkowski, op.cit., s. 3.


32 S. Śleszkowski, op.cit., s. 3.


33 Z. Kropidłowski, Formy opieki nad ubogimi w Gdańsku od XVI do XVIII wieku, Gdańsk 1992, s. 142.


34 Tenże, op. cit., k. 27. W Dzienniku roku zarazy Daniel Defoe pisał, że ludzie obserwując niebo dostrzegali nieraz obrazy i wizje, wynikające wybujałej fantazji i olbrzymiego lęku. "Tu zobaczyli miecz ognisty wznoszony ręką wyłaniającą się z chmur, którego ostrze zawisło prosto nad miastem". /Tenże, Dziennik roku zarazy, wyd. Londyn 1993, s. 31.


35 P. Umiastowski, op.cit., k. 29. Pisał o tym także Sebastian Petrycy: "Wielkość myszy, żab, much, jaszczurek i inszej gadziny, które z zatęchłości rodzą", /tenże, Instructia abo nauka jak się sprawować czasu moru dla prostych napisana, krom discursów, Kraków 1613, k. 4/ oraz M. Sokołowski, który wspominał o "robactwie z ziemi wychodzącym", /tenże, Promotorium albo o morowym powietrzu, s. 16/.


36 "Kiedy ptacy albo zwierzęta uciekają ze swoich gniazd, albo tam niechcąc w nich mieszkać. Kiedy ryby pośnione gęsto pływają po stawach albo po rzekach" - pisał Sebastian Petrycy, /tenże, op.cit., k. 4/.


37 M. Sokołowski, op.cit., s. 16.


38 P. Umiastowski, op.cit., k. 29; S. Petrycy, op.cit., k. 4.


39 P. Umiastowski, op.cit., k. 30.


40 W 1623 anonimowy autor pisał: "Białogłowy są zawsze sposobniejsze do zachwycenia powietrza i z dyspozycji ciał ich i też propter curiositatem ich i biegania bezpiecznego do kościoła. Przeto najlepiej tę gadzinę z domu wysłać, chcesz-li aby cię nie zaraziła". /Cyt. w: F. Giedroyć, Mór ..., s. 83/.


41 S. Śleszkowski, op.cit., s. 30.


42 J. I. Petrycy, Praeservatio abo Ochrona powietrza morowego, Kraków 1622, k. 5.


43 M. Sokołowski, op.cit., s. 15 - 16.


44 Sebastian Śleszkowski przestrzegał panny, że jeśli będą nieskromnie żyły to nie pomogą im żadne leki profilaktyczne, /tenże, op.cit., s. 29/. Mniej optymizmu posiadał Piotr Umiastowski, który pisał, że ze względu na dużą wilgotność ciała "wiele w siebie biorą powietrza, (...), a jad, który się czasu powietrza morowego w pannach mnoży, jest nieuleczalny. Do tego jeszcze chciwość ich wielka do jedzenia owoców, które szkodne są czasu powietrza morowego". Była to pewna prawidłowość, której nie można było zmienić. /tenże, op.cit., k. 13/.


45 P. Umiastowski, op.cit., k. 13.


46 P. Umiastowski, op.cit., k. 12. Autor nazywał to własnością tajemną, z kolei posiadanie zbyt dużej ilości "złych wilgotności" oraz słabego zdrowia - właściwością jawną.


47 M. Sokołowski, op.cit., s. 18.
MichałK
Posty: 117
Rejestracja: 27 gru 2010, 18:14

Re: Epidemia dżumy w Rzeczpospolitej w XVI – XVII

Post autor: MichałK »

Czy jest jakiś dostęp do pozycji: F. Giedroyć, Mór w Polsce w wiekach ubiegłych. Zarys historyczny, Warszawa 1899?
Czy była wznowiona?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Gospodarka, kultura i społeczeństwo”